WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba nikt nie miał wątpliwości, że to małżeństwo było… błędem. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Błędem była też przeprowadzka i wszystko, co się później z nimi stało. Wydawać się mogło, że w Seattle osiągnęli jakiś taki bardziej stabilny status związku i jak gdyby nigdy nic postanowili to roztrzaskać w drobny mak. Od podpisania papierów w urzędzie się zaczęło i dalej było tylko gorzej. Tak bardzo gorzej, że skończyło się na papierach rozwodowych i jej wyjazdem.
Wyjechała jako lekarz, nie jako żołnierz i ani trochę nie przypominało to czasu spędzonego w Afganistanie. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że w obozie dla uchodźców nie było pracy… było jej mnóstwo i chyba właśnie tego potrzebowała. Cały czas miała ręce pełne roboty, cały czas się coś działo, cały czas ktoś potrzebował pomocy i nie miała czasu myśleć o sobie. Ani o swoim małżeństwie. Małżeństwie, które… no cóż, uważała za skończone. Nawet jeśli Jacob nie chciał podpisać papierów rozwodowych, ona nie zamierzała go o to prosić. Skończyła z nim.
Raz na zawsze z nim skończyła.
Od razu mówiła mu, że nie planuje powrotu do Cairns. Australia to nie był jej pomysł, to nie było jej miejsce… wiedziała więc, że po zakończeniu półrocznego kontraktu wróci do domu, a jej domem było Seattle.
Nie wiedziała tylko, że Jake zrobi dokładnie to samo.
Nie planowała szybkiego ponownego spotkania. Właściwie w ogóle nie planowała spotkania. Przemierzając szpitalny korytarz czuła jednak na sobie zaskakująco dużo ciekawskich spojrzeń, dochodziły do niej szepty i tak… wiedziała, że coś się zbliża.
- Doktor Hirsch – stanęła twarzą w twarz z Jacobem i poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła, ale za nic nie chciała dać tego po sobie poznać. Jej twarz pozostawała niewzruszona. Zmierzyła go spojrzeniem i na końcu języka miała, że wygląda… gorzej, ale nie mogła tego zrobić. To już nie była jej sprawa – Wbrew pozorom jest tam bezpieczniej niż w pobliskich delikatesach. – przyznała swobodnie nawiązując do przeszłości, do momentu, który sporo im uświadomił… nawet jeśli zrobili to wszystko cholernie źle.
- Wybacz, mam operację – bo tak… J. Hirsch to była Josephine. Posy, która zdecydowanie powinna wrócić do swojego nazwiska, ale zwyczajnie nie miała na to czasu. Miała dużo lepsze rzeczy do roboty niż bieganie po urzędach. Wyminęła męża i ruszyła w kierunku bloku operacyjnego, by móc się przygotować do zabiegu, który zupełnie nieświadomie zamierzał jej zabrać. Nie przypuszczała jednak, że ruszy za nią, więc gdy zaczęła się szykować, a on tam ciągle był… szlag ją trafiał – Przypominam, że nie potrzebuję nadzoru. Nie jestem już rezydentką, nie musisz mi patrzeć na ręce. – ani żadną inną część ciała. Jednocześnie wiązała czepek i nawet na niego nie spojrzała. Wolała obserwować jak przygotowują pacjenta na stole niż spojrzeć w oczy człowiekowi, którego kochała jak wariatka.
Którego prawdopodobnie nadal kochała…
I tak samo mocno nienawidziła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafi z nią rozmawiać. Może to jeszcze nie jest właściwy czas, a może nigdy go już nie będzie. Nie miał pojęcia też, jak należało się zachować. Kiedy na nią patrzył, w głowie wciąż odtwarzał ostatnią ich wspólną interakcję. Pożegnanie, podczas którego padło wiele bardzo przykrych słów. Z obu stron. Istniało ryzyko, że nie da się już tego wszystkiego wymazać. Nie spodziewał się natomiast, że spotka ją akurat tutaj. Że będzie chciała wrócić do tego konkretnego szpitala w Seattle. Nie mógł mieć jednak pretensji, w końcu on zrobił dokładnie to samo.
Idzie więc za nią na blok operacyjny, bez większego planu. Na pewno nie zamierza szarpać się z nią o zabieg. Będzie ich więcej, nie potrzebuje sceny. Nie może jej jednak odpuścić bez słowa. Staje więc w bezpiecznej odległości, kiedy Josephine się przygotowuje i początkowo w ogóle nie zabiera głosu.
— Podlegasz w strukturze pod SOR czy chirurgię? — pyta w końcu, kompletnie ignorując to, co do niego mówiła. Nie reaguje na te drobne, nieistotne zaczepki. Chce wiedzieć, dlaczego nikt nie poinformował go o planie zatrudnienia jego żony. Doszli do wniosku, że nie może mieć nic przeciwko?
— Pytam dlatego, że nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli razem pracować — dodaje całkowicie szczerze i na razie, o dziwo, z pewnym spokojem, kiedy przygląda się jej plecom. To, że Posy nie chce na niego spojrzeć, paradoksalnie daje mu więcej komfortu. Skrzyżowanie ich źrenic na szpitalnym korytarzu chwilę wcześniej kosztowało go zbyt wiele. Zupełnie nie jest na to gotowy.
Wciąż czeka na jej odpowiedź, kiedy brunetka z uporem maniaka myje dłonie i zagłusza go silnym strumieniem wody z kranu. Dodaje więc jeszcze jedno pytanie. Trudno, będzie musiała odpowiedzieć mu na nie hurtowo.
— Kiedy wróciłaś, Josie? — to nie jest pytanie pełne troski. Więcej w tym raczej wyrzutu. Może nie spodziewał się, że poinformuje go swoich planach życiowo-zawodowych, ale z jakiegoś powodu fakt, że nie dała mu znać, że jest już bezpieczna, bardzo mu uwiera. Dlatego nie ruszy się stąd, dopóki Alderidge- H i r s c h nie zacznie odpowiadać. I lepiej, żeby zrobiła to tutaj, żeby nie musiał powtarzać pytań przez głośnik na sali operacyjnej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie potrafili ze sobą rozmawiać, to nie była żadna nowość. Nie miał na to wpływu czas, ani to, że ostatnia ich rozmową była awantura, w której mówiła, że chce rozwodu i rzucała w niego obrączką. Wcześniej też nie rozmawiali… nigdy. I może to był problem, że ich związek nie polegał na rozmowach i wspólnych rozwiązywaniu problemów, które niewątpliwie każde z nich miało. Zamiatali je pod dywan, pieprzyli się albo na siebie krzyczeli. I później znowu pieprzyli.
Teraz też nie chciała z nim rozmawiać dlatego uparcie go ignorowała. Przygotowywała się do zabiegu i przebierała nogami, żeby wejść już na salę operacyjną. Chciała przed nim uciec, po prostu… założyła rękawiczki i zrobiła krok w stronę drzwi, odwróciła się jednak w stronę Jacoba – Wczoraj, tydzień temu, a może miesiąc… czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Tak jak nie potrzebuję kontroli na sali operacyjnej, tak nie muszę ci się tłumaczyć. Chciałam rozwodu, Hirsch… to że nie chciałeś mi go dać, nie znaczy, że masz prawo o czymkolwiek jeszcze decydować. – poza tym, czy się rozwiodą, czy nie. Na jej zatrudnienie też nie miał najmniejszego wpływu… miała perfekcyjne CV i była dobra w tym, co robiła. Jej nazwisko i prawie były mąż nie miały w tym wszystkim znaczenia.
Chcąc nie chcąc ich spojrzenia. Pokręciła lekko głową, bo naprawdę… dlaczego nie chciał tego zakończyć w cywilizowany sposób.
- Nie wyobrażasz sobie razem pracować, a co jeśli będziesz musiał? – o dziwo na jej twarzy pojawił się uśmiech, który jednak nie wróżył nic dobrego. Była złośliwa! Ale wiedziała, że jego głos w tym szpitalu nie był już tak donośny… problemy z Rebeccą, zniknięcie, powrót, kolejne problemy z Rebeccą, problemy z Josie, wyjazd, powrót… i jak widać znowu problemy z Josie. Jego reputacja musiała zostać porządnie nadszarpnięta, nic więc dziwnego, że nikt nie pytał go o zdanie – Znowu masz najlepsze chirurga w tym szpitalu na pokładzie, Hirsch! – rzuciła na odchodne, podśmiechując się pod nosem i wchodząc na salę operacyjną. Przywitała się z zespołem i jak gdyby nigdy nic – zabrała się do pracy. Jakby wcale nie wyprowadził jej z równowagi.
Pieprz się Hirsch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chce dać jej się sprowokować. Nie może sobie po raz kolejny pozwolić na pranie własnych brudów przed całym szpitalem. Hirsch nabiera powietrza w płuca, ale… powstrzymuje się. Unosi ręce w obronnym geście, ale też powstrzymuje je w połowie drogi. Przekrzywia jednak głowę, kiedy Josie obarcza go całym tym wylewem złośliwości i po prostu wychodzi z bloku operacyjnego. Jest tak zły, że nie próbuje jednak tego dłużej ukrywać.
Mogli się rozstać, nawet w gniewie i złości. Ale nie musiała być tą ostatnią pizdą, która nie informuje bądź co bądź męża o tym, że wróciła z misji cała i zdrowa. Nie zdradził jej. Nie był skończonym chujem (poza klasycznym setem cech własnej osobowości, z których na pewno musiała zdawać sobie sprawę już wcześniej). Nie podejmował tych wszystkich kiepskich decyzji po to, żeby ją skrzywdzić. W jego mniemaniu więc nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Zapracował na jej złość, ale nie mogła jeszcze wiedzieć, że postanowił podejść do trudnego tematu w bardziej wyrafinowany sposób, niż zwyczajowe darcie mordy.
Zatrudnili ją w szpitalu bez słowa. Może dlatego, że chwilowo i tak nie miałby za wiele do powiedzenia, ale też… Nikt nie wiedział, że ze sobą skończyli. I Jacob zamierzał utrzymywać ich w tym przekonaniu.
Ochłonął, wrócił przed tablicę z rozpisanymi zabiegami, naprawił to, co w emocjach niesłusznie wcześniej pozmieniał, ale dopisał się też do niektórych operacji prowadzonych przez Posy, jako że było to również to, o co prosił i czego potrzebował do zakończenia badań.
Panią Hirsch spotkał dopiero kilka godzin później w pokoju lekarskim. Wyraźnie na nią czekał – z przygotowaną kawą z pobliskiej kawiarni. Pompka waniliowego syropu, zanim tragicznej czarnej lury z resztką mleka. Przekazał jej papierowy kubek z lekkim uśmiechem i z niemą satysfakcją przyglądał się jej pełnej konsternacji twarzy, która mówiła nic więcej tylko „Co jest, do cholery?”. Korzystając z tego, że są między ludźmi, Hirsch uśmiecha się lekko i sięga dłonią jej ramienia. To jedyny dotyk pomiędzy tą dwójką od ponad sześciu miesięcy. Nawet po wybraniu tak pokrętnego planu na wspólną koegzystencję w Seattle, nie przyszłoby mu do głowy dotykać jej inaczej. Nawet jeśli tęsknił. Nie rzucił się w wir romansów.
— Dla najlepszego chirurga w szpitalu należy się wszystko, co najlepsze — mówi w końcu. Dość cicho, ale doskonale wie, że rezydentki przy stoliku po drugiej stronie pokoju lekarskiego mają tak wytężony słuch, że i tak usłyszą wszystko. Cały Swedish pamiętał w końcu wydarzenia sprzed roku. I wszystkie przedstawienia, które im zafundowali. Oczekiwali więc szczęśliwego małżeństwa i wielkiej miłości. Bogiem a prawdą, bardzo długo oczekiwał tego też sam Jacob. Może dlatego teraz, sięga jednak palcami jej policzka. Nie tyle w formie kontynuacji swojego małego przedstawienia, ile z nostalgią? Muska wierzchem dłoni jej skórę i szybko zamierza rękę. Nie chce w końcu, żeby wylała mu tę kawę na fartuch.
— Zatrzymałaś się u matki? — pyta. Wie, że nie wróciła do domu. On zresztą też nie. Tylko że Hirsch był właścicielem swojego poprzedniego mieszkania. Nie wie jednak, czy Josie nie zrezygnowała ze swojego. Może sprzedała je, albo wynajęła, żeby tylko nie być blisko niego? Był ciekawy, gdzie jej szukać. I dość złośliwy, wspominając o matce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobno od nienawiści do miłości droga jest krótka. W tym przypadku chyba zaszła odwrotna. Od miłości do nienawiści i Josephine naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że tak szybko ją pokonali. Odetchnęła z ulgą, że nie poszedł za nią i nie musieli kontynuować tej rozmowy w trakcie operacji, ale i tak przez chwilę, przez dobry moment była jeszcze roztrzęsiona. Nie mogła tego dać po sobie poznać. Przede wszystkim przed Hirschem – dlatego w zderzeniu z (prawie) byłym mężem zamierzała być… sobą. Pyskatą wersją siebie. Kiedy jednak zniknął z pola widzenia, a ona została sama na sali operacyjnej miała wrażenie, że wszystkie oczy zwrócone są na nią. Nie rób przedstawienia, Posy. Młodziutka rezydentka zapytała ją, czy wszystko w porządku… nie było jej tam rok temu, niewiele wiedziała i jak widać – była całkiem niezłym obserwatorem. Uśmiechnęła się do niej i skinęła – Oczywiście, bierzmy się do pracy.
Praca była jej lekarstwem na całe zło. Może to niekoniecznie dobra ucieczka, ale dużo lepsza niż imprezowanie i prochy, chociaż... skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie wróciła do starych nawyków. No cholera, wróciła. Niestety ale wróciła. Miała tylko nadzieję, że Jacob Hirsch znowu do nich nie dołączy.
Nie rozumiała go. Właściwie nigdy, ale przez ostatni rok osiągnęło to szczyt. Nie wiedziała jak się z nim obchodzić i chociaż początkowo się starała z czasem odpuściła i chwilowo tliła się w niej tylko i wyłącznie potrzeba robienia mu na złość. Kawa? Uprzejmości? Zaskakująco szybko zrozumiała, że to nie jest ani przypadek ani wywieszona biała flaga. Zaczynali grę, a skoro tak…
Nie przestawała się do niego uśmiechać. Zmniejszyła też dystans między nimi, musiała aż zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć – Nie, wróciłam do siebie. – odpowiedziała i sięgnęła dłonią do jego torsu, zupełnie naturalnie strzepnęła jakieś wyimaginowane okruszki z jego koszuli. I wspięła się na palce. Sięgnęła jego ust, pocałowała go i lekko zagryzła zęby na jego dolnej wardze. Chciał grać w tą grę, więc proszę bardzo… chyba nie spodziewał się, że kontakt fizyczny będzie dla niej nie do zniesienia, co? To była kiepska przeszkoda, więc sama ją jeszcze obniżyła – Oh, Jake… – mruknęła prosto w jego wargi. Dla postronnego obserwatora mogli wyglądać jak zgrane małżeństwo… nic bardziej mylnego – Nie wiem jaki masz dalej plan, ale… jeśli nie chcesz ze mną pracować możesz zmienić szpital. A jeśli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego… podpisz papiery rozwodowe. – mówiła cicho, właściwie mamrotała to prosto w jego wargi, jednocześnie zaciskając palce na jego koszuli. Powinna dostać pieprzonego Oscara – Widziałam, że dopisałeś się do moich zabiegów… – zmieniła temat, przestała szeptać i odsunęła się od niego, popijając swoją kawę – Wiedziałam, że się stęskniłeś.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”