WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mama zawsze ostrzegała mnie, że prawda może uwolnić, ale nim do tego dojdzie z rozkoszą wydrze wszystkie wnętrzności. Prawdę mówiąc, jako surowa przeciwniczka kłamstwa uważałam, że nieco przesadza dla własnych korzyści. Przykładowo wtedy, kiedy dociekałam informacji na temat dokładnej lokalizacji posiadłości Świętego Mikołaja. Już wtedy podejrzewałam, że on nie istnieje, ale odkrycie prawdy nie miało nic wspólnego z wypatroszeniem mych wnętrzności, więc z góry uznałam, że moja rodzicielka ma skłonności do koloryzowania.
<br><br>
Myliłam się.
<br><br>
Wystraszonapatroszona na panelach spoczywam i wpatrując się w czarne niebo myślę sobie, że chyba się rozpadam... Iii zastanawiam się, czy można jednocześnie kogoś kochać i zostawić go w sytuacji, gdy najbardziej siebie potrzebujecie? Bo chyba powoli odchodzę, choć kroków żadnych nie stawiam. Gasnę po cichu, a słońcem twoim być chciałam na zawsze. Czy moje zawsze właśnie dobiega końca?
<br><br><br>
<table><div class="tel0"> <div class="tel1"> <img src="https://image.flaticon.com/icons/png/512/61/61156.png" class="tel-ik"> <div class="cname">VOICEMAIL</div></div> <div class="tel2"> <div class="tel-w"><div class="tel-w">Masz 3 nieodebrane połączenia od: Sunny. <br><br>
Ostatnie połączenie: 02:14.<br>
Aby oddzwonić, wybierz: 1 <br><br>

Nie masz więcej nieodebranych połączeń
</div></div></table>
<br><br><br>
and I need you now tonight <br>
and I need you more than ever<br>
I don't know what to do <br>
and I'm always in the dark<br>
I really need you tonight <br>
forever's gonna start tonight
<br><br><br>
W bezruchu leżała, kiedy pies ujadał cielskiem swym na szybę napierając i łapami w szybę uderzając. Głucha na jego pełne żalu dźwięki zaznać spokoju nie potrafiła, kiedy ogrom pogmatwanych myśli przelewał się jej przez głowę. Sparaliżowane ciało nie powstrzymywało duszy przed rozciąganiem się do niemożliwych form, kiedy próbowała dostosować się do tego, co się wydarzyło. Świadoma była, jednocześnie nieobecna. Ucisk w czaszce nasilał się z każdą kolejną myślą, jaka dokuczliwie pojawiała się, gdy próbowała pojąć to, do czego dopuściła. Łza po odrętwiałym policzku spłynęła, gdy zrozumiała, że długo nie zazna spokoju. Jak wiele pracy czeka ją tylko po to, by odzyskać względny spokój; jak wielki wysiłek będzie musiała włożyć w to, by odpokutować za tę jedną decyzję... i czy właściwie warto?
<br><br>
Która to już dzisiaj?
<br><br>
Rozsądek przez mrok przebić się próbował, kiedy w torebce leżącej tuż obok, dłonią próbowała wyczuć znajomy kształt pudełka. Coś w nim jeszcze strzelało, choć rankiem pełniejsze się wydawało. Zamglone spojrzenie rzucone jeszcze dla pewności na i tak rozmazaną etykietę, by wsunąć jedną, a może i dwie do ust i popić wóodką.
<br><br>
Jednym nierozważnym posunięciem zniszczyłaś swój wszechświat.<br>
Głos rozsądku poza zasięgiem sieci.
<br><br>
Wszystko przez to, że na ułamek sekundy zachwyciła się złudzeniem tego, że w końcu mogła mieć to, o czym skrycie marzyła. Wszystko dlatego, że na zachwycie zatrzymać się nie potrafiła. Brnęła zaciekle w wyimaginowaną rzeczywistość, stopniowo gasnąc...a teraz, co z niej pozostało?
<br><br>
  • Kupka popiołu, która nikogo nie zadowoli.<br>
    Jego nigdy nie zadowolisz...
<br><br>
...but If you can't be next to me,<br>
Your memory is ecstasy.<br>
I miss you more than life.
<br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ojciec zawsze mówił mi, że prawda nie istnieje.
Tak, tak mi mówił - dziesięcioletniemu gówniarzowi wpatrzonego weń z uwielbieniem, które względem rodziców własnych traci się wraz z kartkami wyrywanymi z kalendarza, i świeczkami zdmuchiwanymi na co roku nieco większym torcie.
(Zabawne, że tak podobni musieli zatem być do siebie - nasi rodzice, mój ojciec, i Twoja matka - obydwoje zdolni, by zbyt młodym dzieciom tak dramatyczne wizje rzeczywistości serwować bez znieczulenia).
"Nie ma jednej prawdy, Blue. Prawda obiektywna nie istnieje".
I tłumaczył dalej, głos zniżając niemal do poziomu szeptu, na ganku przysiadłszy, albo na masce pickupa zaparkowanego nad brzegiem mieniącego się w promieniach słońca oceanu, że prawda zawsze względna jest - a więc to tak trochę, jakby jej nie było. Że prawda zależy. Zależy od wszystkiego. Od punktu widzenia, od perspektywy, od nastroju, od pogody. Od tego, czy na śniadanie zjedliśmy tosta z malinowym dżemem domowej roboty, czy garść tabletek popitych alkoholem płatki z ciepłym, albo zimnym mlekiem. Czy na lewym boku spaliśmy poprzedniej nocy, czy na wznak, czy może i na prawym. I którą z nóg wstaliśmy, i po której łóżka stronie (i czy sami?).
I, wreszcie, że każdy ma swoją.
Tak, jak każdy te same rzeczy pamiętać ma prawo zupełnie inaczej.
I te same emocje - zupełnie inaczej przeżywać.

Te same rzeczy widzieć inaczej.

Do tego samego punktu wspólnej drogi docierać z zupełnie innego miejsca.

Tą samą drogą kroczyć w innym zupełnie tempie.

Ale ojca już tu nie było.
A wraz z nim zniknęły wszystkie jego mądrości.
  • Bluejay pracował do późna, w rytmie dobrze sobie znanym z około-studenckich czasów, w których z lubością stał za niejednym barem - najpierw w Jakarcie, a potem, przez lata, na Bali. Zmienił się klimat i geograficzne położenie, zmieniła się też jego rola - był teraz wszak właścicielem, a nie jedynie szarakiem na barmańskiej pozycji. Ale zasady były te same - i receptury na koktajle też praktycznie bez zmian.
    Z pewnym rozbawieniem i niedowierzaniem Krzyzanowski zauważał przy tym, że wbrew temu, w co głęboko wierzył, nawet on nie był zupełnie odporny na działanie czasu. Plecy zatem bolały jakby odrobinę silniej niż wtedy, gdy nalewał trzysetnego drinka w wieku lat dwudziestu pięciu, a oczy bombardowane neonowym błyskiem wieczornego oświetlenia Blue Surf Cafe, z każdym kolejnym kwadransem coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa (i błagały o litość, oraz hojną porcję nawilżających kropel).
    Całe przynajmniej szczęście, że do siebie, z nowego miejsca pracy, miał ledwie przysłowiowy rzut beretem. Do tego stopnia, że z restauracji wlókł się wracał do swego domu na wodzie spacerem; o ironio, łódź Ariel przy okazji mijając.

    Gdyby go spytać, nie potrafiłby powiedzieć, co było pierwsze: czy rzucił okiem na wyświetlacz telefonu, czy tknęło go niejasne, ale elektryzujące przeczucie.
    Romantyk powiedziałby, że to drugie, na pewno. Pragmatyk - że przeciwnie, z pewnością zadziałała tylko technologia.
    W szerszym kontekście nie miało to jednak większego znaczenia, liczył się efekt. A efekt był jeden: zamiast ruszyć przed siebie najprostszą możliwą drogą, Bluejay Krzyzanowski skręcił pomostem w lewo, pomiędzy niskie, drewniane budyneczki unoszące się na spokojnej tej nocy tafli ciemnej wody. I im bliżej znajdował się jej adresu, tym bardziej przyspieszał.

    - Ariel? - zastukał do drzwi, w myślach ganiąc się za ten emocjonalny zryw, którym na pewno miał zaraz wyrwać ją ze spokojnego snu. Pewnie dzwoniła przecież przez przypadek. Może w ogóle przez sen? M-może mu się wręcz to wszystko przywidziało (sprawdził; nie - wiadomości stały jak wół na rozjarzonym zimnym światłem ekranie telefonu)? - Ariel? To ja, Blue!

    A potem pojawił się pies - pies, którego Blue najpierw usłyszał, i dopiero potem zobaczył. I z jakiegoś powodu wtedy wiedział już, że nie przesadza.
    I nie miał też skrupułów, by nacisnąć klamkę
    • - która, dzięki Bogu, ustąpiła pod naciskiem dłoni.

      Wszedł w mrok łodzi.

      - Sunny!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darling była święcie przekonana, że wychowywanie dzieci to zajęcie dla miłośników ekstremalnych doznań o stopniu niebezpieczeństwa tak wysokim, że sama w życiu by się na to nie odważyła. Decydując się na przejażdżkę tego typu, jedyne co otrzymujesz to bilet w jedną stronę. Żadnej instrukcji, uniwersalnych wskazówek, wsparcia - a paradoksalnie ci, co za wsparcie służyli często odsuwają się od ciebie w tym trudnym okresie, i kiedy wszystko zaczyna cię przytłaczać dowiadujesz się, że nie ma po drodze żadnego przystanku. Ba! Nawet awaryjnego hamowania brakuje. Owszem, można wyskoczyć, ale ucieczka nigdy nie jest dobrym wyjściem - Ariel tę lekcję już przerobiła, co prawda nie na dziecku, ale przynajmniej wyciągnęła z tego wnioski. Decydując się na dziecko podpisujesz niewidzialny formularz w którym drobnym drukiem napisane jest: rezygnacja z umowy: niedostępna i nikt nie raczy poinformować cię, że spory odsetek uciekinierów - tych, co zawartą umowę porzucili, skarży się na to, że wymiar kary za dezercję, jest nieporównywalny do popełnionego czynu. Bywa okrutny, oczywiście o ile zostaniesz przyłapany na gorącym uczynku. Przykładowo taki Robert - on przypłacił swoją ucieczkę życiem, ale to nie sprawiło, że Ariel poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie, ale nie w tym rzecz. Tu nie chodziło o nią, ani o tych, którzy umyli rączki od odpowiedzialności, a o tych, którzy podjęli się ekstremalnego wyzwania i poświęcając swoje życie starali się kształtować małego człowieka tak, by poradził sobie w tym okrutnym świecie, ponieważ koniec końców, każdy sam musi mu stawić czoła.

Life is a mystery, everyone must stand alone.

Diana niestrudzenie starała się przygotować córkę na trudy życia tak, by wciąż mogła czerpać z niego radość. Niestety niekiedy jej złote myśli mogły być zbyt dojrzałe jak na młodą i niewinną blondyneczkę, która podczas zabawy lalkami częstowana była cennymi radami, dotyczącymi tego, że kiedy Barbie i Ken idą spać, powinni pamiętać o zabezpieczeniu, bo w innym przypadku on złamie jej serce. Swoją drogą pewnie stąd wykiełkowało w Ariel przekonanie, że dziecko to gwóźdź do trumny każdej damsko męskiej relacji. Innym razem rady, które miały być drobnym ostrzeżeniem tylko w głowie bardziej jej mieszały. Przykładowo zestawienie w jednym zdaniu prawdy na równi z wypatroszeniem - nic dziwnego, że początkowo długo głowiła się nad tym, czy prawda jest lepsza od wyzwania. Ostatecznie jednak Ariel wyrosła na kobietę, która pomimo wszystkich popełnionych błędów wciąż potrafiła z głową dumnie uniesioną do góry stawić czoła temu, co niesie ze sobą życie…

Oh God I think I'm falling
Out of the sky, I close my eyes
Heaven Blue help me!
  • …do dziś.
Dzisiaj wszystko jest jakby inaczej. Moje barwy ochronne przybrały rażące odcienie, a sztuka kamuflażu, którą przez lata starałam się opanować, w końcu napotkała barierę. Już nie jestem dobrze ukryta, ale właściwie...w pustym mieszkaniu, w którym samotność tron objęła w zasadzie nie muszę się chować jak niegdyś - w pokoju, pod kołdrą, pod kocem, czy nawet w szafie - prawda? Gorzej, już nie mogę udawać, że mnie nie ma...ponieważ naprawdę zanikam. I w końcu rozumiem, że wcale tak naprawdę nie chcę! Odpływam… i wrócić do brzegu próbuję. Kulę się w kłębek, próbuje przeczekać lecz ochronić już nie potrafię. Zastygam, zamieram i już prawie...prawie mnie nie ma.
Aż nagle...
I hear you call my name…
    • Sunny!

...and it feels like home. Ogłuszona jestem. Z trudem słyszę wielkie łapy szybko przebierające po panelach. Bolesny jęk ledwo dociera do mych uszu, więc pospiesznie w myślach szepczę: spokojnie, Lao lecz paradoksalnie to mnie spokoju w sobie brakuje. Serce w rytm dotąd nieznany wpada. Czuję mokry nos na swoim policzku. Słyszę kroki… I drżę na samą myśl, że to TY. Ponieważ nie chcę Chcę byś tu był byś mnie taką widział. Tym razem muszę się chociaż pożegnać. Musisz wiedzieć, że teraz naprawdę nie chciałam Cię zostawić bez słowa. Spójrz w moje oczy może mętne, przekrwione, we łzach skąpane - i szukaj głębiej!, uwierz mi właśnie teraz, kiedy logiczne słowa ust moich nie potrafią opuścić, jedynie w zlepek słów - których powtórzyć nie będę potrafiła - się zamieniając.

— Niebieskooki… — chrypka całą czułość przysłoniła, kiedy dłoń do góry próbowała unieść szukając jego policzka. Niepewna tego, czy to jeszcze jawa, czy może już piękny sen.

You're here with me
It's like a dream


Zrobiłabym wszystko, aby znów ożywić nasze wspomnienia i robić te wszystkie małe rzeczy, jak wtedy, siedem lat temu. Zrobiłabym wszystko, by znów być Sunny z Tobą.
I głos twój raz jeszcze chciałabym usłyszeć, więc mów do mnie...błagam!
Boję się Blue,Nienawidzę boję się tej ciszy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A czy - żeby już zwyczajowo wejść w lekką polemikę - życie samo w sobie nie opierało się na podobnej regule?
Na zasadzie nabycia w ciemno - tak, jak się nabywa przysłowiowego kota w worku - biletu bezzwrotnego, niepodlegającego zażaleniom oraz jakiejkolwiek szansie reklamacji?
Bez cienia choćby przypuszczenia, co nam się dostanie w przydziale: czy nagroda główna, czy pocieszenia, a może wcale nie nagroda, tylko...
  • jakiś pierdolony zonk? -
    • didaskalia: przerwa na głębokie, gorzkie westchnienie wyrywające się z piersi surfera, i cierpki uśmiech do pary.
Analogicznie więc do tego, jak Ariel za szaleńców uważała tych, co decydowali się na rodzicielstwo - Bluejay Krzyzanowski za wariatów często brał tych, co w ogóle odważali się żyć.
Mimo wszystko. W tej wiecznej, egzystencjalnej nieprzewidywalności. Jakby w tańcu na wirującym bębnie rewolweru kole, w pędzie rosyjskiej ruletki.

Sam - przyznawał - musiał być niespełna rozumu, skoro sumiennie, mimo wszystko, podejmował decyzję, by co rano grać w tę grę.

We wczesnej młodości - mówiąc z perspektywy człowieka, który chciał (przynajmniej czasami) uchodzić za względnie dojrzałego - nie raz łapał się na dywagacjach o śmierci. Na dysputach prowadzonych z dwóch krańców tej samej jaźni - po jednej stronie przepaści rozwartej w umyśle Niebieskooki, po drugiej stronie - Blue; na zadawaniu sobie, i podbijaniu tych samych pytań:
  • Po co?
    Dlaczego?
    Ile jeszcze?

    Jaki sens jest, do cholery, w tym - by żyć?
I spokój względny pozyskał dopiero w tej chwili, w której zrozumiał, że uniwersalnego dla wszystkich sensu nigdy nie było.

[Ale brak sensu przecież nie wykluczał się ze szczęściem, czyż nie?]

Podobnych kalkulacji - choć pewnie w innych okolicznościach, i słowach, dokonywać na jakimś etapie egzystencji musiała przecież i Ariel. I za każdym razem uzyskiwała ten sam wynik podejmowała tę samą decyzję, co on.
Co takiego było więc w dzisiejszym wieczorze, Ariel? Czym różnił się od pozostałych, przeżytych przez Ciebie w ciągu dwudziestu siedmiu... ośmiu zaraz... lat? Co się stało z tym niewysłowionym równaniem, że zdecydowałaś, żeby... akurat... dziś...?

Przyklęknął na jednym kolanie, wyciągając dłonie do psa. Coś niepokojącego było w desperackiej ufności zwierzaka - żadnej ostrożności, z którą pewnie podszedłby do obcego, bądź co bądź, mężczyzny, gdyby nie wyrażone w gwałtownych podrygach ogona i nerwowych rzutach ciała napięcie, i stres?
  • Blue poczuł, jak spinają się jego lędźwie i barki. Poczuł, jak ramiona elektryzuje niedobry, lodowaty dreszcz.

- No, już, skarbie... - w cichym pomruku zwrócił się do psa, a potem ruszył śladem pędzących po panelach łap.

Znalazł ją na podłodze.
  • Na szczęście jeszcze Żyła
- nagła, straszna, do bólu pragmatyczna myśl; ulga i strach - pierwsze dwa uczucia zalewające jego umysł niepowstrzymaną falą, gdy przypadł do jej skulonego w kłębek ciała.
- Ariel, na miłość boską! - dziwny, nawet dla niego samego obcy głos przecisnął się przez zaciśniętą bezdechem krtań, przedarł przez zaporę zaciśniętych stresem zębów. - - Ariel... - osuwając się przy niej na kolana, wyciągnął niepewnie dłoń. Było w niej coś takiego, że bał się. Jego Sunny; nagle jakby stworzona z lodu, albo ze szkła.

Patrzył na nią - i nie wiedział co jej jest.

[ Patrzę na Ciebie.

Ariel. Ty...

Z n i k a s z ...

Ale ja widzę Cię sercem.
    • Nie wie. Czy jeszcze potrafi. ]
- Ariel? Ariel. C-co... Ja... Dzwonię - ręka pognała do kurtki, przedarła się przez połę wyłożoną miękkością wełnianej podpinki, odnalazła krawędź wewnętrznej kieszeni, wysupłała telefon. Blue działał mechanicznie, robotycznie wręcz. Palce same wybierały odpowiedni numer - Dzwonię na pogotowie. Już.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Strach cię obleciał Krzyzanowski, co? Kiedy wątła, mizerna i… taka bez życia leżała tutaj. Niby w ramionach twych, prawie na wyciągnięcie ręki, a zarazem daleko tak. Jeszcze tylko oszklonej trumny zabrakło, by baśń w tej chwili odegrać. Gapcio nerwowo z łapy na łapę przeskakiwał, drobił i pojękiwał, wbijając swe ślepia prosto w Ciebie. Biedak. Chyba nadzieję miał, że w księcia się zamienisz i pocałunkiem zdejmiesz z niej zły czar…

...lecz to nie ta bajka tylko życie najprawdziwsze, a Darling nie mogła wyzbyć się wrażenia, że ono właśnie z niej uchodziło. Powoli i w ciszy, ponieważ dźwięków z siebie wydobyć nie potrafiła, a słów sensownych zabrakło, kiedy usta rozchylała, raz po raz kolejne próby podejmując. Trucizna w postaci nietrzeźwych wyborów do krwi się przedostała, zmierzając do celu. Serca które bić szybciej pragnęło, a na przekór zwalniało. Bezradność nabrała zupełnie innego znaczenia, a przecież obcowała z nią praktycznie każdego dnia. Teraz jednak, zamiast z uporem maniaka dociekać tego, skąd ona się wzięła, oddała się w jej ręce. Niczym dziecko leżała w jej objęciach i...błagała, desperacko modliła się w ciszy o to, by tej walki nie przegrać.


Nie mogła.
Dla siebie, podobno przede wszystkim,
ale i dla niego.


Teraz cholera, od dawna tkwiła w ciemnościach, nie wiedząc, co robi i właściwie po co, ale pewna była jednego - miłość do niego, niczym cień, była przy niej przez cały ten czas. Słońcem jego była w przeszłości, lecz teraz role się odwróciły i to on rozjaśnił jej mrok. Właśnie dzisiaj potrzebowała go, być może po raz pierwszy.
Potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.

Na szczęście (!) w tym całym cholernym nieszczęściu, nie martwiła się teraz o to, jak przytłaczającym widokiem stała się dla jego błyszczących oczu. Liczyło się to, że przez krótką chwilę ich spojrzenia skrzyżowały się, a to wystarczyło, by ogarniające ją przerażenie nieco poluzowało węzły. Naiwność z łatwością przedzierała się przez jej niemoc i właśnie dlatego na krótką chwilę uwierzyła w bajkowe zakończenia, że jeśli tylko przytuli ją wystarczająco mocno, nic ich nie rozłączy. I choć w większej mierze to zasługa zabójczej kombinacji leków i alkoholu, czy miało to jakiekolwiek znaczenie to, w jaki sposób odnalazła w sobie wiarę? I skąd miała chęć do walki przejawiającą się w lekkim drgnieniu dłoni zmierzającej ku niemu? Prawda jest taka, że choć żaden wstrząs szklanej trumny czy bajkowy pocałunek nie odczaruje jej zanikania, on wciąż będzie tym księciem, którego los do niej przywołał. Przyciągnął, zmusił do zboczenia ze stałej trasy, pchnął do wysłuchania intuicji.
Tych kilka kroków i jeden telefon, to wszystko…

...na co sobie nie zasłużyła.

— Blue, ja…

Przepraszam?
Jeszczeestem tutaj.
Nie chciałam.
Kocham Cię.
Boję się.


Dźwięk syren - jak możliwe, że tak szybko? Jeszcze telefonu dobrze nie odstawił, aż sprawdzić to musiała. Powieki uchyliła iii z oczu go straciła. Czy to możliwe, że sama była?
— Bl...ue — jęk żałosny, strachem podszyty. Przerażenie w oczach wyryte, kiedy obcą twarz nad sobą zobaczyła. Zryw ciała - jeden, drugi, trzeci.

P a n i k a.

Dłoń odruchowo schronienia szukała w tej jednej, wybranej podczas nocnego spaceru na jednej z dziewiczych plaż.
Czyżby na próżno?

Darling, co jeśli był tylko wytworem twojej wyobraźni?

Nie był! - skarciła siejące zamęt myśli.

Był tutaj.
Nawet jeśli nie ciałem, był w jej sercu.
Zawsze będzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jaka baśń, taki książę, Ariel.
A Twoja baśń - nieidealna przecież; spisana chyba atramentem steganograficznym, co to znika ledwie po sekundzie, rozpływa się w nicości na zawsze.
Szkic ledwie, a nie dzieło pełne, zarys jakiś, tworzony na kolanie, w pośpiechu, czcionką powyginaną jak starcze palce regularnie nękane reumatyzmem. W spontanicznym przypływie weny u autora - a więc bez planu i, zdawało by się czasem, także bez większego celu.
Sztuka dla sztuki, zdawać by się mogło - opowieść, w której zupełnie zabrakło sensu.
Urwana w połowie - jak strona wydarta z ciasnego objęcia obwolut; ciąg dalszy nie nastąpi.
Ku rozpaczy jasnowłosej kilkulatki o oczach wielkich i wciąż jeszcze przepełnionych ufnością względem świata.
  • Jak to!? - zagniewane, niepocieszone. Małe dłonie zaciśnięte w piąstki, wargi drżące nadciągającym jak sztorm szlochem, wygięte w odwróconą śmiesznie podkówkę.
    • To już koniec!? To już po wszystkim!? Żadnej pointy, choćby? Moralitetu na koniec?
      Lub też, najchętniej, wyczekanego "żyli długo, i szczęśliwie", na które to przecież liczy każday mała dziewczynka człowiek.
      • Nie tak miało być! - gorzkie, wściekłe, wyrzucone w niewzruszone oblicze Losu - Nie tak, nie tak, nie tak!
- Nie tak, Ariel... - odbite echem niosącym się po obydwu komorach serca, rozedrganego w klatce piersiowej niczym przerażony ptak - Nie w ten sposób... - nie jest pewien, czy błaga ją, czy jej obiecuje. Wie natomiast, że Ariel go nie słyszy. I choć patrzy na niego, nie widzi go, także; oczy te - niby błękit, a nagle jednak wyblakły antracyt - nie należą już do tej zagniewanej kilkulatki, która pragnęła szczęśliwego zakończenia. Nie należą do nikogo, zawieszone w próżni pomiędzy życiem i śmiercią.

Bluejay Krzyzanowski się boi jest przerażony.
  • Tak, jak nie był - prawdopodobnie - nigdy wcześniej w życiu.
    • Tak, jak - być może - nie będzie już nigdy później. Nagle rozumie: nie wyobraża sobie życia bez Sunny Ariel.
Ale nie traci resztek zdolności względnie trzeźwego myślenia.
Zostawia więc Ariel tylko na chwilę - na moment, na który musi, na sekundę, której potrzebuje, by wyjść na próg i lodowatą dłonią wskazać drogę ratownikom.
W zimnym błękicie i mdlącej czerwieni świateł karetki, wszystko wydaje się mieć tylko dwa wymiary. Świat jest płaski. Dźwięki - odległe. Serce - zupełnie puste.

Bluejay nie wie, co ze sobą zrobić.
Nie zauważa kiedy bierze psa w ramiona. Ktoś każe im się odsunąć, ktoś inny - spróbować się uspokoić.
Kurwa, przecież jest spokojny!
Wystarczy jeden dźwięk - słabiutki, ledwie dosłyszalny - wyrywający się spomiędzy spierzchniętych warg jasnowłosej, by wiedział, że ona również się boi.
  • Tak bardzo... Cię kocham, Ariel.
    I do końca życia sobie nie wybaczę, że nigdy Ci tego nie powiedziałem. Nie tak, jak powinienem.

Nie wytrzymuje. Teraz to on każe komuś spierdalać zejść mu z drogi. Od razu przeprasza, że podniósł głos, lecz i z ulgą zauważa, że z pewnością podziałało. I gdy wreszcie sięgnie dłoni Darling, palcami oplatając te pięć szczuplutkich paliczków należących do niej - nie odsuwa się nawet na moment. Nie wtedy, gdy Ariel zostaje wyniesiona przez próg na noszach ratunkowych, nie wtedy, gdy wsiadają do karetki. Nie odsuwa się przez całą drogę do szpitala.

Obiecuje sobie, że już nigdy jej nie puści nie pozwoli jej odejść.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”