WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
- 1
Wertując między jednym działem a drugim, trzymając pod pachą czteropak energetyków, które miały jakoś pomóc jej przetrwać noc (ostatnio słabo sypiała i wolała zapewnić sobie zastrzyk kofeiny, niźli leżeć wpatrując się w sufit) natrafiła na widok, który nie tyle, że zaskoczył ją swoją niecodziennością, a może i nawet usatysfakcjonował. Jej były ze śliwą pod okiem? Jedyna rzecz, jaka chwilowo ją rozbawiła i fakt, było to dość paskudne z jej strony, ale tak właśnie maskowała wszystkie inne odczucia. Jak chociażby to, że poczuła to ukłucie zmartwienia. I to, że przystanęła obok, obserwując sytuację z boku, aż nie wyrwało jej się dość łagodnie: - Finnick? - a gdy tylko, jego uwaga została skupiona na niej, odchrząknęła natychmiast, karcąc samą siebie w myślach za to niefortunne posunięcie i wykonała kilka kroków w przód, zmniejszając między nimi dystans. Zajrzała do zamrażarek, które chłopak z zawziętością przeszukiwał, po czym ponownie przeniosła wzrok na niego. - Ja bym wzięła maliny, jak się rozmrożą, to będziesz mógł je zjeść - powiedziała z delikatnym uśmiechem, wskazując na owocową mrożonkę. No cóż, z pewnością jej obecność nie była wybawieniem.
-
Okazało się, że jego osiedlowy monopolowy oprócz alkoholu i papierosów, a do tego kilku rodzajów ciastek, czy napojów sokopodobnych, ma do zaoferowania nic, bo nie opłaca im się trzymać działającej zamrażarki w jesiennym klimacie. Ruszył więc dalej, soczyście klnąc pod nosem, co przywoływało dziwne spojrzenia przechodniów, bo mamrotanie pod nosem w komplecie ze śliwą pod okiem nie zwiastowało przecież nic normalnego.
Przekopywał w końcu te piekielne mrożonki, próbując znaleźć coś, co rzeczywiście będzie mógł później wykorzystać w swojej kuchni, kiedy usłyszał swoje imię. Zanim do jego świadomości dotarło skąd zna dźwięk tego głosu, podświadomość już wiedziała, a chłopak odruchowo cały się spiął, bo zakładam, że ostatnie spotkanie z Regan nie było niczym przyjemnym. - Dzięki, wezmę to pod uwagę - mruknął, odwracając ku niej głowę, dzięki czemu oprócz ust wykrzywionych w coś na kształt uśmiechu, mogła też dostrzec zaschniętą krew przy nosie, chociaż trzeba było przyznać, ze całkiem doprowadził się do porządku chusteczkami. - Długa noc, co? - rzucił, wskazując głową na jej paliwo, które sam, jako student, doskonale znał, ale szczerze powiedziawszy nie miał pojęcia co innego mogłby w ogóle powiedzieć. Że miło ją widzieć? Co u niej? Nie dość, że nie znosił takich pytań, nie była jego znajomą ze szkoły, ani wcale nie spokrewnioną ciotką. Była jego byłą, ale na to chyba był po prostu zbyt zmęczony.
-
- Długa i jeszcze młoda, chociaż dla niektórych chyba się kończy, co? - spytała, ściszając głos na końcu zdania, po czym przekręciła głowę na bok, wyczekując jego reakcji. Z pewnością wyglądał gorzej, niż podczas ich rozstania, chociaż widok chłopaka ze śladami po bójce nie był czymś, do czego przywykła. Zawsze to ona była tą, która wdawała się w potyczki z obcymi i co prawda ręce nigdy nie poszły w ruch, ale zawsze potrzebowała kogoś, kto by ją uspokoił i tak się trafiało, że tą osobą był właśnie Winchester. Role z pewnością się nie odwróciły, bo on nie potrzebował jej teraz tak bardzo, jak ona w tamtych sytuacjach. - Jaki bohaterski czyn zafundował ci to? - i mówiąc wskazała dłonią na twarz, by podkreślić, że pyta o ślady tej zaciętej walki. Krew pod nosem, rozcięty łuk brwiowy, siniak tu i tam. A na dodatek tej katastrofy stała przed nim ona, dokładając mu zapewne niechcianych problemów i podnosząc ciśnienie. - Podrywałeś cudzą dziewczynę na imprezie? - nie żeby jego stan mógł jakoś powstrzymać ją przed rzucaniem złośliwości. Starała się też ignorować to dziwne uczucie zazdrości, które ogarnęło ją wraz z wypowiedzeniem ostatniego zdania. To była bardzo dziwna anomalia i nie chciała wiedzieć skąd się wzięła. - Co u Noe, tak w ogóle? - i pewnie powinna ugryźć się w język i pomyśleć dwa razy nad tym co robi, jednak czy w tamtym momencie miała na to czas? Absolutnie nie. Poddała się emocjom, a te były naprawdę przeróżne.
-
- Aaa, tak, to kolejna rzecz, która zalicza się do moich rozrywek, tylko tym razem żadna dziewczyna mi nie przeszkadza - skłamałby, gdyby powiedział, że będąc z Regan nie spojrzał nigdy na żadną dziewczynę z myślą "co by było, gdyby...?", że żadna rozmowa nie zamieniła się w którymś momencie we flirt, że kiedy ktoś się do niego przystawiał, od razu dawał do zrozumienia, że ma dziewczynę, ale wbrew temu, co mogła myśleć, nie próbował znaleźć nikogo na jej zastępstwo. Nie, kiedy cały czas byli razem. - O, nie spodziewałem się, że tak szybko za nią zatęsknisz, ale zawsze wiedziałem, że skrycie się uwielbiacie. Przekazać jakieś pozdrowienia? - sam nie widział Noe już jakiś czas, długi jak na ich znajomość, ale zwyczajnie po zerwaniu cieżko było mu przyznać przed tymi wszystkimi ludźmi, że mieli rację, a Winchester - Ferguson nie miało racji bytu. - Cholera - mruknął, widząc skapującą na dłoń opartą na zamrażarce kroplę krwi i przystawił od razu do nosa rękaw i tak już ubrudzonego płaszcza, chwytając pierwsze lepsze opakowanie. - Chętnie zostałbym dłużej, ale nie będę ci zabierać cennego czasu - zobaczyłaby kolejny krzywy uśmiech, gdyby tylko nie zakrywał go dłonią, ale to był czas, żeby przemyć swoje rany, zrobić okład i się położyć, tak przynajmniej mu się wydawało, że trzeba obchodzić się z ranami po walce.
-
Dzisiaj Mika ma wychodne. O ile można tak powiedzieć o kimś kto załatwił sobie nastoletnią sąsiadkę do zajęcia się dzieckiem a sam uciekł na zakupy do sklepu. Nigdy chyba sobie nie zdawał nawet sprawy z tego jak kupowanie papryki, sałaty i pomidorów może być tak emocjonujące. Ale nie tak emocjonujące żeby przegapić JĄ. Zagapił się. W pierwszej chwili stał jak kołek i zwyczajnie się na nią patrzył więc z pewnością wyglądał jak jakiś chory zbok. Nie chciał żeby go zobaczyła. Nie wiedział nawet co miałby powiedzieć. Czemu zerwał kontakt tak nagle? Wyjechał to jasne ale to nic nie zmienia w dobie wszechobecnego Internetu. Nie odezwał się ani wtedy kiedy wyszedł z rozprawy jako wolny człowiek w końcu rozwiedziony ani teraz kiedy to siedzi z dzieckiem w domu. Chciał ale nie chciał zawracać jej głowy. Tym bardziej że ich ostatnie spotkanie nie było najłatwiejsze ani najprzyjemniejsze. Powinien ją przeprosić ale nie umiał. Nie umiał przepraszać za to że się boi i że nie umie powiedzieć co czuje.
-
Z przeszłości wyłonił się dawny narzeczony, z którym miała przyjemność zamienić kilka słów, lecz ciężko zaliczyć to do pozytywów. Dawne uczucia mieszały się z żalem za tamtymi chwilami, a gorycz porażki pojawiała się za każdym razem, kiedy uświadomiła sobie, że to przeszłość. On miał już narzeczoną, a ona miała…
… męża, choć to bardziej skomplikowane niż mogło się wydawać. Robert nigdy nie był przeszłością, choć z niej się wyłonił. Był jednocześnie przeszłością i teraźniejszością, a Hudson coraz częściej dopuszczała do siebie myśl, że może być również jej przeszłością. I kiedy pomalutku oswajała się z myślą, że ślub w Vegas z niewinnego wyskoku może dać początek wspaniałej przyszłości, do jej drzwi ponownie zapukała przyszłość…
— Mikael? — wyszeptane imię nie miało szans dotrzeć do niego. Wypowiedziane bardziej do siebie, było przejawem zaskoczenia, jakie nią zawładnęło, gdy tylko dostrzegła jego sylwetkę. Spojrzeniem powędrowała w górę, nieśmiało unosząc głowę, by koniec końców napotkać jego wzrok. Widział ją. Patrzył wprost na nią. Milczał. Podobnie jak ona nie mógł słów zebrać, a może nie chciał? Czy ona chciała? Chciała. Burzę myśli w głowie miała, koniec nastąpił niespodziewanie. Jednego dnia przybył na ratunek, kolejnego zniknął, a ona… rozumiała to, nawet jeśli trochę zabolało. Po tamtym spotkaniu była przekonana, że od żony nie odejdzie. Że nie potrafi inaczej żyć, że boi się iść za czymś nowym, za czymś prawdziwym. Chyba nawet się z tym pogodziła, tak przynajmniej sądziła...a teraz? Teraz niczego pewna nie była. Zaskoczył ją, choć zupełnie nie planował, dostrzegała to w jego wyrazie twarzy. Zmieszani stali tak dobrą chwilę, a ona nie mogła oderwać od niego swojego spojrzenia. Coś się zmieniło, ale co? Czy na pewno chciała wiedzieć? Czy może powinna uciekać jak najdalej?
Nerwowo rozglądała się wokół, jakby w poszukiwaniu kobiety, którą miała już okazję poznać. Prawdę mówiąc nie miała ochoty na konfrontację z nią, a zaskoczenie jakie nią zawładnęło trudno było ukryć, a tym bardziej wytłumaczyć.
-
Nie chciał żeby go zobaczyła. A raczej nie chciał żeby zobaczyła że gapi się nią jak jakiś chory typ. Nie chciał a nie umiał przestać się na nią patrzeć. Gdzieś w głębi duszy wiedział ze takim gapieniem się na nią sam ściąga na siebie jej wzrok ale jakoś sprawiało mu to dreszczyk przyjemności. Ich spotkanie poprzednie... Może na to nie wyglądało ale dało mu mocno do myślenia. Pola powiedziała mu prosto w oczy rzeczy o których wiedział sam już dawno ale nie dopuszczał ich do siebie. Tym bardziej zupełnie inaczej brzmią słowa kiedy ktoś nimi strzela w człowieka zupełnie bezpośrednio i bez ostrzeżenia. On wtedy był się rozwodu jakby ten papierek miał cokolwiek zmieniać w losach świata. Właściwie bał się tego wszystkiego do chwili kiedy to wyszedł z sali po rozwodzie. Nie spodziewał się że jedna kartka da mu poczucie takiej ulgi. I od tego dnia jakoś w jego głowie wszystko stało się inne, jakby bardziej kolorowe. Oczywiście że jest ciężej ale to niewielka cena jaką płaci za wolność i spokój psychiczny.
Podszedł do niej bliżej. -Cześć...- powiedział widocznie zestresowany jakby nagle wszyscy ludzie mieli się na niego patrzeć i oceniać jego zachowanie. Miały być miłe warzywne zakupy a on zestresował się jakby właśnie przemycał kokainę przez granicę z Meksykiem.-Nie wiedziałem że robisz tu zakupy.- w sumie jakby wiedział to i tak by to nic nie zmieniło ale musiał coś powiedzieć bo inaczej by eksplodował.
-
Czuła na sobie jego wzrok, co z jednej strony było przyjemnym doznaniem - ukoiło pewną tęsknotę za tym, co utraciła. Z drugiej wiedziała, że to nieodpowiednie, dlatego jedynie nieśmiało zerknęła w jego stronę, starając się nie prowokować do rozmowy. Nawet nie była pewna czy tego chce i czy jest tutaj sam. Dopiero kiedy się zbliżył do niej zrozumiała, że nie poprzestaną na powitalnym skinieniu głowy. — Cześć...— wypowiedziała cicho, a lekka chrypka dała o sobie znać. Zaschło jej w ustach, a odczucia miękkich kolan nie potrafiła kontrolować.
— Zazwyczaj nie robię — odpowiedziała spokojnie, choć odniosła wrażenie, że każda komórka jej ciała drżała na jego widok. Za wszelką cenę nie chciała dać po sobie poznać, że wciąż w tak wrażliwy sposób reaguje na jego obecność, jakby próbowała zachować resztki godności po tym, jak sugerowała mu rozwód, a on wciąż nie porzucił żony. Przecież gdyby to zrobił… wiedziałaby, prawda? Nie mógł tego zrobić, a co gorsza ona mogła gdzieś tutaj być, dlatego zachowywała bezpieczny dystans. Dlatego też zawsze omijała tę dzielnicę mieszkalną, w obawie przed niepotrzebna konfrontacja. — Teraz jednak było mi po drodze, niedaleko jest przystanek więc wsiądę w autobus i dotrę prosto do domu. Inaczej musiałabym wysiąść wcześniej i dokładać sobie drogi z zakupami — mów więcej, pewnie! Jakby go to w ogóle interesowało… pewnie nie interesowało, ale zawsze zaczynała pleść trzy po trzy, gdy się speszyła. Kiedy podszedł bliżej uruchomił lawinę niepotrzebnej paplaniny, która miała uchronić ja przed wpatrywaniem się w niego jak w obrazek. To było nieodpowiednie, bardzo nieodpowiednie.
Pomidor!
Wpadł w jej ręce pomidor, któremu zaczęła się intensywnie przyglądać, jakby rozważała plusy i minusy wynikające z włożenia go do koszyka, no ale jakoś musiała odwrócić swoją uwagę od Mikaela, prawda? Znów bardziej przypominała niepewną siebie uczennicę, onieśmieloną przez swojego nauczyciela, a nie kobietę, która przy ostatnim spotkaniu pewnie obwieszczała mu to czego sam nie potrafił przyznać.
-
On nie darowałby sobie pozostawienie tego spotkania w pewnej próżni, nie wytrzymałby gdyby miał bez słowa zrobić zakupy i zostawić całe ich spotkanie bez chociażby słowa. Może gdyby miał dalej żonę i to właśnie z nią był na zakupach to cokolwiek by zmieniło ale nie teraz. Co prawda nie do końca on jest w stanie przywyknąć do myśli że jest rozwiedziony i właściwie to nie ma już żony ale stara się. A wbrew pozorom nie jest to takie łatwe.
-To co cię tak nagle tu przyprowadziło...- uśmiechnął się lekko. Właściwie bardziej chciał zapytać co ją przez tyle czasu powstrzymywało przed robieniem zakupów akurat w tym sklepie ale jakoś samo to się inaczej ubrało w słowa. -Przystanek... Znaczy wiesz, mogę Cię podrzucić jeśli chcesz. Dla mnie to żaden problem a wręcz można powiedzieć że jestem Ci to winien więc no...- podrapał się nerwowo po karku jak speszony chłopiec. -... będzie ci wygodniej niż w autobusie.
Gdyby się nad tym spotkaniem zastanowił w domu to z pewnością byłby najbardziej elokwentnym typem w całej dzielnicy. Chciał jej tyle powiedzieć, podziękować że w sumie trochę dzięki niej w końcu odzyskał swojej jaja i podjął pewne decyzje które powinien podjąć już lata temu. Ale nie pomyślał o tym w domu, nie zastanowił się co i jak chce jej powiedzieć. Nie sądził że ona aż tak go onieśmiela. I tak nigdy jakoś specjalnie nie umiał rozmawiać o sobie nie wspominając o tym co czuje i jakie emocje w sobie nosi a teraz... Teraz prawie eksplodował od środka, miał w sobie tyle różnych rzeczy które chciał wyrzucić i nagle można powiedzieć że się zakorkował, jakkolwiek by to nie brzmiało. Zestresował się i jedyne co był w stanie jakoś logicznie złożyć w jedno zdanie to propozycja podwiezienia.
-
Mogła teraz zabłysnąć jakimś bajerem, który ociekał kompromitacją i przykładowo odpowiedzieć, że może to przeznaczenie, ale prawda była inna. — Prawdę mówiąc to dentysta — którego gabinet był w pobliżu i u którego leczyła się już długie lata. Nie omijała żadnej wizyty kontrolnej, ponieważ miała bzika na punkcie zębów i każda najmniejsza zmiana lub drażliwość wywoływały u niej panikę. Na szczęście jej uzębienie miało się bardzo dobrze, a ona bez znieczuleń i jakiejkolwiek ingerencji mogła wyjść z gabinetu po pół godzinnej sesji.
Wciąż trzymając w dłoni pomidora, o mały włos nie ścisnęłaby go na miazgę, gdy z jego ust wypłynęła propozycja. Czy liczyła na taką propozycję z jego strony, kiedy mówiła o autobusie? Nie, nie miała tego w ogóle na myśli i zapewne dlatego fakt, że propozycja wyszła od niego sprawił, że odrobinę się zmieszała. — Nie musisz tego robić — odpowiedziała bez zastanowienia, bo nie rozumiała czy to dobra intencja z jego strony, szczera chęć, czy może forma zadośćuczynienia. Ostatnim co chciała od niego otrzymać to litość. — Nie jesteś mi nic winien, Mikael — dodała odkładając pomidora na swoje miejsce i unosząc swoje spojrzenie na mężczyznę. Była pewna swoich słów, jak jeszcze nigdy, ponieważ nie miała pojęcia, jak wiele jej zawdzięcza. Może mając świadomość, że wziął swoje życie we własne ręce, postawił na rozwód i teraz zaczyna od nowa, jej zdanie mogłoby się różnić, ale nieświadoma zmian w jego życiu naprawdę uważała, że nie ma powodów, by się w jej jakiś sposób odwdzięczać. Nawet jeśli przejażdżka była kuszącą ofertą.
-
-To czuje że mamy tego samego lekarza-podsumował jej odpowiedź. Może i było w okolicy kilku ale Mikael jest na tyle leniwy że nie wybrałby sobie lekarza z daleka od domu tylko po to żeby tracić czas na dojazdy do lekarza. Nawet jeśli miało to miejsce raz na kilka miesięcy na kontrolę. -Nie rzucam takiej propozycji bo muszę tylko dlatego że chcę. Może trudno w to uwierzyć ale czasami robię dobre uczynki- ostatnimi tygodniami robi aż za dużo dobrych uczynków i aż dziwne że nie odchorował takiego stanu rzeczy. Swoją drogą czy wychowanie nie swojego dziecka to jeden duży dobry uczynek czy rozbija się to na jakieś okresy i liczy jako wiele dobrych uczynków? Tak czy siak Mikael po raz kolejny wychowuje nie swoje dziecko więc powinien już chyba przywyknąć i mieć nadmiar bycia dobrym i do nieba powinien lecieć jak karetka w korytarzu życia na autostradzie. -Jestem winien ci więcej niż ci się wydaje. Właściwie to nawet nie jest wymierne. - powiedział z uśmiechem. Jeszcze niedawno sama nie zdawał sobie sprawy że Pola sprawiła aż tyle mówiąc kilka zdań. I nie zdawał sobie tamtej nocy sprawy z tego jak te kilka zdań są w stanie zmienić jego życie. Może nie na lepsze ale z pewnością na inne i spokojniejsze. -Mówię serio. Zrób większe zakupy bo nie dam ci tak dźwigać zakupów do domu. I przystanek przed domem nic dla mnie nie znaczy.
-
-To czuje że mamy tego samego lekarza-podsumował jej odpowiedź. Może i było w okolicy kilku ale Mikael jest na tyle leniwy że nie wybrałby sobie lekarza z daleka od domu tylko po to żeby tracić czas na dojazdy do lekarza. Nawet jeśli miało to miejsce raz na kilka miesięcy na kontrolę. -Nie rzucam takiej propozycji bo muszę tylko dlatego że chcę. Może trudno w to uwierzyć ale czasami robię dobre uczynki- ostatnimi tygodniami robi aż za dużo dobrych uczynków i aż dziwne że nie odchorował takiego stanu rzeczy. Swoją drogą czy wychowanie nie swojego dziecka to jeden duży dobry uczynek czy rozbija się to na jakieś okresy i liczy jako wiele dobrych uczynków? Tak czy siak Mikael po raz kolejny wychowuje nie swoje dziecko więc powinien już chyba przywyknąć i mieć nadmiar bycia dobrym i do nieba powinien lecieć jak karetka w korytarzu życia na autostradzie. -Jestem winien ci więcej niż ci się wydaje. Właściwie to nawet nie jest wymierne. - powiedział z uśmiechem. Jeszcze niedawno sama nie zdawał sobie sprawy że Pola sprawiła aż tyle mówiąc kilka zdań. I nie zdawał sobie tamtej nocy sprawy z tego jak te kilka zdań są w stanie zmienić jego życie. Może nie na lepsze ale z pewnością na inne i spokojniejsze. -Mówię serio. Zrób większe zakupy bo nie dam ci tak dźwigać zakupów do domu. I przystanek przed domem nic dla mnie nie znaczy.
-
— Możliwe, choć u ciebie wiele wyjaśnia fakt, że mieszkasz w pobliżu, a u mnie wynika to ze stałości w uczuciach. Jak inaczej wyjaśnić to, że od nastoletniego okresu nie zmieniłam specjalisty? — zażartowała wzruszając przy tym bezradnie ramionami. Już powoli ubolewała nad faktem, że w niedługim czasie tej zmiany będzie wymagała, bo dentysta koniec końców przejdzie na emeryturę - swoje lata już ma.
— Akurat ja nigdy nie wątpiłam w to, że stać cię na dobre uczynki — jak i w to, że dobry z niego człowiek - tak po prostu. Właściwie niekiedy wierzyła w to bardziej niż on sam, ale od najmłodszych lat miała słabość do tego, by w innych dobra się doszukiwać, nawet jeśli na pierwszy rzut oka go nie widać. Sam zresztą miał okazję przekonać się, że Apollonia dostrzega w nim dobro, podczas wielu wspólnych rozmów, kiedy on tkwił w przekonaniu, że jest dla niej kiepskim wyborem, a ona zawsze znalazła argument, by się mu sprzeciwić. Czy ostatecznie ucierpiała wchodząc z nim w relacje? Nie jakoś bardzo, ale kilka kłujących w serce wspomnień można było jej zrekompensować…gdyby tylko chciał.
— Chyba nie bardzo rozumiem… — wydukała wyraźnie speszona jego tajemniczym uśmiechem. Korciło ją zapytać go, co takiego jest jej winien, ale strach przed tym, że jej ingerencja mogła pomóc mu naprawić małżeństwo był tak wielki, że wprost nie odważyła się dociekać prawdy.
— Dobra, ale w takim razie daj mi chwilę — oznajmiła stojąc i wpatrując się w niego chyba nieco zbyt długo. Dopiero po chwili otrząsnęła się i pomaszerowała z koszykiem pomiędzy regałami, by wybrać najpotrzebniejsze produkty. Zazwyczaj nie robiła zakupów jak dla wojska, bo mieszkała sama i była przeciwniczką marnotrawienia jedzenia. Jednak nawet to nie uchroniło jej przed dwoma sporymi torbami, które ważyły tyle, że jednocześnie by ich nie udźwignęła. — Jestem gotowa. Daleko masz samochód? — zapytała zgrywając twardzielkę, kiedy podejmowała się próby podniesienia dwóch jednocześnie. Ona sobie nie da rady?! Pewnie, że da! Tylko błagam! Powiedz, że masz blisko samochód!
-
-Na osiedlu mam trzech dentystów więc to chyba i tak nie wygoda i mieszkanie w okolicy- biorąc pod uwagę jego przyszywaną rodzinę i wszelkie kuzynostwo równie dobrze mógłby mieć dentystę za darmo bo pewnie jakiś się znajdzie w bliższej czy dalszej rodzinie. Ale chyba by głupio było tak chodzić do kuzyna jak do lekarza. No przynajmniej wydaje się to z założenia krępujące.
-Akurat w tej kwestii zdania są podzielone- machnął ręką. No przynajmniej jemu się tak wydaje że ludzie tak go postrzegają. On sam nie do końca widzi swoje działania jako dobre uczynki. Nigdy jakoś tego chyba nawet tak nie rozpatrywał. Nawet to że teraz zajmuje się dzieckiem przyszywanego brata widzi w kategorii „tak trzeba robić” a nie że to jakiś wielki i szlachetny dobry uczynek. Tak powinien zrobić i tyle. Nawet przez chwilę nie pomyślał ze to niedorzeczne czy że nie da rady. Ot pojechał, zapakował rzeczy dziecka i z małą damą wrócił do swojego domu. Nie miał myśli że nie da rady bo nigdy nie miał bobasa w domu, nie miał chwili w której zapierał się nogami. Trochę jak kolejne zadanie do wykonania. Między wszystkimi obowiązkami powciskał sobie kolejne typu „nakarm dziecko” albo „drzemka”. Ma więcej zajęć, to fakt ale to ma też dobre strony. Nie ma czasu nawet specjalnie na upijanie się bo kiedy mała zasypia on sam ledwo trzyma oczy otwarte i wielokrotne próby obejrzenia czegoś kończyły się na przebudzeniu się na napisach końcowych.
-Zmieniło się... wszystko. I to w sumie głównie dzięki Tobie. Nawet sobie z tego nie do końca zdawałem sprawę ale tak. Robisz więcej dobrego niż Ci się wydaje.- odpadł tajemniczo. Jakoś nie umie jeszcze z pełnym uśmiechem oznajmić całemu światu „rozwiodłem się i jestem szczęśliwy”. Trochę po tym wszystkim czuł się winny ale też nie chce żeby ktokolwiek pomyślał że jego żona była jędzą. Nie była. Był idealna, ale niestety nie dla niego. Nie byli couple goals. Mieli wspólne życie ale nie takie jakie oboje oczekiwali i rozstali się... o dziwo w zgodzie. W zgodzie i co ciekawsze z aspiracją na przyjaźń. No bo kto będzie znał Cię lepiej niż były małżonek?
Mikael dokończył swoje zakupy i poszedł do kasy. Z zapakowaną torbą czekał już za linią kas żeby uniknąć sytuacji w której oboje nie mogli by się odnaleźć. -Kawałek... Spokojnie nie jest daleko- powiedział uśmiechnięty i wyciągnął do niej ręce na znak że to on zaniesie zakupy. W końcu on jest facetem więc ma większe dłonie więc łatwiej będzie mu targać siatki.