WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli chodzi o zdolność do zmian i łatwość charakteru, to Rose miała tutaj podwójne i chyba nawet pogrubione NIE. Trzecim w kolejności “nie”, było nieuleganie tym, którzy chcieli ją upodlić. Dlatego właśnie zdarzało jej się uczestniczyć w bójkach. Nie była może w tym najlepsza, zwłaszcza jeśli miała przed sobą przeciwników w liczbie mnogiej. Ale nawet wtedy nie ulegała.
I dlatego właśnie też, Damien mógł ją oglądać w takim, a nie innym stanie. To było też również dość ciekawe, bo ona niezbyt chętnie dawała się oglądać w podobnych sytuacjach. Chciała się prezentować, jako osoba zaradna, ale tym razem nie spodziewała się go zobaczyć aż do wieczora, a co za tym idzie z pewnością, zdążyłaby się przebrać w długie spodnie lub coś w tym stylu. Ale skoro już był, a nieudolne próby ukrycia tego wszystkiego spełzły na niczym, to mogła to nosić dumnie niczym rany wojenne. Podobno blizny uszlachetniają. Ciekawe co robią strupy?
W każdym razie siedząc tak obok niego, sama łapała się na tym, że wszystko szło między nimi zadziwiająco dobrze. Że w zasadzie po raz pierwszy od dawna, jeśli nie licząc grupki przyjaciół z domu, to mogła z kimś swobodnie porozmawiać. Nawet komiksy lubił, więc planowała, go kiedyś zaprosić do siebie, żeby pokazać swoją kolekcję komiksów. Jeśli oczywiście chciał.
Może i z początku była perfidna, ciesząc się z zainteresowania, jakim obdarzał ją Damien. I dalej sobie wmawiała, że potrafi być wredna!
Niestety… A może stety… gdy przysiadł się koło niej, musiała sama z siebie przyznać, że najchętniej, to by go po prostu przytuliła. Znajdywała w jego osobie pocieszenie, ale to też kwestia tego, że był jedyną osobą, którą znała i lubiła.
Co, jeśli to on był tutaj manipulatorem, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy?
Kolejnego zawodu nie przeżyłaby. Może dlatego dobrze, że pocałunek im nie wyszedł? Bo jeszcze byłoby tak jak z chłopakiem imieniem Mike? Pół szkoły się za nim oglądało, a Rose była taka dumna, że zwrócił uwagę właśnie na nią.
A potem, po jednym z treningów mieli całować się pod trybunami. I w teorii tak było, bo w praktyce dziewczyna miała wrażenie, jakby ją labrador sąsiadów obślinił po twarzy.
- Pokłóciłam… Na migi… - Powiedziała, podnosząc na niego bystre spojrzenie, jakby samym nim miała powiedzieć, że lepiej dla niego, żeby nie pytał o zbyt wiele. - A odpuścić, bo czuję, że by przypadkiem jej się ręka omsknęła, jakbym miała wejść wyżej od niej. A wierz mi… cenię sobie wszystkie swoje kończyny w całości. - Powiedziała, przerzucając włosy przez ramię. Ale zaraz potem uniosła dłoń, żeby palcem wskazującym dotknąć czubka jego nosa. Od tamtej imprezy pokonywanie barier fizycznych przychodziło jej znacznie łatwiej.
- Ty się nią nie przejmuj, tylko chodź do tego sklepu. Później może dam ci się zaprosić na lody. - Stwierdziła lekko. Oczywiście nie kazała mu za siebie płacić, ale jakieś swoje oszczędności tam miała.
Wstała pospiesznie, ale zamiast iść przodem, zaczęła cofać się, udając, że zarzuciła na niego lasso i ciągnie za sobą.
- Co dziś kupujesz? Czy znów tylko podenerwujemy obsługę? - Powiedziała, błyskając ząbkami w uśmiechu. Znów miała ochotę na kłopoty. - Wiesz, że podobno w CVS sprzedają syrop, po którym się czujesz jak po alkoholu, ale nie da się nic wyczuć. Barry, wiesz… ten, co nie zdał, opowiadał mi dzisiaj na przerwie. - Słabo go znała, a choć był dość przystojny, to jakoś tak wydawał jej się głupi. Na dodatek chodził z najlepszą przyjaciółką Simons, więc chociaż kusiło momentami zrobić jędzom na złość, to jednak darowała sobie. Miała Damiena do denerwowania mamy, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wcale nie był zadowolony z faktu, że widział ją w takim stanie. Bo i z czego miał by się tutaj cieszyć? Jego nie cieszyło niczyje nieszczęście. Chociaż jakby teraz wziął udział w jakiejś sondzie ulicznej i na pytanie co go cieszy odpowiedziałby, że bardzo by się cieszył, jakby taka Simons upadła i sobie głupi ryj rozwaliła. Na pewno natomiast sam fakt, że w ogóle ktoś wchodził w bójkę z kimkolwiek, czy w ogóle szukał jakiegoś konfliktu, zawsze w jego oczach był raczej... no niemądry. Może kompletnym pacyfistą nie był, ale jednak uważał, że konflikty to lepiej przegadać i znaleźć rozwiązanie, niż sięgać po jakiekolwiek rozwiązania siłowe. Dlatego też chyba nigdy się z nikim nie bił. Chociaż w sumie też pewnie dlatego, że jeżeli ktokolwiek chciał z nim doprowadzić do takiej sytuacji, to Damien to kompletnie olewał i chętnie puknąłby w czoło, że w ogóle jest mu coś takiego proponowanego!
Kontakt, który złapali wychodził im przede wszystkim bardzo naturalnie, więc nie było się co dziwić, że siedząc obok siebie - czy to w takich chwilach jak ta, kiedy nie było nikogo obok, ale również i podczas jakichś imprez, kiedy jednak było obok więcej ludzi - byli w stanie łatwo się dogadać i tematy do rozmowy czasem przychodziły im same i było to dla nich coś normalnego. Nawet, jeżeli znali się tak stosunkowo krótko, to czasem miał wrażenie, że jednak znają się dłużej, niż te bagatela dwa tygodnie.
Jak już pewnie było wcześniej wspomniane, ale pozwolę sobie to powtórzyć - on tego, że dziewczyna w którejkolwiek chwili w ogóle myślała o jakimkolwiek wykorzystaniu go - po prostu nie dostrzegał. W końcu... tak dobrze się dogadywali i nawet jeżeli nie był mistrzem w doszukiwaniu się motywów kierujących innymi ludźmi, to szczerze mówiąc nawet gdyby próbował, to po prostu nie potrafiłby się doszukać takich u Rose. Mogło to być spowodowane tym, że jednak strasznie go urzekła, a na pewno bardziej niż byłby w stanie to potwierdzić, ale o tym głośno nie mówimy!
— Na migi... — Pokręcił głową, bo i skoro był przeciwnikiem jakiejkolwiek przemocy, to i tutaj nie miał zamiaru zmieniać zdania jednak. — Miałem powiedzieć, że Simons raczej jest nieszkodliwa, ale... — Spojrzał znacząco na jej kolana. — Ale chyba bym się chyba na tym stwierdzeniu przejechał. — Westchnął ciężko, by po chwili jednak dodać: — Powiedziałbym, że powinnyście przegadać, ale ona chyba nie jest zbyt dobra w takie sprawy. Jedyne co umie to trochę powyglądać i się powyginać. — Powiedział, bo w sumie jakby na to nie spojrzeć, to atrakcyjna była, chociaż Damienowi raczej tak bardzo się nie podobała, a na pewno nie tak jak Rose, no i dodatkowo nie miał o niej zbyt wysokiego mniemania. Tutaj również wręcz odwrotnie proporcjonalnie do opinii o Różyczce.
Kiedy dotknęła jego nosa, to lekko się uśmiechnął, bo i jemu totalnie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie nawet! Nie, że od razu wyobrażał sobie nie wiadomo co! No ale byli też w takim wieku, że w sumie większość kontaktów z płcią przeciwną, zależnie oczywiście od orientacji seksualnej, jakoś oddziaływała.
— No dobra. Chcesz iść od razu? Nie masz już żadnych zajęć? — Zapytał, bo on w sumie już swoje zajęcia skończył na dzisiaj, co wiązało się z tym, że na dobrą sprawę to mógł po prostu iśc tam od razu, bo po prostu nie miał nic innego zaplanowanego.
Kiedy został złapany w jej magicznie niewidzialne lasso, to oczywiście musiał wstać, no bo co innego mógł zrobić, skoro został złapany?
— Człowiek wyjedzie z Texasu, ale Texas z człowieka nie. — Zaśmiał się i zrównał z nią krok.
— Jeszcze nie wiem, zobaczę po nowościach, czy coś mnie skusi. Jak będzie coś ciekawego to może kupię. Wiesz, możemy ich podenerwować, ale też pasuje czasem coś kupić, żeby wpuścili z powrotem. — Uśmiechnął się szeroko, bo i z takiego zdania wychodził.
— Barry? No a myślisz, że dlaczego nie zdał? Jak kupuje takie syropy to pewnie mu to mózg przeżera. Albo to co z niego zostało. — Kto by pomyślał, że on taki złośliwy może być?
— Myślałem, żeby siostrzyczce coś kupić, ale nie wiem czy znajdę tam coś dla takiej trzylatki jak ona. — Powiedział, odnosząc się oczywiście od swojej młodszej siostry - Florence, Florki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Rose była pacyfistką? Ciężko stwierdzić. W kłótnie nie wdawała się bez powodu, ale też powodów nie trzeba było daleko szukać. Chociaż dzisiaj Simons przegięła. Na swój temat nie lubiła słuchać złych rzeczy, ale jej mamę mogła obrażać tylko ona sama, na mocy prawa, że ją prawie rozerwała, jak się rodziła. Żadna inna wywłoka, nie miała prawa obrażać Very Larkin. Czego oczywiście Rose w obecnej sytuacji rodzinnej nie powtórzyłaby rodzicielce.
Ale aż w takie szczegóły nie chciała wchodzić. Poszarpały się, to się poszarpały, nie ma co drążyć tematu.
Dlatego jedynie wzruszyła ramionami, gdy on powtórzył za nią, że na migi. No nie mogła nawet zaprzeczyć, bo przecież inaczej nazwać się tego nie da. Debilna Simons pewnie by nie wyskoczyła do niej sama, bo wiedziała, że Rose nie będzie się bawić. Powinna się cieszyć, że w ostatniej chwili otworzyła pięść i zamiast bomby wyłapała tylko lepę.
- Sama jakby przyszła to byłaby nieszkodliwa. Chyba nie myślisz, że dałabym się jej jednej. - Stwierdziła, oburzając się święcie, że wziął ją za taką cieniaskę. - Ciesz się, że nie powiedziałeś, że dałbyś sobie rękę uciąć. Bo byś nie miał ręki. - Dodała, zupełnie nie zauważając faktu, że sama jego obecność wpływała na nią kojąco.
- Wyginać się też nie za dobrze umie. Przed czterdziestką będzie miała garba jak ten dzwonnik z Notre Damme, bo zupełnie nie pilnuje tego, jak ćwiczy. - Wywróciła oczami. Nie, żeby Rose uważała się za osobę bezbłędną, ale na boga, mogłaby się nieco przyłożyć.
Rose, nawet jeśli naprawdę miała nieco niecne zamiary wobec Damiena, to przecież nie odbiegała rozwojem od innych dziewczyn w jej wieku. Nie mając wielkich doświadczeń seksualnych w tej sferze życia, to musiała przyznać, że czasem myślała o tym, jak Damien może całować. Jej nastoletnie fantazje nie składały się jedynie z gwiazd estrady, czy tamtego sportowca. Ostatnio nawet Damien śnił jej się, ale nie mogła mu tego powiedzieć, bo przecież, zaczęłyby się pytanie, co takiego w tym śnie robił…
Powiedzenie mu, gdzie w tym śnie trzymali sobie nawzajem dłonie, zdecydowanie wykraczało poza jej możliwości opowiadania o takich sprawach. Czemu jednak pomyślała o tym w tej chwili? Może przez to słowo lód?
- Już skończyłam. - Stwierdziła, chociaż tak naprawdę istniała szansa, że mogła mieć jeszcze jedną lekcję, ale nie znała przecież planu na pamięć jeszcze. A poza tym istniała wtedy szansa, że zadzwonią do jej mamy. Kolejny sposób na dołożenie mamie zmartwień.
- Gdybyś pojechał do Teksasu raz, nie chciałbyś z niego wyjeżdżać. - Stwierdziła z przekonaniem, udając, że poprawia niewidzialny kapelusz z szerokim rondem. - Powinieneś zobaczyć, jak ujeżdżam byka. - Stwierdziła, chyba tym razem naprawdę mówiąc o tym mechanicznym urządzeniu bez żadnych podtekstów.
- Dobra… To dziś zakupy niedenerwowanie. Zrozumiałam. - Gest kapelusza, zamienił się w gest salutowania, jakby właśnie wydał jej rozkaz. - Może będą mieli maskotki Pusheena? One chyba są całe wyszywane, więc nie miałaby co połknąć, jak coś. - Powiedziała, bo przecież sama miała jedną.
Na pytanie o Garry’ego natomiast wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, czemu nie zdał. Ale nie mówiłam ci, chyba że chciał mi książki odnieść pod salę od chemii. Simons by się wściekła razem z jej koleżaneczką, ale te kretynki mają fart, że zajętych nie ruszam. - A już zwłaszcza żadnych co mieli do czynienia z którąkolwiek z tej przygłupiej bandy. - Ale wspomniałam ci o tym, bo może ten… No… Chciałbyś kiedyś spróbować? A może już próbowałeś… - Spojrzała na niego zaciekawiona. - Bo ja nigdy… - Wolała to dopowiedzieć, żeby nie pomyślał, że ona jest jakąś ćpunką, c’nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie inaczej by wyglądała sytuacja z jego podejściem, gdyby ktoś faktycznie po prostu tak o zaczął mu się rzucać o jego rodziców, niezależnie od tego, jak w zasadzie te wyrzuty, czy obrażanie by wyglądało. Do tej pory, o dziwo, w zasadzie takie sytuacje nie występowały więc i nie mógł się do tego odnieść na zasadzie doświadczenia. Gdyby też Rose powiedziała dokładnie o co się pokłóciły na migi, to może byłby w stanie też jakoś inaczej zareagować. Chociaż... i tak już w tej chwili hejtował Simons, bo przecież Różyczka winna być nie mogła... prawda?
— No ej, nie myślę tak, okej? No ale jak ją znam, to zawsze jest otoczona jakimiś minionkami, które chętnie by tylko powtarzały po niej i przytakiwały jej nawet najgłupszym słowom. — Zauważył. — Pewnie jakby im powiedziała, że ziemia jest płaska to też by przytakiwały — Pozwolił sobie jeszcze dodać.
— Aż tak się nie znam... No, ale nie gadajmy o Simons, jak możemy mieć ciekawsze tematy. — Powiedział, bo i faktycznie rozmowa o kimś, kogo od dzisiaj oboje hejtowali nie był idealnym tematem rozmów.
Nic mu o tych planach nie było wiadomo, czy on miał za to jakieś względem panienki Larkin? Cóż, ciężko to może określić planami, ale na pewno chciał spędzać czas w jej towarzystwie i... chyba chciał trochę pozwolić wszystkiemu toczyć się własnym tempem? Skoro i tak ich relacja w jego oczach posuwała się cały czas zdecydowanie do przodu, to nawet pozostawiając to w pewnym sensie naturalnemu przebiegowi, coś powinno się wydarzyć. A jeżeli w którymś momencie utkną w martwym punkcie? No, to wtedy będzie się przejmować!
Nawet po tamtym wieczorze, kiedy ten feralny prawie-pocałunek miał miejsce, już miał dość... pewnie niegrzeczne myśli, w których znaczną rolę odgrywała właśnie Rose. Sam chłopak raczej nie pamiętał swoich snów, bo też nie każdy ma tendencję do ich zapamiętywania, więc w zasadzie możemy się tylko domyślać, czy takowe się u niego pojawiły... ale pewnie tak było! I raczej jej obecność nie polegała tylko na przykład na siedzeniu obok siebie, czy spacerowaniu.
— A, no to możemy iść. — Przytaknął w takim razie, potwierdzając też własne słowa w ten sposób.
— To może mnie kiedyś zabierzesz w rodzinne strony. — Uśmiechnął się do niej i na słowa o ujeżdżania byka... chyba się trochę speszył, bo uciekł spojrzeniem w bok.
— I pokażesz jak ujeżdżasz byka, kowbojko. — Powiedział, oczywiście mając na myśli właśnie to, co mówił - ujeżdżanie byka. Zero dwuznaczności. A to, że się trochę zaczerwienił i starał się odwrócić tak, by tego nie zauważyła? Cóż.
— Pusheen też by mógł być. W sumie jeszcze chyba za wcześnie dla niej na jakieś komiksy, bo to raczej dla starszych trochę. — Przytaknął jej z wdzięcznością bo i to był dobry pomysł zawsze, by faktycznie pójść w kierunku pluszaka! Co on by bez niej zrobił?
— Wow, jestem pod wrażeniem. Nie wiedziałem, że Simons zasługuje na taką dobroć. — Uśmiechnął się delikatnie, ale to i dobrze, że Rose nie pozwalała jakiemuś typowi nosić swoich książek. W sumie... to chyba nawet byłby zazdrosny!
— Nie próbowałem. — Odpowiedział od razu i popatrzył z zaciekawieniem na dziewczynę, poprawiając przy okazji okulary.
— Wiesz co... Z Tobą mogę spróbować, jeśli tylko chcesz. — Powiedział, uśmiechając się przy tym, nie do końca chyba zdając sobie też do końca sprawę z tego, jak to mogło zabrzmieć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rose nie potrzebowała niczyjej łaski ani tym bardziej tłumaczenia się, dlaczego zrobiła to, czy tamto. Wiedziała, że najpewniej Damien stanąłby po jej stronie, niemniej jednak nie zamierzała mu mówić wszystkiego. Cały czas starała się odegnać od siebie myśli, że mogła go naprawdę polubić. Oznaczałoby to z pewnością trudniejszy powrót do Teksasu.
Niech on sobie myśli o niej co chce… ona potrzebowała go tylko do tego, żeby denerwować Verę.
- Nie musisz mi tłumaczyć Damien… Ja wiem, że ty masz w głowie wszystko na swoim miejscu. To, że one są, jakie są, nie znaczy, że nie może ci się podobać jako dziewczyna, nie? - Może odrobinę go podpuszczała, a może sama chciała, żeby przyznać, że tamta mu się podoba. Wtedy musiałaby poszukać nowego obiektu do wykorzystania.
Fakt, że w ciągu dwóch tygodni myślała o chłopaku za dużo, wcale jej niczego nie ułatwiało. Czuła nerwowość, gdy mieli się spotkać… napięcie w brzuchu, jak przed klasówką.
Odsunięcie się od niego, jeśli podobała mu się Simons, wydawało się rozsądnym posunięciem, bo mogłaby wtedy, teoretycznie rzecz jasna, skupić się na kimś, kto nie znaczył dla niej nic. Był to jednak paradoks, bo w takim wypadku musiała przyznać, że Damien jest dla niej kimś więcej niż tylko narzędziem.
Czasem zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby już dorosnąć i płacić podatki, niż przeżywać to wszystko.
Rzeczywiście jednak. Pojawiły się znacznie ciekawsze tematy, a Rose czy chciała, czy nie… Odrobinę kusiła ją wizja pokonywania kolejnych barier z Damienem. Może dlatego właśnie poruszyła kwestię substancji, po których mogli nieco odlecieć.
Może dlatego rozmawiała z nim odważniej niż z jakimkolwiek chłopakiem w tej szkole i prawie też ogólnie.
- Możemy wybrać się autostopem… - Rzuciła pozornie żartem, ale jednocześnie przyglądała mu się badawczo. Jak zareaguje? Czy każe jej czekać do wakacji? A może wcale nie będzie chciał jechać, bo okaże się grzecznym synkiem mamusi?
- To wtedy nie tylko bym ci pokazała, ale bym cię nauczyła. - Zaśmiała się i zaszurała butami po chodniku.
Widziała, że się zaczerwienił, a to niestety, bądź stety, tylko podpuszczało ją do dalszego go teasowania.
- To, co ty na to, żeby po zakupach wstąpić do apteki? Mojej mamy nie ma w domu, więc możemy spróbować… Chyba że wolisz u ciebie… - Powiedziała, krzyżując ramiona na piersiach, może odrobinę jedynie podkreślając swoje piersi.
Sama nie wiedziała, co chciała tym osiągnąć, ale w sumie… dlaczego nie sprawdzić, dokąd ich to wszystko doprowadzi?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On sam, o ile oczywiście można to tak określić, raczej nie okłamywał się względem swoich uczuć do dziewczyny. Bardziej trafnym określeniem byłoby to, że nie do końca potrafił je zinterpretować. No, a na pewno nie poprawnie, bo jednak w sprawach uczuciowych nie był zbyt rozgarnięty, na co wpływało pewnie to, że nie miał na tym polu zbyt wielkiego doświadczenia. A przynajmniej nie takiego, które pozwalałoby mu z wysoką skutecznością określić uczucia, które w nim się do dziewczyny rodziły.
— Dobra, dobra. — Odparł i na krótki moment się zamyślił, nie do końca wiedząc jak podejść do jej wypowiedzi, bo jednak miał wrażenie, że dziewczyna próbuje go tutaj wciągnąć w jakąś gierkę, w której miałby powiedzieć, że Simons mu się podoba, albo uważa ją za atrakcyjna.
— Nie jest w moim typie. — Powiedział szczerze, bo i tak faktycznie było. Gdyby miał powiedzieć o tym coś więcej, to pewnie by powiedział, że jest ładna, ale... no nie podobała mu się aż tak, jak na pewno wielu innym chłopakom ze szkoły - bo i przecież takie przypadki są. A skoro jest cheerleaderką i była wśród nich jedną z tych popularniejszych, to wychodzę z założenia, że pewnie ładna by była. Dlatego też finalnie jednak jego wypowiedź miała być... w miarę neutralna, żeby Rose też nie wyobraziła sobie, że coś w takiej Simons widzi, bo... w sumie tak nie było i, jeżeli miałby być szczery? To w tej chwili chyba Rose podobała mu się najbardziej z dziewczyn w szkole. Przynajmniej dla niego! No, ale na głos by tego raczej tak po prostu nie powiedział.
I on sam nie mógł się ogólnie doczekać tego, by się z nią spotkać, jeżeli już byli umówieni. Bo, tak jak już wielokrotnie było to powiedziane, dobrze mu się z nią spędza czas.
Czy w jej towarzystwie czuł się pewniej? Chyba trochę tak, oznaką tego pewnie był ten tekst o ujeżdżaniu byka - bo jednak można go było zinterpretować bardzo dwojako.
— Długo by to zajęło. — Pozwolił sobie zauważyć, bo chociaż chłopak z geografii asem nie był, tak mniej więcej w głowie był w stanie sobie tę odległość mniej więcej ocenić i... no to nie byłaby podróż na jeden dzień samochodem w jedną stronę, tylko raczej trochę więcej. Przy czym nie powiedział, że nie brał tego w ogóle pod uwagę, prawda?
— To by była dopiero przygoda. — Powiedział, odnosząc się do całokształtu, samej podróży, uczenia się ujeżdżania byka i... no w ogóle cała ta historia! Zwłaszcza w ich wieku. No rodzice to by mu na pewno nie pozwolili na taką podróż, co jest całkowicie zrozumiałe.
— Możemy. — Powiedział, przytakując jej lekko po chwili. W sumie... jeżeli miał coś takiego zrobić, to chyba faktycznie wolał z nią, w końcu... była z nim szczera.
— U mnie raczej odpada, rodzice na pewno będą potem w domu, no i jeszcze mała, to wiesz... nie wiadomo czego się spodziewać. A co z Twoją mamą? Późno wraca, czy co? — Zapytał, a sam jego wzrok mimo wszystko kiedy na nią spojrzał zjechał trochę niżej, niż znajdowała się jej twarz - ale szybko jednak trochę zawstydzony tym faktem, uciekł spojrzeniem w bok. A to, że nie patrzył pod nogi skutkowało tylko tym, że się potknął, ale na szczęście łatwo przyszło mu utrzymać równowagę i nie był nawet blisko przewrócenia się!
— Jak coś to możemy u Ciebie, jeśli to nie problem? — Dodał, bo chyba jednak robienie czegoś takiego w jakimś innym miejscu, byłoby... no raczej nieodpowiedzialne. Jeszcze bardziej, niż robienie tego w czyimś mieszkaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że mając na myśli wycieczkę do Teksasu, nie zakładała nawet, że miałaby trwać jeden dzień. Ciekawe, czy Damien czułby się porwany, jeśli by go namówiła na wycieczkę, a potem przeciągnęła cały wyjazd do kilku dni… A potem, najpewniej z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa, wysłała samego do domu…
Chociaż tego pewnie by już jej nie wybaczył… Z drugiej strony jednak miałaby to, o co teraz cały czas walczyła. Czy nie o to przecież chodziło?
Odrzuciła od siebie myśl, że byłoby to dość mocno nie fair w stosunku do niego… Że powinna traktować go bardziej po ludzku, ale przecież to oznaczało, że oboje będą cierpieć, jak Rose już wróci do Teksasu.
Nie lepiej byłoby im teraz poszaleć, powygłupiać się i zapomnieć o sobie, jak robią to nastolatki w przeważającej ilości?
- To mówisz, że chciałbyś kiedyś pojechać ze mną do Teksasu? No nie wiem… Powiedzmy na weekend? - Spytała, podpuszczając go nieco do tej przygody. To mogło brzmieć nawet wiarygodnie, bo jeśli by złapali stopa już tutaj i trafił się ktoś wiozący ich prosto do Teksasu, to może, ale tylko może udałoby się im tam dojechać w dzień… Dobra, nie nie ważne. To nie miała prawa się udać. Ale za marzenia nie karają, prawda? - Nie no… na weekend to byś nawet nic nie zobaczył. - Stwierdziła rzeczowo, jakby naprawdę planowała pokazać mu w tym Teksasie wszystko.
Miała niepoprawnie dobry humor, bo raptem chwilę temu powiedział jej, że Simons nie jest w jego typie. Cholernie gubiła się w tym, czy bardziej się cieszy z tego, czy może martwi, że w takim razie to ona tego biedaczka musi teraz wykorzystać.
A potem przystał na jej propozycje.
Ona sama była nieco zestresowana tym wszystkim, ale przecież ostatecznie… Jeśli miała coś takiego zrobić, to Damien nadawał się idealnie na towarzysza, a może przy okazji Vera uzna, że jednak tutejsi chłopaki to nie jest nic dobrego dla niej.
- To może po sklepie z komiksami? - Zapytała, sama nie wiedząc, czy bardziej się boi, czy ekscytuje. - Mama ma jakiś event cateringowy, więc prędko nie wróci, a nawet jeśli, to przecież będziemy w moim pokoju… - Ostatnio napięta sytuacja w ich domu sprawiła, że Vera chyba próbując zapewnić córce dodatkową przestrzeń dla dojścia do siebie, niemal nie zaglądała do pokoju dziewczyny. - Mama też zostawia całą masę jedzenia, bo słyszałam, że lepiej nie robić tego na pusty żołądek. - Powiedziała, a w jej głosie wybrzmiała pewna dwuznaczność…
Ale przecież mieli pić tylko syrop… A to nic złego, prawda?
W każdym razie jakoś dziwnie szybko doszli do sklepu… Zakupy w sklepie też nie były za ogromne. Niemal zdawało się, że oboje, chociaż niezbyt chcą to okazać, spieszą się do apteki, a potem, czym prędzej do domu Rose.
A wszystko tylko po to, żeby z dala od wzroku innych pić we dwoje syrop…

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~007~~
Ostatnie dni należały do względnie spokojnych, nie licząc oczywiście kilku drobnych wpadek, które zaliczyła Guerra. Para mieszkających ze sobą nastolatków, wspólnie uzgodniła, że jeżeli Rutilla nie będzie wchodzić Centineo w drogę, ten będzie dla niej milszy. Dla zakochanej w nim dziewczyny, była to idealna okazja do tego, aby nieco ocieplić tę łączącą ich, skomplikowaną relację. Ru robiła co tylko w jej mocy, żeby nie schrzanić tego z pozoru łatwego zadania. Dobrze, że chłopak przewidział nadchodzącą wielkimi krokami katastrofę i dał jej aż trzy szanse na to, aby mogła się wykazać. Niestety starania rudowłosej wcale nie przekładały się na skuteczność, ponieważ pierwsze dwa podejścia zmarnowała w ciągu zaledwie jednego weekendu.
Najpierw biegnąc w pośpiechu do drzwi wyjściowych, wpadła na Froya, który niósł na tacy przygotowane dla siebie kanapki, oraz szklankę wypełnioną jego ulubionym napojem. Nie trudno domyślić się, że w momencie zderzenia, owa taca wylądowała z hukiem na podłodze. Czy było źle? Owszem, lecz za drugim razem czara goryczy przelała się, ponieważ Ruti wrzucając ciemne rzeczy do pralki nie zauważyła, że wraz z nimi, trafiła tam również ulubiona biała koszulka Centineo. Zdruzgotany chłopak postanowił ją wyrzucić, ale Guerra miała względem niej nieco inne plany. W tajemnicy przed Froyem, wzięła ją dla siebie i od tamtej chwili spała w niej niemalże każdej nocy.
Tych kilka dość intensywnych zdarzeń sprawiło, że dziewczyna postanowiła w końcu wziąć się za siebie i raz na zawsze zapomnieć o nastolatku, który nigdy nie był, nie jest i z całą pewnością, nie będzie dla niej. Dlatego też wraz z początkiem nowego, acz ostatniego szkolnego tygodnia, rudowłosa przeszła całkowitą przemianę. Przestała być taką ślamazarą, bardziej polegała na samej siebie, sama przygotowywała się do ostatnich, ratujących jej oceny zaliczeń, a co najważniejsze, unikała Froya jak ognia. Na dzisiejszej lekcji biologii, brunet chciał pożyczyć od niej długopis, ale spotkał się z odmową. Zadał jej nawet jedno, czy dwa pytania, dotyczące przerabianego przez nich tematu, ale nie uzyskał odpowiedzi.
Jeśli dziewczyna miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że cholernie ciężko przychodziło jej to oziębłe traktowanie kolegi, ale z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest to jedyny skuteczny sposób na to, aby w końcu o nim zapomnieć. Na jednym z okienek, Ruti udała się na szkolny stadion, gdzie zajmując miejsce na trybunach, chciała choć na chwilę zdystansować się i złapać tak bardzo potrzebny jej oddech.
Niestety nie było jej to dane. Po zaledwie kilku minutach, ognistowłosa dostrzegła z oddali, zbliżającego się do niej bruneta. Nie chcąc kolejnej, zbędnej konfrontacji, zaczęła zbierać swoje rzeczy, z zamiarem opuszczenia danego miejsca. - Nie teraz Froy... Nie mam czasu. Pogadamy w domu. - Odparła tylko zdawkowo, po czym ruszyła przed siebie z zamiarem wyminięcia go.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Froy nie spodziewał się u Rutilli nagłych zmian. Był wręcz przygotowany na to, że cała idea zadania zakończy się fiaskiem, a on z czystym sumieniem nie będzie musiał zmieniać swojego usposobienia. Owszem, ze względu na ostatnią sytuację, zamierzał odnosić się do Ru nieco inaczej, jednak wciąż pozostałby tym samym Froyem Centineo. Po prostu zacząłby łagodniej dobierać słownictwo.
Tymczasem wszystko dążyło do porażki rudowłosej. Wpierw popsuła mu śniadanie, które starannie przygotowywał od piętnastu minut, a następnie sprawiła, że jego koszulka poszarzała. Był zły, lecz stłumił te negatywne emocje i nie powiedział absolutnie niczego. Zignorował dziewczynę, jednocześnie głośno wzdychając.
Rutilla Guerra powinna zostać okrzyknięta mianem katastrofy, kolejnej egipskiej plagi.
Pomimo druzgocącej końcówki tygodnia, poniedziałek rozpoczął w dobrym humorze. Z początku nie zauważył, że miało to związek z Rutillą, która od kilku godzin naprawdę nie wchodziła mu w drogę. Nie odzywała się, nie zaczepiała i nie wpadała nieopatrznie w jego ramiona na przerwach. Mógł skupić się wyłącznie na sobie i lekcjach, jednak kiedy po raz kolejny odpowiedziała mu nazbyt zdawkowo, zaczął odczuwać irytację. Coraz częściej tego dnia spoglądał podejrzliwie na dziewczynę i nawet został trzykrotnie upomniany przez nauczyciela za nieuważanie na lekcji. Podczas przerw sytuacja nie ulegała zmianie. Rutilla jako pierwsza wychodziła z klasy i wracała do niej ostatnia, zaszywając się gdzieś w szkolnych kątach. Froy nie próbował jej szukać, chociaż coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że unikała z nim kontaktu.
Zawsze myślał, że będzie spokojniejszy, jeżeli Rutilla przestanie nękać go swoją niezdarnością. Tymczasem czuł się osobliwie, jakby właśnie ktoś osadził go w nowej rzeczywistości.
Właśnie zamierzał skorzystać z długiej przerwy i przysiąść ze znajomymi na trybunach. Oni siedzieli tam już od dobrych pięciu minut, jednak Froy musiał jeszcze kupić sobie puszkę napoju. Rutille dostrzegł niemal od razu, dlatego instynktownie podążył w jej stronę. Wpierw nie chciał się odzywać, lecz po prostu ją minąć, a jednocześnie pokazać, że również był obojętny. Jednak kiedy po raz kolejny spróbowała go zignorować, zastąpił dziewczynie drogę.
- Ignorujesz mnie - stwierdził, a odpowiedz którą otrzymał w pełni potwierdziła to, co podejrzewał od samego początku. W porę złapał Ru za nadgarstek. Mlasnął i na moment przygryzł policzek. - To jest ten twój sposób? Będziesz do końca życia udawała, że mnie nie znasz czy tylko do czasu zakończenia wyzwania? - mówił sarkastycznie, dostosowując mimikę do panujących w nim emocji.
Taka Rutilla Guerra podobała mu się o wiele mniej, chociaż jeszcze nie potrafił przyznać tego przed samym sobą. Rutilla, która przed nim uciekała, odzywała się lakonicznie i nie szerzyła wokół siebie fermentu była zbyt obca, zbyt pospolita i monotonna. Chociaż tego nie rozumiał, to tak naprawdę przywyknął do jej towarzystwa; do jej prawdziwej osobowości, jaka urozmaicała Froyowi codzienność.
- Zdałaś - powiedział nagle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wcale nie tak, że Rutilla nagle zmieniła się pod wpływem kaprysu, czy nawet tego przeklętego wyzwania. Początkowo może i owszem, cholernie starała się wypaść jak najlepiej, w końcu jakby na to nie patrzeć, stawka ewentualnej wygranej, była aż nazbyt kusząca. Niestety cały entuzjazm nastolatki, prysł niczym bańka mydlana, gdy aż dwa razy tak katastrofalnie zawaliła. Wtedy zrozumiała, że musi coś zmienić, nie tylko dla ludzi, którzy "cierpią" z powodu jej niezdarności, ale przede wszystkim dla samej siebie. Dziewczyna nie chciała być wiecznie nazywana ofermą. Pragnęła wydostać się spod tej złej sławy. Dodatkowo dotarło do niej, że miłość jaką obdarzyła Froya, nigdy nie odnajdzie swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości, więc zdecydowała, że skończy z tym beznadziejnym uczuciem raz na zawsze. Właśnie stąd wzięła się ta nagła zmiana w zachowaniu Guerry.
- Hmmm... Zastanówmy się. Tak, masz rację. Ignoruję Cię i co z tego? - Zapytała aż nazbyt bezczelnie, wywracając przy tym swoimi zielonymi oczyma. Gdy chłopak złapał za jej nadgarstek, w pierwszej chwili, Ru próbowała się wyszarpnąć, ale jego uścisk był dość silny, więc darowała sobie starania. - A czy to nie jest ta metoda, którą stosujesz Ty praktycznie od zawsze? - Zapytała z jawną kpiną w głosie, mierząc go przy tym obojętnym spojrzeniem. - Nawet teraz, gdy korzystasz z gościnności mojego...Leonarda. - Szybko poprawiła się, powracając do głównej przyczyny sporu. - Nie przyznajesz się do tego, że mieszkamy razem. Udajesz, że mnie nie znasz i wciąż dajesz mi do zrozumienia, że jesteś kimś lepszym. - Rutilla nie omieszkała przypomnieć brunetowi jego okropnego zachowania. - Nie boisz się, że Twoi super znajomi nas razem zobaczą? - Zapytała hardo i choć w duchu bardzo ucieszyła się ze zdanych zaliczeń, w danym momencie nie pokazała tego po sobie, zachowując się tak, jakby puściła słowa Centineo mimo uszu.
- Och Froy, puść mnie. Ta rozmowa nie ma sensu. - Mruknęła ze złością i po raz kolejny spróbowała szarpnięciem uwolnić swój nadgarstek. Jednak zamiast zyskać upragnioną wolność, rudowłosa tym manewrem znacznie zmniejszyła dzielący to dystans. - O co Ci tak naprawdę chodzi, co? - Zadała kolejne pytanie, patrząc przy tym chłopakowi prosto w oczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdziwiła go taka nagła, brawurowa postawa Rutilli. Dziewczyna zazwyczaj była miła i serdeczna. Nawet kiedy się denerwowała wypadała nazbyt uroczo, a tymczasem z zuchwałością odnosiła się do Froya. Przez nagromadzony szok chciał puścić jej nadgarstek, jednak prędko się zreflektował i mocniej objął palcami skórę Ru.
- U mnie to naturalne, a ty wyglądasz po prostu głupio! - oburzył się. Usposobienie Froya to temat rzeka. Był uparty, arogancki, a jednocześnie bardzo ambitny. Nie lubił, kiedy ktoś mu się stawiał i patrząc na dziewczynę odnosił wrażenie, że ona właśnie próbowała to robić. Taka kolei rzeczy bardzo mu się nie spodobała. Tym bardziej, że przywykł do innego traktowania.
Przełknął ślinę.
- Uspokój się, Ila - powiedział hardo, unosząc jej nadgarstek i zatrzymując go niedaleko twarzy. W tym momencie na pewno uczniowie, którzy wypoczywało na trybunach, zwrócili na nich uwagę. Wpierw ukradkiem się rozglądnął, po czym wrócił oczami do Ru. Była wzburzona. Froyowi również udzielało się wiszące nad nimi napięcie.
Właściwie nie potrafił określić, dlaczego odnosił się do niej w tak niemiły sposób. Nie wyróżniała się spośród tłumu innych dziewczyn, nie była lepsza w nauce czy sporcie, a nawet miała mniejsze poparcie w samorządzie. Tymczasem ilekroć ją widział zaczynal być bardziej nerwowy. Z jednej strony lubił Ru zrobić na złość, a z drugiej chciał, aby nie wchodziła mu w drogę.
Puścił, słysząc wzmiankę o znajomych. Rutilla miała rację. Z tej sytuacji i tak wyniknie za dużo niedomówień.
- Założyliśmy się. Kiedy staram się traktować cię lepiej, ty nagle odwracasz.kota ogonem i zaczynasz mnie ignorować. Taki był Twój plan? Liczyłaś, że zacznę się wygłupiać i za tobą biegać? - Złapał się za boki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rudowłosej również nie podobało się to, w jaki sposób traktowała chłopaka, który spędzał sen z jej powiek, tego któremu oddałaby wszystko, gdyby tylko zwrócił na nią uwagę. Niestety to był nie kto inny, jak sam Froy Centineo. A co za tym idzie, Ru już z góry była skazana na porażkę. Może właśnie dlatego zmiana jej nastawienia, była tak nagła i drastyczna. W mniemaniu nastolatki, nie istniała inna możliwość na skuteczne wyzbycie się z siebie tych wszystkich niepożądanych uczuć. Guerra nie sądziła jednak, że owa przemiana zostanie przez niego zauważona. Dziewczyna spodziewała się raczej obojętności, albo nawet radości i zadowolenia z owego faktu, ale na pewno nie złości? Im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej utwierdzała samą siebie w przekonaniu, że Froy z jakiegoś niezrozumiałego powodu, złości się na nią.
- Słucham?! - Ruti, czuła jak wzbiera w niej irytacja, wywołana absurdalnymi oskarżeniami Centineo. Dlaczego on się tak zachowywał? Przez to w głowie ognistowłosej, tworzył się jeszcze większy mętlik. - Póki co jestem spokojna, ale jeśli w tej chwili nie porzucisz swojej roszczeniowej postawy, to będziemy mieli spory problem...- Mruknęła przez zaciśnięte zęby, dyskretnie się przy tym rozglądając. Co, jak co, ale w takiej chwili jak ta, bycie na językach całej szkoły nie było jej marzeniem.
- Co Ty gadasz? - Zapytała, kręcąc przy tym głową z wyraźnym niedowierzaniem. - To Ty masz wiecznie wokół siebie wianuszek śliniących się na Twój widok lasek! Dlaczego miałbyś za mną biegać? Czy Ty się słyszysz? - Prychnęła, odsuwając się chłopaka. Wzbudzali zdecydowanie za duże zainteresowanie osób postronnych. Guerra pocierała drugą wolną dłonią, swój nieco obolały nadgarstek, gromiąc przy tym wzrokiem stojącego naprzeciw niej nastolatka. Wystarczyła zaledwie chwila, aby do jej głowy wpadł pewien szatański w swej istocie plan, który być może będzie ją drogo kosztował, ale skoro Froy wymyśla jakieś niestworzone, wyssane z palca teorie, to teraz przynajmniej, będzie mógł poprzeć je jakimiś faktami.
Z tą właśnie myślą, Rutilla przybliżyła się do bruneta, a następnie niespodziewanie wspięła się na palce i obejmując dłońmi twarz Froylana, złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Dane zbliżenie niestety nie trwało jednak długo, ponieważ dziewczyna przerwała ową czynność, gdy usłyszała rozlegające się gdzieś za swoimi plecami gwizdy i oklaski. - Nasz pierwszy pocałunek był kłamstwem, ten nim nie jest. Skoro masz czas na to, żeby wymyślać jakieś bzdety, to jestem ciekawa, jak z tego się wymiksujesz...- Uśmiechnęła się kącikiem ust, jednocześnie napawając szokiem malującym się na twarzy chłopaka.
To nie było fair i Ruti wiedziała o tym doskonale, ale skoro ten gnojek mógł ją całować kiedy mu się podobało, to dlaczego ona nie miałaby mu utrzeć nosa? Choć nie chciała w szkole plotek i rozgłosu, teraz już przez nimi nie ucieknie, czyż nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Uważaj, bo się przestraszę - zakpił, jednocześnie wywracając oczami. Froy nie uważał Rutilli za jakiegokolwiek przeciwnika. Lekceważył ją, ignorował niemal na każdym kroku, aż do momentu, w którym zastosowała identyczną taktykę. Z niewiadomych przyczyn nie potrafił tego zaakceptować. Tego oraz sytuacji jaka miała miejsce trzy minuty później.
Wpierw zamierzał ściągnąć z siebie dłonie dziewczyny, jednak kiedy podniósł w tym zamiarze obie ręce, to niespodziewanie ich usta złączyły się w pocałunku. Instynktownie zacisnął wargi i nadymał policzki, wyglądając przy tym bardzo komicznie. Oczy bezwiednie pozostawił otwarte. Przez krótką chwilę nie oddychał, a jego ciało zastygło niczym prawdziwa, woskowa figura. Odzyskał naturalny dystans dopiero wtedy, kiedy wokoło rozległ się hałas. Inni uczniowie widocznie zaaprobowani widowiskiem zaczęli krzyczeć i dopingować Rutille. Froy jedynie zaśmiał się krótko i nerwowo, jednocześnie drżąc z wściekłości.
- Ty! - wytknął w stronę dziewczyny wskazujący palec, zmarszczył czoło oraz nos i zmielił ślinę. - Ty! - powtórzył gniewnie, jednak rzesza fanów nie pozwalała mu się wystarczająco skupić, dlatego prędko złapał się za biodra i na moment odwrócił sylwetkę w lewo. Oddychał ciężko i spazmatycznie, jakby właśnie przebiegł maraton. Nagle przetarł twarz dłońmi i ponownie skierował ją w stronę Rutilli.
- Wiesz co właśnie zrobiłaś, idiotko? - nie zamierzał przebierać w słowach. Inni uczniowie znajdowali się wystarczająco daleko, aby nie słyszeć tych przykrości, które właśnie kierował w stronę dziewczyny. - Jestem ciekaw kto będzie pierwszy żałował tego pocałunku. Jesteś skończona, Ila. Słyszysz? - Nachylił się gwałtownie. Ich twarze ponownie zaczęły dzielić milimetry. Ktoś patrząc z boku mógł śmiało pomyśleć, że właśnie wyznawali sobie uczucia, jednak atmosfera między nimi była niebywale nieprzyjemna. - Skończona. - Odszedł.

zt.x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Eileen oraz Sean przenoszą się z: [Ballard] Tractor Tavern

Obrazek-Wolisz Jacka czy jego brata Johnny'ego?
ObrazekSean w lewej ręce trzymał, nabytą drogą kupna kilkanaście minut wcześniej butelkę Jacka Danielsa, w prawej Johnny'ego Walkera, obie kończyny górne zaś wyciągał w kierunku Eileen utrzymując szklane naczynia mniej więcej w odległości piętnastu centymetrów od jej twarzy, aby miała okazję dobrze przyjrzeć się etykietom i dokonać prawidłowego wyboru. Na stadion Ballard High School zawiedli ich czterej jeźdźcy nocnych wypraw: Alkohol, Przypadek, Zakład o to, które nie da rady i Geniusz Blues. Zaraz za nimi kroczył Kac, ale ten przygalopuje dopiero rano.
ObrazekRześkie, zimne powietrze nieco ich otrzeźwiało, ale jednocześnie zachęcało, by rozgrzać się przy użyciu uniwersalnych środków do spożycia doustnego, więc chwilowe rozjaśnienie umysłów najpewniej niedługo miało zniknąć za horyzontem nadchodzących zdarzeń i pomysłów, które jeszcze ani nie stanęły na ich drodze, ani nawet nie narodziły w ich głowach.
Obrazek-Teraz chyba moja pora na pytanie - dodał potrząsając butelkami. - Zdaje się, że ja odpowiadałem ostatni, a ty przed wyjściem wypiłaś tylko jeden kieliszek deklarując odpowiedź - według Seana wyjaśnienie to brzmiało logicznie i nawet było uzasadnione niespisanymi nigdzie zasadami. - Powiedz mi, Eileen, co cię skusiło, że postanowiłaś włóczyć się ze mną po mieście? Oprócz nieodpartego uroku osobistego, oczywiście? - wyszczerzył zęby, po czym nagle spoważniał - I wybieraj wreszcie co wolisz, bo nie mam wolnej ręki, żeby zapalić.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie mogę jednego i drugiego? — Wymowny uśmieszek przebiegł przez twarz kobiety. Im bardziej poddawała tę kwestię analizie, tym bardziej oddalała się od głównego tematu. Zmarszczyła więc nos, ewidentnie zbyt przytłoczona możliwością podjęcia decyzji w obecnych warunkach. Eileen Shepherd od zawsze dawała się poznać jako osoba pazerna i często przy tym zachłanna, jednak teraz, w omawianym przez nich przypadku, te cechy mogły okazać się wyjątkowo niebezpieczne. Wręcz zwiastowały jakąś katastrofę.
Ściągnęła brwi ku sobie, zdezorientowana matematyką w jego wykonaniu. Mogłaby przysiąc, że coś pokręcił w ostatecznym szacunku, ale rozstrzyganie tego po raz kolejny okazało się dla niej zbyt dużym wyzwaniem, dlatego odpuściła niemal tak szybko, jak tylko pojawiło się w jej głowie, żeby przyjrzeć się temu ponownie.
— To była moja pierwsza myśl — mruknęła w odpowiedzi na słowa Seana, przewracając oczami, co mogło znaczyć, że nie podzielała jego entuzjazmu. — Nie wiem. Chyba po prostu dawno się nie włóczyłam. — Wzruszyła ramionami. Tym razem nie starała się nawet pójść na skróty z odpowiedzią, czy ubarwić ją w jakiś ciekawy sposób, zamiast tego postanowiła przedstawić sprawę z czysto egoistycznego punktu widzenia.
— Szkoda, że nie zatrzymaliśmy się u mnie na chwilę — zaczęła po chwili swoje wynurzenia, gdy jej wzrok spoczął na dłużej na rozpościerającym się przed nimi stadionie. — Wzięłabym mojego Geralta. Miałby sporo miejsca do biegania. — Aż westchnęła z tego powodu. Co z tego, że to zupełnie nie po drodze i nawet siedząc już w taksówce, nie wiedziała, że wyląduje na terenie liceum, do którego uczęszczała. Jak w ogóle wpadła na ten pomysł i dlaczego nikt jej od niego nie odwiódł?
— Johnny! — zawołała w końcu, czując presję, po czym odebrała mu właściwą butelkę, z której następnie pociągnęła łyk. Nie uzasadniła jednak swojego wyboru, który pod naporem przyszedł zadziwiająco szybko, więc wszystkie wcześniejsze rozważania okazały się zbędne. W tak patowej sytuacji, jaką sprowadził na nią mężczyzna, podświadomość jakby sama podpowiedziała jej, że Jack to nie był dobry cel. Chyba źle jej się kojarzył, ale nie była pewna dlaczego. — Rety, zawsze jesteś taki bezkompromisowy?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard High School”