WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

03.

Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej. Indiana planowała spotkać się z przyjaciółką, by - jako dwie młode, gorące singielki - wyjść na miasto, odpocząć i trochę się zabawić. Wypić parę drinków kosztem naiwnych facetów i po prostu spędzić miło ten czas w dobrym towarzystwie - wszak koniec końców to babskie towarzystwo zawsze było najlepsze. A w każdym razie: z takiego założenia wychodziła Indiana, która dawno już nie miała okazji trafić na mężczyznę godnego jej czasu i zainteresowania. Właściwie nawet miała w swoim życiu taki moment, gdy sama zastanawiała się, czy aby nie wolała dziewczyn, ale jej jedyne doświadczenie w tej kwestii sprowadzało się do pijackiego pocałunku z koleżanką i chyba trudno byłoby jej sobie wyobrazić, że mogłoby dojść do czegoś więcej. Lub inaczej: mogła to sobie wyobrazić (i możliwe, że wyobrażała), ale myśląc o związku, widziała się tylko u boku silnego mężczyzny, w którego ramionach mogłaby utonąć. Takiego, który poratowałby ją w przypadku zepsutego kranu czy pająka na ścianie, bo z ostatnią współlokatorką wyglądało to tak, że na widok insekta obie dziewczęta uciekały z krzykiem. Może jednak Indy oczekiwała zbyt wiele; może taki mężczyzna nie istniał - nie dla niej. Zwłaszcza że w tych fantazjach coraz częściej zaczynał on przybierać pewną konkretną, znajomą twarz i Halsworth sama przed sobą nawet obawiała się przyznać, że mogła tego właśnie chcieć... Dzisiejszego wieczora jednak nie miała myśleć - a tymczasem wszystkie jej plany legły w gruzach, gdy koleżanka nieoczekiwanie oznajmiła, że jednak nie da rady się spotkać. Z jednej strony Indy nie mogła mieć jej tego za złe, skoro zadzwoniła z malutkim wyprzedzeniem i za wszystko ją przeprosiła. A z drugiej - może gdyby zadzwoniła trochę później, gdy brunetka byłaby już gotowa do wyjścia, to miałaby przynajmniej motywację, by nie rezygnować całkowicie z wcześniejszych planów. Tymczasem jednak Indy nie miała już ochoty wychodzić nigdzie sama - więc została w domu. Zamówiła pizzę - zdecydowanie zbyt dużą jak na jedną osobę, ale odgrzana nada się jeszcze na jutrzejszy, niezbyt dobry obiad... - i przebrała się w wygodne ciuchy: luźną, białą koszulę i równie białe, sportowe skarpetki za kostkę, trochę w stylu lat dziewięćdziesiątych, oraz szorty, jakie zwykle w domowym zaciszu uznawała za zbędne, ale teraz założyła je tylko dlatego, że oczekiwała dostawcy jedzenia i wolała nie paradować przed nim w bieliźnie. Następnie zaś z kieliszkiem wina Indy zaległa na kanapie przed telewizorem, by obejrzeć, w duchu nadchodzącego Halloween (i nadchodzącej, nowej części), "Krzyk". Sama nie wiedziała, za co uwielbiała ten film, który zdecydowanie trudno uznać za arcydzieło kinematografii - może za to, że był to jeden z niewielu horrorów, jakich nie bała się oglądać, bo i nie było w nim nic strasznego. A mimo to, siedząc wieczorem samotnie w pustym mieszkaniu, mogła odczuwać lekki niepokój, gdy morderca na ekranie dzwonił do - samotnie spędzającej wieczór w pustym domu - dziewczyny, żeby powiedzieć, że jest właśnie pod jej drzwiami. I właśnie wtedy rozległ się donośny dzwonek. Nie zastanawiając się nadmiernie nad tym, że dostarczenie pizzy zajmowało zwykle więcej niż kilkanaście minut, jakie dopiero minęły, Indy pomaszerowała do przedpokoju i otworzyła, w pierwszej kolejności zaledwie częściowo wychylając się zza drzwi, jakie - poza twarzą brunetki i jej jedną nagą, zgrabną nóżką - wciąż przysłaniały niemal całą jej osobę. - Connor? - uniosła zaskoczona brwi, z delikatnym, mimowolnym uśmiechem majaczącym w kąciku jej ust zawieszając wzrok na wysokości oczu swojego nieoczekiwanego gościa. - Myślałam, że to pizza - dodała nieznacznie ciszej, ni to do siebie, ni do niego; i choć cisnęło jej się na usta pytanie o to, czy tym razem to on pomylił mieszkania i trafił na niewłaściwe piętro, to chyba jednak wolała do tego nie wracać. Mimo wszystko nie była z siebie dumna i nie chciała dawać znów Brewsterowi powodu do naigrywania się z niej. Zawahała się jednak na krótką chwilę, gdy przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, skrzyżowała z nią tę drugą, by przesunąć stopą po swojej nagiej łydce. - Umm... Chcesz wejść? - zapytała trochę bez przekonania, nie dlatego jednak, że jego wizyta była jej nie na rękę; lecz dlatego, że zwyczajnie się jej nie spodziewała i nie wiedziała, czy była ona dziełem przypadku, czy faktycznej chęci spotkania - czy może jakiejś wyższej potrzeby lub konieczności. Znacznie bardziej nie na rękę było jej zatem to, iż chciała żeby wszedł. I może nawet na chwilę został.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

2. Dla niego ten wieczór miał wyglądać zupełnie normalnie, można by powiedzieć, że niemal tak jak zwykle, gdy tylko miał nieco więcej swobody od pracy, co pozwalało mu spotkać się ze znajomymi. Ponieważ od samego ranka załatwiał na mieście różne sprawy, a potem zaszył się na siłowni, gdzie: raz, trochę poćwiczył i dał upust swoim emocjom, to dwa, także musiał nieco popracować i zająć się formalnościami, które były nieodzownym obowiązkiem, gdy zbliżał się koniec miesiąca. Nie do końca miał dzisiaj ochotę wychodzić na miasto w celach czysto rozrywkowych, ale kilkoro znajomych, także tych od interesów, nie przyjmowało odmowy, więc ostatecznie późnym popołudniem pojawił się w klubie należącym do jednego z nich i jak to miał w zwyczaju – robił dobrą minę do złej gry. Często bowiem, oczywiście od powrotu w rodzinne strony, bywał w takich miejscach i częściej gdzieś wychodził, ale jedynie wtedy, gdy zamierzał na tym coś ugrać – dla siebie, bądź dla swoich interesów. Jednoczesnym dodatkiem tego typu wyjść były oczywiście również alkohol oraz narkotyki, które jakimś dziwnym trafem ciągle pojawiały się gdzieś obok niego, bo wszyscy wokół lubili sobie używać i urozmaicać zabawę w taki właśnie sposób. On sam delektował się jednak jedynie dobrym alkoholem i towarzystwem pięknych, aczkolwiek niekoniecznie interesujących, kobiet. Zainteresowania z ich strony nigdy mu nie brakowało, więc ostatecznie każdego takie wyjście kończył w towarzystwie którejś z nich i z głównego założenia – dziś wcale nie miało być inaczej. Z jakiegoś jednak powodu jego myśli uciekały w stronę pewnej drobnej, młodziutkiej brunetki, przez co nie do końca mógł skupić się na obecności dziewczyny, która właśnie próbowała zabiegać o jego względy, zapewne licząc, iż dziś to ona będzie mogła opuścić z nim ten klub. Connor jednak, gdy tylko dokończył kolejną porcję swojej ulubionej whisky i gdy dopiął już pewien interes ze znajomym, zebrał się do wyjścia, ale tym razem ku rozczarowaniu wspomnianej blondynki – sam. Nie planując właściwie niczego, zgarnął jedynie po drodze butelkę whisky i taksówką wrócił na swoje osiedle, nagle postanawiając zdać się na los, który podpowiadał mu, by ten wieczór spędził jednak w towarzystwie dziewczyny, która chyba bądź co bądź, była mu winna podziękowanie za ówczesną pomoc po jej alkoholowych wyczynach. A może po prostu podświadomie chciał ją jedynie nieco powkurzać i przy tym sprawdzić czy istotnie miała na niego tak dużą ochotę, jak wtedy, gdy będąc pijaną mówiła o tym tak otwarcie i pewnie, nie pozostawiając co do tego żadnych złudzeń. Dziś, jak sądził, była trzeźwa i kompletnie nieprzygotowana na jego wizytę, a ponieważ Brewster lubił zaskakiwać, postanowił pojawić się bez zapowiedzi, mając jedynie nadzieję, iż ciemnowłosa jest w swoim mieszkaniu, nie zaś na jakiejś kolejnej imprezie – bo może to było jej standardem w piątkowe wieczory. Gdy dotarł więc pod jej drzwi, zadzwonił dzwonkiem i wsparł się jedną ręką o framugę, wpatrując się w jedyną przeszkodę, która dzieliła go od zobaczenia tej drobnej istoty, która od jakiegoś czasu z całą pewnością nie dawała mu spokoju. Indiana jednak nie kazała mu długo czekać, a on jedynie przez krótką chwilę miał w głowie myśl, iż nie powinien do niej przychodzić i że powinien raczej to wszystko szybko ukrócić, ale… ciekawość była większa. Gdy więc drzwi się uchyliły, jego spojrzenie zamiast na twarz lokatorki mieszkania, padło w dół, wprost na jej zgrabną i co więcej, nagą nóżkę, prześlizgując się niespiesznie ku górze, w końcu aż do jej ślicznej buźki i oczu, które spoglądały na niego z wyraźnym zaskoczeniem. – Niestety pizzy nie mam, ale w zamian za to mam dobrą whisky – oznajmił na wstępie, unosząc nieco trzymaną w drugiej ręce butelkę – Właściwie nie byłem pewien czy Cię zastanę, bo pomyślałem, że może jednak w piątkowy wieczór imprezujesz gdzieś na mieście, żeby potem móc znowu pomylić mieszkania – uniósł sugestywnie brew ku górze, unosząc także nieco kąciki ust ku górze z wyraźnym rozbawieniem, jedynie odrobinę wypominając jej tamten nocny wybryk. Nie robił jednak tego z żadną złośliwością, wręcz przeciwnie, jedynie troszkę ją prowokował i nie mógł odmówić sobie na wstępie drobnego żartu – chociaż istotnie nie zamierzał jej też nadmiernie wkurzać. Liczył bowiem na to, że nie zamknie mu drzwi przed nosem, więc jego uśmiech nieco się poszerzył, gdy tak szybko go zaprosiła. – Właśnie na to zaproszenie liczyłem – odparł bez skrępowania, niemal od razu wchodząc do środka, gdy tylko dziewczyna uchyliła nieco bardziej drzwi, wpuszczając go. Gdy więc zamknęła je za nimi, obrócił się i zlustrował jej sylwetkę swoim spojrzeniem, wyraźnie zadowolony widokami, które właśnie mu zaserwowała, niemal całkowicie odsłaniając swoje długie i zgrabne nóżki. – Wbrew pozorom ja nie pomyliłem mieszkań. Raczej liczyłem na jakąś dobrą kolację w geście podziękowania. Ale najpierw przygotuje coś do picia, co Ty na to? – poruszył ręką, w której nadal tkwiła butelka whisky i nie słysząc sprzeciwu z jej strony, sam udał się do kuchni, doskonale znając drogę, bowiem układ owego mieszkania był identyczny, jak ten jego. Czuł się więc niemal jak u siebie, chociaż jedynie wystrój nieco się różnił. Gdy znalazł się więc w kuchni, wyciągnął szklanki, zorganizował nieco lodu i zajął się przygotowywaniem drinka – głównie dla niej, bo on sam preferował raczej czystą whisky, której smaku nic mu nie zaburzało. Sam zaś liczył na miły wieczór w jej towarzystwie, całkowicie zaintrygowany rozwojem wydarzeń i tym, jaki dziś mogły przybrać rozwój – chociaż rozum nadal podpowiadał, że nie powinien. Ale któż, jak nie on, był najlepszy w łamaniu zasad?

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Najwidoczniej nie tylko plany mieli nieco odmienne, ale również i same pobudki, dla których w ogóle zamierzali wyjść z domu - załatwianie wieczorami interesów w klubach nie brzmiało bowiem do końca legalnie i było czymś całkowicie odległym dla osoby takiej, jak Indiana Halsworth - która była jedynie prostą dziewczyną, o priorytetach zgoła innych niż te, jakimi kierowały się dziewczyny, z którymi Connor zwykł spędzać swoje wieczory i noce. Ona, zupełnie nawet nieświadoma tego, że gdzieś obok mogło odbywać się coś więcej niż impreza, do klubu szła potańczyć i się zabawić, zapominając całkowicie o odpowiedzialności i nieuchronnej dorosłości, jakiej lodowaty oddech odczuwała na swoim karku. Koniec końców jednak te drobne różnice nie miały najmniejszego znaczenia w momencie, gdy obojgu im przyszło spędzać wieczór w domu - swoim lub cudzym - i w okolicznościach spokojniejszych niż głośny, zatłoczony lokal. Acz w równie ciekawym, a może i ciekawszym, towarzystwie i przy dobrym alkoholu. Indy odruchowo zerknęła na butelkę w jego dłoni, niejako utwierdzając się w ten sposób w przekonaniu, że jednak ta wizyta nie była zupełnie przypadkowa, skoro Brewster przyszedł przygotowany. - Miałam taki plan, ale... ktoś mnie wystawił - przyznała ze wzruszeniem ramion, bo chociaż nie musiała się tłumaczyć z tego, dlaczego piątkowy wieczór spędzała sama w domu, to chyba chciała się jakoś wytłumaczyć. Nawet jeśli - może nawet celowo - nie wdała się w szczegóły co do tego, czy wystawiła ją koleżanka, czy jednak ktoś inny. - I właściwie mogłabym powiedzieć to samo o tobie. Chociaż w twoim wieku pewnie o tej porze już się wraca z imprezy, co? - dodała zaraz, skrzętnie ignorując jednak wzmiankę o tej drobnej pomyłce sprzed kilku dni, by zamiast tego odwdzięczyć się podobną uszczypliwością, gdy jej usta mimo wszystko rozciągnęły się w wesołym uśmiechu. Cofnęła się o krok i otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając bruneta do środka, a zaraz po tym, jak na powrót je za nim zatrzasnęła, zgrabnym półobrotem zwróciła się przodem do swojego gościa i na sekundę zaledwie oparła się tyłkiem o drzwi, jakby to miało je - jeszcze bardziej? - domknąć. - Czuj się jak u siebie - unosząc lekko brew, nie mniej zainteresowana tym, jak ów wieczór mógł się rozwinąć i chyba gotowa, aby zdać się w tej konkretnej kwestii na Connora, Indy machnęła jeszcze ręką w kierunku kuchni, po czym i sama odbiła się pośladkami od drzwi, by ruszyć tam powoli za mężczyzną, który ewidentnie nie miał najmniejszego problemu z tym, by istotnie czuć się jak u siebie. I Halsworth bynajmniej nie miała mu tego za złe; przeciwnie: podobało jej się to, że wiedział, po co tu przyszedł i najwidoczniej nie obawiał się również po to sięgnąć. Co tym bardziej zwiastowało doprawdy interesujący wieczór. Zatrzymała się na moment w progu, zawieszając wzrok na jego sylwetce. - Jeśli liczyłeś na dobrą kolację, to mogłeś mnie na taką zaprosić - zauważyła, pomimo majaczącego niezmiennie na jej ustach uśmiechu tracąc jednak swoją pewność jeszcze zanim zdążyła do końca wypowiedzieć te słowa, bo gdzieś tam z tyłu głowy miała nadal tę myśl, że Connor wcale nie miał ochoty zapraszać jej ani na kolację, ani nawet na drinka - a przychodząc tu dzisiaj liczył zapewne na coś zupełnie innego, skoro twierdził, iż to ona była mu dłużna. Mimo że przecież podziękowała i to, w jej odczuciu, było wystarczające. Dlatego szybko postanowiła zmienić temat, poprzedni kwitując tylko wzruszeniem ramion, jakie miało przekonać bruneta, że tylko sobie żartowała i że wcale nie oczekiwała z jego strony żadnych zaproszeń - gdziekolwiek. I właściwie tak też było. Chociaż z drugiej strony, miło byłoby móc myśleć, że Brewster widział w niej coś innego niż tylko kolejną pannę, jaką chciałby zaliczyć i która interesowała go pewnie tylko dlatego, że jeszcze się opierała. A równocześnie jednak Indiana chciała w nim to zainteresowanie podtrzymać, i chyba z tym właśnie zamiarem podeszła do szafki obok Connora, o którą najpierw oparła się tyłem, a później podciągnęła rękami, by usiąść na blacie, odsłaniając tym samym uda, które dotąd przesłaniał przydługi materiał koszuli - a czego bynajmniej nie robiły szorty, ledwie zakrywające pośladki. - Chcesz mnie upić? - zagaiła ponownie, z przechyloną lekko głową przyglądając się jego dłoniom, gdy przygotowywał drinki. - Musisz wiedzieć, że mam raczej słabą głowę i może mnie szybko ściąć - dodała z niesfornym uśmiechem na ustach, kołysząc sobie beztrosko stopami, co z powodzeniem można było poczytać za jawną prowokację. Ostatecznie jednak miała dwa wyjścia: wstydzić się tego, w jakim stanie dała mu się zobaczyć ostatnim razem, albo podejść do wszystkiego z dystansem - względem samej siebie oraz swojej słabej główki. Wolała jednak uczciwie uprzedzić Connora, żeby nie przyrządził jej zbyt mocnego drinka - zwłaszcza że whisky to nie był alkohol, z jakim Indiana najlepiej się dogadywała - i żeby ten wieczór nie przybrał równie rozczarowującego obrotu, co tamten, którego ciemnowłosa nawet nie pamiętała. Bo tym razem chciała pamiętać. I chciała mieć co pamiętać...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zdawał sobie sprawę z tego, że Indiana Halsworth kompletnie nie pasuje do jego świata – że jest zbyt dobra, zbyt delikatna i zbyt krucha na to wszystko co przeszedł on, czego doświadczył i w jak ciemne zakamarki życia musiał wejść, aby przetrwać. Nie miała pojęcia nawet o połowie z nich, a one wszystkie składały się właśnie na tego człowieka, którego teraz tak chętnie wpuściła do swojego mieszkania. Co więcej, Connor nie zawsze grał czysto – mimo wszelakich niezbyt pozytywnych zdarzeń ze swojego życia, nadal lubił pakować się w kłopoty i bywał tam, gdzie bywać raczej nie powinien, jednocześnie robiąc interesy, które mogły ściągnąć mu na głowę nowe problemy. Jednakże pojął już, że znajomości w tym mieście i generalnie w biznesie są po prostu na wagę złota, a co za tym idzie, trzeba się wkupić w pewne łaski i poznać odpowiednie osoby, by móc utrzymać się na powierzchni, kiedy wokół roi się od konkurencji. Dlatego mający głowę do interesów Brewster wiedział za jakieś sznurki pociągnąć i w kogo łaski – oraz jak – się wkupić, aby osiągnąć swój cel. Lubił bowiem wykorzystywać ludzi dla własnych celów i dla własnej satysfakcji, mimo, iż robił to zazwyczaj w białych rękawiczkach. Dlatego też właśnie Indy nie miała pojęcia o tym jak wiele na swoich barkach dźwiga do tej pory, jak wiele ran krąży wokół niego i jak wielu z nich nie zdołał jeszcze wyleczyć – i być może nie wyleczy ich nigdy. Uważał ją za coś zbyt dobrego, za kogoś na kogo on sam nie mógł zasługiwać, bo jedyne co mógł jej zaoferować to zapewne ból, zranienie i rozczarowanie – i miał tego cholerną świadomość, a mimo to nadal nie potrafił jej sobie odpuścić. Nadal nie potrafi tak po prostu się odsunąć, by zamknąć ten rozdział, chociaż rozum krzyczy, iż powinien – i to jak najszybciej, między innymi także z uwag na siostrę, która jest przecież jej dobrą przyjaciółką. Mimo, że Connor nie słucha się poleceń innych, a Indiana nie jest już dzieckiem – nadal pojawiały się liczne bariery, które wprost mówiły, że oni dwoje razem to coś niewłaściwego, coś niemożliwego do zrealizowania. A jednocześnie przecież ten zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? – Ktoś – powtórzył po niej, niemal smakując to słowo w swoich ustach, jednocześnie wypowiadając je istotnie znacząco, jakby odczytując bez problemu tajemnicę, którą w tym słowie zawarła – Zgaduje, że nie moja siostra, bo jeszcze się chyba nie zdarzyło, aby zrezygnowała samowolnie z jakiejś imprezy – podjął mimo wszystko temat, wyraźnie ciekawy tego kto i dlaczego ją dziś zostawił na pastwę losu – i jego samego. Ale jednocześnie był tej osobie naprawdę wdzięczny, bo gdyby nie to, dziś odbiłby się od drzwi i kto wie, czy zdecydowałby się pojawić tu kolejny raz. Mimo, iż nie zwykł wierzyć w przeznaczenie, to i tak miał nieodparte wrażenie, że los po prostu ciągle podsuwał mu ją pod nos. – Tajemniczy wielbiciel? – zagadnął w końcu, tym razem już całkowicie wprost pytając o jakiegoś przedstawiciela płci męskiej, niemal od razu traktując go jak konkurencję – zapewne dlatego nieco się spiął w oczekiwaniu na jakąś odpowiedź z jej strony. Niemniej jednak nie poczuł, że jest na przegranej pozycji, bo kimkolwiek nie byłaby ta osoba, to Indiana ten wieczór i tak koniec końców spędzi właśnie z nim, więc generalnie był na pozycji wygranej. Kąciki jego ust drgnęły ku górze w wyraźnym rozbawieniu, gdy zaśmiał się cicho pod nosem, kwitując w ten sposób jej drobną uszczypliwość, którą odwdzięczyła mu się w zamian za tę jego. – To zabrzmiało tak, jakbyś rzucała mi właśnie wyzwanie. Twierdzisz, że całonocne imprezy nie są już dla mnie? Czy negujesz moją sprawność? – posłał jej sugestywne spojrzenie, istotnie zawierając w tym pytaniu drugie dno i oczywistą sugestię, która odnosiła się również do jego sprawności fizycznej i wszelakiej tego typu aktywności. – Uważaj jednak co mówisz… tak czy inaczej, musiałabyś sama to sprawdzić – wycelował palec wskazujący w jej stronę, z całą pewnością odbijając piłeczkę i teraz to on rzucił wyzwanie jej, właściwie wprost prowokując ją do działania. Być może nawet niewerbalnie namawiając do wspólnej imprezy – co było całkiem zabawne, zważywszy na to, że Brewster nie jest fanem imprezowania. W końcu i dziś zerwał się z klubu, bo nie czuł się w takich miejscach zbyt komfortowo – wolał zaszyć się na siłowni, w salonie tatuażu bądź własnym mieszkaniu – ewentualnie w barze, ale jednocześnie nie gardząc wcale dobrym towarzystwem. A towarzystwo Indy zdecydowanie jest dobre. Z całą pewnością jednak nie miał jej tego za złe, wręcz nadal był rozbawiony takową sugestią i właśnie czując się jak u siebie, przemieścił się do kuchni, nawet nie czekając na pozwolenie. Słysząc jednak jak padło ono z jej ust, uśmiechnął się sam do siebie, nie spodziewając się w zasadzie żadnego sprzeciwu. Jak zwykle szedł więc po swoje, nawet jeżeli oznaczało to jedynie rozgoszczenie się w jej mieszkaniu i przygotowanie czegoś do picia. Otwierając butelkę, zerknął na nią przelotnie, gdy stanęła w progu i zaśmiał się, kręcąc głową. – Zaproszenie Cię na kolację byłoby zbyt proste, poza tym jeżeli to Ty masz się odwdzięczyć, to liczyłem bardziej, że coś dla nas przygotujesz. I nie… - spojrzał na nią, niemal wyczuwając jak otwiera już usta, aby wspomnieć o zamówionym jedzeniu - …pizza to jedynie dodatek – uśmiechnął się cwanie, kręcąc przy tym głową. Gdy uporał się z zamknięciem butelki, wyjął szklanki, które namierzył po tym jak zerknął do dwóch pierwszych szafek, a odnalazł je dopiero w trzeciej. Swoją napełnił do połowy bursztynowym trunkiem, dla brunetki zaś przygotował coś znacznie delikatniejszego, wlewając zaledwie odrobinę whisky, ale mieszając ją z gazowaną wodą, którą dostrzegł na blacie. Wyczuł jej obecność tuż obok siebie, ale tym razem na nią nie spoglądał, aby się zbytnio nie rozproszyć, Indiana jednak skutecznie przyciągała jego uwagę, zwłaszcza w momencie, w którym bezceremonialnie wskoczyła na blat tuż obok niego i tym samym odsłoniła swoje zgrabne nóżki jeszcze bardziej. Mimowolnie zerknął więc w tamtą stronę, pozwalając, by kąciki jego ust znowu drgnęły ku górze. – Nie zamierzam Cię upić, bo akurat miałem okazję przekonać się czym się to kończy – wytknął jej kolejny raz pamiętny wieczór, jednocześnie biorąc obie szklanki w dłonie. Spojrzał wtedy na nią, znajdując się dość blisko, ale zamierzał znaleźć się jeszcze bliżej, gdy przesunął się w bok i bez zbędnego skrępowania ulokował się pomiędzy jej nogami, które niemal od razu i wręcz zachęcająco dla niego rozchyliła. W głowie zaś uśmiechnął się sam do siebie, rzecz jasna wizualizując sobie to w całkowicie innej sytuacji. – Ale trzeba nauczyć Cię pić dobry alkohol, a takim właśnie jest whisky. Poza tym musimy tym razem zadbać o to, abyś przynajmniej zapamiętała nasz wspólny wieczór – stwierdził z nutką rozbawienia w głosie, kolejny raz wbijając jej drobną szpileczkę, unosząc swoją szklankę ku górze i uderzył nią delikatnie w tę trzymaną przez pannę Halsworth – A więc… mogę liczyć na to, że zobaczę dzisiaj jak radzisz sobie w kuchni? – uniósł zaczepnie brew ku górze, wpatrując się w nią intensywnie, wyraźnie rzucając jej w ten sposób wyzwanie – jednocześnie jakby chcąc chyba sprawdzić czy Indy w ogóle potrafiła gotować, chociaż nie było to coś na czym szczególnie mu zależało. Raczej odrobinę ją podpuszczał, ale z pewnością chętnie poobserwowałby sobie jej zgrabne nóżki i tyłeczek, który opinały te cholernie krótkie szorty, kiedy to brunetka krzątałaby się przy kuchennym blacie, przygotowując coś dobrego. Teraz jednak zamiast oglądać, zdecydowanie bardziej wolał dotykać, dlatego też gdy już upił kilka łyków whisky, nie odrywając wzroku od jej oczu, sięgnął dłonią do jej odkrytego uda, które aż prosiło się o to, by jego palce się z nim zetknęły. Przesunął więc niespiesznie opuszkami palców po jej skórze, począwszy od okolic kolana, przemieszczając się coraz wyżej, aż dotarł do miejsca, w którym po prostu ułożył całą swoją dłoń na jej drobnej nóżce. Rzadko bywał delikatny, a jednak wyzwalała w nim jakieś zalążki spokoju, który go zaskakiwał. Uśmiechnął się, widząc jak nagle zamarła w bezruchu i wpatrywała się w niego, płytko oddychając, bo istotnie jej puls przyspieszył – dokładnie tak samo jak i jego, ale on lepiej się z tym krył. Przesunął następnie zachęcająco opuszkami palców wzdłuż jej ręki, aż dotarł do ramienia, z którego zgarnął jej ciemne włosy. – Należy mi się to kulinarne podziękowanie, czy jednak wolisz odwdzięczyć się inaczej? Musisz wiedzieć, że jestem strasznie pamiętliwy.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Z pewnością wielu rzeczy o nim nie wiedziała - nie znała go wystarczająco dobrze, bo i poznała go - tych kilka ładnych lat temu - jeszcze jako zupełnie innego człowieka i choć w tamtym czasie również ta znajomość nie była zbyt zażyła, a wręcz w sporej mierze była jedynie wytworem jej bujnej, nastoletniej wyobraźni - bo tylko tak mogła zadurzyć się w starszym bracie koleżanki, który nie widział w niej nic poza małą, niezbyt interesującą dziewczynką - to Indy wciąż nie miała pojęcia o tym, jak wiele złych rzeczy wydarzyło się w jego życiu od tamtej pory i jak głębokie piętno one na nim odcisnęły. Nie wypytywała o to jego siostry, zresztą to nigdy tak naprawdę nie była jej sprawa. Pod tym względem Halsworth nadal pozostawała tą naiwną, ślepą dziewczynką, która tak naprawdę nie miała pojęcia o życiu, skoro swoje spędziła niemalże nie wyściubiając nosa z Seattle i istniejąc sobie spokojnie pod tym kloszem, całkowicie odcięta od bólu i problemów, z jakimi musiał mierzyć się Connor. Można by zatem powiedzieć, że reprezentowali dwa zupełnie odmienne światy, w których nie było miejsca dla tego drugiego; można też powiedzieć, że przecież świat jest tylko jeden i skoro obecnie oboje byli tutaj, to chyba aż tak wiele ich nie różniło. Tak zapewne uznałaby właśnie Indy; bo w wiele rzeczy pragnęła wierzyć, bynajmniej nie kierując się przy tym rozsądkiem: nawet wtedy, gdy wszystkie znaki wskazywały na coś przeciwnego. Podobnie chciała teraz wierzyć w to, że pytania Connora istotnie mogły być dyktowane realną ciekawością, jaką w nim rozbudziła - jednocześnie jednak nie ukazując nadmiernie satysfakcji, jakiej wyrazem musiałby być uśmiech, który nieubłaganie cisnął jej się na usta, a który, zagryzając lekko wargę, skrzętnie stłumiła, by nie ujawnić zarówno satysfakcji, jak i pewnej pobłażliwości, bo chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że Brewster nie miał powodów, by upatrywać w jakimkolwiek mężczyźnie, który kręciłby się koło Indiany, konkurencji - nie tylko dlatego, że sam był ponad wszelką konkurencją, ale przede wszystkim, niestety, dlatego, że Indiana Halsworth nie należała do niego i nie miał najmniejszego wpływu na to, z kim się spotykała. Choć to zapewne mógłby łatwo zmienić. Gdyby chciał... - Jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny - uniosła w powątpiewaniu brew, świadoma tego, jak absurdalne byłoby takie przypuszczenie. Ale na wszelki wypadek - nie udzieliła jednoznacznej odpowiedzi, pozostawiając mężczyźnie tę małą nutkę niepewności. Nie musiał wszak wiedzieć wszystkiego. Może nawet: nie powinien wiedzieć, by zbyt szybko się nie znudzić. Potrząsnęła zaraz jednak głową, wyłapując tę małą dwuznaczność w jego słowach, mimo iż wypowiadając własne, wcale nie rzucała mu żadnego wyzwania. Ale skoro tak to odebrał - to może nawet lepiej. - Niczego nie neguję, nie mam... wystarczającej wiedzy, żeby się na ten temat wypowiadać. Więc masz rację, musiałabym to dopiero sprawdzić - uznała, mimo wszystko pozwalając, by kącik jej ust zadrżał w figlarnym uśmiechu. Właściwie nie miałaby nic przeciwko temu, by zweryfikować jego sprawność fizyczną... na imprezie, rzecz jasna. W tańcu, oczywiście. I piciu, ma się rozumieć. Nie w żadnych innych aktywnościach. Tym bardziej odrobinę zaskoczył ją fakt, że Connor najwidoczniej rzeczywiście oczekiwał od niej kolacji, na co pokręciła z lekkim niedowierzaniem głową, kiedy jednocześnie zaznaczył, że zamówiona pizza tu nie wystarczy. - Czyli... naprawdę chcesz, żebym zrobiła ci... kolację - podjęła zaintrygowana, bezszelestnie przemieszczając się bosymi stopami po kuchennej posadzce. - To trochę czasochłonne, myślałam, że będziesz wolał robić coś innego - przyznała bezceremonialnie, bardziej jednak z nim igrając niż zachęcając do zmiany zdania. Skoro padło już słowo kolacja - to nie było odwrotu, i Connor mógł jedynie żałować, że nie zażyczył sobie czegoś innego. Chociaż - czy miał czego żałować? O ile bowiem Indy bywała mocna w gębie - tak kiedy przychodziło do konkretów, traciła swoją pewność. A już zwłaszcza traciła ją przy nim, bo chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, to jako starszy i doświadczony mężczyzna, Connor zwyczajnie ją onieśmielał i chyba swoimi prowokacyjnymi nieco komentarzami starała się to zmienić. Usiadła więc na szafce, wręcz zapraszając bruneta do tego, by zmniejszył dystans, mimo iż sama tak do końca nie wiedziała, jak na tę bliskość zareaguje. Póki co odebrała od niego szklankę, pozwalając, by znalazł sobie miejsce pomiędzy jej nogami, i posłała mu niewinny uśmiech. - I ty mnie nauczysz? - podjęła, domyślając się, że mógłby nauczyć ją wielu rzeczy - nie tylko tych związanych z piciem whisky, chociaż i ten temat z chęcią by zgłębiła, może przy okazji odkrywając tę odwieczną zagadkę, jaką była męska słabość do tego konkretnego trunku, którego szklankę Indy uniosła po chwili do ust, by upić niewielkiego łyka, nie zdejmując spojrzenia z oczu Connora; przynajmniej do czasu, gdy - pomimo usilnych starań, by się nie skrzywić - wzdrygnęła się niekontrolowanie w reakcji na gorzki, palący smak alkoholu. I była chyba tak mocno skupiona na tym, by tego nie okazać - bezskutecznie - że nawet pytanie Brewstera wydawało się nie dotrzeć do jej uszu. Dotarł do niej jednak zupełnie inny bodziec, gdy dłoń mężczyzny zetknęła się z jej nagą skórą, sunąc leniwie w górę jej uda. Jej mięśnie napięły się lekko, gdy Indy zerknęła tam ukradkiem i odetchnęła, by zaraz jednak powrócić spojrzeniem do twarzy swojego gościa, przygryzając mimowolnie dolną wargę. W jednej chwili, za sprawą jednego zaledwie, delikatnego dotyku, jej puls przyspieszył nagle, palce objęły mocniej szklankę, a ciało jakby odmówiło posłuszeństwa, zwłaszcza gdy Connor patrzył na nią w taki sposób, kontynuując swoją dłonią tę małą wędrówkę aż do jej ramienia, gdzie odgarnął jej włosy, sprawiając, że wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł delikatny dreszcz. - To zależy... Na co masz ochotę? - na tę kolację, oczywiście.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zdecydowanie wiedzieli o sobie zbyt mało, by w ogóle można było powiedzieć, że się znają – bowiem nie mieli okazji zbyt wiele razy ze sobą rozmawiać, a jedyne informacje jakie posiadali były tylko strzępkami faktów, które albo sami zaobserwowali albo też od kogoś usłyszeli. Co również nie zawsze musiało stać koło prawdy, więc także ten obraz drugiej osoby w swojej głowie mogli mieć całkiem mylny. Nie myliły się jednak z całą pewnością ich oczy – bo wizualnie podobali się sobie bez cienia wątpliwości i to przyciąganie również było całkowicie prawdziwe, nie byli więc w stanie nawet tego ukryć. Chociaż jakimś dziwnym trafem stanowili niemal ogień i wodę, a na pewno całkowicie odmienne bieguny, które nie miały prawa się spotkać, to jednak ciągle zmierzali w swoją stronę, jakby jednak pragnąc sprzeciwić się przeznaczeniu i poznać się na tyle, by zaspokoić ciekawość. Pytanie jednak czym to właśnie jest… czy fascynacją? Czy zaintrygowaniem? Czy może zwykłą ludzką ciekawością, która nie prowadzi do niczego więcej? Z pewnością nie przekonają się o tym, jeżeli nie spróbują, jeżeli nie podejmą ryzyka i nie sprawdzą czy te ich drogi faktycznie mogłyby się spotkać. Bo to, że Connor nadal traktował ją jak przyjaciółkę swojej malutkiej siostrzyczki – było pewne, ale z drugiej zaś strony zaczynał widzieć w niej także młodą, seksowną kobietę, która intrygowała go, ciekawiła i coraz bardziej do siebie przyciągała, nawet jeżeli nieświadomie. I on sam nieświadomie wpadał w tę pułapkę, w której mógł się spokojnie zgubić i to nawet nie wiedząc kiedy. Ale czy miałby z tego powodu narzekać? Indiana jest przecież piękna, ma fantastyczne ciało, charyzmę i chyba jedynie brakuje jej czasem pewności siebie, o czym czasami zdołał się już przekonywać, mimo, że bywały momenty, w których to ona podrywała jego – głównie po alkoholu. Stąd wniosek, iż na trzeźwo nie było skłonna tego zrobić, bo powstrzymywały ją strach i niepewność, ale bynajmniej Brewster nie miał takich problemów – zawsze brał to co chciał, a w tym wypadku powstrzymywał go jedynie zdrowy rozsądek oraz jakieś zasady, który mówiły, iż nie powinien pakować się w relacje z przyjaciółką swojej siostry i z o tyle młodszą dziewczyną. Bo jedynie by ją pewnie skrzywdził, a przecież nie chciał komplikować ani jej ani sobie życia. Tylko czy zdoła się powstrzymać? – Myślałaś, że co będę chciał robić? – podjął z wyraźnym zainteresowanie wymalowanym na twarzy, zerkając na brunetkę z lekkim rozbawieniem ale i właśnie zaintrygowaniem. W jego głowie bowiem pojawiły się bardzo niegrzeczne myśli i był niemal pewien, iż ciemnowłosa nawiązywała dokładnie do tego samego, ale… nie była skłonna powiedzieć o tym wprost. A ona doprawdy chciałby to usłyszeć z tych jej kuszących ust. – Poza tym… jedzenie to czasem miły wstęp do reszty wieczoru – zauważył, wcale nie żałując, iż wybrał w tej chwili właśnie przygotowanie przez nią kolacji – bo istotnie twierdził, że przed nim również cała dalsza część wieczoru, która po kolacji mogłaby rozwinąć się na wiele sposób. Więc niczego nie tracił poprzez tę decyzję, a wręcz mógł jedynie zyskać. Poza tym nie zamierzał wymuszać na niej czegoś innego – chociażby oddania mu się za pomoc, bo to z całą pewnością graniczyłoby z absurdem i jedynie zmieniłaby o nim zdanie – na całkiem negatywne. A przecież tego nie chciał, nawet jeżeli z całą pewnością chciałby by takowa prośba się ziściła. Ale może nie ziści się nigdy, nie zamierzał więc naciskać czy posuwać się do tego typu zagrywek, bo Indy to nadal bliska mu osoba i jak już było wspomniane, nie chciał jej skrzywdzić. Kolacja wydawała się więc chyba teraz najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Mniej bezpiecznym było natomiast to co brunetka robiła, siadając na blacie tuż obok niego i dosłownie zapraszając go w ten sposób pomiędzy swoje zgrabne nóżki. – Zdecydowanie. Mógłbym nauczyć Cię wielu rzeczy – stwierdził bez skrępowania, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Bo picia whisky było jedną z niewielu, chociaż nie zamierzał wprost przedstawiać jej tego co mogłaby zyskać u jego boku. Czuł, że nie była na to gotowa, głównie poprzez fakt jak reagowała teraz na jego dotyk – jak spięło się to jej cudowne ciało, jak oddech przyspieszył, a policzki – pewnie nieświadomie, lekko się zarumieniły. Była urocza w tym wszystkim i cholernie seksowna jednocześnie, co niemal przyprawiało go o zawrót głowy. – Za mocne? – zaśmiał się, dostrzegając jak walczyła z tym, by nie skrzywić się po wypiciu kilku łyków, ale skrupulatnie tę walkę przegrała – Praktyka czyni mistrza – dodał, upijając kilka łyków ze swojej własnej szklanki z wyraźną aprobatą smakując tak uwielbiany przez siebie smak. Potem już jedynie wtopił się w jej ciemne oczy i skrupulatnie wędrował opuszkami palców po jej skórze, by potem zetknęły się z włosami, które zgarnął z jej ramienia. Wręcz nie mógł oderwać od niej wzroku, a alkohol delikatnie już szumiał mu w głowie i to nie wróżyło chyba nic dobrego, zwłaszcza, gdy przygryzła nagle dolną wargę, na co i jego puls zdecydowanie już przyspieszył. Sam miał ochotę złapać ją zębami i niemal instynktownie pochylił się ku niej, owiewając ciepłym oddechem jej skórę. – Na co mam ochotę? – podjął szeptem, uśmiechając się przy tym znacząco – Myślę, że dobrze wiesz na co mam ochotę – stwierdził, zerkając znowu w jej tęczówki, jednocześnie pozwalając by ich wargi niemal się ze sobą zetknęły. Naprawdę już prawie ją pocałował, chociaż toczył w sobie wewnętrzną walkę, jednocześnie zaciskając mocniej palce na jej udzie, na którym znowu znalazła się jego dłoń. Cholernie mocno chciał to zrobić, ale… gdy zapewne spodziewała się, że jednak ich usta się zetkną, wycofał się i odsunął od niej, zwiększając ten dystans między nimi. Odetchnął cicho i upił łyk whisky, opierając się plecami o kuchenną wyspę – na wprost brunetki, ale w znacznej odległości – bezpiecznej odległości. Niemal jednak uśmiechnął się, gdy obserwował teraz to w jakim była stanie, była rozpalona i spragniona – widział to i czuł, a mimo to pozostawił ją w takim stanie, chyba też odczuwając nutkę triumfu. A jednocześnie czuł frustrację w imię tego, że kierował się tymi pieprzonymi zasadami, zamiast brać to czego chce. – Ale tak poza tym na co mam ochotę, wybór jedzenia pozostawiam Tobie. Zaskocz mnie – rozłożył delikatnie ręce, kolejny raz rzucając jej drobne wyzwanie, właściwie już przygotowując się z zaciekawieniem na to co miało nadejść, na to na co zdecyduje się brunetka, ale wtem rozległ się dzwonek od drzwi. Zmarszczył lekko brwi i zerknął w tamtym kierunku, a potem znowu na ciemnowłosą. – Czyżby jednak dotarła tajemnicza osoba, która Cię wystawiła? Tajemniczy adorator? – zagadnął ponownie, kolejny raz insynuując iż tą osobą był zapewne jakiś facet, który właśnie zrozumiał swój błąd i przybył tu by szybko go naprawić. Jednocześnie faktycznie zżerała go ciekawości i z racji tego, że Indy nie powiedziała mu prawdy, podsycała w ten sposób to jego zaintrygowanie. – Kolacja musi chyba jeszcze chwile poczekać. A może to Twoja pizza? – uniósł pytająco brew, gdy zeskoczyła z blatu, przymierzając się do tego by pójść otworzyć. Connor w tym czasie upił jeszcze kilka łyków trunku, po czym odstawił szklankę na blacie i rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu alkoholu, który bardziej przypadły Indianie do gustu, ale zgadywał, że nie miała tu nic wartego uwagi. Nic poza winem, którego jednak również się nie doszukał – niemniej jednak jego uwagę pochłaniało coś zupełnie innego, a mianowicie próba dosłyszenia kto właściwie się tutaj pojawił i w jakim celu. Nie zamierzał się jednak ujawniać.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indiana raz już nie wyszła dobrze na znajomości z Connorem - i choć wtedy wynikało to bardziej z jej własnej, dziecinnej głupoty aniżeli z jego winy, czego zresztą miała pełną świadomość, to nie podejrzewałaby, że mógł on mieć obecnie jakiekolwiek przemyślenia odnośnie tego jak taka relacja wpłynęłaby na jej osobę; że mając ją ewidentnie skołowaną tym, jak mężczyzna na nią działał, potrzebującą zaledwie niewielkiego impulsu ku temu, by całkowicie się temu poddać - on wciąż był w stanie odnaleźć w sobie na tyle samozaparcia, by zachować ten dystans w obawie o to, że zbliżając się zbyt mocno, jedynie by ją skrzywdził. To wydawało się oczywiste - i Indy gdzieś tam w głębi duszy również musiała o tym wiedzieć. A mimo to wpuściła go do swojego mieszkania; i mimo to naiwnie cieszyła się z tego, że okazał jej zainteresowanie, bo w jakiś niezrozumiały dla niej samej sposób - podświadomie wciąż szukała z nim bliższego kontaktu, zdając sobie doskonale sprawę, że nie powinna; dla własnego dobra. A już tym bardziej nie powinna snuć dwuznacznych aluzji, kiedy nie była gotowa ich zrealizować. - Napić się, porozmawiać... - wzruszyła nonszalancko ramionami, uchylając się jednak od odpowiedzi, jaką miała na końcu języka i o jakiej zapewne myślał również Connor - zwłaszcza że ta przez nią udzielona wcale nie była zbyt dobra, skoro wszystko to - rozmawianie czy picie - mogli robić na równi z przygotowywaniem kolacji. I zresztą właśnie to uskuteczniali. Do pewnego stopnia jednak Indy zwyczajnie nie chciała go rozczarować, serwując mu przypaloną jajecznicę, gdy ten oczekiwał wystawnej uczty. Ale z drugiej strony: nie była przecież żadną kurą domową, a gotowanie dla mężczyzny nie było jej obowiązkiem - ani nawet ambicją. A mimo to istniała gdzieś w niej ta obawa - że rozczarowałaby go nie tylko na tym polu. Że za każdym razem, gdy tylko Connor się do niej zbliżał i gdy tylko wyczuwała na sobie jego dotyk, mimo iż pożądany, to wychodziła z niej ta niedoświadczona dziewczynka, która mężczyźnie takiemu jak on nie miała nic do zaoferowania. - Więc czemu tego nie weźmiesz? - podjęła odnośnie tego, na co brunet miał obecnie ochotę; gdy czując ponownie jego dłoń na swoim udzie, Indiana zacisnęła palce na krawędzi kuchennego blatu i bezwiednie rozchyliła odrobinę wargi, pragnąc poczuć na nich smak męskich ust, czym nieustannie igrała z ogniem, jaki się w nim tlił, nie mogąc jednak w pełni się rozpłomienić. Nie mając na to pozwolenia, kiedy po raz kolejny Brewster cofnął się i odsunął na bezpieczną odległość, pozostawiając ją, mimo wszystko, rozpaloną. Przełknęła ślinę, czując nagle dziwną suchość w gardle, i choć wiedziała dobrze, co - a raczej: kto - jako jedyny mógł ugasić w niej to pragnienie, to ostatecznie uniosła tylko do ust szklankę i wciąż przyglądając się mężczyźnie, upiła głębszy łyk trunku, który podrażnił przełyk znajomym już, ostrym smakiem. To jednak nie tak, że Indy oczekiwała po tej wizycie czegoś więcej - w ogóle się jej nie spodziewała, więc i nie miała żadnych oczekiwań. Jeśli już, to ogromnie doceniała to, że Connor nie próbował wymuszać na niej niczego, na co nie byłaby gotowa. Że może jednak rzeczywiście przyszedł tu dla jej towarzystwa i był skłonny dać jej czas i spędzić z nią wieczór, nie licząc na nic w zamian. Bo gdyby zamierzał ją wykorzystać - to już by to zrobił. A może miała o nim niewłaściwie zdanie - ale dzięki temu mógł pozytywnie ją zaskoczyć, sprawiając, że ani przez moment nie żałowała tego, że go dziś wpuściła. Ani tego, że w ogóle została w domu, dzięki czemu ten początkowo nie za ciekawy wieczór mógł przybrać tak nieoczekiwany obrót. - Niech będzie. Ale nie gwarantuję, że to będzie miła niespodzianka - uprzedziła, odstawiając już szklankę z zamiarem przeszukania w następnej kolejności - zapewne nieco opustoszałej - lodówki, gdy ich uszu dobiegł dźwięk dzwonka u drzwi. Mimowolnie na usta Indiany wpełzł lekki uśmiech, gdy pomyślała, że może jednak uda jej się uniknąć gotowania, skoro właśnie oto przybyła pizza. - Może... - uniosła zagadkowo brew, po raz kolejny nie wyprowadzając bruneta z błędu, gdy zasugerował, że za drzwiami czekał jakiś tajemniczy adorator. - Myślisz, że powinnam ukryć cię w szafie, żeby nie wzbudzić jego zazdrości? - rzuciła z rozbawieniem, zeskoczywszy z kuchennego blatu, by następnie skierować swoje kroki do drzwi. Wiedząc jednak, że żaden tajemniczy adorator nie istniał, Indiana spodziewała się wyłącznie dostawcy pizzy, jaka z jednej strony, mogła w obecnych okolicznościach okazać się zbędna, chociaż z drugiej - szanse na to, że ewentualna przygotowana przez Indianę kolacja i tak okazałaby się niezjadliwa, były całkiem spore, więc w tej sytuacji gotowe danie uratowałoby ich głodne żołądki. Tymczasem jednak, ku swojemu zdumieniu, Indy zastała gościa już w przedpokoju - i wcale nie był nim chłopak z torbą pełną jedzenia. - Co pan tu-?
- Drzwi były otwarte - "pan Holloway" był właściwie mężczyzną, jakiego całe grono młodych kobiet uznałoby za przystojnego - nie tylko z uwagi na jego gruby portfel. Elegancki i zadbany, nawet wtedy, gdy lekki, alkoholowy rausz zmierzwił nieco jego włosy, z drobnymi śladami siwizny na skroniach. Z perspektywy Indiany był on jednak przede wszystkim ojcem jej przyjaciółki, z którą jeszcze do niedawna brunetka współdzieliła to ufundowane przez niego ukochanej jedynaczce mieszkanie.
- Wolałabym jednak, żeby pan tu tak po prostu nie wchodził... - Indy była niemal pewna, że zamknęła drzwi - a mężczyzna zwyczajnie użył klucza, wchodząc tu jak do siebie. Był wszak właścicielem mieszkania; ale i to nie sprawiało, by jego wpraszanie się tu bez wiedzy obecnej lokatorki, było w porządku, nawet gdyby istotnie zapomniała ona zamknąć drzwi. Było zwykłym naruszeniem jej prywatności, nie pierwszym zresztą w wykonaniu tego człowieka, którego spojrzenie Halsworth wyczuwała na sobie w sposób niemal fizyczny, gdy ten rozłożył tylko obojętnie ręce, robiąc krok w jej stronę.
- Chyba nie przeszkadzam? - nie czekając na odpowiedź, zajrzał do salonu, gdzie odnalazł tylko włączony telewizor i pozostawiony wcześniej przez ciemnowłosą kieliszek wina na stoliku, wyciągając prosty wniosek, iż była sama. I najwidoczniej potrzebowała towarzystwa.
- Właściwie... - urwała, nie chcąc jednak mówić facetowi wprost, że przeszkadzał. Wyglądał na podchmielonego, a ona nie chciała wylecieć na bruk gdyby poczuł się urażony jej uwagą. Już i tak korzystała na fakcie, że przyjaźniła się z jego córką i że po jej wyjeździe na wymianę studencką, Indy miała tymczasowo całe mieszkanie dla siebie. - O co chodzi? ...Co pan robi? - spytała zaraz, nie orientując się nawet, kiedy mężczyzna postąpił dalej w jej stronę, a jej nogi same mimowolnie zaczęły wycofywać się w kierunku ściany, z którą po chwili zderzyła się plecami.
- Nie bądź niewdzięczna, mieszkasz tu za darmo. Nie sądzisz, że wypadałoby się odpłacić? - odparł, owiewając jej nozdrza ostrym zapachem alkoholu, gdy zaczepił palcem o guzik przy jej koszuli. Jak na ironię - nie był pierwszym człowiekiem dzisiejszego wieczora, który oczekiwał od Indiany wdzięczności; ale on ewidentnie nie zamierzał przebierać w środkach, tylko wziąć to, co mu się - w jego opinii - należało.
- Słucham? - spróbowała uciec w bok, gdy nagle Holloway oparł się dłonią o ścianę, zamykając ją w potrzasku. - Nie, ja... Proszę mnie puścić. Nie jestem sama - ostrzegła, na co facet tylko uśmiechnął się pobłażliwie, uznając to za blef. Zapewne powinna być bardziej stanowcza, a mniej miła; co z kolei, wraz z tym ugrzecznionym tonem, wyniosła pewnie z pracy. - Powiedziałam: nie - powtórzyła głośniej, usiłując go od siebie odepchnąć i licząc jednocześnie na to, że mimo drobnego hałasu telewizora, zostanie usłyszana przez Connora - który nie uzna, że właśnie zabawiała się z tajemniczym adoratorem - a którego obecność ostudziłaby zapał drugiego mężczyzny. I wciąż jednak chciała się łudzić, że ten po prostu uszanuje jej odmowę. Jakże niewiele wiedziała...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zdecydowanie nie miał żadnych przemyśleń co do tego, że jego obecnie zachowanie – dość niejednoznaczne, mogło w sposób negatywny wpłynąć na Indianę, dla której jego drobne zagrywki, wcale nie były wyłącznie elementem pewnej gry. Zabawy, którą uskuteczniał, bo najwyraźniej akurat taki miał teraz kaprys, mimo, iż rozum podpowiadał, że stąpa po bardzo kruchym lodzie, którym to dla niego jest właśnie osoba Indy – ślicznej dziewczyny, bystrej, zabawnej i co więcej, cholernie seksownej, bo przecież to nie tak, że nie lustrował jej perfekcyjnej figury kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja i to nawet wtedy, gdy ten kontakt mieli znikomy. Widział ją niemal zawsze i powstrzymywało go chyba jedynie to, iż była od niego dużo młodsza, a poza tym także nadal pozostawał przyjaciółką i rówieśniczką jego siostry, co w jakiś sposób go blokowało. I sprawiało, że ten zdrowy rozsądek jeszcze się tam gdzieś w jego głowie przebijał, niemniej jednak teraz, gdy mieszkali niemal po sąsiedzku, jakby przebijał się już coraz mniej. I najlepszym tego dowodem było oczywiście to co działo się teraz, gdy to sam istotnie ją kusił i prowokował do tego, by zrobiła więcej, by być może to jednak ona przełamała ostatnią barierę, od której nie byłoby już odwrotu. Nadal jednak pozostawała zbyt nieśmiała i niedoświadczona, by w ogóle mógł myśleć o tym, aby zrzucić na nią ciężar tej decyzji, którą zapewne powinien podjąć sam – i którą naprawdę chciał podjąć, ale nadal obawiał się, że to może zakończyć całą ich znajomość. A może i jej przyjaźń z jego siostrą? Może przez to nie chciałaby już mieć nic wspólnego z ich rodziną? Nie chciał tego dla nich, dla niej ani dla siebie samego, a czuł, że jedyne co mógł jej dać to fajna przygoda i dobra zabawa, nie zaś związek, którego najpewniej oczekiwała – nie czułość i trwałą relację, a jedynie intensywność, namiętność i spełnienie, które pewnie ostatecznie sprowadziłoby na nich oboje mrok – smutek i rozczarowanie. Mimo to zakazany owoc jawił się jako ten naprawdę kuszący, chciało się go zerwać i smakować bez końca, a takim owocem przecież jest dla niego właśnie Indiana. Kąciki jego ust drgnęły więc jedynie lekko ku górze, gdy uchyliła się od odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, chociaż oboje znali na nie właściwą odpowiedź – to jednak musiało pozostać niedopowiedziane. Tak jak i sam temat kolacji, który zrodził się w jego głowie dość spontanicznie i właściwie wcale mu aż tak na tym jedzeniu nie zależało, ale też wychodził z założenia, że jakaś mała kara się jej należy – i chyba bardziej w tej kategorii rozpatrywał to odwdzięczanie się pod postacią kolacji. Domyślał się, iż Indy nie jest mistrzem kuchni i że pewnie też nie przepada za gotowaniem, to też jawiło mu się to jako najlepszy pomysł na mały rewanż za to niespodziewane wtargnięcie do jego mieszkania, którego bynajmniej i tak nie miał jej za złe. I nie chciał, by to ona miała mu za złe, to że teraz pozwalał sobie na odrobine więcej, chociaż go prowokowała – świadomie czy też nie, to jednakże sama nie wykonywała żadnego konkretnego gestu, dlatego też on nadal miał możliwość wycofania się. – Bo potem byś tego żałowała – stwierdził krótko, wręcz rzeczowo, spoglądając w jej oczy w momencie, w którym odsunął się od niej na bezpieczniejszą odległość. Żałowałabyś tego, że Cię skrzywdziłem. A przecież nie chciał jej krzywdzić, nie chciał stać się tym dupkiem, który ją wykorzystał i złamał jej serce, który zniszczył jej przyjaźń z jego siostrą, który był wszystkim tym co najgorsze. Nie zasługiwała na to, głównie dlatego, że w jego mniemaniu była po prostu dobra i trochę niewinna, a on nie miał prawa jej psuć. Chyba, że sama by tego pragnęła. Sam jednak musiał teraz zamoczyć usta w alkoholu i upić kilka łyków, by ugasić chociaż trochę pragnienie, które nagle spowodowało suchość w gardle i przyspieszony puls. Potrafił nad sobą panować, ale jakimś dziwnym trafem przy niej było to cholernie trudne. – W razie czego zjemy pizze, ale mam nadzieję, że się przyłożysz – zażartował mimo wszystko, ewidentnie ciekaw tego co mogłaby dla nich przygotować, a przynajmniej spróbować. Dzwonek do drzwi skutecznie jednak odciągnął jego myśli od jedzenia, a zastąpił je masą pytań odnośnie tego kto za nimi się znajdował. Uniósł lekko brew ku górze, gdy kolejny raz sobie z nim igrała i nie wyprowadzała go z błędu. – Może… - powtórzył po niej, wpatrując się w nią nie mniej intensywnie niż przed momentem, gdy zeskoczyła już z blatu, by pójść otworzyć – Zazdrość czasami jest wskazana, ale ja bynajmniej nie zamierzam się przed nikim ukrywać – zauważył jeszcze, nim ciemnowłosa powędrowała już w stronę drzwi, a on sam upił kilka kolejnych łyków whisky, wsłuchując się w nieznany, męski głos, który nagle usłyszał w konfrontacji z tym Indiany. Nie miał pojęcia kim był tajemniczy gość ani też w jakim celu się tutaj pojawił, więc nie zamierzał póki co się wychylać ani też dawać znać o swojej obecności w tym mieszkaniu. Odstawił jedynie delikatnie pustą szklankę na kuchenny blat, o który ponownie wsparł się plecami i skrzyżował ręce na torsie, wyczekując dalszego rozwoju wydarzeń. Mimo akustyki mieszkania oraz włączonego w salonie telewizora, bez problemu mógł usłyszeć wymianę zdań ciemnowłosej z nieproszonym gościem, orientując się, że przemieszczając się po mieszkaniu – w jego głąb, bo istotnie lepiej słyszał ich z korytarza. Zmarszczył lekko brwi już na samą wzmiankę Indy o tym, by mężczyzna nie wchodził tutaj tak po prostu, co istotnie go zdziwiło i zrodziło jeszcze więcej pytań w jego głowie, przez co będąc czujnym – chyba już z natury i w związku z tym, iż wiele czasu spędził w wojsku i na misjach, na których najmniejszy nawet szelest nie mógł go zaskoczyć, więc… wsparł się ramieniem o ścianę przy drzwiach, by w razie czego nie przegapić żadnego aspektu ich wymiany zdań – nawet jeżeli było to generalnie niekulturalne i naruszało jej prywatność. Instynkt podpowiadał mu, by był czujny. Kiedy jednak Indiana kolejny raz zwróciła się do mężczyzny per pan, zaczął przypuszczać, że może to być właściciel mieszkania, które obecnie zajmowała. Jego puls istotnie przyspieszył jednak, a dłoń zacisnęła się w pięść, gdy facet zainsynuował odpłacenie się, co sam Connor odebrał w oczywisty sposób – przyszedł tu w konkretnym celu i doskonale wszyscy wiedzieli w jakim. Poczuł dziwnie wzbierającą złość, połączoną z zazdrością – jakoby mężczyzna chciał dobrać się do czegoś co należało do niego, nawet jeżeli nie oficjalnie. Wyczekał cierpliwie – chociaż z trudem, do odpowiedniego momentu i dopiero słysząc stanowcze, trochę desperackie nie ze strony Indy, wychylił się szybko zza ściany i ruszył pewnym, stanowczym krokiem w ich stronę. Niemal zagotowało się w nim na widok faceta, który niemal dociskał teraz jej drobne ciało do ściany wbrew jej woli. – Chyba powiedziała nie – warknął dosadnie, łapiąc go z impetem za ramie, a gdy odwrócił się już zaskoczony w jego stronę, pchnął go mocno na ścianę tuż obok dziewczyny i przyparł go do niej właściwie w ten sam sposób, tyle, że łapiąc umiejętnie za gardło – Czego tu kurwa chcesz? Zachciało Ci się molestować młode dziewczyny? – wycedził przez zaciśnięte zęby, dociskając nieco bardziej palce, przez co blokował mu dopływ powietrza, w związku z brakiem którego intruz zaczął się dusić i znacznie mniej się rzucał – Ona jest moja, więc jeżeli jeszcze raz na nią spojrzysz, to zapamiętasz mnie na długo, jasne? – zacisnął palce ostatni raz, po czym puścił go z obrzydzeniem, powodując, iż ten stracił na moment równowagę i łapczywie łapał teraz powietrze, wyraźnie zaszokowany takim obrotem spraw.
- Jeszcze się z Wami policzę… ta dziwka mieszka tutaj za darmo i myśli, że może to nadal robić za nic? Że nie widzę jak na mnie patrzy? Że nie chciałaby żebym ją zerżnął? Może jej nie zaspokajasz wystarczająco – rzucił prowokacyjnie w jego stronę, na co Brewster jedynie uśmiechnął się z politowaniem, a potem zacisnął pięść i zamachnął się, uderzając nią precyzyjnie wprost w jego perfidną twarz. Złapał za mankiety jego marynarki i kolejny raz rzucił nim o ścianę, obserwując z zadowoleniem jak krew ciekła teraz z jego nosa. – Posłuchaj, eleganciku. Jeżeli nazwiesz ją tak raz jeszcze, to urządzę Cię tak, że nie pozna Cię własna żona… a może powinienem jej złożyć wizytę? Wie, że zabawiasz się z młodszymi? – kolejny raz uderzył jego ciałem o ścianę – Przeproś.
- Nikogo nie będę przepraszał i na pewno odpowiesz za pobicie. A teraz wypieprzajcie z mojego mieszkania! – uniósł głos, próbując się uwolnić, ale Connor jedynie poklepał nonszalancko jego policzek, po czym pchnął go w bok, w kierunku drzwi, ale tak, że ten niemal się wywrócił, tracąc kolejny raz równowagę. Już przymierzał się do tego, by zaatakować bruneta, ale niemal z dziecięcą łatwością udaremnił jego próby i kolejny raz uderzył go z całej sił w twarz, tak iż ten się zachwiał. – Uwierz, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Więc teraz grzecznie stąd wyjdziesz i nigdy więcej nie spojrzysz na moją dziewczynę – skłamał dla dobra sprawy, by ten frajer przyswoił do wiadomości, że Indiana nie jest sama i że powinien się obawiać obecności Brewstera w jej pobliżu.
- Masz się wynieść z mojego mieszkania! Nie chcę Cię tu jutro widzieć, mała niewdzięcznico – zagroził z wyraźną złością i podenerwowaniem, próbując zatamować dłonią cieknącą krew. Jakby nic innego nie miało już znaczenia, a jedynie to, że ciemnowłosa miała się stąd wynieść. Po części Connor poczuł, że to mogło być jego winą, iż właśnie straciła dach nad głową, ale z drugiej strony – musiał zareagować. Gdyby nie to, to co miało tu miejsce skończyłoby się o wiele gorzej.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indy wiedziała, że miał rację - że żałowałaby, gdyby pozwoliła, by doszło pomiędzy nimi do czegoś więcej i przypłaciła to, po raz kolejny złamanym sercem. Ale nie żałowałaby chyba tego, iż Connor by ją skrzywdził - bo gdzieś tam w środku domyślała się, że był on facetem, jaki preferował jednonocne przygody, i że tylko tyle mogła od niego dostać. Żałowałaby zatem co najwyżej tego, że po raz kolejny dała się zwieść i skrzywdzić - właśnie jemu, o którym wiedziała, ze nie powinna liczyć na nic więcej. I prawdopodobnie tylko to ją powstrzymywało: bo z dwojga złego wolała być dla Connora Brewstera zwykłą sąsiadką, z którą mógł porozmawiać czy spędzić czas, aniżeli stać się jedną z jego zdobyczy, z jaką po wszystkim nie chciałby mieć już nic wspólnego. Z drugiej jednak strony - Indy przez całe swoje życie żałowała tego, czego nie zrobiła - tych wszystkich niewykorzystanych szans i tych momentów zawahania, gdy nie umiała odnaleźć w sobie odwagi, by sięgnąć po to, czego pragnęła - mimo iż jej rodzice sądzili chyba, że dając jej imię filmowego Indiany Jones'a (o ile to było źródłem ich inspiracji), uczynią ze swojej córki dzielną i silną kobietę. Tymczasem wcale się taka nie czuła; i żałowała tego, iż tak bardzo obawiała się popełnić jakiś błąd, że koniec końców wolała nie zrobić nic, przez co obecnie miała wrażenie, że stanęła w miejscu, podczas gdy wszyscy wokół szli naprzód, zostawiając ją gdzieś w tyle. Może więc chciała zrobić coś niewłaściwego: coś, czego robić nie powinna. Chciała popełnić błąd, chciała dać się skrzywdzić, chciała raz jeszcze poczuć ten ból pękniętego serca, bo miała już dosyć nieczucia. Nie zdobyła się jednak na żaden gest, jakim jednoznacznie dałaby Connorowi przyzwolenie na więcej - ale oboje byli jeszcze na tyle cywilizowani, by nie rzucać się na siebie nawet wtedy, gdy ewidentnie mieli na to właśnie ochotę. Inaczej niż gość, który również tego wieczora postanowił złożyć Indianie wizytę, najwidoczniej wychodząc z założenia, że skoro wynajmowała ona należące do niego mieszkanie, to sama w pewien pokręcony sposób - również do niego należała. I że miał prawo ją nachodzić, kiedy tylko najdzie go na to chęć, a ona - powinna bez szemrania dać mu to, po co tu przyszedł, i czego od niej żądał. Tak się jednak nie stało, mimo iż w pewnym momencie Indy wyczuła już dotyk męskiej dłoni na swojej skórze w okolicy dekoltu, gdy podążył paluchem w kierunku pierwszego guzika, o który zaczepił w tym samym momencie, jak z drugiej strony za ramię chwycił go nagle przybyły nieoczekiwanie do przedpokoju Brewster, odciągając z impetem od ciemnowłosej, w efekcie czego starszy mężczyzna szarpnął przypadkiem za materiał jej koszuli, wyrywając zeń guzik i odsłaniając nieco więcej jej ciała, niż powinno zostać odsłonięte. Halsworth odruchowo sięgnęła dłońmi do białego materiału, na którym zacisnęła palce, uciekając o dwa kroki, gdy Connor popchnął niechcianego gościa na ścianę, zaciskając palce na jego gardle. - Connor, przestań! Zrobisz mu krzywdę - zawołała desperacko, bynajmniej nie z troski jednak - nie o Holloway'a, który niczym wyrzucona na brzeg ryba usiłował zaczerpnąć powietrza; ale o Connora właśnie. Indiana nie wiedziała, na co go stać i na ile potrafił nad sobą panować - wiedziała natomiast, że był w wojsku, gdzie niektóre ludzkie odruchy pewnie zostały z niego wyplenione, a teraz widziała, jak praktycznie jedną ręką obezwładnił dorosłego faceta. I chociaż nie sądziła, by istniały jakieś powody do obaw, to chyba wciąż łudziła się, że cała tę sytuację uda się rozwiązać względnie pokojowo. Odetchnęła zatem z ulgą, gdy Connor rozluźnił uścisk i puścił mężczyznę, który, po tym, jak już zaczerpnął łapczywie powietrza, bynajmniej nie zamierzał dać tak łatwo za wygraną. I chociaż Indiana nie potrzebowała rycerza w lśniącej zbroi, który broniłby jej honoru, to poczuła się doprawdy paskudnie - a na moment zrobiło jej się wręcz niedobrze - gdy usłyszała te ohydne sugestie z ust Holloway'a. Mimo iż te powinny ją jedynie bawić - wszak zabawną ironią było to, jak mężczyźni uwielbiali nazywać dziwkami kobiety, które nie chciały się z nimi przespać... Nie zdobyła się jednak na odpowiedź; zamiast tego wzdrygnęła się gwałtownie i wydała z siebie tylko dziwny krzyk, jaki niemal ugrzązł jej w gardle na widok bliskiego spotkania pięści Brewstera z twarzą drugiego faceta. Ale to Indy nakryła rozwarte w szoku - i obrzydzeniu widokiem krwi - usta dłonią, śledząc całe zajście niemal jak sparaliżowana, gdy Connor bez najmniejszych trudności wręcz rzucił Holloway'em o ścianę i wymierzył mu kolejny cios, sprawiając, że tamten, zalewając się krwią z nosa i dobijając do drzwi, słaniał się już na nogach, nie będąc w stanie w żaden sposób obronić się przed atakiem, który sam na siebie ściągnął. - Nie może mnie pan tak wyrzucić z dnia na dzień - zaprotestowała, bez większego przekonania jednak, doskonale zdając sobie jednak sprawę z tego, że i tak nic nie odwiodłoby Holloway'a od zmiany decyzji. Nie mogła powołać się na niepisaną, koleżeńską umowę, jaką miała z jego córką, bo ta nie posiadała żadnej wiążącej mocy; zresztą po tym, co zaszło, Indy nie chciałaby mieć już z tym człowiekiem nic wspólnego. Ale co niby miała w tej sytuacji zrobić? - Mogę - i wyrzucę! Rano ma cię tu nie być, albo wrócę z policją. Cieszcie się, że od razu ich nie wezwałem - mężczyzna grzmiał wściekły, po omacku szukając jedną dłonią klamki, a drugą wymachując wskazującym palcem z bezpiecznej odległości, by po raz kolejny nie przypłacić tego bolesnym sierpowym. - Obejdzie się bez policji - Indy zapewniła krótko, z rezygnacją w głosie krzyżując ręce na piersi i instynktownie kuląc nieco ramiona, gdy jedną dłonią przytrzymała jeszcze rozchylający się materiał koszuli. Wszyscy jednak musieli uznać swoje porażki: ona, bo właśnie została bezdomną; a Holloway, bo nie dość, ze nie dostał tego, po co tu przyszedł, to jeszcze wychodził z rozwalonym i krwawiącym nosem, posyłając kolejno im obojgu gniewne spojrzenie, zanim w końcu z impetem trzasnął za sobą drzwiami. Nietrudno było jednak odgadnąć, że i jemu interwencja policji byłaby nie na rękę - bo chociaż istotnie został pobity i dowody świadczyły na jego korzyść, to wątpliwym było, aby chciał tłumaczyć się z tego, co robił późnym wieczorem w mieszkaniu zajmowanym przez koleżankę jego córki. Dodatkowe zainteresowanie nie było nikomu potrzebne. Nie patrząc już nawet na Connora, Indy odetchnęła głęboko i ponownie oparła się o ścianę, by przymknąć na moment powieki, pocierając dłonią swoje czoło. Było jej chyba zwyczajnie wstyd - mimo że jakiś cichutki głos z tyłu głowy podpowiadał jej, że to nie ona powinna się wstydzić, tylko facet, który chciał ją wykorzystać. Ale i to nie zmieniało faktu, że nie potrafiła - lub obawiała się - spojrzeć brunetowi w twarz. Z jednej strony czuła się parszywie z tym, że musiał on w tym uczestniczyć, ale z drugiej - zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby go tu nie było, ten wieczór zakończyłby się dla niej zdecydowanie gorzej. - Przepraszam cię za to - mruknęła w końcu - mimo że to również nie ona powinna przepraszać, a co najwyżej podziękować - i opuściła bezradnie ręce wzdłuż ciała. - Chyba nie będziemy już sąsiadami - zaśmiała się krótko i nerwowo pod nosem, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą teraz zrobić.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Brewster zdecydowanie znajdował się w innym momencie życia – zamiast żałować tego co nie zrobił bądź po prostu wyczekiwać tego, że jego życie wreszcie zacznie sprawiać mu satysfakcję, po prostu żył z dnia na da dzień i nie liczył na nic. Bardziej zależało mu już chyba na tym, by nie rzucać się zbytnio w oczy i w spokoju rozwijać swoje interesy, nie ściągając sobie natomiast na głowę zbędnych kłopotów – chociażby pod postacią stałej partnerki, która wymagałaby od niego zdecydowanie zbyt wiele i przy okazji ograniczałaby jego swobodę. Właśnie tak odbierał związki – jak zamknięcie w złotej klatce, kiedy na świecie było tyle pięknych kobiet, w których nie tyle, że mógł przebierać, co po prostu mógł mieć pewność, że one nie będą od niego oczekiwały uczuć i przywiązania; tego bowiem dać im nie mógł. A może nie potrafił bądź nie chciał – niemniej jednak poważne relacje póki co nie były dla niego, właśnie dlatego tak bardzo wzbraniał się przed tą znajomością z Indianą, bo przeczuwał, że jedynie skrupulatnie go prowokuje, że stwarza pozory jakoby chciała więcej, ale gdyby przekroczyli tę granicę… w końcu chciałaby tego co każda kobieta – kwiatów, serduszek i bliskości. A on musiałby jej wtedy złamać serce i pewnie sam czułby się z tym cholernie źle, chociaż należy nadmienić, że jakoś dotychczas nigdy nie miał wyrzutów sumienia, kiedy to wypraszał poszczególnie kobiety ze swojego mieszkania bądź życia. One musiały wiedzieć na co się piszą i że taki los ostatecznie je czeka, Indy natomiast – jest inna. Nie tylko dlatego, że przyjaźni się z jego siostrą, że jest dużo młodsza i że ma inne oczekiwania, ona po prostu jest zbyt delikatna na to, by mógł się nią tak po prostu zabawić. Wie o tym doskonale, a mimo to nieustannie daje się wplątać w jej grę, daje się ponieść chwili i to wycofywanie się w ostatnim momencie przychodzi mu coraz trudniej. Co innego jednak zdawać sobie z tego sprawę, a co innego próbować to zmienić – bo póki co Connor nie robi absolutnie nic aby się od ciemnowłosej odciąć. Zamiast tego sam przychodzi do jej mieszkania wieczorową porą, sam ewidentnie sobie z nią pogrywa – ale za jej wyraźnym przyzwoleniem, ale i sam decyduje się stanąć w jej obronie. Oczywiście zrobiłby to zapewne dla każdej kobiety w potrzebie, ale w tym wypadku złość wzięła górę dużo bardziej, bowiem nie chodziło o byle jaką kobietę – szybko więc złapał się na tym, że puściły mu hamulce, kiedy to zobaczył jak ten obleśny typ przystawia się do Indiany i perfidnie ją obmacuje, niemal insynuując, że to czego chce mu się należy. Krew się w nim zagotowała, więc nie mógł tak po prostu odpuścić – i bynajmniej nie chciał być miły czy grzeczny, chciał gościowo obić mordę i to właśnie zrobił, wyładowując przy okazji swoją frustrację, bo sam chwile wcześniej nie mógł wziąć tego czego pragnął. Nie brał więc pod uwagę pokojowego rozwiązania, chociaż tego nie zamierzał pozbawić faceta życia, bo nie trzeba było mu takich problemów – swoje w życiu już przeszedł i ten typ nie był wart tego, by nabruździć sobie w papierach. Nijak nie myślał jednak o tym, iż może on zgłosić pobicie, ale wiedział również o tym, że tego nie zrobi, bowiem wydałoby się, iż przyszedł do Indiany i jednocześnie byłoby to jego słowo przeciwko ich słowom, więc… byłby trochę na przegranej pozycji – przy tym zdradzając się przed żoną i resztą rodziny. Tutaj Connor i Indiana byli wygrani, przynajmniej w tym aspekcie. Słowa brunetki przebijały się jednak do jego świadomość ledwie słyszalnie, ale bez problemu zdał sobie sprawę, iż była przerażona tym co robił. Gdy właściciel mieszkania znowu zaczął się odgrażać, zgromił go jedynie spojrzeniem i zrobił krok w jego stronę, co wyraźnie go wystraszyło, więc instynktownie cofnął się w stronę drzwi. – Właśnie, że nie możesz jej wyrzucić z dnia na dzień. Ale pomijając ten drobny szczegół, ona na pewno nie zostanie dłużej pod Twoim dachem – warknął w jego stronę, odrobinę jednak ignorując łagodniejszy ton Indiany, która chyba jeszcze chciała typa udobruchać, nie chcąc przy tym wzywać policji. – A teraz stąd wypierdalaj – syknął cicho w jego kierunku, wskazując dłonią drzwi, bo doprawdy był nadal wściekły i jeżeli ten rzuciłby chociaż iskierkę, która wznieciłaby w nim płomień na nowo, to nie ręczyłby za siebie. I za to co mógł z nim zrobić. Obserwował jedynie jak trzasnęły za nim drzwi i pozwolił, by jego napięte dotąd ciało nieco się rozluźniło. Dopiero po krótkiej chwili skierował swój wzrok na brunetkę i odetchnął cicho, widząc w jakim jest stanie – smutna, zła, zawstydzona i chyba przerażona tym, że właśnie została bez dachu nad głową. Pokręcił zaraz głową i podszedł do niej powoli. – Nie masz mnie za co przepraszać – stwierdził bez cienia wątpliwości, przystając tuż przed nią – Być może to jednak ja powinienem Cię przeprosić za to, że poniekąd przeze mnie musisz stąd wynieść, ale… z drugiej strony cieszę się, że tu byłem – dodał całkiem poważnie, nie chcąc nawet myśleć co mogło się wydarzyć, gdyby on pojawił się tutaj, gdy Indiana byłaby sama. Aż na moment zacisnął znowu dłoń w pięść, pozwalając by ta złość rozeszła się po kościach. – Często pojawiał się bez zapowiedzi? I wchodził jak do siebie? Próbował już kiedyś… - urwał, niemo pokazując jej co miał na myśli, gdy skinął głową w kierunku miejsca, w którym typ się do niej dobierał. Widząc jednak bezradność wymalowaną na jej buźce i kompletne zrezygnowanie w każdym ruchu jej ciała, westchnął i przeczesał nerwowo włosy palcami. Myśl, która wpadła mu do głowy była niemal irracjonalna – przecież nigdy nie mieszkała z nim żadna kobieta, żadna nie gościła w jego królestwie na dłużej i nie miało to ulec zmianie. A jednocześnie coś kazywało mu zabrać ją do siebie, bo po części był winien tego zamieszania. Może polubowne rozwiązania wchodziłyby w grę, ale czy w takiej sytuacji można polubownie? W sytuacji, w której facet chciał ewidentnie się do niej dobrać? Nie, nie można. Musiał postąpić tak, a nie inaczej. – Jeżeli on jeszcze kiedyś pojawi się obok Ciebie, złamie mu nie tylko nos – warknął i sięgnął dłonią do jej twarzy, palcami ujął jej podbródek i zmusił ją do tego, by uniosła nieco głowę i spojrzała na niego – Spakuj się, nie zostaniesz tutaj. Być może gdybym wyszedł, on byłby gotów tutaj wrócić… - zauważył, nadal jednak wahając się nad tym co chciał zrobić. Jawiło się to dla niego jak istne szaleństwo, może powinien traktować to jako zaproszenie do siebie młodszej siostry, ale przecież od jakiegoś czasu zdecydowanie nie zaliczał jej już do tej kategorii. Dlatego było to niczym igranie z ogniem, ale… przecież on uwielbiał z nim igrać. Patrzył na nią przez chwilę, by w końcu już bez zbędnego zastanawiania się powiedzieć to na głos. – Zatrzymasz się u mnie.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Nie wiedziała, co sądzić o reakcji Connora; nie spodziewała się jej i ten nieoczekiwany wybuch agresji wzbudził w niej maleńki niepokój, ale paradoksalnie - czuła się z nim bezpiecznie. Wszystko, co zrobił - nawet jeśli zapewne można było spróbować załatwić tę sprawę bardziej polubownie - zrobił w jej obronie, i za to była mu wdzięczna, nawet jeśli w tej chwili nie do końca potrafiła jeszcze to wyrazić. Nie zastanawiała się również nad tym, co nim powodowało i dlaczego zareagował tak impulsywnie - nie traktowała tego personalnie, skłonna raczej sądzić, że po prostu faceci tacy, jak ten nieoczekiwany gość - nagabujący słabsze kobiety - działali na Brewstera niczym płachta na byka. Koniec końców jednak, po tym, co tu zaszło i po tym, jak mężczyzna opuścił mieszkanie ze złamanym nosem, Indy mogła być pewna, że więcej go nie zobaczy. Nie dlatego jednak, że przekaz do niego dotarł i wyciągnął lekcję z tego bliskiego spotkania z pięścią Connora - ale dlatego, że facet, ostatnimi strzępkami dumy wyrzucił ją na bruk tylko dlatego że mógł - bo wydawało mu się, że może wszystko, łącznie z wzięciem sobie Indiany, kiedy akurat miał taki kaprys. I gdyby nie obecność osoby trzeciej, zapewne nic by go przed tym nie powstrzymało. Indy czuła się więc przede wszystkim - kiedy emocje i nerwy zaczęły powoli opadać i była już w stanie poczuć coś konkretnego - bezradna: zarówno przez to, że nie potrafiła poradzić sobie sama, jak i przez to, że nagle jeden incydent wywrócił niemal całe jej życie na lewą stronę, a ona nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia. Ze spuszczoną głową zerknęła tylko na Connora, gdy zrobił krok w jej stronę. - Nie musiałeś od razu rzucać się na niego z pięściami... ale ja też się cieszę, że tu byłeś - przyznała nieco ściszonym głosem. Oczywiście wolałaby, aby ta sytuacja w ogóle nie musiała mieć miejsca, ale i na to nie miała wpływu, tak samo jak i nie ona zadecydowała o tym, jak sprawy się potoczyły. A mimo to sama musiała ponieść tego konsekwencje. Pozostanie bez dachu nad głową jawiło się jednak jako mniejsze zło: szukanie nowego mieszkania nie było jej co prawda obecnie na rękę, ale to tylko chwilowa niedogodność, zaś gdyby istotnie mężczyzna dopiął swego, to najpewniej zepsułoby ją trwale. I już zawsze odczuwałaby ten dojmujący wstyd, co teraz - gdy do niczego nawet nie doszło. Dopiero słysząc pytania bruneta, spojrzała w kierunku, w którym skinął głową, by zaraz pokręcić w zaprzeczeniu głową. - Przychodził tu czasem pod jakimiś bezsensownymi pretekstami... Próbował coś sugerować, ale nigdy... - urwała, wznosząc swoje spojrzenie na twarz Connora i ściągnęła nagle brwi. - Nigdy do niczego takiego nie doszło. Mieszkałam tu z jego córką, kupił jej to mieszkanie, a teraz ona wyjechała na pół roku do Europy, ale to z nią umówiłam się, że będę mogła dalej tu mieszkać. Bo miało mi się to opłacać... Nie zostałabym tu, gdybym wiedziała, że jej ojciec będzie chciał... - nie dokończyła, uciekając znowu wzrokiem gdzieś w bok; i chociaż nie musiała się z tego tłumaczyć, to chciała - chciała, aby Connor wiedział, że nie było tu żadnego chorego układu, że istotnie nie płaciła za to mieszkanie w naturze, i że facet nie przychodził tu regularnie, by odebrać swoją zapłatę, a dzisiaj Indy nie odmówiła mu tylko dlatego, że miała już inne towarzystwo na ten wieczór. Co prawda nic nie wskazywało na to, by Connor tak właśnie myślał, ale wolała to wyjaśnić. Nie chciała wyglądać w jego oczach zbyt źle. - Wątpię, skoro mam się stąd wyprowadzić, ale... dzięki - mruknęła, gdy nagle dłoń Brewstera - ta sama, którą przed momentem złamał facetowi nos - dosięgnęła jej podbródka, skłaniając ją do spojrzenia mu w oczy, co Indy posłusznie uczyniła, zadzierając nieco głowę. Nieznacznym skinieniem skwitowała słowa mężczyzny, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie mogła tu zostać. Zwyczajnie nie czułaby się bezpiecznie, wiedząc, że nawet zamknięte drzwi nie chroniły jej przed niechcianym intruzem. Kompletnie nie spodziewała się jednak tego, co padło z jego ust w chwilę później. - Co? - wydusiła zaskoczona, przez parę sekund przyglądając mu się uważnie; przyłapując się na tym, iż wcale nie przeszkadzało jej to, że Connor nie proponował - a oznajmiał, że "zatrzyma się u niego". Podobała jej się ta stanowczość, i choć jedynym, co powinien podpowiedzieć jej teraz rozsądek, była myśl, iż z tego może wyniknąć tylko coś toksycznego, to wcale nie to przeświadczenie kazało ciemnowłosej odsunąć od siebie jego dłoń i pokręcić głową w geście odmowy. - Nie musisz nic więcej dla mnie robić, jakoś... dam sobie radę - odparła bez przekonania, wciąż jednak starając się robić dobrą minę do złej gry, kiedy zgodnie z tym, co zostało powiedziane wcześniej, skierowała swoje kroki w głąb mieszkania, do sypialni, by pakowanie zacząć od ubrań. Prawda była jednak taka, że nie miała nawet w co ich spakować - posiadała tylko jedną, nie za dużą walizkę, nadającą się raczej na kilkudniowy wyjazd niż by pomieścić cały jej ubraniowy dobytek. Mimo to Indy otworzyła szafę i stając na palcach, wyciągnęła ręce w górę, próbując dosięgnąć najwyższej półki i ową walizkę z niej zdjąć, ale i to zadanie okazało się ją przerosnąć - dosłownie. - Pomożesz mi? - poprosiła zrezygnowana i opuściwszy ręce wzdłuż ciała, wycofała się o parę kroków, dobijając łydkami do krawędzi łóżka, na które klapnęła tyłkiem, gdy znów ogarnęło ją to paraliżujące poczucie bezradności, z której miała jednocześnie ochotę płakać, krzyczeć i chyba oszaleć, ale ostatecznie tylko schowała twarz w dłoniach, pozwalając, by jej usta opuścił stłumiony jęk. - Nie mam dokąd iść - musiała to chyba przyznać przed samą sobą, by dotarło do niej, że skorzystanie z pomocy Connora i przynajmniej przenocowanie u niego, zaledwie piętro wyżej, to było prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie w jej obecnej sytuacji - bo szukanie zastępczego lokum o tej porze nie wchodziło w grę. W innych okolicznościach zwróciłaby się do Jordie - ona na pewno bez zawahania udostępniłaby bliźniaczce swoją kanapę, ale skoro obecnie sama planowała przeprowadzkę do nowego domu, to Indy nie chciała jej przeszkadzać. Nie chciała też wracać do rodzinnego domu, a raczej do ojca - nie chciała się cofać; starsza siostra z kolei również miała swoją rodzinę i proszenie jej o pomoc byłoby, w odczuciu Indiany, nietaktem. Koniec końców zatem nikt nie miał dla niej miejsca. Dla każdego byłaby tylko balastem. Pozostawało więc pytanie: kim lub czym byłaby dla Connora...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Głównym celem jego działania z całą pewnością była obrona – nie siebie, ale właśnie Indiany, przed atakiem bogatego cwaniaczka, który myślał, że wszystko mu można, bo ma pieniądze i potencjalną władzę. Tacy ludzie właśnie działali na niego niczym płachta na byka, ale… no właśnie, nadal było tutaj to jedno istotne ale, że wcale nie tylko to dzisiejszego wieczora tak go zirytowało, że pozwolił sobie użyć siły być może większej niż powinien. Ani myślał jednak załatwiać tej sprawy polubownie, bo w jego mniemaniu facet po prostu zasłużył sobie na to, aby bliżej spotkać się z jego pięścią i był wręcz tym faktem usatysfakcjonowany, ale oczywiście sam nie do końca oswoiła się jeszcze z myślą o tym jakie dokładnie kierowały nim wówczas emocje. Na pewno nie tylko czysta złość w imię tego, że facet zaatakował bezbronną i słabszą dziewczynę, próbując wziąć sobie coś czego dać mu nie chciała, ale jednocześnie dziwne uczucie zazdrości i niepokoju o nią – chociaż zazdrości nijak nie chciał do siebie dopuścić. Bo czemu miałby być zazdrosny o kogokolwiek? O jakąkolwiek kobietę? I czemu akurat o Indy? Brzmiało to dla niego wręcz niewiarygodnie, bronił się przed tym, jednocześnie jednak nie zamierzając zwlekać z reakcją, która doprowadziła do takiego, a nie innego przebiegu spraw, w efekcie których ciemnowłosa straciła dach nad głową. Domyślał się, że pewnie ostatecznie znalazłaby jakieś schronienie – że ma rodzeństwo, przyjaciółki i nawet ojca, którzy pewnie by ją przygarnęli pod swój dach bez problemu, ale czemu miała się im tłumaczyć z tego co tu zaszło? Nie musiała. On był naocznym i jedynym świadkiem tych zdarzeń, więc między innymi dlatego uznał, że najlepiej będzie jeżeli jednak zatrzyma się u niego – chociaż sam fakt zaproszenia do siebie kobiety na dłużej niż kilak godzin był doprawdy wielkim wyczynem i wielką zmianą. Żadna, ale to absolutnie żadna – nie pomieszkiwała o niego, a nawet nie zostawała na noc, bo nie chciał pozwolić im na przywiązanie się. Ba, nawet nie gościł na dłużej swojej siostry, z którą i tak widywał się sporadycznie, a mimo to nie myśląc wiele, zaproponował owe rozwiązanie Indianie. Szaleństwo – na pewno, ale jednocześnie coś mówiła mu, że chce zadbać o jej bezpieczeństwo – szczególnie dzisiaj, bo nie do końca ufał właścicielowi tego dobytku. – Nie musiałem, ale chciałem. Zasłużył na to i powiem wręcz, że zasłużył na więcej niż tylko złamany nos – stwierdził dosadnie, nijak nawet nie żałując tego co się stało i tego co zrobił, nawet jakby sam miał z tego powodu ponieść jakieś konsekwencje – Gdyby mnie tu nie było, to wszystko skończyłoby się o wiele gorzej i dobrze o tym wiesz. Więc nie żałuj go i tym bardziej nie żałuj, że się stąd wynosisz… mieszkając tutaj, pewnie musiałabyś się użerać z nim nadal, a kto wie co jeszcze mógłby zrobić – dodał z lekką irytacją w głosie na samą myśl o tym, że mógłby ją tknąć. Albo zrobić coś więcej. Czuł, że przemawia przez niego nieco więcej niż zwykła troska o nią, ale jednocześnie nie chciał tak po prostu się zawinąć, zostawiając ją z problemem – który właściwie również i on po części stworzył. Wsłuchał się więc teraz w jej słowa i pokiwał ze zrozumieniem głową, chociaż nawet przez moment nie pomyślał, że brunetka mogłaby pójść na taki układ i że dotychczas oddawała mu się w zamian za możliwość mieszkania tutaj. Zacisnął jednak nieco dłoń w pięść, znowu myśląc o typie, który wykorzystał układ między nią, a jego córką, chociaż to oficjalnie nawet nie jego mieszkanie, ale właśnie jego córki. – Ciekawe co na to wszystko powiedziałaby ta jego córeczka. Chętnie doniósłbym wszystkim jakim jest sukinsynem, ale zrobię to w razie gdyby jeszcze czegoś próbował. Domyślam się jednak, że byłoby mu to nie na rękę, więc wyrzucając Cię stąd, po prostu pozbył się problemu – zauważył, unosząc jednak nieco brew ku górze – Chociaż właścicielką mieszkania w tym układzie wcale nie jest on, tylko jego córka. Formalnie więc nie może Cię stąd wyrzucić, ale na pewno tutaj sama nie zostaniesz – dodał jeszcze, aby utwierdzić i ją i siebie w przekonaniu, że to nie wchodziło w grę. Niezależnie od tego kto był właścicielem mieszkania, dla Indiana przygoda w nim się skończyła na dobre i póki co wolał zabrać ją do siebie i jakoś… przyzwyczaić się do chwilowej współlokatorki niż mieć ją na sumieniu. Chociaż doskonale wiedział, że mieszkanie z nią pod jednym dachem to będzie jedno z największych wyzwań w jego życiu. Wpatrywał się więc w nią teraz w chwilowym zamyśleniu, ale nieco zdziwił się, gdy odsunęła jego dłoń i poniekąd odrzuciła jego propozycję. Oczywiście on wcale nie proponował, on jedynie zakomunikował co teraz zrobią, więc pokręcił jedynie głową. – Nie muszę, ale mogę – stwierdził krótko, nie wdając się póki co w dyskusję, chociaż ostatecznie Indiana odrzuciła jego propozycję. Odprowadził ją wzrokiem w stronę sypialni i przeczesał palcami włosy w nieco nerwowym geście, nadal rozum podpowiadał mu, że powinien jedynie pomóc jej się spakować i wrócić do siebie, ale ta druga strona nie pozwalała odpuścić. Walczył niemal sam ze sobą, gdy ruszył za nią w stronę pokoju, w którym dostrzegł jak zmaga się z dosięgnięciem walizki, co stanowiło dla niej jednak niemałe wyzwanie. Kąciki jego ust drgnęły nawet w lekkim rozbawieniu na ten widok, gdy prześlizgnął się wzrokiem po jej długich nogach aż na pośladki, które opinały te dżinsowe szorty, co odsłoniła koszula, która podwinęła się nieco, gdy Indy wyciągała się niczym kotka, by dosięgnąć swoją własność. Szybko jednak odrzucił te myśli, gdy zobaczył jej zrezygnowanie i bezradność, więc ruszył niespiesznie w jej stronę. – Pomogę – odparł krótko i gdy cofnęła się, sam bez problemu sięgnął po walizkę i zdjął ją. Następnie podszedł wraz z nią do łóżka, rozsunął i ułożył tak, by ciemnowłosa mogła się spakować. – Zmieścisz tu wszystkie swoje rzeczy? – zagadnął, nie wiedząc czy miała może jeszcze jakieś walizki czy też kartony, jednocześnie będąc nieco zdziwionym – jeżeli faktycznie ta walizka to wszystko co miała, bo nie spotkał chyba jeszcze kobiety, która mieściłaby się tylko do jednej. Spojrzał na nią i pokręcił lekko głową, podchodząc bliżej. – Masz dokąd iść, piętro wyżej jak mówiłem. Wiem, że masz siostry, ojca czy przyjaciółki, pewnie gdzieś byś się jednak mogła zatrzymać, ale po co… masz im opowiadać o tym co zaszło. Znajdziesz sobie spokojnie coś innego, a na ten czas zatrzymasz się u mnie. Mieszkanie jest identyczne jak to, duże, mam osobny pokój, którego nie używam, więc… może nie goszczę u siebie kobiet, ale dla Ciebie zrobię wyjątek – puścił do niej oczko, gdy uniosła głowę by na niego spojrzeć, a gdy dostrzegł w kąciku jej oka łzę, sięgnęła dłonią do jej twarzy i starł ją kciukiem, by nie spłynęła po jej buźce – To nic zobowiązującego – uniósł ręce w geście obronnym, by nie myślała, że i on chciałby coś w zamian za to, że jej pomaga, bo tak naprawdę to sam nie był pewien czy to dobry pomysł i ten fakt nieco go przerażał, ale lubi ryzyko, więc je podjął – Pakuj się – wskazał ruchem głowy na szafę i odsunął się nieco, pozwalając jej pójść po swoje rzeczy – Pomóc Ci? – spytał wówczas, mając na myśli właśnie pakowanie ubrań, gdy to sięgnął do jednej z szuflad i odsunął ją, chcąc wyjąć jej zawartość, ale wtem zdał sobie sprawę, że znajdowała się tam jej bielizna. Kąciki jego ust drgnęły więc ku górze, gdy wyciągnął jakiś całkiem seksowny, koronkowy komplecik, oglądając go z niemałym zainteresowaniem. W duchu zaś pomyślał, że jak będzie nosiła takie rzeczy, będąc w jego mieszkaniu, to prędzej oszaleje niż zdoła się powstrzymać… Spojrzał na nią, gdy zorientowała się co trzyma w dłoniach i z rozbawieniem przyglądał się jej minie. – Podoba mi się – stwierdził całkiem serio, a gdy ciemnowłosa szybko chciała mu zabrać swoją własność, uniósł rękę w górę, nie pozwalając jej dosięgnąć bielizny – Nie musisz się wstydzić, wiem jak wygląda kobieca bielizna – rzucił z rozbawieniem, nieco jednak chcąc rozluźnić atmosferę, chociaż Indy wyraźnie nie było teraz do śmiechu. I domyślał się, że nie z powodu tego co działo się tu wcześniej, tylko dlatego, że trzymał jej seksowną bieliznę i nie chciał jej tego oddać. Wyglądała przy tym jednak cholernie uroczo, więc w końcu zlitował się i opuścił rękę dopiero wtedy, gdy niemal stykała się z jego ciałem, zabierając mu wreszcie ten komplecik, który chwilowo sobie przywłaszczył.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

W tym wszystkim Indy nie myślała nawet o tym, że miałaby komukolwiek mówić, co tu zaszło - a tak by właśnie było, gdyby nagle zwróciła się do kogoś z rodziny z prośbą o udzielenie jej schronienia, i w tym Connor zdecydowanie się nie mylił. Chociaż z drugiej strony, kiedy usłyszą, że zmieniła adres zamieszkania, mimo że wcześniej nawet nie zająknęła się o tym, jakoby szukała nowego lokum - pewnie też pojawią się pytania, z których Indiana będzie musiała jakoś wybrnąć. Niestety ona sama należała do tych kobiet, które pewne kwestie wolały zwyczajnie przemilczeć - bo tak było prościej. I chociaż zdawała sobie sprawę, że przez takie właśnie zachowanie, przez to milczenie, wielu mężczyznom, którzy nazbyt chętnie sięgali po to, co wbrew ich opinii wcale im się nie należało, do czego wcale nie mieli prawa, i na co kobiety, od których to brali, wcale nie miały ochoty - takie występki uchodziły na sucho. W obecnych okolicznościach pozostało jej zatem tylko cieszyć się, że finalnie do niczego nie zdążyło dojść, i że Brewster udaremnił zamiary drugiego mężczyzny, bo sama - Indy zapewne nie zdołałaby tego zrobić. I nie chciała też, aby jej koleżanka dowiedziała się o tej wizycie ze strony jej ojca - wiedziała, że ostatecznie wpłynęłoby to również na ich relacje. Skoro musiała się stąd wynieść, to chciała zrobić to po prostu jak najszybciej i więcej o tym nie pamiętać. Dlatego od razu poszła do pokoju, by zabrać swoje rzeczy, lecz już wtedy napotkała pierwszą przeszkodę, nie mogąc dosięgnąć walizki. I choć była to błahostka, to Indiana była już w tym momencie na tyle rozchwiana, że wystarczyło to, aby się poddała. - Dzięki - mruknęła, spoglądając na otwartą walizkę, którą brunet rozłożył na łóżku, choć to "dzięki" odnosiło się właściwie do całokształtu. - Pewnie nie, ale nie mam niczego innego - nie miała żadnych pudeł, nie była przygotowana na przeprowadzkę - ale z drugiej strony, nie przeprowadzała się daleko, więc w najgorszym wypadku będzie musiała zrobić kilka rund góra-dół, żeby przenieść wszystkie swoje rzeczy do mieszkania Connora. Bo z tym, że to była obecnie jedyna sensowna opcja, Indy nie potrafiła się dłużej spierać. - Masz rację - pokiwała więc głową na jego słowa, tym samym zgadzając się na wspólne zamieszkanie, i zacisnęła mocniej wargi, starając się nie rozpłakać, gdy brunet otarł kciukiem tę pojedynczą łezkę, jaka zakręciła się w kąciku jej oczu. - Czemu? - zapytała zamiast tego, na komentarz o tym wyjątkowym traktowaniu. - Czemu dla mnie jesteś... inny? - dobry? Nie liczyła na nic wielkiego, właściwie spodziewała się jakiejś wymijającej odpowiedzi z gatunku "bo potrzebujesz dachu nad głową". Możliwe nawet, że to było najlepsze, co mogłaby usłyszeć; znacznie lepsze, niż gdyby Connor stwierdził, że traktował Indy inaczej, bo przyjaźniła się z jego młodszą siostrą - albo, co gorsza, że sama była dla niego jak młodsza siostra. Może więc rozsądniej byłoby w ogóle o to nie pytać - ale ciekawość tym razem okazała się silniejsza od niej. - Wiem - potwierdziła, bo istotnie nie podejrzewała mężczyzny o tak wielką hipokryzję, by najpierw bronił ją przed roszczeniowym właścicielem mieszkania, a później proponował jej tymczasowy dach nad głową, tylko po to, żeby w swoim czasie również upomnieć się o zapłatę. Ufała mu na tyle, by nie musieć się o to martwić. - Obiecuję, że to tylko na chwilę. Nie będę ci długo przeszkadzać, i nawet nie zauważysz mojej obecności - zapewniła, wstając z łóżka, i podeszła do szafy, a następnie zdjęła z półki poskładane niezbyt starannie bluzki i przeniosła je do rozłożonej na łóżku walizki. Słysząc jednak nagle szurnięcie szuflady, odwróciła się w tamtym kierunku, tylko po to, by dostrzec, jak Connor wyjmuje stamtąd jej koronkową bieliznę. Podeszła szybko, chcąc odebrać od niego swoją bieliznę, po którą wyciągnęła rękę, gdy ten nagle uniósł swoją, robiąc tym samym zgrabny unik. - Nie wstydzę się - burknęła, marszcząc dziecinnie nos, lecz nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu, jaki mimowolnie cisnął jej się na usta, gdy pochwyciła wreszcie swoją bieliznę i wrzuciła ją do walizki. Musiała przyznać, że Connor skutecznie zdołał ją rozbawić, nawet jeśli w tym samym czasie Indy sama nie wiedziała, czy była bardziej zażenowana, czy też wolała, że trafił akurat na kusy komplecik, a nie jakieś zwykłe, mniej urodziwe, bawełniane figi, które tak naprawdę nosiła na co dzień, wychodząc z założenia, że nie ma sensu męczyć się w seksownych stringach, jakie wpijały się w intymne miejsca, kiedy i tak nie było szansy, aby ktoś miał ją w tej bieliźnie oglądać. Zresztą pomieszkując razem, siłą rzeczy pewnie jeszcze będzie miał okazję natknąć się na jej bieliznę, choćby suszącą się gdzieś w łazience. Tak czy inaczej majtki czy staniki to nie była najbardziej wstydliwa rzecz, jaką Connor mógł znaleźć w jej pokoju - wszak każda samotna kobieta musiała jakoś radzić sobie z napięciem, wykorzystując do tego celu rozmaite zabawki... - i chyba właśnie ta myśl sprawiła, że Indy uznała szybko, że nie tylko lepiej będzie, jeśli Connor nie będzie jej dłużej pomagał, co wręcz postanowiła go grzecznie wyprosić. - Chyba będzie szybciej, jeśli zrobię to sama - zauważyła, posyłając mu jednak łagodny, ukradkowy uśmiech i podchodząc ponownie do szafy, z której wyjęła kilka wieszaków z sukienkami i koszulami, by przewiesić je na taki stojący pod ścianą wieszak. W ten sposób będzie mogła przenieść wszystkie te ciuchy na raz i nic się przy tym nie pogniecie. - Dopij swojego drinka, a ja w międzyczasie to ogarnę. Spakuję tyle, ile się zmieści, a później wrócę po resztę - wzruszyła ramionami, nie mając lepszego pomysłu na to, jak sprawnie przetransportować wszystkie swoje rzeczy do mieszkania piętro wyżej. Zwłaszcza że te bynajmniej nie kończyły się na ubraniach: były też chociażby kosmetyki czy... roślinki w donicach. Przecież nie mogła zostawić ich samych. Może dlatego pakowanie zajmowało jej zwykle długie godziny, ale teraz niejako była przyparta do muru i musiała uwinąć się z tym szybciej. Chociaż z drugiej strony, jeśli mogła równocześnie ten czas spędzić z Connorem, to wcale jej się nie spieszyło.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Bez wątpienia pojawią się pytania, a te pojawiłyby się niemal od razu, gdyby Indiana stanęła w progu czyjegoś domu lub mieszkania z walizkami i kartonami pełnymi swoich rzeczy – nagle i niespodziewanie późnym wieczorem. Wtedy już chcąc czy nie, po prostu musiałaby cokolwiek powiedzieć i wyjaśnić, zapewne nie będąc w stanie tak na szybko skłamać czy wymyślić „lepszą wersję wydarzeń”. A Connor teraz dawał jej szansę na to, by poukładała sobie to wszystko w głowie, przemyślała i ewentualnie miała już jakieś dobre wytłumaczenie na potem, gdy potencjalne pytania się pojawią. Bez stresu i emocji mogła więc wtedy powiedzieć, że coś poszło nie tak, przez co musiała opuścić dotychczasowe lokum, nie tłumacząc się z tego co miało miejsce tutaj dzisiaj – a Brewster jako uczestnik owych zdarzeń, był po prostu w temacie, więc na ten moment był dla niej najlepszą opcją. Mimo swojego zaskoczenia i niepewności co do tego posunięcia, bo ciągle rozważał to w swojej głowie, chociaż nie zamierzał się wycofać, skoro takowa propozycja już z jego strony padła. I co najważniejsze – podświadomie wcale nie chciał się wycofać, bo chociaż było to dla niej ewidentną nowością i czymś nieznanym, to również było odrobinę intrygujące – raz, że dzielenie przestrzeni z kobietą, to dwa, że dzielenie jej z Indianą, która sama w sobie była dla niego pewnego rodzaju zagadką. Taką, którą z całą pewnością chciał odkryć, chociaż nie powinien – i z tego także zdawał sobie już sprawę, ale co poradzić na to, że wcale nie potrafił się od niej trzymać na dystans? – Okej, jakoś sobie poradzimy. Część rzeczy możemy zanieść tak po prostu… w końcu to tylko piętro wyżej, a na pozostałe przyniosę jakieś pudełka albo swoją walizkę, tak będzie wygodniej i szybciej – oznajmił, na szybko analizując zaistniałą sytuację i przetwarzając w głowie potencjalny plan działania. Lubił być zorganizowany i działać raczej w sposób przemyślany, co wypracował sobie głównie w ostatnim czasie, odkąd zaczął prowadzić interesy na własną rękę. To wymagało od niego odpowiedzialności oraz zorganizowania właśnie, dlatego poniekąd przesiąknął tym również w życiu codziennym. Nie chciał również, by Indy nadmiernie panikowała czy zamartwiała się tym, że z czymś sobie nie poradzi, bo nie było tutaj nic, czego nie dałoby się razem ogarnąć – a on naprawdę chciał jej pomóc. Zastygł jednak na moment w bezruchu, jakby rażony jej nagłym i niespodziewanym pytaniem, które poskutkowało tym, że spojrzał na nią zaskoczony, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Gdy podzieliła z nim spojrzenie, nadal jednak milczał, zastanawiając się jak dobrać odpowiednie słowa. – Inny? – wydusił z siebie w końcu, trochę jeszcze analizując sens tego słowa – A uważasz, że normalnie jestem podły, zły i nieuczynny? – zażartował mimo wszystko, troszkę uchylając się w ten sposób od sensownej odpowiedzi – A tak poważnie, znamy się nie od dzisiaj, tak? – spojrzał na nią znowu, bynajmniej nie wspominając o tym, że „przecież jesteś przyjaciółką mojej siostry’, a na pewno nie zamierzał zaszufladkować jej samej w kategorii młodszej siostry, bo to byłoby mocno niepoprawne nawet jak na niego. Zdecydowanie nie patrzył już na nią jak na młodszą siostrę i na pewno też nie jak na małą dziewczynkę, chociaż nadal była o wiele młodsza i o wiele za bardzo niedoświadczona. Jednocześnie jednak tak cholernie intrygująca, że przed oczami niemal ciągle miał obraz jej kuszącego ciała w tamtej pamiętnej sukience, która odsłaniała co trzeba, jednocześnie owiewając jego zmysły tym, co nadal pozostawało zasłonięte. – Poza tym jakby nie patrzeć, jestem trochę winny tej sytuacji, nawet jeżeli ostatecznie pomogłem, to jednocześnie pozbawiłem Cię dachu nad głową, łamiąc tamten sukinsynowi nos. Czego nie żałuje, no i nie robię tego z jakiegoś poczucia winy, po prostu mieszkam piętro wyżej i mam dodatkowy pokój, więc to nie problem – wyjaśnił, nadal wymijająco, ale chyba lepiej niż sądziła, że ta odpowiedź zabrzmi. Chciał pomóc i to był chyba najlepszy sens tych słów, nie pokusił się jednak o żadne konkretniejsze wyznanie, bo to byłoby chyba zbyt ryzykowne. Już samo zamieszkanie razem było istnym szaleństwem i sam siebie wystawiał na ogromne próbę, ale tak, nadal lubił wyzwania i poczucie adrenaliny, więc postanowił zaryzykować. – No i… lubię Cię – dodał, pozwalając by kąciki jego ust lekko drgnęły, ale w niemal niezauważalnym uśmiechu, gdy odsuwał już szufladę, skrywającą – jak się okazało, jej bieliznę. Nie dodał jednak już nic więcej do tej wypowiedzi, pozostawiając niedopowiedzianym to co powinno takim pozostać. Sam zaś zainteresował się jej bielizną, która znalazła się w jego dłoni i z rozbawieniem obserwował jej buźkę, gdy próbowała mu ją odebrać. Zlitował się ostatecznie i oddał jej własność. – Tak, chyba lepiej zajmij się tym sama – zaśmiał się mimo wszystko, kiwając głową – Dopije drinka, a jak się spakujesz, to zaczniemy nosić to do mnie – dodał, udając się do kuchni. Dał jej odrobinę prywatności, gdy chociażby zaczęła pakować swoją bieliznę, a sam dopił drinka, analizując to wszystko co wydarzyło się tutaj odkąd przekroczył próg owego mieszkania. Ale nie – nie żałował. Opróżnił więc zawartość swojej szklanki, a potem zajęli się przenoszeniem poszczególnych rzeczy: jak kwiaty czy inne sprzęty, które były jej, potem przetransportował na górę walizkę oraz kilka pudeł, które dla niej zorganizował ze swojego mieszkania, a w których zmieściła resztę rzeczy. W gruncie rzeczy nie było tego aż tak dużo jak przypuszczał, więc na szczęście nie zeszło im do północy, ale na pewno kosztowało ich to trochę pracy. I tak o to Connor zyskał współlokatorkę, rozpoczynając jednocześnie nową i całkiem intrygującą przygodę w swoim życiu, bowiem wpuścił ją już do swojego mieszkania, pytaniem pozostawało czy wpuści również do swojego życia.

/zt x2

autor

Connor

ODPOWIEDZ

Wróć do „212”