WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Elliott zerkał co jakiś czas w stronę coraz głośniej bawiących się kobiet. Ich wieczór panieński utwierdzał go w przekonaniu, że ten pub ma rację bytu. Liczba zajętych stolików też była satysfakcjonująca, zważając na dość wczesną porę. Harmonogram koncertów mógłby być bardziej regularny, ale sam fakt, że ktokolwiek chciał tutaj występować, też napawał go optymizmem. Dotychczas olewał rodzinną spuściznę. Po pierwsze, miał większe problemy na głowie niż stary pub ojca, poza tym mieszkał na tyle daleko od Seattle, że przekraczał próg The Crocodile średnio raz w roku. Tak naprawdę nieszczególnie interesowało go co się tutaj dzieje, i czy w ogóle cokolwiek się dzieje. Pozwolił Chesterowi rozłożyć macki na rodzinnym biznesie, a sam z przyjemnością witał swoją część pieniędzy na koncie, która mu się należała za sam współudział. Ale teraz, kiedy wreszcie wrócił do miasta z misją uporządkowania swojego życia (które na chwilę obecną przypominało śmierdzący bajzel), postanowił uporać się również z The Crocodile. Sprawdzić, czy warto inwestować w to miejsce czas i pieniądze, czy jednak nie lepiej byłoby to po prostu sprzedać. Musiał koniecznie porozmawiać z resztą rodzeństwa i wybadać grunt. Ale to już nie dzisiaj, na razie zamierzał tutaj po prostu przesiedzieć resztę wieczora.
- Nie interesuje mnie to - zmarszczył brwi, kiedy nieznajoma zaczęła mu się tłumaczyć. Faktycznie samo stanie za barem wystarczało, żeby ludzie zaczęli się otwierać. Ciekawe ile razy on sam podzielił się z kimś historią swojego życia, by następnego dnia już o tym nie pamiętać. Podejrzewał, że takich przypadków mogło być całkiem sporo. - Za to masz szczęście, bo w menu sezonowym posiadamy wyłącznie napoje bezalkoholowe. Mamy wodę, pepsi, tonik, sprite... - zerknął na półki pod barem, bo dość szybko skończyły mu się pomysły. Stało tam mnóstwo kolorowych butelek, ale etykiety były na tyle małe, że większości z nich i tak nie mógł rozczytać. - ...i jakieś soki - dodał, by po chwili mruknąć coś pod nosem o słabym świetle i kucnąć, znikając tym samym Charlie z pola widzenia. - Pomarańczowy, jabłkowy, grejpfrutowy, kak... hm? kaktusowy? pomidorowy i bananowy - wymienił nieco stłumionym głosem, mieszającym się z dźwiękami piosenek lecących w tle. Chyba leciały w zapętleniu, mógłby przysiąc, że jedną z nich słyszał już pięciokrotnie. Podniósł się, opierając dłonie o blat. - Obawiam się, że nie istnieje bezalkoholowa wódka, ale mogę zrobić ci takiego drinka, że nawet się nie zorientujesz - zapewnił, zawieszając w oczekiwaniu wzrok na nieznajomej. Na pewno nie zdawała sobie z tego sprawy, ale z jego perspektywy zajęcie myśli jej osobą też było na swój sposób terapeutyczne. - Ewentualnie mogę skoczyć do sklepu po Piccolo - dodał po chwili, unosząc w rozbawieniu kącik ust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To chyba normalne, że nie docenia się rodzinnej fortuny. I jaka ona by nie była, bar do niej należał. Było to swego rodzaju dobro, o której również trzeba było dbać. Co prawda, Charlie nie miała nic takiego. Może ewentualnie kwiaciarnię mamy, ale o kwiatach wiedziała tyle, co nic. Nie mogłaby przejąć interesu, ponieważ nie wiedziałaby co byłoby najlepsze dla tego biznesu. Co innego, gdyby miała mieć jakąś galerię sztuki. Wtedy mogłaby mieć całą sieć, rozrzuconą po całych Stanach, a nawet i Europie. Gotowa była podjąć się czegoś takiego, byle tylko zająć myśli na następne lata. Możliwe, że i kwiaciarnia nie była jednak złym pomysłem. Spędzałaby więcej czasu w pracy, a nie przy barze jak w tym momencie. Głupio się czuła, nie mogąc napić się drinka i czekając na koncert, który się nie odbędzie. Odnotowała w myślach, by porozmawiać sobie z artystą, który zwyczajnie ją wystawił. Podobno z ciężarnymi się nie zadziera i powoli zaczynała rozumieć, dlaczego tak się mówi.
Uniosła brwi zaskoczona brakiem reakcji, ale zaraz parsknęła śmiechem i skinęła głową. Rzeczywiście, nie powinna się tłumaczyć. Nie mogła, zwłaszcza, że teraz każde nieodpowiednie słowo czy wyznanie mogło odbić się na niej. Jeszcze nie była przewrażliwiona, ale już niedługo widzieć będzie wszędzie niepożądanych dziennikarzy, którzy będą chcieli zrobić dobre zdjęcie jej i jej brzucha. Aż zadrżała na tą myśl.
- Och, naprawdę? To… to miło, że myślicie o takich klientach jak ja – odparła, rumieniąc się delikatnie. Czuła wstyd, chociaż nieduży. Przyzwyczajała się do tego stanu, który był być może wyjątkowy, ale i ostatnio problematyczny. Oparła się łokciami o blat, wychylając się nieco, by zerknąć, gdzie zniknął barman. Na jego wyliczankę o sokach, zaświeciły jej się oczy. – Macie pomidorowy? O, pomidorowy poproszę! Zawsze można udawać, że to Krwawa Mary – zaśmiała się, wystukując rytm palcami na blacie. Nie sądziła nawet, że będzie mogła mieć kiedykolwiek ochotę na sok pomidorowy, którego absolutnie nienawidziła! – Piccolo brzmi równie dobrze, ale wolę drinka. Tego szampana będę pewnie piła co roku, aż mi zbrzydnie – mruknęła, zerkając na wyświetlacz telefonu. Nikt nic od niej nie chciał, niestety. Brakowało jej towarzystwa, więc może dlatego została w barze pomimo odwołanego koncertu. Mężczyzna wydawał się być świetnym kompanem. Urzekł ją faktem, że postanowił przyszykować jej drinka bezalkoholowego. Zwykła, ludzka życzliwość, a znaczyła tak wiele. – To trochę skandaliczne, że nie ma bezalkoholowej wódki. Albo tequili. Szkocka też by uszła. Nie myślą o tej części społeczeństwa. Mogłaby być droższa, więc i bary by na tym zyskały, prawda?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Galerią sztuki dla Elliotta pewnie byłoby porządne studio nagraniowe. To go zawsze najbardziej pociągało w muzyce: kulisy. Kompozycja utworu, skład instrumentów, rozłożenie chórków, poziom zmiksowania - a już niekoniecznie ładna twarz wokalisty, czy, nie daj boże, krążące wokół niego skandale. Gdyby miał wystarczającą ilość pieniędzy (i gdyby już kupił sobie dom z basenem), z pewnością zainwestowałby właśnie w studio nagraniowe, w którym mógłby siedzieć godzinami na wygodnej kanapie i słuchać jak młode zespoły próbują sklecić coś sensownego. Tak jak on siedział przed kilkunastoma laty, tak jak Harper... Obecnie gwiazda, wówczas chuderlawy nastolatek z wielkimi marzeniami, które (chyba?) się spełniły. Cholernie irytujący algorytm czasem podrzucał Elliottowi plotki na jego temat, wywiady, występy w talk-show albo telewizji śniadaniowej, i choć najczęściej unikał wszystkich tych informacji jak ognia, czasem omsknął mu się palec... A potem czekał, aż Dweller wyskoczy mu z lodówki. Za to w życiu by nie pomyślał, że zamiast tego los podrzuci mu Charlie i kiełkujące w niej dziecię. Gdyby tylko wiedział... Gdyby wiedział, pewnie nie zrobiłby wiele więcej niż to, co robi teraz. To już nie jego sprawa. Kiedy ostatnio się widzieli? Piętnaście lat temu? Przez ten czas tak wiele zdążyło się zmienić. Elliott praktycznie pod żadnym względem nie czuł się tamtym beztroskim uczniem liceum. Czuł się ciężkim, (nie)odpowiedzialnym dorosłym.
- Klient nasz pan - mruknął, nurkując gdzieś pomiędzy półkami z sokami. W sumie mógłby przywyknąć do takiej pracy, chyba nie najgorzej szło mu rozmawianie z ludźmi. Z Tomasem tworzyliby całkiem zgrany duet barmanów, a The Crocodile znowu byłoby codziennie nawiedzane przez familię Callaghanów. Niegłupie.
- Krwawa Mary, jasne - wyprostował się, szukając wzrokiem pustej szklanki. Nie miał ruchów tak zgrabnych jak reszta barmanów tego wieczora, ale starał się jak mógł. Wsypał do środka kostki lodu i zalał je sokiem, dodając wymyślną pokręconą słomkę. Plastikową, The Crocodile nie dbało o środowisko.
Podsunął Charlie drinka, zaśmiawszy się krótko na wzmiankę o Piccolo. - Z tego co mi wiadomo, posiadanie dziecka wcale nie zabrania picia szampana w Sylwestra - ale co ty wiesz o posiadaniu dziecka, Eli, podpowiedział cichy głos w jego głowie, który szybko zignorował. Czasem chciał mu (sobie?) odpowiedzieć: przecież widzisz, że się staram. Wtedy jednak wyobrażał sobie jaką dostanie odpowiedź: niewystarczająco.
- Może? - Wzruszył ramionami, bo miał skąpą wiedzę na ten temat, i nikłą ochotę, żeby się nad tym zastanawiać. - Ale czy picie bezalkoholowej wódki miałoby sens? - Uniósł brwi i zmarszczył lekko nos, mówiąc tym samym nieme: wątpię. Bo czy nie to w piciu tak mocnego alkoholu było najpiękniejsze, że pozwala zapomnieć? Zabawić się? - Zresztą, prawdę mówiąc, nieszczególnie znam się na barach - dodał dość szybko, bo czuł, że z tym tematem zaczyna wchodzić w niebezpieczny ślepy zaułek, ale sam, bez Charlie. Pochylił się nad barem, by móc konspiracyjnie szepnąć - Tylko udaję, że tu pracuję - i zerknąć w stronę faktycznych barmanów, tworzących jakieś kolorowe cuda podpitym paniom. Sam zdjął z półki jeszcze jedną wysoką szklankę, wsypał lód i dolał pepsi, zupełnie jak w dzieciństwie. Lubił wtedy udawać, że to prawdziwy drink, a on jest taki dorosły. Wtedy nigdy nie pozwalał sobie wkładać fantazyjnych słomek, bo psuły efekt, ale teraz chętnie taką dorzucił - chyba właśnie po to. - W takim razie za klientów takich jak ty - uniósł wyżej szklankę, parafrazując jej słowa. No to chlup w ten dziób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozpoczęła się impreza na cześć Krwawej Mary. Znajdujecie się na obrzeżach Seattle, gdzie została zorganizowana prawdziwa ceremonia. W leśnej okolicy, z dala od asfaltowych dróg, wśród ciszy. Jedynym światłem były rozstawione świeczki, w jakże niebezpiecznym otoczeniu. Płomyki migotały złowieszczo, układając się w ścieżkę prosto do wielkiego lustra; mogło mieć ono ze sto lat, jak nie więcej. Stare, pokryte brudem i zanieczyszczeniami, więc i swoje odbicie ledwo można było dojrzeć. Dreszcz może przejść po ciele. Ucieczka już nie wchodzi w grę, a rytuał powoli zaczyna się. Wszelkie głosy zniżają się do szeptu, wciąż podekscytowane wagą sytuacji. Jeszcze moment, jeszcze chwila, a wszystko rozpocznie się i staniecie twarzą w twarz z legendą Krwawej Mary.

Mieli podobne sytuacje, ale tak już najwidoczniej musi być, gdy kręci się wokół gwiazdy. Codziennie dostaje wiadomości z telefonu, że Harper-Jack Dweller to, tamto i jeszcze coś. Denerwowały ją te algorytmy, które beztrosko przypominały, że ten mężczyzna nie jest już jej. Zwłaszcza przy nowych zdjęciach z Afery, wraz z tajemniczą blondynką, bez ukazanej twarzy. I co z tego, że nosiła pod sercem jego dziecko, gdy nie mogła mieć go całego dla siebie? Z całej tej trójki Harper wygrał wszystko prawdopodobnie. Nie cierpiał, bo nie musiał być samotnym ojcem. Nie cierpiał, bo nie radził sobie z narkotykami. Stracił jedynie miłość swojego życia, drugą świadomie odtrącając, bo znalazł sobie trzecią. Jeśli uważa, że jest nieszczęśliwy? Pewnie głupcem jest. Idiotą. Marnuje szansę za każdym razem, a później kaja się i płacze, bo album mu nie wychodzi. Jeśli wszystko to ma dalej tak wyglądać, Charlie gotowa była wyskoczyć z kolejki. Poddawała się powoli, dając wygrywać bitwę Harperowi. Niech on chociaż będzie szczęśliwy.
Już dawno nie spędzała czasu w żadnym barze, więc miło zaskoczyła się taką obsługą przez Elliotta. Szykował jej bezalkoholowego drinka z nędznym sokiem pomidorowym. Powinna częściej tu wpadać, to może chociaż poczuje się lepiej, zaopiekowana? Brakowało jej takiego traktowania. Nie, nie usługiwania, a po prostu sprawiania, że czuje się nieosamotniona. W końcu z kimś rozmawia. Ktoś poda jej zaraz upragniony sok pomidorowy. Jedna z zachcianek ciążowych spełniona.

Obserwowała mężczyznę jak zahipnotyzowana, zajmując myśli w końcu czymś innym niż swoim macierzyństwem (dość nędznym, prawdę mówiąc). Uśmiechała się raz po raz, gdy przechodził do kolejnych etapów tworzenia drinka. Krwawa Mary idealnie wpisywała się w jej stan błogosławiony i jednocześnie nadchodzące Halloween. Lubiła kiedyś to święto, lecz odkąd jej życie stało się wiecznym Halloween, niespecjalnie pałała do niego pozytywnymi uczuciami.
- Teoretycznie tak, ale… to nie to samo. Koniec z szaleństwami alkoholowymi – i koniec z randkami z winem, po którym tworzyło się takie cuda jak teraz. Teraz liczyło się tylko dziecko. Taki los rodzica, bo jeśli myślisz również o sobie, jesteś złym rodzicem. Tak to podobno działa.
Roześmiała się na jego uwagę, która była naprawdę słuszna. Nie było absolutnie żadnego sensu w bezalkoholowej wódce. Pozostawiała jednak jakieś złudne nadzieje, że wszystko jeszcze może się zmienić i choć upojenie nie przyjdzie, efekt placebo na pewno zadziała.
- Nie rozumiem, przecież pracujesz za barem – ściągnęła brwi i pochyliła się nad barem, gdy i on przybliżył się w konspiracyjnym geście. Zmrużyła delikatnie oczy, by skupić się bardziej na jego słowach, choć wraz z sączeniem drinka, myśleć mogła jedynie o genialnym smaku, o którym marzyła od dawna. Roześmiała się jednak, nie do końca mu wierząc w to wszystko, jednak on uzupełnił i szklankę dla siebie. Zaskoczył ją. Zbiła jednak z nim toast i skinęła głową na miejsce obok siebie. – Skoro nie pracujesz, siadaj obok. Jestem Charlie, a ty robisz świetne drinki, poważnie. Dlaczego to zrobiłeś? I dlaczego cię nie wyrzucili zza baru jeszcze, hm?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciemne wnętrze The Crocodile sprzyjało piciu takich złowieszczych drinków. Gdyby Elliott faktycznie zarządzał tym miejscem, pewnie zadbałby o dodatkową aurę tajemniczości na okres Halloween, nie sądził jednak, by Chet chciał dołożyć sobie takiej dziecinnej roboty. Świeczki porozstawiane po kątach (w bezpiecznej odległości od pijanych klientów), kilka girland nad barem, niespokojna muzyka płynąca z głośników. Żadnych sztucznych pajęczyn, dyniowych latarni i plastikowych kościotrupów, żeby nie zamienić baru w tandetną jadłodajnię. Minimalistycznie i ze smakiem, by stworzyć odpowiednie miejsce do picia Krwawej Mary. Choć do lustra Elliott by nie podszedł, obawiając się, że zobaczy tam coś, czego zobaczyć nie chce. Odwrotność zwierciadła Ain Eingarp, w którym objawiają się twoje największe lęki. Chociaż, z drugiej strony, może taki rytuał przyniósłby ulgę i oczyszczenie? A może ta ich prywatna ceremonia, którą właśnie zaczynali niewinnym toastem, okaże się pomocna - nie zdawali sobie sprawy, jak wiele mają ze sobą wspólnego, ale przejawiało się to w jakimś niemym zrozumieniu. Przynajmniej Elliott tak to odczuł, kiedy (nieświadomie) wybrał Charlie spośród pozostałych osób siedzących przy barze na swoją towarzyszkę wieczoru, czy też towarzyszkę niedoli, jak kto woli.
- Nie chcę zabrzmieć jak pseudo-barman-terapeuta, ale chyba widzisz swoją przyszłość w zbyt ciemnych barwach, jakbyś jednak wypiła kilka drinków - westchnął, odkładając ścierkę ze swojego ramienia na półkę pod barem. Był wyrodnym ojcem, który nawet nie znał ulubionego koloru swojego dziecka, więc nie powinien dawać żadnych rad (a jednak uparcie to robił, tak już miał, że starał się naprawiać rzeczy, nawet jeżeli to nie on je zepsuł), ale naprawdę nie sądził, by rodzicielstwo odbierało człowiekowi całą wolność. Trzeba było tylko się dostosować do innego trybu życia.
Przyjął zaproszenie, obchodząc bar dookoła, by w końcu znaleźć się obok Charlie. - Elliott - Barowe krzesło lekko ugięło się pod jego ciężarem, choć nie był gruby ani szczególnie umięśniony, wręcz przeciwnie, mógłby trochę przybrać na wadze - co nie powinno być trudne z jego sposobem odżywiania, który ostatnio opierał się na nieszczególnie zdrowych daniach na wynos. - Dlaczego co zrobiłem? Drinka? - Zaśmiał się, sięgając na drugi koniec blatu po swoją szklankę. - Po prostu cię obsłużyłem - wzruszył ramionami, nie znajdując lepszego wytłumaczenia. Nalanie soku do szklanki nie było wielką filozofią, podejrzewał, że każdy inny barman zachowałby się podobnie, choć może nie byłby aż tak rozmowny.
- Bo jestem właścicielem - odparł, leniwie kręcąc słomką w swoim kiepskim drinku z pepsi. - No, współwłaścicielem - poprawił się niechętnie, ale nie mógł zapomnieć o kwartecie Callaghanów, którzy nieudolnie próbowali angażować się w to miejsce. Klimatyczne, w pewnym stopniu legendarne, przynajmniej dla mieszkańców Seattle, choć oni podchodzili do niego trochę inaczej. Bardziej osobiście.
- A ty? Czym się zajmujesz poza chodzeniem na koncerty? - Odbił piłeczkę, spoglądając na nią z ciekawością. - Swoją drogą, ciekawy byłem tego zespołu. Słyszałaś go już kiedyś? - Nie miał pojęcia jakiego poziomu muzycznego można było tutaj doświadczyć, trochę nie ufał gustowi swojego brata. Chyba najlepiej będzie jak właśnie w to zaangażuje się najpierw, na muzyce znał się lepiej niż na księgowości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciałaby zobaczyć kościotrupa w łazience baru, czy swojego zniekształconego odbicia w lustrze. Wystarczało już, że jej ciało zmieniało się niemal drastycznie, więc Halloween miała obchodzić przez kolejne pięć miesięcy. Już zaczynało widać dowody zbrodni, jednej upojnej chwili, możliwe, że i nawet życiowego błędu. Ciężko było jej to przyznać, ale w tym roku Święto Zmarłych nie cieszyło ją ani trochę. Horror teraz miała każdego dnia, niezależnie od jego pory. Chciałaby więc napić się prawdziwej Krwawej Mary albo coś mocniejszego, normalnego i wyżalić się przypadkowemu Elliottowi, który trafił akurat na nią. Mogła udawać, ale czy był sens? Nie zapomni dziś swoich ostatnich wybryków. Nie pójdzie do łóżka z barmanem, bo nie dość, że już nie ukryje swojego stanu, to jeszcze nie miała absolutnie żadnej ochoty (a chciałaby ją mieć, naprawdę). Może i lepiej? Może tak jest dobrze, gdy nie znają swojego wspólnego powiązania z jednym człowiekiem? Nie zniosłaby tego prawdziwego horroru.
Uśmiechnęła się na jego uwagę, przytakując delikatnie głową. Ostrożnie, by znów nie zaczęło się w niej kręcić, powodując mdłości. Oparła się łokciami o blat i odetchnęła płytko, wbijając spojrzenie w jakąś wypustkę w drewnie.
- Pewnie masz rację, ale tego już nie zmienię. No, chyba, że jednak urodzę córkę, to wtedy wszystko będzie w pudrowym różu – mruknęła z delikatnym rozbawieniem, choć niepokojąco przeczuwała, że będzie miała syna. Niestety. Nie chciała mieć kolejnej wersji Dwellera w postaci Juniora. Nie ma tyle sił, by podołać temu wyzwaniu.
Przyjęła z zadowoleniem fakt, że przysiadł się do niej. Chciała mieć towarzystwo bardziej niż kiedykolwiek. I to kogoś, kto nie będzie jej osądzał, kto nie zna jej historii. Pola nie znosiła Harpera i nigdy tego nie ukrywała. Ostatnio zresztą ma radośniejsze momenty, po ślubie z Robertem. Constance nie odbierała od niej telefonu od jakiegoś czasu, a i niespecjalnie miała ochotę na spotkanie z przyjaciółmi. Musiała nabrać nowego spojrzenia, odciąć się i wymyślić jakiś plan.
Zaskoczył ją swoją funkcją tutaj, w barze. Pokiwała głową z uznaniem, już nie dopytując o nic, a tylko upiła swojego drinka. Smakował jej jak nigdy. To pewnie kolejny wymysł ciążowy, który wydawał się tak absurdalny jak cała sytuacja. Zaczęła lubić rzeczy, których nie znosiła całe życie. Zamieszała słomką w Krwawej Mary, przekręcając się nieco bardziej ku mężczyźnie.
- Współwłaścicielem? Nie sądziłabym – westchnęła tylko z rozbawieniem, ale nie, że nie wyglądał na takiego, a po prostu nie zachowywał się według niej tak. – Prowadzę galerię sztuki i właśnie artysta, który maluje obrazy dla mojej galerii, gra również w zespole. Nie słyszałam ich nigdy, oprócz demo na kasecie. Podkreślam: na kasecie, nie na płycie! – zaśmiała się, patrząc na swojego towarzysza. – Brakuje mi takich kameralnych koncertów, tych wszystkich napalonych nastolatek, taniego, lanego piwa i normalnych artystów, którzy nie gonią za sławą, a za pasją. Oni wydawali się tacy być, więc żałuję, że nie zagrali.
Wiadome było, do kogo piła. Elliott również powinien mieć na myśli tą samą osobę, tego samego artystę, który zepsuł się gdzieś po drodze swojej kariery.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się szczerze, kiedy usłyszał odpowiedź Charlie. Nie sądziłabym. Sam czasem zapominał, że pełni w The Crocodile tę odpowiedzialną rolę, ale zamierzał to zmienić. W zasadzie cały jego przyjazd do Seattle odbywał się pod hasłem zmiany - zrobił już pierwszy krok, teraz zaczynał się pomału rozpędzać. Pozostało mu mieć nadzieję, że nie wystartował za późno, bo na razie odnosił wrażenie, że patrzy wszystkim w plecy. - Długo mnie tu nie było, przywykam do nowej roli - odparł, wzruszając przy tym ramionami. Jeszcze nie był pewny czy chce się angażować w rodzinny biznes. Z jednej strony prowadzenie The Crocodile brzmiało jak marzenie, w końcu lokal miał już wypracowaną świetną reputację, ale Elliott wiązał z tym miejscem coś więcej niż tylko wspomnienia legendarnych koncertów.
- Galerię sztuki, no proszę - skwitował z podziwem znad szklanki coli. Nie sądziłbym aż chciałoby się dodać. - Sama też malujesz? - Pociągnął temat, czując się całkiem komfortowo w tej niezobowiązującej rozmowie, trochę o niczym, ale była to przyjemna odmiana po tych wszystkich poważnych konfrontacjach, które musiał odbyć w Seattle do tej pory.
- Maluje i jeszcze śpiewa? Życie jest niesprawiedliwe - zaśmiał się, choć gdyby życie było niesprawiedliwe wyłącznie z takiego powodu, wcale nie czułby się urażony. - Nawet płyty już zaczynają być przeżytkiem - zauważył. Z własnego doświadczenia pracy w studio dobrze wiedział, że muzykę częściej się po prostu przesyła niż nagrywa na płyty. Nie każdy też je kupował, skoro ma łatwy dostęp do muzyki w Internecie. Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, świat się zmieniał, czy tego chcieli czy nie - Elliott raczej chciał, o dziwo. - Ale kasety naprawdę długo nie widziałem na oczy - chyba ostatnio w podstawówce, kiedy nieudolnie próbował nagrywać ulubione piosenki z radia. Nigdy mu się to porządnie nie udało, zdecydowanie najgorsi byli ci wszyscy spikerzy, którzy śmiali się odezwać w połowie piosenki - Elliott do tej pory ma do nich uraz.
- To częściej wpadaj do The Crocodile - skwitował, dopijając swojego marnego bezalkoholowego drinka. - Owszem, grywają tu czasem takie gwiazdy jak... - pierwsze nazwisko, które mu przyszło do głowy. - ...Harper-Jack Dweller... - wymówione z pewną trudnością, i w ogóle rzadko wymawiane na głos (za to bardzo często w myślach). - ...i wtedy znajdziesz tu najwięcej napalonych nastolatek, ale w większości grają tu bardziej niszowe zespoły i zapewniam, że znajdziesz atmosferę, której szukasz - no, nienajgorsza autoreklama, choć mógłby ją jeszcze dopracować. Zerknął kontrolnie na zegarek - podobno szczęśliwi czasu nie liczą, ale musiał odstawić Chetowi samochód zanim ten zadzwoni do niego z wiadrem zażaleń. - Myślę, że nie każdy z nich dąży do sławy, ale sława sama ich dogania i niewiele mogą z tym zrobić - wzruszył ramionami, powoli wstając z krzesła. Obszedł bar, zastanawiając się, czy nie powinien zacząć przez niego przeskakiwać jak barmani na filmach. - Jeszcze jeden? - Wskazał na jej drinka, odstawiając swoją szklankę gdzieś na bok do umycia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaczęła zastanawiać się jakby to było, gdyby przejęła biznes po matce. Miałaby wtedy własną kwiaciarnię, znałaby całą dzielnicę i tworzyłaby niesamowite bukiety czy wiązanki. Nie znała się jednak na kwiatach absolutnie. Poza tym nie zachwycała się nigdy kwiaciarnianym zapachem, bo go zwyczajnie nie czuła. Przypadłość, na którą chorowała od urodzenia skutecznie pozbywała ją radości z kwiatów. Nie lubiła ich nawet dostawać, a jeśli już to tylko konkretne – stokrotki. Te jednak dawał jej tylko jeden mężczyzna, który nie pojawiał się w jej życiu za często.
- Kiedyś malowała, teraz bardziej bawię się gliną i ceramiką – odparła z lekkim uśmiechem i machnęła ręką. Była dobra w malowaniu, ale straciła chyba już ten talent. Czerpała jednak kiedyś z tego radość, więc może nadszedł czas na powrót do tego? Elliott trochę ją zainspirował. Pokiwała jednak głową na jego słowa, śmiejąc się szczerze rozbawiona. – Jest bardzo niesprawiedliwe! Dodajmy do tego fakt, że jest przystojny. No, gdzie tu jakaś… równowaga? Może te kasety trochę tutaj ich minusują, bo trudno teraz odsłuchać album na kasecie, a nie jestem pewna jak to u nich wygląda ze streamingiem – oparła brodę na dłoni w zamyśleniu, szukając w głowie jakiegoś wspomnienia, które świadczyło o tym, że artysta był jakkolwiek cyfrowy. Nic jednak nie znalazła ciekawego, więc jednak miał jakiś minus.
- C-co? – uniosła zaskoczone spojrzenie na Elliotta, gdy wspomniał o ojcu jej dziecka. Przełknęła ślinę ciężko i odetchnęła głęboko, siląc się na przepraszający uśmiech. – Nie lubię już jego muzyki, więc wolę unikać tego typu koncerty. On… też już nie jest taki dobry. Wolę właśnie niszowe zespoły, bez rzeszy fanek, z nieznaną mi muzyką. – Skinęła również głową na jego kolejne słowa odnośnie sławy. Harper jednak raczej do tego dążył, tego chciał. Już jak poznali się na koncercie, dziewczyny za nim szalały, co tylko płoszyło Charlie.
Nie chciała więc wpadać do The Crocodile, gdy miał grać tu Harper-Jack. Postanowiła sobie, że nie przyjdzie na żaden jego koncert, ani nie puści na niego swojego dziecka. Chciała żyć już z dala od tej sławy, dramatów i samego Dwellera.
- Oj, nie, dziękuję. Będę się zbierać, bo jutro mam pracowity dzień, a teraz jednak dłużej nabieram sił – mruknęła z pewnym rozbawieniem, kładąc banknoty na ladzie i przysuwając je ku mężczyźnie. Po tym wstała, zakładając na ramiona swój płaszcz. – Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się na jakimś dobrym koncercie. Dobranoc.

/ zt2
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8 + wdzianko

Jin posiadał kilka pasji, a jeśli chodziło o fotografię, to fascynował się nią od bardzo dawna. Gdy był dzieciakiem, rodzice robili mu tysiące zdjęć, a potem wywoływali je i chowali do albumów. Trzeba było przecież uwiecznić wiele momentów, aby Tae mógł do nich wrócić, kiedy tylko będzie chciał. Kilka filmów również nagrali, taką starą kamerą. Dwa albumy zabrał nawet ze sobą do Stanów, gdyż pozwalały mu one wrócić do przeszłości. Przeszłości, w której żył jego ojciec. To właśnie pan Tae chciał, aby jego syn został prawnikiem, lecz Jin kompletnie tego nie czuł tzn. odkąd pamiętał, ciągnęło go do elektroniki. Uwielbiał skręcać oraz rozkręcać różne rzeczy, obserwować układy scalone, oraz łączyć ze sobą różne części w zestawie ,,Małego elektronika".
Wracając do zdjęć, Tae właśnie oglądał igrzyska zimowe, a dokładniej short-track, podczas którego startowała Koreanka. Gdy tylko przekroczyła metę jako druga, usłyszał telefon. Odebrał, nie zwracając uwagi na numer. Okazało się, że dzwonili do niego, aby zapytać, czy wyraża chęć na porobienie zdjęć jednemu zespołowi, kiedy będą dawali koncert. Jin ostatecznie wyraził zgodę, chociaż z drugiej strony ogarnął go lekki stres, gdyż robił zdjęcia owszem, ale widokom. Rzadko uwieczniał ludzi, chyba że chodziło o przyjaciół. Wtedy cykał zdjęcia randomowo. Uwielbiał wschody i zachody, panoramy...no ale zgodził się, więc nie zamierzał cofać swojego potwierdzenia. Poszedł sprawdzić stan baterii w aparacie (lustrzanka Canon EOS 6D) i widząc na wyświetlaczu jedną kreskę, podłączył go do ładowania.
Następnego dnia, po pracy od razu pojechał robić fotki. Otrzymał nawet specjalną zawieszkę ze swoim imieniem, nazwiskiem oraz informacją, kim tu jest tzn. fotografem.
Starał się robić najlepsze ujęcia, w różnych momentach.
Swoją drogą, całkiem spoko grają. nawet od czasu do czasu poruszał głową do rytmu.
Po skończonym evencie dostał również zaproszenie na afterek. Pojechał tam. Wymienił z różnymi osobami kilka zdań, po czym podszedł do baru. Zamówił sobie whisky z colą.
Gdy otrzymał zamówienie, wstał z krzesła i nim się obejrzał, ktoś go popchnął tak, że jego trunek oblał jednego z członków zespołu.
- 시발 - wymsknęło mu się po koreańsku, co było równoznaczne z pięknym słowem - kurwa.
- Ja....sorry. - naprawdę nie chciał. Przeklęci ludzie! Nawet nie potrafią normalnie łazić, tylko popychają innych, debile... Eh, przypał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4 <br> outfit Dzień jak co dzień.
Wstać, grać, chlać i ćpać.

Pierwsza z rutynowych czynności była tym razem dla Ryuujiego najtrudniejsza. Obudził się około czternastej z tak okrutnym bólem głowy, że przez dobre pięć minut zastanawiał się czy nie wyląduje zaraz w zaświatach. Na jego szczęście, lub też nieszczęście, finalnie udało mu się otworzyć oczy i rozejrzeć po pomieszczeniu w jakim się znajdował. Pierwszym na co natrafił wzrok Japończyka, było nagie ciało zupełnie obcej mu kobiety która leżała wtulona w jego lewe przedramię. Gdzie ją poznał i jak tu trafił? Tego nie wiedział raczej ani on, ani ona. Wyślizgnął się więc ostrożnie z jej uścisku i podniósł się z twardego materaca. Skrzywił się z lekka kiedy ponownie zaczął analizować swoje otoczenie. Mieszkanie nieznajomej było w tak okropnym stanie, że nawet on nie miał ochoty spędzić tu ani chwili dłużej. Wygrzebał więc swoje ciuchy spośród sterty koców, zabrał papierosy które zostawił na jej stole i wyszedł. Zupełnie nie przejmował się tym, że najprawdopodobniej można było go wyczuć na kilometr. Bardziej martwiło go to, że nie miał zielonego pojęcia jak dostanie się do domu. Spędził więc dobre pół godziny kręcąc się po mieście jak idiota, zanim finalnie trafił na znajomą uliczkę. Tym oto sposobem, dostał się do mieszkania które nie wyglądało jak chlew w którym przed chwilą wybuchł koktajl Mołotowa. Bez zastanowienia zrzucił z siebie ciuchy i skierował się w stronę łazienki. Zanim jednak zabrał się za zmywanie z siebie smrodu nieznajomej i wódki, wyciągnął z szuflady pudełeczko wypełnione małymi, niebieskawymi tabletkami. Xanax. Chyba jedna z nielicznych rzeczy w jego domu którą posiadał legalnie. Teoretycznie powinien brać jedną tabletkę rano i jedną wieczorem, ale wrzucił do ust trzy i popił je wodą z kranu. Tym razem nie dobił swojego ciała jeszcze dodatkową kreską, tylko wpakował się w końcu pod prysznic. Cały proces pielęgnacji, a raczej kontroli uszkodzeń, potrwał wystarczająco długo aby Ryuuji poczuł działanie zażytych leków. Wyszedł więc z łazienki jeszcze bardziej upodlony niż do niej wszedł. Stał przez chwilę nago i wpatrywał się w ścianę, zastanawiając się czy przypadkiem o czymś nie zapomniał. I właśnie wtedy zadzwonił telefon. Bingo. Za godzinę ma być już na próbie. Świetnie. Niby dobrze było dowiedzieć się do czego się zobowiązał, ale niekoniecznie cieszył się z tego, że będzie musiał teraz się tam doczłapać. Zebranie się zajęło mu około pół godziny, natomiast dotarcie na miejsce… czterdzieści minut. Po drodze zaliczył bliskie spotkanie ze słupkiem, ale wydawało mu się, że chyba obeszło się bez wielkiego śladu na czole. No cóż, w razie czego jego stylistka po prostu dobrze go przyklepie i będzie po problemie. Zarówno próba, jak i sam koncert, przebiegły w nieco napiętej atmosferze. Pomimo tego, że wszystko poszło tak jak trzeba, dało się wyczuć narastający konflikt pomiędzy członkami zespołu. Właśnie w takich chwilach, Ryuuji cieszył się z tego, że nie angażował się nigdy w relacje z osobami z którymi akurat grał przez pewien okres. Poszedł więc na afterparty jedynie z perkusistą i kilkoma członkami ekipy technicznej, albowiem pozostali byli zbyt zajęci wkładaniem całej swojej pasji do muzyki w darcie na siebie nawzajem mord.
Yamazakiego naprawdę zupełnie to nie obchodziło. Prawdziwy problem tkwił w tym, że zaczynał trzeźwieć. Gdy tylko wszedł do klubu, pierwsze co zrobił, to dopchał się do baru i zamówił pierwszego drinka. Obawiał się trochę tego, że jeżeli poszedłby do łazienki, któryś z jego towarzyszy chciałby zabrać się razem z nim. A wtedy dowiedzieliby się, że gitarzysta (który miał być czysty przed, podczas i po koncertach) regularnie bierze niekoniecznie wtedy kiedy powinien. Ryuuji czuł jak powoli traci umiejętność skupienia się na czymkolwiek innym niż głód narkotykowy. I wtedy właśnie, niczym grom z nieba, polała się na niego chłodna ciecz. Przeciętny człowiek byłby pewnie z tego powodu niezadowolony, jednakże dla Yamazakiego była to idealna wymówka. Wystrzelił z miejsca jak proca i odwrócił się w stronę sprawcy całego zdarzenia. Starał się wyglądać na jak najbardziej oburzonego jak tylko się dało i poinformował kolegów, że idzie sobie porozmawiać z facetem który ‘’celowo’’ oblał go drinkiem. Złapał więc Woojina za rękę i zaciągnął go ze sobą do łazienki, niekoniecznie przyjmując do siebie fakt, że ten mógłby być przerażony całą tą sytuacją. Wpuścił go do środka przodem, po czym wpakował się do małego pomieszczenia zaraz za nim i zamknął drzwi. Dopiero wtedy, w dobrym świetle tak różnym od tego obecnego na sali, poznał znajomą twarz. Uśmiechnął się i zrzucił z siebie poplamioną marynarkę.
-Sorki, musiałem im wcisnąć jakąś wymówkę żeby się stamtąd wydostać.- powiedział, odgarniając roztrzepane włosy z czoła. W dobrym świetle musiał wyglądać jak rasowy chodzący trup, czyli jak zwykle. Podkład starł mu się podczas koncertu, ujawniając wory pod oczami i paskudnie bladą skórę. Ale Ryuuji wcale o tym teraz nie myślał. Znowu był jak króliczek na adderallu. Myślał tylko o jednym i zrobiłby wszystko żeby to dostać. Bezceremonialnie wyciągnął więc z kieszeni torebkę z białym proszkiem i klucze od swojego domu. Wysypał odrobinkę na ich powierzchnię, po czym po prostu wciągnął ją na oczach swojego towarzysza. Lepiej, zaraz będzie lepiej. Jeszcze raz. Powtórzył tą samą czynność, po czym finalnie schował wszystko do kieszeni i z głośnym westchnieniem oparł się o zlew.
-Miło cię znowu zobaczyć, chociaż muszę przyznać, że nie myślałem, że to twoje klimaty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak się Jinowi zdawało, że widział znajomą twarz na scenie, lecz przez ilość alkoholu, jaką wlali w siebie podczas pierwszego spotkania, spowodowała ulotnienie się nazwy zespołu Ryuu z głowy . Znaczy pewnie, gdyby usiadł w ciszy, spokoju i podumał, wtedy prawdopodobnie mógłby sobie przypomnieć, ale ponieważ tego nie uczynił no to no. Zapracowanym człowiekiem był, to dlatego!
Pewnie zaraz dostanę w twarz. pomyślał, wzdychając cicho, dalej mając to całe zajście za okrutne zrządzanie losu (przypadek/wypadek). On powinien przywalić osobie, która go popchnęła, która nawet się nie odezwała. Żenada. Zero manier. Naprawdę tak trudno jest zwyczajnie przeprosić?
Gdy już byli w łazience, Tae pierwsze co zrobił, to przyjął postawę obronną, lecz usłyszawszy słowa gitarzysty, zamrugał kilkukrotnie, a jedna brew automatycznie poszybowała do góry.
- Czekaj....moment...serio? W sensie nie jesteś zły? - zapytał, tworząc w głowie wiele scenariuszy, bo przecież każdy zapewne byłby wkurwiony, gdyby został oblany, obojętnie jakim płynem. Normalnie aż się Jin po głowie podrapał, wciąż będąc w sporym, wręcz ogromnym szoku.
Jin obserwował Ryuu i po chwili zrozumiał, o co mu chodziło. Z jednej strony nie był zaskoczony dlaczego? Ponieważ uważał, że wielu artystów uciekało albo w alkoholizm albo właśnie prochy. Z drugiej strony, to chyba należało do zakazanych czynności.
Ciekawe czy od dawna w tym siedzi...
- Chcieli żebym porobił Wam zdjęcia, szczerze? Jestem ciekaw opinii Twojego menago, bo normalnie robię zdjęcia...znaczy inaczej. Nie robię zdjęć ludziom. - to trochę jak z malarstwem. Istnieli malarze, malujący jedynie martwą naturę. Rysownicy tak samo.
- Długo to robisz? - spytał z czystej ciekawości, a żeby Ryuu wiedział, o co Jin pyta (bo przecież ktoś z zespołu mógł zajmować którąś kabinę), udawał, że coś wciąga, zatykając drugą dziurkę poprzez położenie, a następnie przytrzymanie palca na ścianie bocznej (skrzydełku) nosa.
- W ramach rekompensaty, mogę Ci postawić drinka, co Ty na to? - rekompensatę za zalanie koszuli. Chociaż zdawał sobie sprawę, iż lepiej, gdyby tego nie proponował, gdyż prochy z alkoholem mogą stworzyć mieszankę wybuchową. Może zamiast tego, powinien mu skołować wodę? Albo sok? Szczerze? Sam nie wiedział już co robić. Na pewno nie chciał, żeby Ryuu miał kłopoty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Yamazaki naprawdę nie cierpiał jakichkolwiek form integracji z zespołami z którymi grał. Chodzenie z nimi do barów po koncertach było najczystszą formą katorgi. Każda chwila jaką spędzał poza sceną w tym towarzystwie osłabiała go bardziej niż jakakolwiek inna aktywność. Nie dość, że większość ich członków zupełnie go nie interesowała, to jeszcze próbowała narzucać mu jakiekolwiek zasady. Nie ćpaj przed robotą, nie spóźniaj się na próby i inne takie pierdoły. Japończyka naprawdę nie obchodziło to, jakie mieli wobec niego oczekiwania. Tym bardziej, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że raczej nie poniesie żadnych konsekwencji jeśli ich nie spełni. Jego zdaniem dopóki wykonywał swoją robotę( zresztą lepiej niż cała reszta tej bandy), wszystko było w porządku i mógł tak naprawdę robić wszystko na co tylko miał ochotę. Nie miał zamiaru więc słuchać się grupki, która i tak pewnie zaraz padnie przez rozwijające się wewnętrzne konflikty. O dziwo, żaden z nich nie dotyczył Ryuujiego, który był prawie pewien, że już i tak wiedzieli o tym, że nigdy nie pojawia się u ich boku na trzeźwo. Niby miał do nich jakiś szacunek, ale nie był on wystarczający, by siedział kilka godzin na głodzie tylko dla ich satysfakcji. Nie angażował się ani w ich prywatne życia, ani jakiekolwiek próby podejmowane w celu odratowania podupadającego zespołu. Zupełnie nie obchodziło go to, że równie dobrze jutro może być bez pracy. W końcu znalezienie nowego zespołu nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Nie dość, że był doświadczony, to jeszcze rozpoznawalny. Jedyne co było dla niego w tym wszystkim istotne to pieniądze. Niby mógłby pasożytować na swoich dziadkach, ale lubił poczucie, że posiada namiastkę samodzielności. Namiastkę, ponieważ gdyby nie ćpanie to pewnie powiesiłby się już w którymś z obrzydliwych mieszkań lasek z którymi sypiał. Z jednej strony uważał, że groupies były wyjątkowo smutną grupką, z drugiej zaś całkiem podobało mu się to, że zupełnie nie musiał się o nie starać. Wybierał po prostu te które przypominały mu Sayuri, spełniał przez jeden wieczór ich drobne zachcianki po czym rano znikał z ich życia. Była to w sumie całkiem uczciwa transakcja. On miał zabawę, a one czerpały satysfakcję z tego, że przespały się ze swoim idolem. Nigdy nie zaczynał jednak gierek z kobietami, które zaczepiały go już pod wpływem jakichś substancji. Nie miał nic przeciwko wspólnemu piciu i zażywaniu narkotyków, ale dopiero wtedy, kiedy towarzyszka wyraźnie pokazała mu, że chce wskoczyć mu do łóżka niezależnie od tego czy na trzeźwo czy nie. Nigdy nie ruszyłby nikogo bez świadomej, przynajmniej trochę przemyślanej zgody. A to, że on sam często nic już w sumie nie pamiętał było inną kwestią. Ludzie mogli wykorzystywać jego ciało, on nie chciał wykorzystywać ich. Już i tak kompletnie wyniszczał swój organizm, gdzie więc tkwi sens w próbie zachowania jakiejkolwiek godności i szacunku wobec swojego ciała?
Ryuuji zaśmiał się cicho, widząc postawę jaką przybrał jego ‘’napastnik’’. Chyba naprawdę przypadkowo nieco go nastraszył. Nie było opcji, że strzeliłby komukolwiek w pysk za coś takiego. To, że znał już Jina nie miało na to żadnego wpływu. Nie bawiło go po prostu pakowanie się w bójki bez jakiegokolwiek powodu, nawet już pod wpływem.
- No co ty, kupię jutro po prostu nową.- odpowiedział delikatnie mrużąc oczy kiedy się uśmiechnął. Nigdy nie miał problemu z pieniędzmi, nie przywiązywał więc też uwagi do tego typu wypadków. Dopóki ktoś na niego nie nasika lub zwymiotuje, zupełnie go to nie ruszało. Wystarczy po prostu zdjąć poplamiony element garderoby i się go pozbyć. Zazwyczaj oddawał go jednemu z fanów lub po prostu wyrzucał. Nie musiał się bawić w odplamianie i inne tego typu pierdoły. Kupował sobie po prostu nowszą, świeżutką wersję zniszczonego produktu. Nie miał zamiaru jednak wchodzić w takowe szczegóły w trakcie rozmowy. Aktualnie potrzebował po prostu kreski. Wciągnął więc dwie, zupełnie nie przejmując się tym, że miał przy sobie znajomego. I tak prędzej czy później by się dowiedział. Yamazaki bez przerwy coś w siebie pakował.
- Możesz mi je pokazać jeśli chcesz, zazwyczaj i tak przechodzą też przez członków zespołu.- pociągnął nosem, powoli przenosząc ciężar z powrotem na swoje nogi. Zatoczył się, ale finalnie udało mu się wyprostować. Zaśmiał się pod nosem. Ćpanie było dla niego najlepszą formą zabawy, nigdy nie udało mu się jeszcze znaleźć czegoś lepszego. Uśmiech znajdujący się na jego twarzy przygasł jednak nieco, kiedy Woojin odezwał się po raz kolejny. Nie lubił tego pytania. Bardzo. Szybko jednak powrócił do swojego poprzedniego nastroju i wybuchnął śmiechem. Pantomima wciągania kreski w wykonaniu Tae była najbardziej uroczą i zabawną rzeczą jaką widział w ostatnim czasie. Podszedł do mężczyzny i poklepał go po ramieniu, wolną dłonią ocierając lewe oko które zaczęło mu łzawić od śmiechu.
- To było w cholerę urocze. Doceniam dyskrecję.- zaśmiał się po raz ostatni, po czym finalnie trochę spoważniał i po raz kolejny oparł się dłonią o umywalkę. Najchętniej usiadłby po prostu na podłodze. Ale kij wie co mógłby ze sobą z niej przynieść.
- W takim stopniu jak teraz? Od dwóch lat, chyba.- odpowiedział na pytanie swojego towarzysza, nie wspominając jednak o powodzie który przyczynił się do jego obecnego stanu.
-Z chęcią.- odpowiedział z delikatnym uśmiechem. To nie pierwszy i nie ostatni raz kiedy Ryuuji będzie mieszał ze sobą różne substancje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze? Tae będąc nastolatkiem, marzył przez pewien czas o wstąpieniu do zespołu K-popowego. Śpiewał głównie pod prysznicem lub na występach w szkole, a gdy przyszedł na casting, kulturalnie zwiał, nim został zaproszony do sali. Dlaczego? Wygrała myśl, że inni są lepsi. Zdjął z koszulki kartkę z numerem i wyrzucił do kosza. Czasami zastanawiał się, nad alternatywą tzn. co by było, gdyby jednak pokazał swoje zdolności. A gdyby jednak wszystko poszło po jego myśli i otrzymałby możliwość zatańczenia z zespołem? Pewnie byłby bardziej rozpoznawalny niż obecnie, a w dodatku zwiedziłby wiele miejsc (i prawdopodobnie zaspokoił swój głód podróżnika).
Kiedyś miał nawet taki sen, gdzie występował na scenie i ludzie skandowali jego imię, a po występie, dawał autografy. Po obudzeniu się zrozumiał, że to była zwykła symulacja i tak naprawdę, nikt niczego od niego nie będzie chciał, tylko jedynie, aby przedstawił swoją pracę domową (którą zrobił totalnie na odwal).
Jin skinął głową, na znak przyjęcia do wiadomości słów Ryuu.
- Czemu ludzie nie mogą mieć Twojego podejścia do życia, eh. - westchnął, bo serio. Często gęsto ludzie robili problem o byle gówno i darli mordy twarze, zamiast próbować zrozumieć drugą stronę, albo poszukać spokojnego rozwiązania/wyjścia z sytuacji.
- Dobra. I serio, jeśli będą bardzo chujowe, mów. - powiedział, zdejmując aparat z szyi, aby następnie podać go Ryuu. Owszem, był gotów przyjąć wszelką krytykę. Wiele razy ją otrzymywał.
Skoro już byli w łazience, a Tae poczuł potrzebę odlania, podszedł do jednego z pisuarów, żeby to zrobić.
Od razu lepiej. pomyślał po skończonej robocie, zamykając rozporek. Następnie umył ręce i wytarł w kilka kawałków ręcznika papierowego, który potem wyrzucił do kosza.
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość.- odparł z lekkim uśmiechem.
- A dyskrecja to moje drugie imię. - dodał, oczywiście żartując. Chociaż co jak co, ale potrafił nie wyjawić powierzonej tajemnicy.
- Cholera. Czyli nie jesteś amatorem. - stwierdził. Dwa lata… Ciekaw był, co spowodowało, że uciekł w dragi, ale zostawił to pytanie dla siebie. Nie chciał męczyć znajomego.
- Jakiego drinka chcesz? - zapytał, bo on sobie zapewne znowu weźmie whisky z colą, gdyż od mniej więcej kilku godzin miał na nią straszna ochotę. Na papierosa zresztą też. Dlatego nie czekając dłużej, wyciągnął papierosa z kieszeni i go podpalił, zaciągając się mocno. Singin', we're the newest members of the broken hearts club
And we still feel pretty lonely and we wish we didn't, but
We're the newest members of the broken hearts club
And we all kinda hate it, but it's easier
Singin', we're the newest members of the broken hearts club
And we still feel pretty lonely and we wish we didn't, but
We're the newest members of the broken hearts club
And we all kinda hate it, but it's easier...
zanucił sobie w myślach piosenkę, której słuchał całkiem niedawno. Czasami tak miał, że randomowo przypominał sobie jakąś piosenkę.
- Chcesz? - zapytał, wysuwając dłoń z paczką fajek. Konsekwencjami, jakie mogły wyniknąć w postaci tzw. kłopotów za palenie wewnątrz łazienki, będzie się martwił gdy nadejdą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Marzenia.
Ryuuji miał ich kiedyś pełno. Zajmowały niemal wszystkie jego myśli i motywowały go do dbania o ludzi których kochał i ciężkiej pracy. Chciał żeby jego zespół osiągnął sukces, każdego dnia grał na wielkich scenach i żył w luksusach. Jego przyjaciele nie musieliby już borykać się z problemami swoich okrutnych rzeczywistości. Posiadaliby nie tylko swoje wzajemne wsparcie, ale także środki umożliwiające im prowadzenie komfortowego życia. Wyprowadziliby się z toksycznego środowiska, znaleźliby nowych znajomych i dalej walczyliby o rozwój swoich talentów. Japończyk skrycie marzył także o ślubie z Sayuri. Może czasami myślał i o kilku dzieciakach, domku z ogródkiem i puchatym psie. Najlepiej czarnym, w typie labradora, bo takie najbardziej lubiła jakiego ukochana. Często rozmawiali o adopcji, ale obawiali się, że nie będą mieli wystarczająco czasu na zajmowanie się zwierzakiem. Z perspektywy czasu, Ryuuji cieszył się, że finalnie nie podjęli tej decyzji. Nie mógłby wejść na drogę do samodestrukcji z psem Sayuri pod swoim dachem. Czułby się wtedy tak, jakby patrzyła na niego przez ciemne oczy uroczego kundelka. Naprawdę bardzo ją kochał. Na kilka dni przed wypadkiem, zaczął już nawet przeglądać pierścionki zaręczynowe. Chciał, aby jego wybór był perfekcyjny, tak samo jak miłość która łączyła go z Japonką. Wierzył w to, że będą u swego boku przez naprawdę długi czas. Miał więc wielkie, ale w miarę realistyczne marzenia. Ale teraz nie miały one już żadnego znaczenia. Rozpłynęły się wraz z osobami z którymi je dzielił. Stracił jakiekolwiek cele które dawniej motywowały go do godnego życia. Gdyby nie to, że bał się śmierci, najprawdopodobniej już dawno napchał by się prochami i zakończył swój marny los. Ale niestety. Był zbyt przerażony wizją spotkania swoich przyjaciół w zaświatach. Byliby nim zawiedzeni. Wolał więc pozostać w swojej komfortowej, wyniszczającej rutynie, jednocześnie desperacko chwytając się życia w tych najgorszych momentach. Już wiele razy otarł się o przedawkowanie. Ale z jakiegoś powodu zawsze udawało mu się utrzymać ponad powierzchnią. No może poza jednym razem, kiedy jakaś przypadkowa ćpunka reanimowała go w swoim apartamencie. Ale przeżył, więc chyba nie można tego zaliczyć jako przedawkowanie, prawda?
Ryuuji uśmiechnął się delikatnie i pociągnął nosem.
-Nie mają go chyba przez to, że nie wciągają kresek w obrzydliwym kiblu.- rzucił, po raz kolejny pociągając nosem. Zaśmiał się pod nosem. Pewnie gdyby nie chodził ciągle pod wpływem, też trochę bardziej przejmowałby się pieniędzmi. Ale aktualnie tak długo jak wystarczało mu na kolejną działkę, naprawdę zupełnie go nie obchodziły. Zesztywniał trochę kiedy Jin zdjął aparat z szyi. Co jeśli go przez przypadek upuści? Ręce momentami trzęsły mu się jak galareta. Wdech, wydech. Spiął się mentalnie i ostrożnie sięgnął po urządzenie. Udało się. Trzymał je stabilnie i już po chwili z delikatnym uśmieszkiem przeglądał zdjęcia wykonane przez jego towarzysza. Nie zwrócił więc nawet najmniejszej uwagi na to, że mężczyzna poszedł zrobić sobie małą przerwę na odlanie się. Był zbyt skupiony na wpatrywaniu się w swoją postać usytuowaną na prawej części sceny. Uśmiech powoli zniknął z jego oblicza. Tęsknił za czasami, w których zaraz obok niego na fotografiach znajdowali się jego przyjaciele. Wtedy były najpiękniejsze. Szkoda, że nie poznał Tae wcześniej. Jego talent byłby idealny do uwiecznienia najlepszych lat życia Yamazakiego.
-Są aż za dobre. Mam nadzieję, że dobrze ci zapłacą.- powiedział, finalnie zrzucając ze swojego oblicza nieco pochmurną minę. Liczył na to, że mężczyzna nie zauważył chwilowej zmiany w jego nastroju. Oddał mu ostrożnie aparat po czym po raz kolejny sięgnął do kieszeni. Skoro dręczyły go już wspomnienia, to nadszedł czas na kolejną działkę.
- Zapamiętam. Będę do ciebie dzwonił za każdym razem kiedy będę coś brał.- rzucił z uśmiechem, wyciągając z kieszeni kolejny, tym razem wypełniony inną zawartością plastikowy woreczek. Mefedron. Bezwonny i bezbarwny. Dobry ćpun szybko zorientowałby się, że Ryuuji nie bierze gówna z niższej półki.
- Daj mi swój numer i spodziewaj się telefonów co około trzydzieści minut.- rzucił pół żartem, pół serio. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów i pozwoleniu śmiechowi za wydostanie się z jego ust, wysypał całkiem sporą ilość proszku na swoją kartę kredytową. Kiedy ją wciągnął, na chwilę dosłownie odpłynął. Odrzucił głowę do tyłu i zatoczył się, trafiając plecami na chłodną ścianę. Przez chwilę milczał i bardzo cicho oddychał. Jednakże stosunkowo szybko wrócił do swojej poprzedniej postawy. Otworzył oczy i uśmiechnął się głupio, jednocześnie powoli przestając polegać na swojej nieprzyjemnej podpórce.
- Amator już leżałby plackiem na podłodze. Trafiłeś na zawodowca.- zaśmiał się po raz kolejny. Teraz był już w dobrym humorze. Poczuł jak wypełnia go energia, a jego ciało staje się niezwykle lekkie. Podskoczył raz w miejscu, aby sprawdzić, czy nie będzie przypadkiem w stanie zaraz odlecieć.
- Mam lepszą propozycję, przejdziemy się do mnie. Mieszkam blisko i mam pełny barek, a przynajmniej nie wpadniemy na któregoś z tych dupków z którymi dzisiaj grałem. Przejdziemy, bo w samochód nie wsiądę. Nie, dlatego, że brałem, tylko dlatego, że cholernie nie lubię pieprzonych samochodów.- no i cyk, mefedron wkręcił mu się w system i przyczynił się do wylania się z jego ust nieco bezsensownego słowotoku. Bywa i tak, miejmy nadzieję, że Jin będzie miał do niego trochę cierpliwości.
-Jasne- Ryuuji potrząsnął energicznie głową, po czym poczęstował się papierosem oferowanym mu przez towarzysza. Podebrał od niego także zapalniczkę, albowiem nie miał zbytnio ochoty grzebać teraz w swojej kieszeni. Był już na tylu różnych substancjach, że zaczął czuć jak mrówki przechodzą przez jego kończyny. Na szczęście, tę informację zostawił dla samego siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jin praktycznie zawsze posiadał jakieś marzenia. Jedne większe, drugie nieco mniejsze, ale akutalnie jego największym marzeniem było stworzenie apki pomagającej ludziom, a opórcz tego podróż po świecie. Chciał odwiedzić nawet Grenlandię dla pingwinów oraz lisów śnieżnych. W dodatku ciekawiło go, jak ludzie żyją, zamieszkując wewnątrz igloo. Kiedyś nawet zrobił rysunek trasy, według której miałby odbyć swoją podróż, lecz gdzieś ją zgubił i musiał zrobić nową. Zdawał sobie również sprawę z jednego - aby faktycznie móc ogarnąć podróż życia, musiał odłożyć na nią dość sporo hajsu. Kto wie, może podczas podróży znalazłby tą jedyną, prawdziwą miłość?
Właśnie, miłość.
M i ł o ś ć.
Niby żywił uczucia do jednej dziewczyny, tylko co z tego, skoro miała chłopaka, a on nie chciał być powodem rozpadu zarówno związku, jak i ich relacji, opartej na kilkuletniej przyjaźni. Kilkuletniej, ponieważ poznał Eden praktycznie zaraz po przeprowadzce tutaj. Ah te kluby z karaoke... Czasami ciekawiło go, czy gdyby tam wtedy nie poszedł, to czy mimo wszystko by ją poznał.
- Bardzo możliwe. - stwierdził, przypominając sobie, że jedyne co on kiedyś jarał, to zioło na kilku imprezach, ale nic więcej. Fajki i alkohol całkowicie mu wystarczyły. Szczególnie że ostatnimi czasy dość często wlewał do swojego organizmu procentowe trunki.
- Ludzie powinni umieć wyluzować. - dodał, podczas mycia rąk. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Niedawno oglądał taki horror, gdzie główna bohaterka miała swoje drugie oblicze, żyjące po drugiej stronie lustra i po jakimś czasie zamieniły się miejscami. Jin wyłączył się na moment, ponieważ również wtargnęło do jego głowy zastanowienie związane z tym, czy jego drugie oblicze było po drugiej stronie.
Ostatecznie parsknął i pokręcił głową.
Co mi odwala...
Słysząc słowa Ryuu, na twarzy Jina można było dostrzec uśmiech.
- Mówisz serio? Nie uważasz ich za gówniane? - zapytał, chcąc mieć po prostu pewność. Szczerze? Również miał nadzieję, że jego wypłata za fotki będzie przyzwoita. Inaczej zaleje go fala gniewu, wkurwienia oraz irytacji.
- W porządku. Jeżeli przypadkiem bym nie odbierał, to zapewne będzie oznaczało, że śpię. - uprzedził znajomego, chociaż jeszcze do tego dochodziła praca, ale czasami mógł gadać w robocie.
Tae zaśmiał się, ale dał Ryuu telefon, żeby wpisał swój numer, ponieważ następnie miał zamiar do niego wysłać strzałkę (sygnał). Szybciej w ten sposób szło zapisać numer, znaczy Woojin tak uważał.
- O kurde. Widzę, że zaszczyt mnie spotkał. - odparł, obserwując zachowanie Azjaty. Następnie uważnie wysłuchał jego propozycji. Całkiem dobrej propozycji. Przynajmniej jego porfel nie ucierpi aż tak, jakby ucierpiał tutaj, podczas kupowania drinków.
Właśnie miał proponować ubera albo hulajnogę elektryczną, tylko nie był pewny, czy hulajnogi w zimę są wystawione, a z propozycji dotyczącej zamówienia ubera zwyczajnie zrezygnował.
- Daleko mieszkasz? - zapytał, planując wpisać adres do map Google.
Po poczęstowaniu znajomego szlugiem oraz pożyczeniem zapalniczki, zaciągał się mocno, następnie wypuszczając powoli dym. Raz nawet próbował zrobić kółka, lecz niestety nie wyszło.
- Masz może whisky w swoim barku? - spytał nagle, ponieważ był zwyczajnie ciekaw, czy jego pragnienie związane z whisky zostanie zaspokojone, czy będzie musiał pić co inneg

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Crocodile”