WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krawędź kurczowo ściskanego telefonu, wbijała się w delikatną skórę dłoni. Usta zaciśnięte w cienką linię ruszyły się tylko za pomocą jednego, podszytego złością drgnięcia. Przez całe życie ani razu nie spotkała kobiety tak bezczelnej. Tak prostej w dążeniu do wyznaczonego sobie celu i tak żałosnej w niemocy pogodzenia się z przegraną. Mogła mieć każdego mężczyznę w zasięgu oka; wystarczyło zarzucenie biodrem i kusicielski uśmiech, a przed jej stopami ustawiłaby się pokaźna kolejka.
Ona jednak skupiła się na niedostępnym już Monroe.
Wracając z łazienki, nie słyszała słów wypowiadanych do biznesmena pod płaszczykiem tajemniczości. Skrzyżowała jedynie spojrzenie z brunetką, która miała ewidentny problem z trzymaniem rąk przy sobie i ledwie zauważalnie pokręciła głową, jakby w ten sposób chciała przekazać jej niemą groźbę: nie rób tego i wypierdalaj.
Była zazdrosna. Cholernie zazdrosna, a dodatkowo drażnił ją fakt, że Vincent jej na to pozwalał. Powinien wstać, odepchnąć ją, rzucić kilkoma, gorzkimi słowami, które pokazałaby jej, że u jego boku nie ma już dla niej miejsca. Gdyby sytuacja była odwrotna, każdy zalotnik dotykające ją w ten sposób, leżałby już w kałuży własnej krwi.
Smartfon Kiary zawibrował po raz kolejny, ale zignorowała to. Zamiast tego, stanęła tuż obok Włoszki i wskazała krzesło stojące po drugiej stronie stołu.
– Pomyliłaś miejsca, kochana. Ręce chyba też ci się zgubiły – miała posągową minę i starała się trzymać nerwy na wodzy – robienie sceny w kasynowym towarzystwie, przy Irvingu czy Franku, który najpewniej niebawem wróci z drinkiem, nie byłoby dobrym ruchem dla jej własnego PRu. – No już, szybciej – czemu nadal znajdowała się obok niego?
Czemu patrzyła jej wyzywająco w oczy, całość podsycając złośliwym uśmieszkiem? Ciemne włosy opadły jej na dekolt, gdy w końcu się wyprostowała i zlustrowała Wallace wzrokiem; ciemnymi tęczówkami zarejestrowała cały obraz kobiety stojącej naprzeciw. Kobiety pewnej siebie, kobiety pięknej, kobiety wściekłej, lecz nadal niedoświadczonej w zestawieniu z nią. Finalnie cmoknęła ze słyszalną dezaprobatą i skrzyżowała ramiona na piersi w lekceważącym geście.
– Naprawdę Vinnie? Na to mnie wymieniłeś? – uśmiech poszerzył się, a dziki błysk w oku podkreślił jego szyderczość stojącą za każdym, kolejnym słowem.
Irving odchylił się na krześle.
– O kurwa, teraz się zacznie – Irving podniósł się i chwiejnym ruchem chwycił kurtkę wiszącą na oparciu. – Spieralam stąd – mogli usłyszeć, jak po wykonaniu kilku kroków, próbuje zagadać kelnerkę. Ta jednak rzuciła szybkim jestem w pracy i oddaliła się od pijanego Anglika.
– Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie, ale myślałam, że przynajmniej wybierzesz kogoś na tym samym poziomie, co ja – dodała jeszcze.
Wallace nie wierzyła w to, co słyszy. Nie znały się. Widziały się pierwszy raz w życiu. Na jakiej podstawie mówiła, że jest od niej gorsza? Niewiele myśląc i najwyraźniej zapominając o wcześniej wspomnianym opanowaniu, uderzyła ją w policzek. Siarczysty plask zwiastował zaczerwienienie skóry i rychły ból. Monica machinalnie zrobiła krok w tył i przyłożyła dłoń do piekącego miejsca.
– Drugie miejsce nie jest dla ciebie wystarczające? – kolejna wibracja. Kurwa. – Tylko osoba bez klasy przystawia się do czyjegoś faceta. Jak widać, nie da się jej kupić razem z drogą torebką – odwróciła się w stronę Vincenta, na którego była równie zła. Musiał to dostrzec w mimice jej twarz – nie przejawiała ona ani cienia czułości.
– Muszę iść, jest problem w Rapture – to powiedziawszy, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę szatni, w której wcześniej zostawili płaszcze.
Nie oglądała się za siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Głos Kiary dobiegający zza jego ucha był otrzeźwiający. Przywracał do rzeczywistości, zmuszając do konfrontacji z tym, jak w tym momencie wyglądała. Nie wiedział, w którym momencie Monica zbliżyła się tak blisko, kiedy wypowiedziała kolejne, podsycone jadem słowa. Kiedy przekroczyła granicę zalotnych spojrzeń i, w jego odczuciu, niezobowiązujących złośliwości ciskanych nad stołem.
Przez myśl nie przeszło mu, że Włoszce chodzić mogło o cokolwiek więcej ponad to. Drobne złośliwości. Sarkazm, upierdliwość, która miała być jego karą za to, że zignorował jej wiadomość i nie poinformował jej o ich wygasłej już zażyłości. Wiedział, że kobieta wzgardzona była kobietą nieprzewidywalną. Nie wiedział natomiast, w którym momencie to stało się grą, której zasad nie rozumiał. Grą, w której najwyraźniej nie był graczem, tylko nagrodą.
Zamarł, z drinkiem w połowie drogi do ust. Obrócił głowę ku Kiarze, dostrzegając w jej oczach szalejące płomienie czystej furii, których widok sprawił, że wreszcie pojął.
Wszystko.
- Monica, uspokój się - warknął, odsuwając od kobiety odruchowo. Szklanka z drinkiem uderzyła o blat stołu, odłożona zamaszystym ruchem.
Zwykle zgadzali się ze sobą. Zwykle rozumiał jej perspektywę. Ale teraz spoglądała na Wallace wzrokiem, który był dla niego obcy, widząc zupełnie coś innego. Nigdy nie porównywał tych dwóch kobiet do siebie, ale gdyby to zrobił, nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, która z nich znalazłaby się wyżej. Protekcjonalność Włoszki nie była dla niego zaskoczeniem, z wyższością miała w zwyczaju zwracać się do absolutnie wszystkich, w szczególności mężczyzn. Często było to w pełni zasłużone. Przez pryzmat ich znajomości puszczał mimo uszu jej uwagi, nie poświęcał im należytego czasu, zrzucał winę na karb jej ciężkiego charakteru. Ale teraz, widząc, jak bardzo za cel obrała sobie Kiarę, i jego usta wygięły się w grymasie złości.
Brunetka często spotkała jego wymienialne partnerki. Ale dobrze wiedziała, w jaki sposób się zachowywał względem nich i jak bardzo odmiennie traktował blondynkę. To ją napędzało. Świadomość tego, że Kiara nie była kolejną, byle jaką kobietą, z jaką zabawiał się w oczekiwaniu i tęsknocie za powrotem Włoszki z Europy.
Że zajęła jej miejsce, po czym uczyniła z niego coś stałego, wzniosła ich na wyższy poziom.
Drgnął, gdy dźwięk uderzenia rozniósł się dookoła, przebijając przez wypełnione muzyką tło. Nie zwrócił niemal uwagi na pośpieszną ucieczkę Irvinga, zbyt zajęty nadciągającym ku niemu zrozumieniem sytuacji, której nie poświęcił należytej uwagi gdy było to potrzebne.
- Stop - warknął, samemu nie wiedząc do której konkretnie. Wstał z miejsca, odsuwając ze zgrzytem krzesło na bok. - Kiara, zaczekaj!
Zaklął pod nosem, wlepiając spojrzenie w plecy śpieszącej do wyjścia, wściekłej na niego Wallace.
- Nikt nie podnosi na mnie ręki - prychnęła brunetka, odrywając dłoń od czerwonego policzka. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu satysfakcji, jakby to było to, czego potrzebowała. Powód. Wymówka. - Zabiję sukę.
Gdy postąpiła o krok naprzód, również nie spuszczając wzroku z blondynki, chwycił jej nadgarstek, czując, jak samemu zaczyna się wewnątrz gotować.
Jak mógł być tak ślepy?
O kim ona myślała, że może mówić w ten sposób?
- Puść mnie, Vinnie - zażądała, głosem wypełnionym jadem, gdy pociągnął ją w swoją stronę. Chwycił śliski, drogi materiał jej sukienki i pchnął, póki jej plecy nie uderzyły o zielony bat stołu, rozrzucając dookoła żetony.
- Miałaś kiedyś klasę, Monica - warknął, gdy syknęła z bólu. - Od kiedy jesteś taka zdesperowana?
Widział, jak otwiera usta. Jak mimo bycia przypartą do blatu, uśmiecha się przebiegle, jakby wciąż miała kartę, którą mogła zagrać. Jakby to, że wciąż może coś zrobić było poddane pod dyskusję.
Krupier odsunął się przerażony od stolika, patrząc, jak dłonie Monroe zaciskają się wokół szyi brunetki. Chwyciła jego rękę własnymi, wierzgając, kopiąc butem w jego nogę, podczas gdy on nie odrywał wzroku od jej tęczówek.
- Niczego tutaj nie ugrasz. Jeśli z jej głowy spadnie choć włos, zrobię ci wszystko to, co stanie się jej. I więcej.
Walczyła. Nie tylko z jej ręką, ale z rzuconymi w jej stronę słowami. Dopiero gdy w jej oczach dostrzegł namiastkę zrozumienia, gdy zniknęła z jej twarzy przebiegłość i pewność swojej nieomylności, odsunął się, odrywając dłoń od jej zaczerwienionej szyi.
Kiedy to wszystko znów tak się zjebało?
Zaklął pod nosem, poprawiając zmiętą marynarkę. Sięgnął po swoją szklankę, dopijając zapomnianego drinka jednym haustem, nim odłożył ją z hukiem koło leżącej na stole głowy brunetki. Rozejrzał się dookoła, nie znajdując już w tłumie osoby, którą chciał złapać przed wyjazdem do Rapture. Ruszył więc w stronę wyjścia, w nadziei na przechwycenie jej w szatni lub na zewnątrz, a w ostateczności już w klubie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W całym tym zamieszaniu, które powstało z jego winy, całkowicie stracił poczucie czasu. Ciężko było mu określić, czy minęło kilka dni czy tydzień, od dnia w którym stracił dwie kobiety, a na domiar złego dorobek swojego życia. Mieszkał w hotelu. Wynajmował jeden z lepszych apartamentów, każdego dnia kontaktując się z ekipą remontową, która podjęła się działań w jego mieszkaniu, by jak najprędzej doprowadzić mieszkanie do porządku. Wstępne założenie było takie, że mieli tam spędzić dwa tygodnie. Ile miało zejść w rzeczywistości, nie wiedział nikt, co wcale nie podnosiło Gallaghera na duchu. Chciał wrócić do domu. Nic więcej.
Cała ta afera, sprawiła, że przestał się również pojawiać w pracy. Nie dlatego, że nie miał czasu na to, by zajrzeć do kasyna chociaż na godzinę. On bał się tej wizyty. Nie wiedział, czy będzie w stanie spojrzeć Gabrielle w oczy. Nie chciał dostrzec odrazy i pogardy w jej oczach, które tak bardzo sobie uwielbił. Zamiast tego, wolał się zapijać kolejnymi butelkami alkoholu, który dostarczał mu pracownik hotelu, ale wiedział jednocześnie, że nie mógł tak żyć w nieskończoność. W końcu nastał ten moment, w którym postanowił się przełamać. Nie mógł unikać blondynki. Nie mógł zawalić pracy i doprowadzić do upadku całej sieci, dzięki której żył na takim, a nie innym poziomie. Zniósłby wszystko, ale nie bankructwo i upadek na samo dno. Dno finansowe, bo jeśli chodziło o życiowe, to tkwił na nim od lat.
Próg kasyna przekroczył czując na sobie wzrok pracowników. Przywitał się z nimi jak gdyby nigdy nic i ruszył przed siebie korytarzem, prowadzącym do biura. To, że wszyscy byli w pracy i wywiązywali się ze swoich obowiązków, dało mu do zrozumienia, że Gabrielle wciąż u niego pracowała. Trzymała rękę na pulsie, a jego podwładnych w ryzach, by kasyno funkcjonowało jak najlepiej. Wziął głębszy oddech, gdy nacisnął klamkę do drzwi ich wspólnego biura. Kątem oka dostrzegł, że siedziała przy swoim biurku. Mimowolnie obrócił głowę w jej stronę. Jak zwykle prezentowała się doskonale. Idealnie. Jakby na niej ostatnie rewelacje nie zrobiły żadnego wrażenia.
Cześć... — mruknął pod nosem, od razu odwracając wzrok. Podszedł do swojego biurka, rzucił na bok kurtkę, którą zdjął po drodze i usiadł w fotelu, wpatrując się tępym wzrokiem w stos dokumentów na biurku. Był ciekaw, czy wśród nich znajdzie wypowiedzenie — Coś się działo kiedy mnie nie było? — zapytał, wciąż nie będąc w stanie spojrzeć Chartier w oczy. Zamiast tego zaczął przeglądać pierwsze kartki. Rachunki, przedłużone umowy, coś z urzędu. Nie miał do tego głowy...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabrielle nie wiedziała, co miała myśleć o sytuacji z Joelem. Sprawa była skomplikowana i zwyczajnie dla blondynki nowa. Jej dotychczasowe romanse działały na zasadzie braku zobowiązań i czasowych ograniczeń. Zbyt długie spotykanie się z jednym i tym samym mężczyzną prowadziło do niepotrzebnych komplikacji, czego najlepszym dowodem było spotkanie sprzed paru dni, gdy podczas spaceru natknęła się na znajomego z Denver. Nie sądziła, że przeszłość mogłaby ją dopaść nawet w Seattle, ale to wcale nie dawny romans zakrzątał kobiecą głowę najbardziej.
Relacja z Gallagherem była inna. Nacechowana emocjami, o których Gabrielle zdawała się już dawno zapomnieć. Puściła w niepamięć przywiązanie i troskę o drugą osobę, decydując się na same przyjemności i luźne podejście do wielu spraw. Kariera i wygodne życie były jej priorytetami, a Joel zburzył cały dotychczasowy porządek i sprawił, że była gotowa do poświęceń, o które do tej pory nawet samej siebie by nie podejrzewała.
W kasynie pojawiła się punktualnie jak zawsze. Po krótkiej rozmowie z jednym z barmanów i konieczności ponownego upomnienia rudowłosego chłopaka od automatów, zamknęła się w gabinecie, gdzie spędziła kolejne godziny. Nie miała ochoty na konfrontację z kimkolwiek, nawet jeżeli pewne kwestie wymagały ingerencji. Po cichu liczyła zaś na pojawienie się Joela i przejęcie przez niego trudniejszych obowiązków. Bądź co bądź to wciąż był jego lokal, jego zmartwienie i jego odpowiedzialność.
- Dzień dobry - odparła w zaskoczeniu, kiedy Joel stanął w progu drzwi prowadzących do dzielonego gabinetu. Roziskrzone spojrzenie niemal od razu zatrzymała na wysokości męskiej twarzy, z trudem maskując rozczarowanie, gdy on tak skrupulatnie unikał jej wzroku. - Nie, wszystko w porządku - celowo nałożyła nacisk na ostatnie słowo, jakoby wspomniany porządek odnosił się jedynie do ich najbliższego otoczenia.
Faktem było bowiem to, że kasyno funkcjonowało jak najwyższej jakości szwajcarski zegarek. Cała reszta nie jawiła się jednak w zbyt wielu kolorowych barwach.
- Zamierzasz mnie unikać? - zagaiła niespodziewanie, wszelkie niejasności woląc rozwiązać już na samym początku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie ona jedna miała ten problem. Joel od ich ostatniego spotkania, każdego dnia zastanawiał się nad tym, co będzie dalej. Nie oczekiwał wiele. Było beznadziejne i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że byłby w stanie z pokorą zaakceptować każdą decyzję blondynki, która wtargnęła w jego życie z impetem i sprawiła, że zaryzykował dla tej relacji wszystkim, jednocześnie przełamując się i otwierając przed nią z najbardziej brudnymi sekretami ze swojego życia. To, że wiedziała o nim więcej, niż wiedzieć miała, świadczyło samo za siebie. Zależało mu. Nie na dotychczasowym związku, nie na nieposzlakowanej opinii, ale na blondynce i zrozumieniu, które do tej pory od niej otrzymywał. Tyle tylko, że boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy nie można było zrozumieć. A już na pewno nie tego, czego się dopuścił. On sam nie rozumiał czemu to zrobił. Z perspektywy lat wiedział tylko tyle, że popełnił najgłupszą rzecz, na jaką mógł się zdobyć.
Na pewno? Johny niczego nie odwala? — dopytał. Pozornie pytał jedynie o kwestie pracy, ale podświadomie pił przede wszystkim do tego, że jego pracownik miał względem Gabrielle wyraźną słabość, co Joelowi nie odpowiadało ani wtedy, kiedy życie toczyło się swoim spokojnym rytmem, ani nawet teraz, gdy wszystko wywróciło się do góry nogami, a ta relacja stała pod wielkim znakiem zapytania i zależna była tak naprawdę tylko i wyłącznie od Chartier i tego, jak zapatrywała się na utrzymywanie kontaktu z człowiekiem, który miał za uszami więcej, niż przez ostatnie miesiące mogła podejrzewać. Przeglądając w dalszym ciągu dokumenty, miał spory problem z rozeznaniem się wśród nich. Skupienie, okazało się być czymś, czego nie potrafił z siebie wykrzesać, dlatego też bezmyślnie przeglądał nagłówki dokumentów, podpisy, które były na nich złożone i odkładał je na bok nie zagłębiając się dokładnie w treść poszczególnych pism.
Nie wiem, a ty mnie? To działa w dwie strony, też się nie odzywałaś przez ostatnie dni — mruknął, decydując się na nią spojrzeć. On był w tym wszystkim powodem tego, że atmosfera stała się taka a nie inna, ale nie czuł się winnym milczenia, kiedy to samo dotykało jego ze strony blondynki od kilku dni — Powiedzmy, że nie chcę się narzucać. Rozumiem, że... Możesz teraz postrzegać mnie inaczej — dodał i zerknął na telefon, który rozdzwonił się w najlepsze — Muszę odebrać — rzucił i odebrał połączenie z Denver. Rozmowa trwała kilka minut. Menadżerka tamtejszego klubu, chciała go jedynie poinformować o tym, że lokal był już gotowy, a tego dnia miał zostać zwieziony ostatni sprzęt. To znaczyło tylko jedno. Musiał jechać do Denver. Nie miał na to najmniejszej ochoty w obecnej sytuacji, ale zgodził się i zakończył połączenie.
Zarezerwuj nam hotel w Denver. Od poniedziałku do środy. Jedziemy do Denver. Skończyli remont, uzbierali całkiem sporą ilość kwestionariuszy, więc czeka nas maraton z rozmowami kwalifikacyjnymi — poprosił, nie zamierzając pytać Gabrielle o to, czy zamierzała z nim jechać. Pracowała dla niego. Ich relacja poza kasynem nie zmieniała niczego, a w Denver była mu potrzebna do tego, by sprawnie przeprowadzić wszystkie rozmowy i wybrać odpowiednich ludzi na stanowiska, które wymagały obłożenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Grymas odmalowany na twarzy Gabrielle zdawał się być wystarczająco wymownym znakiem niezadowolenia, jakie odczuwała, kiedy Joel rozmawiał z nią w sposób tak formalny, niemal nienaturalny. Nawet ich pierwsze spotkanie i rozmowa kwalifikacyjna nie przebiegały w tak napiętej atmosferze, a przecież wtedy byli dla siebie tylko dwójką obcych osób. Teraz, po kilku miesiącach współpracy i spotkań, sądziła, że zasługiwała na coś więcej.
- Nie. Przyjdzie dziś później, bo musi coś załatwić na mieście - poinformowała Gallaghera, pochylając się nad swoim laptopem i rozłożonymi na biurku papierami. Zachowanie profesjonalizmu nie stanowiło dla niej problemu, choć niewątpliwie nie na to miała ochotę w tym konkretnym momencie swojego życia.
Wciąż nie rozsądziła, czy relacja z Joelem miała jeszcze jakąś przyszłość. Nie kryła przerażenia, jakie dopadło ją, kiedy wyznał grzechy swojej przeszłości i dał do zrozumienia, że jego historia wcale nie była krystaliczna. I o ile dodatkowe imprezy za zamkniętymi drzwiami kasyna była w stanie zaakceptować, o tyle przyczynienie się do śmierci drugiego człowieka - stróża prawa - wydawało się być czymś niemożliwym do przeskoczenia. Z tyłu głowy jednak wciąż pobrzmiewała myśl z serii tych, które dyktowane były pragnieniami serca. Nie chciała przerywać tego, co się między nimi działo.
- Myślałam, że... - podjęła, urywając, kiedy rozdzwonił się telefon. Było jej to na rękę. Nie powinna była wspominać o swoich oczekiwaniach, bo te zwyczajnie nie powinny mieć miejsca. W głębi serca liczyła jednak na to, że Joel mógłby się odezwać; zawalczyć nie tylko o kontakt, ale ich znajomość. To przecież on był powodem całego zamieszania. On i podejmowane przez niego decyzje. Dystans i odrobina swobody były wskazane, ale Gabrielle chyba naprawdę chciała otrzymać dowód na to, że mu... zależało.
Serce zabiło jej szybciej, gdy napomknął o kończącym się remoncie lokalu w Denver. Powrót do miasta, w którym spędziła lata wczesnej dorosłości, wydawał się być teraz dobrą okazją do sprzątnięcia bałaganu, jaki zapanował w życiu blondynki. Tylko czy naprawdę chciała tam wrócić na dobre?
- Oczywiście - mruknęła, niemal od razu zajmując się wyszukaniem najlepszej oferty. - Dwa pokoje od poniedziałku do środy. Hotel w centrum, niedaleko kasyna. Zaraz zajmę się biletami - zawyrokowała krótko, spojrzeniem wciąż sunąc po ekranie komputera.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niech się nie przyzwyczaja. Wracam do pracy i nie będę tolerował jego spraw na mieście w czasie, który powinien spędzić tutaj — skrzywił się. Johnny wybitnie go irytował. Denerwowało go również to, że Gabrielle najwyraźniej miała w sobie więcej wyrozumiałości, pozwalając na to, by chłopak spóźnił się do pracy. Kontynuowanie wywodów nie było mu jednak dane przez telefon, który musiał odebrać.
Z jednej strony cieszył się tym, że lokal był już wyremontowany i w niedługim czasie zyski z sieci kasyn miały wzrosnąć, ale z drugiej w obecnej sytuacji obawiał się tego, czy otwarcie tego kasyna nie wpłynie na decyzje Gabrielle dotyczącą ewentualnego powrotu do Denver. Nie chciał by tam wracała. Wolał by została tutaj. W Seattle. Blisko niego i z nim, nawet jeśli to co ich łączyło było nienazwane, a obecnie przyszłość tego była jedną wielką niewiadomą.
Mówiłaś coś, zanim odebrałem? — zerknął na Chartier z pytającym spojrzeniem. Nie był pewny, czy tylko mu się wydawało, czy nie, ale nie zamierzał jej odmawiać rozmowy. I nie miało znaczenia to, czy chodziłoby o sprawy zawodowe, osobiste czy jeszcze inne. Każdy temat byłby dobry do tego, by nie zapanowała między nimi niezręczna, przepełniona napiętą atmosferą cisza.
Dwa? — powtórzył odruchowo, bez większego przemyślenia — Tak, jasne. Po prostu... Nic, byle blisko kasyna, nie chce mi się tłuc po rozmowach przez połowę Denver — westchnął i zamilkł, dając blondynce czas na to, by zarezerwowała im pokoje w hotelu. Czy był rozczarowany? Tak. Po cichu liczył na to, że Gabrielle jednak go nie skreśliła, a to czego się dopuścił była skłonna traktować jako element jego przeszłości, który nie miał się już nigdy więcej powtórzyć. Z drugiej strony wiedział, że było to naiwne myślenie. Kilka dni milczenia, nie mogło sprawić, że wszystko między nimi wróciłoby do normalności. Do tego potrzeba było rozmowy. Rozmowy, nad którą myślał zapoznając się z treścią jednego z ważniejszych pism. Czytał je, ale niewiele do niego docierało, gdy myślami i wzrokiem nieustannie powracał do blondynki siedzącej po drugiej stronie gabinetu.
Gabrielle? — zagaił ją po kilku minutach, zakładając, że zdążyła zająć się wszystkim — Widzisz jakiekolwiek szanse na to, że jeszcze się dogadamy? — zapytał, odsuwając się z krzesłem od biurka i lekko obrócił się na nim w jej stronę. Chciał wiedzieć co czuła i myślała w odniesieniu do ich relacji. Tej dotychczasowej, ale również pod względem teraźniejszości i przyszłości. Wolał usłyszeć najbrutalniejszą prawdę, niż żyć w niewiedzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabrielle miała ewidentny problem z ukryciem rozbawienia, jakie dopadło ją, kiedy Joel tak gwałtownie zareagował na informację o późniejszym pojawieniu się w pracy jednego z młodszych podwładnych. Rudowłosy chłopak nigdy o nic nie prosił, a przez telefon brzmiał na naprawdę przejętego. Choć blondynka nie pochwalała załatwiania prywatnych spraw w czasie pracy, to jednak wciąż miała w sobie resztki wyrozumiałości i serca, które dotychczas nadzwyczaj często okazywała właśnie Joelowi.
Dziś, kiedy skrupulatnie ją ignorował i wyraźnie dał do zrozumienia, że powinni byli skupić się na zawodowym aspekcie swojej relacji, zamierzała się do tego dostosować.
- Nie. To nic ważnego - zapewniła krótko, w jakimś stopniu będąc świadomą możliwej odpowiedzi. Nie zamierzał się do niej odezwać, prosić o wybaczenie czy szansę. Był na to za dumny, a ich relacja zbyt świeża, by schował do kieszeni dotychczas wyznawane przez siebie wartości. Ona sama nie czuła się lepsza, ale z tyłu głowy wciąż pobrzmiewała myśl, że to Gallagher był winowajcą i prowokatorem całego zamieszania. To on - chociaż raz - powinien był wyjść przed szereg.
- Oczywiście - przytaknęła krótko, wzrokiem sunąc po ekranie laptopa. Kobiecej uwadze nie umknęło chwilowe zawahanie ze strony Joela, jednak celowo je zignorowała; nie chciała, by dostrzegł, że dwa pokoje robiły wrażenie również na niej. O niczym bowiem nie marzyła tak bardzo jak o tym, by wyrwać się z Seattle chociaż na dwa dni, które mogliby spędzić razem, w swobodny, przepełniony zabawą i przyjemnościami sposób. Była zmęczona ponurą aurą tego miasta, licznymi problemami i brakiem możliwości bycia sobą. Dusiła się, ilekroć tylko musiała udawać przed pracownikami kasyna, że ją i Gallaghera łączyły jedynie relacje zawodowe, charakterystyczne dla właściciela i menagera. Kilka tygodni temu wyjazd do Denver we dwoje byłby jak wcześniejszy prezent z okazji świąt lub urodzin. Dziś miał to być jedynie kolejny zawodowy obowiązek.
- Tak? - uniosła głowę, zatrzymując spojrzenie na wysokości męskiej twarzy. Była zaskoczona poruszonym przez niego tematem. - O ile wciąż będziesz mnie ignorował, to nie widzę żadnych - zawyrokowała krótko, sięgając po filiżankę, w której znajdowała się wciąż ciepła kawa. Zrobiwszy łyka, wróciła do swoich obowiązków.
- Nie pójdę na policję. Nie wydam cię i nie przyłożę ręki do upadku tego miejsca, ale... jaką mam pewność, że to była jednorazowa sytuacja? Głupi wybryk i decyzja podjęta pod wpływem chwili? - zagaiła, czując, jak szybko zaczęło pracować jej serce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W porządku — wzruszył nieznacznie ramionami. Jeśli uważała, że nie było to nic istotnego, to nie zamierzał jej ciągnąć za język, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że zakończenie tematu mogło się wiązać z nadejściem ciszy, która była nie do zniesienia. Ostatnim czego chciał, to tego, by łączyły ich tylko i wyłącznie zawodowe obowiązki i rozmowy o pracy. Nie zniósłby tego na dłuższą metę, a przez myśl przeszło mu, że gdyby tak właśnie miały wyglądać kolejne tygodnie i miesiące, wolałby ją odesłać do Denver. Nie potrzebowała kolejnych tygodni pracy pod jego okiem. Zdążyła już udowodnić, że radziła sobie doskonale. Lepiej, niż sądził, że mogła. Problem tkwił w tym, że wcale tego nie chciał. Dystans liczony w setkach mil byłby pomocny w przetrawieniu tego, że coś było i się skończyło, ale jego praca wiązała się z delegacjami. Każda taka delegacja i konieczność spotkania się z nią w Denver, przywoływałaby wspomnienia i wracałby do punktu wyjścia.
Nie ignoruję cię. Cholera, nie masz pojęcia, ile razy w ostatnich dniach chwytałem za telefon, żeby do ciebie zadzwonić lub napisać... — przyznał, choć nie robił tego chętnie. Przyznanie się do tego, wiązało się z okazaniem słabości, którą odczuwał względem Gabrielle i tego co ich łączyło, a on nienawidził się ze swoimi słabościami uzewnętrzniać. Teraz jednak czuł, że pewne nawyki należało schować do kieszeni, jeśli od tego zależało ich dalsze być albo nie być — Chciałem się odezwać, ale nie chciałem się narzucać. To co ci powiedziałem, nie jest czymś z czym można z dnia na dzień przejść do porządku dziennego. Liczyłem na to, że odezwiesz się pierwsza i dasz mi do zrozumienia, że... Nie wiem jak to określić, ale że jesteś w stanie zaakceptować to co zrobiłem i dać mi... nam... szansę? — dodał, ignorując to, że Chartier próbowała się skupić na swoich obowiązkach. W jego odczuciu, te mogły poczekać. Rozmowa i wyjaśnienie sobie pewnych spraw przed wyjazdem, było dla niego priorytetem.
Znamy się od kilku miesięcy. Wydaje mi się, że jest to czas wystarczająco długi, żebyś wyrobiła sobie na mój temat opinię. Skrzywdziłem kogoś na przestrzeni tego czasu? Zrobiłem komuś krzywdę? Nie. Kiedyś popełniłem błąd, którego będę żałował do końca życia. Straciłem przyjaciela na rzecz kobiety, z którą nie potrafiłem stworzyć normalnego związku. To mnie wiele nauczyło... — wyznał wstając i podchodząc do jej biurka, na krawędzi którego usiadł, wpatrując się w twarz blondynki — Ty mnie wiele nauczyłaś — dodał, sięgając do jej policzka. Pogładził go z czułością, niespiesznie wodząc po miękkiej skórze opuszkami palców. Tęsknił za nią. Cholernie za nią tęsknił i doceniał to, że teraz mógł jej dotknąć, nawet jeśli miał to być chwilowy przywilej, którego lada moment mogłaby mu odmówić — Nie chcę, żebyś się mnie bała — mruknął. Nie chodziło tylko o strach przed nim, ale również o strach przed tym, jak daleko był w stanie się posunąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale tego nie zrobiłeś - uniosła się. Prawdopodobnie zupełnie niepotrzebnie, ale czy naprawdę byłby skłonny obarczyć ją winą za milczenie w momencie, w którym dowiedziała się o nim tak wielu istotnych dla całej ich relacji rzeczy? Była skonsternowana, przestraszona, ale jednocześnie zamroczona uczuciami, do których nie chciała się przyznać - ani przed nim, ani nawet przed samą sobą.
Joel Gallagher kojarzył się z jej trudnościami, na które wcale nie była gotowa. Lubiła swoje wygodne, bezproblemowe życie, w którym główne skrzypce grały praca i zabawa. Zawodowa codzienność niosła satysfakcję i finansowe wsparcie, dzięki któremu Gabrielle mogła żyć na odpowiednim poziomie. Przelotne romanse i niezobowiązujące znajomości wystarczały zaś na zaspokojenie podstawowych, czasami niezwykle prymitywnych potrzeb. Dotychczas nie brała pod uwagę uczuć, zaangażowania i troski o drugą osobę, a przełożony budził w niej wszystkie te emocje i dużo, dużo więcej.
- Ja liczyłam, że... że o mnie zawalczysz. Chyba obydwoje rozminęliśmy się w oczekiwaniach? - zasugerowała, unosząc brew. Nie myślała o tym w ten sposób. Nie postawiła na nich ogromnego krzyżyka. Przeciwnie - wciąż miała nadzieję, jednak nie chciała po raz kolejny wyjść na wyobrażającą sobie za dużo idiotkę. Czuła, że i bez tego miał o niej podobne zdanie, a to dawało mu niezasłużoną przewagę w relacji, w której Gabrielle pragnęła... równości. Chciała, by Joel traktował ją tak, jak sam tego oczekiwał; by patrzył na nią jak na partnerkę, nie jak na skłonną spełnić jego zachcianki kochankę.
- Joel... - podjęła, unosząc głowę. Wszystkie mięśnie napięły się niekontrolowanie, gdy dzielący ich dystans tak drastycznie zmalał. Nie była tym zachwycona. Wiedziała, że bliskość Joela działała na nią oszałamiająco; że nie była w stanie myśleć logicznie i znów traciła kontrolę nad sytuacją. Nie pomyliła się.
Wystarczyła krótka chwila, w której jej drobna twarz znalazła się w subtelnym uścisku jego dłoni, by wszystkie uczucia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą; by przypomniała sobie, jak błogo jej było, kiedy Joel znajdował się blisko.
- Nie boję się. Nie Ciebie - zapewniła, przymykając powieki. Rozpraszający dotyk kochanka sprawiał, że zapragnęła znaleźć się w domu; za zamkniętymi drzwiami mieszkania, gdzie nie istniało ryzyko bycia podsłuchiwanym i gdzie mogliby nadrobić stracony czas przy rozmowie, winie i fizycznej bliskości, której brak niemal wypalał blondynkę od środka. - Boję się, że potraktujesz mnie jak ją; że będziesz chciał mieć władzę, na którą ja Ci nie pozwolę; że zrobisz coś głupiego pod wpływem emocji i że będziesz więził mnie w złotej klatce, żeby osiągnąć tylko sobie znane cele. Nie chcę takiego życia. Od samego początku potrzebuję jedynie tego, żebyś patrzył na mnie jak na kogoś równego sobie, nie gorszego, kto wymaga nieustannego prowadzenia za rękę - wyjaśniła krótko, nie odsuwając się od mężczyzny.
Wpatrywała się w jego oczy, szukając nie tylko zrozumienia, ale całej gamy uczuć, którymi ona już zdążyła go obdarzyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinął głową. Nie mógł zrobić nic więcej jak przytaknąć. Nie zrobił tego, na co miał ochotę, ale czy były to rozmowy na telefon, bądź wymianę wiadomości? Nie. Gdyby jednak nie chciał z nią porozmawiać, tego dnia nie pojawiłby się w pracy. Co ważne, nie dopuściłby do tego, by na siebie wpadli. Zwolniłby ją, zamknął ten rozdział i żyłby dalej w swoim popapranym świecie, który sypał się jak domek z kart.
Chcę o ciebie walczyć, ale nie w taki sposób. Nie kiedy wiele spraw jest między nami niewyjaśnionych i nie wiemy, czego ostatecznie możemy się spodziewać — odparł. Mógł o nią walczyć i chciał to robić. Mogła zgrywać niedostępną, zmuszać go do tego by się wykazywał i udowadniał na każdym kroku, że w jakimś sporym stopniu mu zależało. Nie chciał jeszcze jednoznacznie nazywać tego co czuł, ilekroć o niej pomyślał lub miał ją obok, ale jedno wiedział na pewno. Nie było to zwykłe, ludzkie pożądanie. Chodziło o coś więcej. Sęk tkwił w tym, że w jego odczuciu walka miała przebiegać w atmosferze dużo lepszej niż ta, która panowała obecnie, gdzie wydawało mu się, że oboje zadawali sobie to samo pytanie dotyczące tego, co czuła druga strona i jak postrzegała to, co się między nimi działo.
Nigdy bym cię nie skrzywdził. W żaden sposób — zapewnił wpatrując się w nią z nadzieją. Tę nadzieję wzbudziły w nim jej słowa. To, że się nie bała pozwalało wierzyć w to, że wszystko można jeszcze było naprawić. Małymi krokami, ale jednak. Chciał tego. Pragnął całym sobą doczekania chwili, w której odkryliby, że te ciche dni i tamta rozmowa odeszły w zapomnienie na rzecz spędzanego razem czasu i to nie tylko za drzwiami mieszkania, ale w końcu również w miejscach publicznych. Bez poczucia, że musieli się ukrywać, bez świadomości, że ich romans mógł zostać odkryty i dotrzeć do niepowoływanych uszu.
Jezu Gabrielle, myślisz, że mógłbym to zrobić? Że... Chciałbym traktować cię tak jak Charlotte? — jęknął żałośnie. Jasne, miała prawo wierzyć w to, że byłaby jego kolejną ofiarą i byłoby to jak najbardziej usprawiedliwione zważywszy na to, że nie miał skrupułów. Wydawało mu się jednak, że przez ostatnie tygodnie jasno i dosadnie pokazywał Chartier, że zamierzał ją traktować dobrze. Miała w sobie coś, co sprawiało, że nawet nie musiał się wysilać bo przychodziło mu to naturalnie. I prawdopodobnie chodziło o to, że była naprawdę jego lustrzanym odbiciem. Wiedziała czego chciała, potrafiła za wszelką cenę brnąć do celu i osiągać sukcesy. Dla niego oczywistym było, że takiej kobiety nie da się sprowadzić do parteru. Ba. On był pewny, że gdyby tylko spróbował, sam zaliczyłby bolesny upadek — Właśnie tego mnie nauczyłaś. Że nie trzeba traktować nikogo z góry i z władzą. Że traktowanie kobiety jak równej sobie, jest dużo lepsze — dodał. Doceniał to, że blondynka stała się częścią jego życia. Otwierała mu oczy na wiele spraw. Sprawiała, że chciał być lepszy. Nie dla byłej partnerki, nie dla przypadkowej kochanki poznanej w barze, którą mógłby sobie teraz znaleźć. On chciał się stawać lepszy dla Gabrielle, bo zasługiwała na to jak mało kto. Rozumiała go takim jakim był. Akceptowała. Nie mógł jej tak po prostu zgnoić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~004~~ Outfit Z całą pewnością zabrzmi to co najmniej nieprawdopodobnie, biorąc pod uwagę zacięcie, nieustępliwość, ogromne parcie i zaangażowanie Panny Accardi w jej własną, prężnie rozwijającą się karierę, ale cóż począć? Nawet najbardziej zagorzałe pracoholiczki, potrzebowały czasami choćby chwili wytchnienia, czyż nie? Gdy Giselle w końcu zrozumiała, że nie może już tak dłużej funkcjonować, będąc nieustannie w razjazdach, pomiędzy największymi miastami swojego rodzimego kraju, a Seattle, które obrała za swoją bezpieczną przystań, zdecydowała że musi, a przede wszystkim, chce odpocząć. Nie myśląc wiele nad ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, pewnego dnia, spakowała swoje walizki i wyjechała na zasłużony urlop.
Kobieta mogła wybrać każde miejsce na świecie, ale ostatecznie jej wybór padł na Kolumbię, a konkretniej rzecz ujmując, Medellín - jedno z większych miast danego kraju. Dlaczego modelka wybrała się akurat tam? Po pierwsze dlatego, że nigdy wcześniej nie miała możliwości, aby odwiedzić to miejsce, a po drugie i zarazem najważniejsze, zmuszona była obrać taki kierunek, gdzie faktycznie dane jej będzie zaznać choć odrobiny tak pożądanego przez nią, błogiego spokoju.
To własnie tam szatynka poznała Santosa. Ramiro niemalże od razu przykuł jej uwagę, ponieważ posiadał w sobie wszystkie te cechy, których Giselle szukała zazwyczaj w mężczyznach, którzy mogliby zagościć w jej życiu na dłużej, gdyby oczywiście miała na nich czas. Niestety w jej przypadku, sława nie szła w parze z prywatnością, więc na taki luksus Włoszka, musiała jeszcze poczekać.
Pomimo swojego krótkiego pobytu w Kolumbii, Gii nawiązała całkiem interesującą znajomość ze wcześniej wspomnianym mężczyzną. Podczas ich ostatniego spotkania, to właśnie od niego, dowiedziała się, że wkrótce przeniesie się do Seattle. Nic więc dziwnego w tym, że gdy rzeczywiście tak się stało, ich drogi ponowinie się ze sobą skrzyżowały. Jednak tym razem w zupełnie innych okolicznościach.
Kasyno Golden Bay nie należało do miejsc, które Włoszka zwykła odwiedzać. Jeśli kobieta miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, iż raczej unikała tego typu rozrywek. Jakby na to nie patrzeć, w swoim życiu, posiadała już wystarczająco dużo uzależnień, aby móc pozwolić sobie na kolejne. Nie mogła jednak odmówić samej sobie tego jednego spotkania...
Dlatego też korzystając z wolnej chwili, pewnego wieczoru, uraczyła właściciela swoją obecnością. Z gracją przechadzała się po kasynie, jednocześnie racząc się smakiem uwielbianego przez siebie trunku. Z uwagą obserwowała zamożnych, pochłoniętych zabawą graczy, którzy bez opamiętania, obstawiali ogromne sumy pieniędzy, skutecznie zmniejszając przy tym zawartość swoich portfeli. Kiedy w końcu udało jej się znaleźć pusty stolik, zajęła przy nim miejsce. Na całe szczęście, wcale nie musiała długo czekać na swoje dzisiejsze towarzystwo...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miejsca takie jak to miały swoje historie, ukryte za śmiesznie drogimi posadzkami i meblami, których dotykały tysiące ludzi, pozostawiając na nich swój ślad. Ramiro przejął to wszystko właściwie za jednym zamachem, rzucając pieniądze na stół w kwocie tylko odrobinę wyższej, niż cały ten przybytek faktycznie był warty. Ot, żeby było szybciej, bo tak naprawdę czas był jedynym, czego los zdecydował się mu poskąpić. Wszedł buciorami w życie Seattle, nanosząc na nie odrobinę kolumbijskiego gówna - Bóg jeden raczył wiedzieć, jak to się skończy, zważywszy na to, że gdzieś tam wśród tych tłocznych ulic czekało na niego przeznaczenie.
Od kiedy zrobiłeś się taki sentymentalny?
Accardi była jedną z tych kobiet, których zwykle wokół mężczyzn jemu podobnych nie brakowało. Kolumbijskie słońce tańczyło jej we włosach jak aureola, a łuk najpewniej absurdalnie kosztownej szminki zwieńczał szklanki, w których kołysało się kolejne tego wieczoru tequila sunrise. Gdyby był głupszy, pewnie straciłby głowę. Bywały kobiety ładne, piękne, czy zjawiskowe; tak naprawdę jednak na uwagę zasługiwały jedynie te, które z jakiegoś powodu zapisały się w pamięci, a Giselle mimo wszystko właśnie taka była.
Może trochę mu kogoś przypominała. A może ponad jej nieskazitelny wygląd przebijał się nie tak nieskazitelny charakter, który przełamywał banalność kolejnej karierowiczki w świecie mody, który szczerze powiedziawszy, był Ramiro zupełnie obcy i nie zaprzątał jego głowy. I niech najlepszym dowodem na to, że Giselle zapisała mu się w taki czy inny, dość niezobowiązujący sposób w pamięci było to, że gdy tylko został poinformowany o jej obecności w kasynie, ruszył jej na spotkanie.
Przebijał się przez tłumy trwoniące majątki życia gładko, po drodze witając się i zamieniając parę uprzejmości z tymi, których dobytki zdołał już skojarzyć. Czasem zdarzały mu się błędy w osądzie, zwłaszcza gdy postępował pod wpływem emocji, ale lata praktyki nauczyły go mniej więcej, które znajomości mogą okazać się intratne. Można byłoby nazwać go chciwym; nic jednak dziwnego w tym, że apetyt rósł w miarę jedzenia, a poza tym musiał ugruntować swoją pozycję na przyszłość, miejmy nadzieję, że bez Alejandro.
Zakładając, że jej dożyje.
Machnął w stronę jednego z ochroniarzy, wskazując mu głośną dyskusję przy stoliku gdzieś po prawej; rzucając okiem mimochodem po ogromie głównej sali, chciał wyłapać wszelkie nieprawidłowości, zanim jego uwaga skupi się na Accardi. Golden Bay przywitał go obowiązkami, do których nie przywykł, ale w których odnalazł się zaskakująco dobrze.
Na razie.
Najpewniej dopóty dopóki jego natura nie dojdzie do głosu i ktoś nie postanowi zajść mu za skórę.
Dress code kasyna był dosyć ściśle wieczorowy, nie powinno zatem dziwić jego eleganckie, choć nonszalanckie wydanie. Przyszedł jedynie odrobinę spóźniony, jak na południowca przystało, ale nie na tyle, żeby jego gość zdążył się zniecierpliwić. Kilka miesięcy które upłynęło od ich ostatniego spotkania w żaden sposób nie odcisnęło swojego piętna na Giselle. Najwyraźniej stres zawodowy był jej pojęciem zupełnie obcym.
Zbliżył się do stolika, przynosząc ze sobą dyskretny zapach wody kolońskiej zmieszanej z tytoniem i nachylił, żeby przywitać Accardi niezobowiązującym i niebezpośrednim pocałunkiem w policzek. O ile zdążyła go chociaż trochę poznać wiedziała, że zazwyczaj miał przestrzeń osobistą za nic, nawet jeśli nie kryły się za tym żadne zamiary ponad uprzejmość i swobodę.
Mam nadzieję, że się zanadto nie zniecierpliwiłaś — rzucił, błyskając zębami w uśmiechu. Zajął miejsce naprzeciwko kobiety i wbił w nią spojrzenie ciemnych oczu. — Dobrze wyglądasz — dodał, przeciągając kontakt wzrokowy o kilka ułamków sekundy zbyt długo, by nazwać to przypadkiem, zanim jego źrenice powędrowały do karty drinków leżącej na stole. — Zamówiłaś już coś, czy czekasz na kogoś z dobrym gustem, kto poleci ci drinka który trafi w twoje upodobania? — W pytaniu wybrzmiało rozbawienie, a w każdej sylabie - kolumbijski akcent. Pamiątka z rodzinnych stron, której nie zamierzał się wyzbywać.
<link href='http://fonts.googleapis.com/css?family=Sail' rel='stylesheet' type='text/css'>
<div style="text-transform: uppercase;font-family: Cambria; font-weight: 300; font-size: 8px; letter-spacing: 2px; text-align:justify;line-height: 8px;">Flesh and bone
This part of me
The seeds I've sewn</div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czego Panna Accardi oczekiwała po dzisiejszym wieczorze? Choć z całą pewnością, zabrzmi to co najmniej nieprawdopodobnie, nie posiadała żadnych wygórowanych wymagań. Ostatni tydzień, dał się Włoszce we znaki. Sesje zdjęciowe, przymiarki strojów, przygotowania do pokazu, który zbliżał się wielkimi krokami... Wszystko to w połączeniu ze sobą, tworzyło mieszankę wręcz wybuchową i okazało się niezwykle męczące.
Tak, to prawda - Giselle kochała swoją pracę. Od zawsze marzyła o wybiegu, ale każda droga do sławy, miała swoją cenę. Jaką więc musiała zapłacić ona, aby znaleźć się na przysłowiowym szczycie? Kobieta całkowicie poświęciła swoje życie prywatne. Dla pieniędzy, których pragnęła, świadomie zrezygnowała z posiadania rodziny. Stałe związki, czy choćby takie, które trwały dłużej, niż kilka tygodni, były jej zupełnie obce. Owszem, na krótkie niezobowiązujące romanse często sobie pozwalała, lecz gdy na horyzoncie, pojawiały się komplikacje jakiejkolwiek maści, Gii natychmiast kończyła daną relację i znikała jeszcze szybciej, niż się pojawiała, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia.
Znajomość z Santosem, Accardi traktowała jednak zupełnie inaczej. Nie patrzyła na nią przez pryzmat jakichkolwiek korzyści majątkowych, czy nawet możliwego romansu, który mógłby nieco urozmaicić jej codzienną egzystencję. Był świetnym facetem. Przy nim Włoszka, mogła być sobą. Nie musiała udawać kogoś, kim absolutnie nie była, tylko i wyłącznie po to, aby mu się przypodobać. Do tego, mężczyzna przy każdym spotkaniu, dostarczał jej rozgrywki, o jakiej nawet nie śniła. Czy mogła chcieć czegoś więcej?
Wkrótce gdzieś za plecami brunetki, rozległ się hałas, który skutecznie wyrwał ją ze stanu zamyślenia, w jakim tkwiła od kilku chwil. Odwróciła się więc, żeby zlokalizować jego źródło. Wtedy dostrzegła przy jednym z oddalonych stolików, kłócących się mężczyzn. Przez kilka, może kilkanaście sekund, dyskretnie im się przyglądała, przestała jednak, gdy na swoim policzku, poczuła przyjemny dotyk czyiś ust.
- Ramiro...- Mruknęła, tym swoim charakterystycznie niskim głosem, uśmiechając się kącikiem ust. - Ależ skąd, na Ciebie warto poczekać. - Odparła zgodnie z prawdą. - Ja zawsze dobrze wyglądam, mój drogi. Ale Ty...- Przerwała wpół zdania, przyglądając się postawnemu mężczyźnie z wyraźną aprobatą. ...w takim wydaniu, prezentujesz się naprawdę znakomicie. - Dodała, bawiąc się pustym już kieliszkiem. - W prawdziwe, mam już za sobą jedną margaritę, lecz chętnie dowiem się, co mógłbyś mi zaproponować. Kto wie, może uda Ci się mnie zaskoczyć...- Stwierdziła, rzucając mu przy tym maleńkie wyzwanie. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. W jej akcencie również przebijały się włoskie korzenie, ale nie przeszkadzało jej to praktycznie wcale. Co więcej, lubiła swój nietypowy akcent i wcale nie zamierzała czegokolwiek w związku z tym zmieniać.
- Zazwyczaj nie odwiedzam tego typu miejsc, ale to kasyno...dobrze się tutaj czuję. - Ku jej własnemu zaskoczeniu, tak właśnie było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine i Sean przenoszą się z [Belltown] Bathtub Gin & Co.

ObrazekSean nie uprawiał hazardu.
ObrazekZnaczy - nie po to, żeby wygrać, nawet nie po to, żeby grać. Jeśli zdarzyło mu się odwiedzić kasyno to, podobnie jak teraz, w celach rozrywkowo-towarzyskich, bardziej dla niecodziennej zabawy niż z głębszej, niepohamowanej potrzeby. Traktował to jako nieco bardziej emocjonujące wyjście ze znajomymi do knajpy na planszówki.
ObrazekByć może droga z ciasnego pubu z wanną na środku do stylowego, jasno oświetlonego kasyna była krótka, ale przepaść dzieląca te dwa miejsca była olbrzymia, ale Anderson musiał przyznać, że jego - nieznana mu z imienia - towarzyszka, ubrana w elegancką suknię pasowała i do tego miejsca, i do jego gości.
Obrazek-Wcześniej pytałaś skąd imię szczeniaka - powiedział, gdy znaleźli się w środku. - Rancor to od - odchrząknął nieco zakłopotany - bestii z pałacu Jabby. Wiesz, "Gwiezdne Wojny".
ObrazekRancory w uniwersum stworzonym przez Georga Lucasa były niebezpiecznymi drapieżnikami z Dathomiry. Pięciometrowe, dzikie i agresywne, z opancerzoną skórą zdolną wytrzymać ostrzał z broni blasterowej były niemal w każdym calu przeciwieństwem zaadoptowanego szczeniaka: ufnego, bezbronnego i mieszczącego się na podołku. "Niemal", ponieważ niewielu, poza nieco szurniętymi fanami sagi, wiedziało iż udomowione rancory potrafiły głęboko kochać swoich właścicieli.
Obrazek-Jakieś szczególne preferencje dotyczące tego, w co wygramy nasz milion? - zapytał z szarmanckim uśmiechem podając jej łokieć z zamiarem poprowadzenia do baru.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”