WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[2]

Nie oszukujmy się: istniały inne, o wiele bardziej godne czy też godziwe miejsca, w których sam Hunter McNulty, młoda nadzieja amerykańskiego futbolu, łamacz serc, względnie obiecujący student psychologii i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze, mógł podziewać się w piątkowe popołudnie. Weźmy taki stadion, na przykład. Albo jedną z modnych, hipsterskich knajp czy pijalni wina, w których cała klientela wyglądała jak z okładek magazynów lifestylowych, a rzadkie gatunki trunku z winogron nosiły imiona greckich bóstw i ptaków z listy zagrożonych gatunków. Albo może sypialnię jego własnej dziewczyny, hę? Miejsce, w którym zawsze czuł się bezpiecznie i zawsze był mile widziany. Albo choćby jego własny rodzinny dom, na miłość boską, w którym u boku stęsknionej matki mógłby na przykład zabrać się za przekopanie rabatek albo naprawienie upieprzonej klepki w przedpokoju.
Ale nie, nici z tego. Zamiast zabawić w którymkolwiek z wyżej wymienionych miejsc, Hunter znalazł się dziwacznym trafem w Little Duck, restauracyjce pachnącej trzy razy odgrzewanym tłuszczem i ostrym sosem, który wypalał wszystko: żywe rany w podniebieniu, sumienie i wszelkie możliwe zarazy, od trypra po koronawirusa.
W tych też okolicznościach, młody futbolista westchnął, zmęczony gryzącym upałem, rzucił wypełnioną przepoconymi sportowymi ubraniami (fuj!) torbę na podłogę pod jednym z mikrych stolików i oparł się o kontuar, spod przymrużonych powiek lustrując niedługie menu.
- Poproszę Nasi Goreng z ekstra-ostrym sosem na boku i dodatkowym jajkiem. Do tego porcję brokułów z czosnkiem i surówkę z mango... - wyrecytował swoje klasyczne zamówienie, bo czy było coś lepszego w upalne dni jak ten, niż potrawy wywodzące się z krajów w których takie temperatury stanowiły normę? - I jeszcze jednego Bintanga! - dodał triumfalnie, aż nader świadom, że nie powinien pić (bo przecież prowadził), ale i niesłychanie podekscytowany obietnicą zimnego piwa mającego już niedługo spłynąć w dół jego przełyku i schłodzić rozpalone wnętrze. Och, jakże nie mógł się doczekać!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Piątkowe popołudnie. Czy miała plany? Nie. Absolutnie kompletnie żadnych. Po skończonej pracy liczyła może na wieczór z Ramseyem albo chociaż kolację w towarzystwie brata, ale ani jeden ani drugi nie odpowiadał na jej wiadomości, co swoją drogą automatycznie popsuło jej humor. Niechętnie sunęła przez ulice Seattle, które od półtora roku było dla niej domem, ale czasami ciągle czuła się jak turystka. Nie była pewna, czy cokolwiek było w stanie poprawić dzisiaj jej nastrój, aż do…
Zerknęła w witrynę jednego ze sklepów. Poprawiła nawet grzywkę przyglądając się swojemu odbiciu w szybie. Kolejna mijana witryna. I następna. Chińska restauracja. Azjatycka? Nie była specjalistką i nie rozróżniała kuchni z różnych zakątków świata. Chociaż nie menu wiszące nad ladą zwróciło jej uwagę.
Zawahała się. Na ułamek sekundy zamarła, przygryzła wargę i zastanowiła się, czy powinna podejść. Oczywiście, że nie powinna, a mimo wszystko – jakiś głosik z tyłu głowy mówił jej, że tego właśnie chciała. Ten dziwny chłopak, którego imienia ciągle nie poznała, a dziwnym trafem ciągle na niego wpadała. Wystarczyło zaledwie kilka spotkań, by sprawić, że nacisnęła klamkę w drzwiach do restauracji, a w kolejnej sekundzie wsuwała się na miejsce naprzeciwko niego.
- Cappuccino… wreszcie nie piszesz żadnego eseju, mam nadzieję, że go wreszcie skończyłeś. – zaczęła, uśmiechając się lekko i swobodnie, jakby właśnie mówiła do najlepszego przyjaciela, a nie do chłopaka, o którym wiedziała bardzo, ale to bardzo niewiele – I naprawdę mam nadzieję, że go skończyłeś, bo jeszcze mogłabym mieć wyrzuty sumienia, że to przeze mnie skoro ci przerwałam. – przeszkodziła i wyciągnęła go z biblioteki na wieczorne zwiedzanie jej okolic, zaszywanie się w miejscach nieuczęszczanych przez studentów i podziwianie panoramy miasta. Spokojne miejsca z ładnym widokiem na miasto – zdecydowanie ulubione miejsca Journee.
Gdy przed Hunterem wylądowało jego jedzenie, uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na kelnera, by poprosić go zaledwie o zimną colę zero. No cóż, lepsze to niż nic. I tak wyraźnie wskazywało, że bez jasnego zaproszenia bruneta – i tak nie zamierzała się zbyt szybko wynosić. Właśnie dorobiła się planów na piątkowe popołudnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo złożoności charakteru i porządnego ładunku różnych traum, które wciąż formowały go w coraz to bardziej skomplikowane konstelacje, Hunt McNulty bywał momentami bardzo prostym facetem. W piątkowe popołudnia nic na przykład nie cieszyło go tak, jak właśnie porcja tłustych, ostrych klusek i butelka zimnego piwa. I odrobina samotności, błoga cisza przerywana tylko monotonnym szmerem zawieszonego pod sufitem knajpki wiatraka. Tylko on i jego myśli. Tylko on i jego niskoprocentowy trunek. Tylko on i...
Zadarł głowę znad telefonu, w którego ekran właśnie się wpatrywał (z niewielkim, tak swoją drogą, zainteresowaniem) i w pierwszej sekundzie wlepiał się w intruza nieco skonfundowany. Za chwilę jednak coś w tej jego usportowionej głowie zawarczało, rozbłysło i zaskoczyło - jak w nienaoliwionym mechanizmie, który, nim zacznie porządnie działać, wymaga długiego procesu rozgrzewki - i wspomnienie nocy spędzonej na eksplorowaniu akademickich zakamarków powróciło doń jak stary film nagrany na przepalonej kliszy. Kilka niby nic nie znaczących godzin, parę niewypełnionych niczym luk, wiele pytań zakończonych wymownym znakiem zapytania i perspektywa, że już nigdy się tej drugiej osoby nie zobaczy. No bo jak? Nie zostawiła mu numeru, nie znał nawet jej imienia. Jasne, najwyraźniej studiowali na tej samej uczelni, ale ich uniwersytet był ogromny. A w dodatku, co udało im się ustalić w rozmowie, obracali się w kompletnie innych kręgach - prawdopodobieństwo, że znów na siebie wpadną było zatem mniejsze, niż szansa, że spotkają się ponownie. No chyba, że postanowiłby szukać jej tam, gdzie widział ją po raz pierwszy, a gdzie najprawdopodobniej nadal pracowała - ale przecież przysiągł sobie, że nie będzie rozpraszał się niczym od swojej bieżącej relacji z Lią...
A tu nagle siedziała przed nim, Panna bez Imienia z krwi i kości, w zasadzie taka sama, jak ją zapamiętał z tego dziwacznego spotkania parę miesięcy wcześniej.
- Moccha... - powiedział, i stwierdzenie to, choć w jego głowie brzmiało o wiele pewniej i głośniej, wyszło raczej w formie niewyraźnego pół-szeptu. Odchrząknął, przetarł kark dłonią i nagle, choć jeszcze sekundę wcześniej czuł się niczym jakiś szczeniak, podlotek, teraz jak za dotknięciem magicznej różdżki odzyskał swoją zwyczajową, mięśniacką pewność siebie.
- Pewnie, że skończyłem. Nie musisz się martwić - puścił jej zawadiackie oko, przyjmując pozę osoby absolutnie przywykłej, że dziewczyny, o których myślało się stanowczo za wiele przez ostatnie 3 miesiące, nagle materializują się przed nami w azjatyckiej knajpie, bez sensu i ostrzeżenia. - W sumie wyszedł całkiem nieźle, wiesz? - zachichotał krótko, przypominając sobie męczeński proces pisania tamtej pracy - Kopę lat, co? Co tu robisz?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”