WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

13.

Jeśli w czymkolwiek Chet i Jordie radzili sobie bezbłędnie, to bez wątpienia w odwlekaniu zmian, jakie w ich sytuacji były nieuniknione. Zamiast cieszyć się i odczuwać ekscytację tym, co nowe: tym wszystkim, co ich czekało, w związku z przyjściem za kilka miesięcy na świat ich - pierwszego? - dziecka; oni wciąż pragnęli na jak najdłużej zatrzymać to, co mieli obecnie. To, że nadal byli tylko we dwoje, i że mogli spędzać ze sobą tyle czasu, ile zechcą, ale również - że mogli spędzać osobno tyle czasu, ile zechcą. To, że - choć oczywiście było im ze sobą cudownie - mieli tę swobodę, iż zawsze mogli też wrócić do siebie: każde do własnego domu czy mieszkania. Że mogli dać sobie odrobinę czasu, by za sobą zatęsknić i by zapragnąć znów się zobaczyć. I chociaż z jednej strony Chet chyba właściwie nie miał wątpliwości co do tego, że Jordana była tą kobietą, z którą chciałby mieć jeden, wspólny dom, i którą chciałby widywać również w okolicznościach, jakich do tej pory raczej na co dzień ze sobą nie dzielili - choćby wtedy, gdy wracał do wciąż pustego domu z pracy - to z drugiej strony, gdzieś z tyłu jego głowy wciąż istniała jakaś cicha obawa, że to zbyt wiele by zmieniło, i to niekoniecznie na lepsze. Że nie potrafiliby wspólnie żyć, że trafiając na siebie na każdym kroku i gdziekolwiek by się odwrócili, w końcu mieliby siebie zwyczajnie dosyć. A może raczej: obawiał się, że Jordana tak myślała? Skoro do tej pory nie dała mu żadnego klarownego sygnału, że chciałaby, aby ta sytuacja między nimi uległa zmianie, chciałaby zrobić ten kolejny krok, jaki wydawał się być oczywisty i wręcz niezbędny dla funkcjonowania już nie tylko ich związku, ale - rodziny, którą mieli wspólnie stworzyć. I doprawdy przerażającym był fakt, że oni nadal nie potrafili ze sobą o tym rozmawiać. Że od czasu wizyty u jej ojca ten temat znowu leżał odłogiem i znowu wszystko stało w miejscu. I było im z tym dobrze - ale czasem biegu niektórych rzeczy nie da się powstrzymać. Ani nawet spowolnić. I chociaż Chet sam już nie wiedział, co to właściwie oznaczało - to, że nie umieli z Jordaną poruszyć tego tematu - to równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że i ona prawdopodobnie czuła się z tym równie niepewnie. I że w tej sytuacji inicjatywa była po jego stronie, i to on jako pierwszy powinien dać brunetce sygnał, że chce z nią być na poważnie. Że chce z nią zamieszkać. Że chce z nią stworzyć dom. Ale że Chet Callaghan lepiej odnajdywał się w bezpośrednim działaniu, niż w rozmowie - to zamiast jej to wszystko powiedzieć, przeszedł od razu do czynów, niewiele wyjaśniając nawet w chwili, gdy siedzieli już w samochodzie, pokonując kolejne ulice Szmaragdowego Miasta. - Zabieram cię gdzieś - napomknął tylko, by przynajmniej częściowo zaspokoić ciekawość panny Halsworth. - Tym razem nigdzie daleko - dodał z ukradkowym uśmiechem, bo gdy ostatnio Chet był równie tajemniczy, wywiózł Jordanę z miasta na całe dwa dni. Tym razem jednak na nic takiego się nie zanosiło - a to nie była ucieczka. Choć Callaghan sam jeszcze nie wiedział, czym to było. Możliwe zatem, że tego i on sam miał się dopiero dowiedzieć, bo mimo iż liczył na to, że uda mu się zrobić Jordie niespodziankę, to równie dobrze jego postępowanie mogłoby zostać odebrane jako próba zmanipulowania czy narzucenia jej swojej woli, gdy po kilkunastu minutach brunet zajechał w końcu na podjazd przed zupełnie nieznanym domem, spodziewając się, że Jordie, jak na inteligentną dziewczynkę przystało, domyślała się już, co owa przejażdżka miała na celu. Po tym, jak mężczyzna zgasił silnik, na krótką chwilę zapadła między nimi cisza, zanim zagaił, wciąż jednak wpatrując się gdzieś przed siebie: - Wiem, że właściwie o tym nie rozmawialiśmy i... nie chcę niczego na tobie wymuszać, ale chyba powinniśmy w końcu o tym pomyśleć, więc - gdybyś chciała, to... - spojrzał na Jordie z nieznacznym wzruszeniem ramion, sugerującym, że nie było to nic zobowiązującego czy wiążącego - to mógłby być nasz dom - skinął głową na budynek w nieco odmiennym od większości domów na tej ulicy, nieco nowocześniejszym stylu; gdy jego brwi drgnęły w niemym zapytaniu. Tak naprawdę Chester nigdy nie widział siebie w roli tatuśka z przedmieść, który wolny czas spędza na koszeniu trawnika, a w weekendy zaprasza sąsiadów na wspólne grillowanie, ale z drugiej strony - po swym powrocie do Seattle zaczął doceniać wiele rzeczy, jakie dawniej nie miały dla niego znaczenia. W tym również posiadanie własnego kąta, i wydawało mu się, że Jordanie również taki dom mógłby przypaść do gustu. - Ten albo... jakiś inny - dodał zaraz, bo to, że jemu wpadła w oko akurat ta konkretna oferta, nie musiało oznaczać, że Jordie nie miała już prawa wyboru. Chodziło wszak o ich wspólny dom - miejsce, gdzie będzie się wychowywało ich dziecko, gdzie w ogrodzie będzie bawił się ich pies, i gdzie razem będą rodziną.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

10. Wydawać by się mogło, że zażegnali wszelkie kryzysy i nieporozumienia także rzucili już gdzieś w niepamięć, mogąc tym samym po prostu ruszyć dalej – razem, niestety jednak okazywało się, że kwestie komunikacji nadal nie funkcjonowały u nich zbyt dobrze. W zasadzie można było odnieść wrażenie, że nadal tkwili gdzieś w miejscu, chyba panicznie bojąc się tych nadchodzących i nieuniknionych zmian. Takich, które chcąc czy nie, musieli wprowadzić wreszcie w życie, ale które jednocześnie niosły za sobą wiele nowości, na które być może nie byli jednak gotowi. A może podświadomie bardzo tych zmian chcieli, tylko po prostu obawiali się czy druga strona również tego pragnie? Właśnie w tym aspekcie pomóc mogła im szczera i otwarta rozmowa, coś co pozwoliłoby się im poczuć pewnie, chociażby w kwestii wspólnego mieszkania. Bo póki na ten moment lawirowanie pomiędzy mieszkaniem Jordie, a domem Chestera było w porządku i w żaden sposób im nie przeszkadzało, tak za jakiś czas będzie to już po prostu niemożliwe – bo mając na świecie dziecko, będą musieli zapewnić mu jedno, stałe miejsce pobytu. Poza tym oczywistym jest, że chcą wychowywać je wspólnie, a to może się im udać jedynie wtedy, gdy i wspólnie zamieszkają. Jordana oczywiście niczego nie pragnęła bardziej jak tego, by właśnie z brunetem zamieszkać, by wracając do domu wiedziała, że on tam na nią czeka, by mogli spędzać razem każdy wieczór i każdy poranek, by mieli coś – wspólnego. A przecież istotnie chcieli być razem i co do tego nie było żadnych wątpliwości, niemniej jednak… ona nadal nie była chyba pewna, czy Chet chce z nią zamieszkać. Czy chce tego bo tak czuje, czy chce tego jedynie dlatego, że tak powinien – że tak będzie dla nich wygodniej i lepiej ze względu na dziecko. Być może właśnie dlatego więcej już nie pytała – zrobiła to bowiem raz, niedawno w samochodzie przed pamiętnym obiadem u jej ojca, ale wtedy nie doczekała się jasnej odpowiedzi, bo to był istotnie nieodpowiedni moment. Brunet jednak od tamtej pory w ogóle nie poruszył tego tematu i nigdy już do niego nie wróciły, więc… chyba uznała, że nie chciał na ten temat rozmawiać, więc póki co ich codzienności biegła dalej w niezmienionej formie. Dlatego też kompletnie niczego nie podejrzewała, gdy siedzieli dziś w jego samochodzie, przemierzając kolejne ulice miasta, jadąc w póki co nieznanym jej kierunku. Zaśmiała się więc cicho, słysząc jego słowa i zerknęła na niego, unosząc pytająco brew ku górze. – Czyli nie zamierzasz tym razem wywieźcie mnie w nieznane na kilka dni? – napomknęła z rozbawieniem – I pewnie też nie zdradzisz mi gdzie jedziemy – dodała, ni to pytająco ni to stwierdzając, ale jednocześnie z lekkim podekscytowaniem w głosie, bo istotnie uwielbiała niespodzianki i uwielbiała te, które organizował dla niej Chet. A musiała przyznać, że od dłuższego już czasu potrafił ją zaskoczyć, rozpieszczał ją częściej niezwykle i po prostu – był, zawsze gdy tego potrzebowała. Naprawdę czuła, że ma w nim oparcie i nawet jeżeli nie wszystko w ich relacji jeszcze funkcjonowało jak należy, to istotnie czuli się ze sobą świetnie, a na pewno Jordie czuła się przy nim lepiej niż przy kimkolwiek innym. I nie rozmyślała nawet zbyt wiele nad tym co tym razem mógł wymyślić brunet, bo naprawdę nie miała pojęcia, więc rozglądała się jedynie po całkiem ładnej i przyjemnej okolicy, podziwiając równie urokliwe domki na tym przedmieściu, nie zdając sobie sprawy z tego, że być może niedługo to będzie jej – a właściwie ich miejsce na ziemi. Gdy więc w końcu samochód zajechał na podjazd pod nieznanym, acz intrygującym i nowoczesnym domem, z wyraźnym zaskoczeniem obserwowała okolicę, spoglądając w końcu na swojego towarzysza, gdy zgasił silnik. – Co to za miejsce? – spytała, chociaż tak – domyślała się co mogło oznaczać przybycie tutaj, głównie dlatego, że przed domem widniał jeszcze napis na sprzedaż, co oznaczało ni mniej ni więcej, że nie przyjechali w odwiedziny do kogoś, a przyjechali po prostu obejrzeć ten dom – dla siebie. Zamilkła więc na moment, nie mając pojęcia co powiedzieć, aż w końcu Chet przerwał panującą tu chwilowo ciszę. – Nasz dom? – mruknęła cicho, delektując się niemal sensem i smakiem tych słów, które po nim powtórzyła, niemal skacząc w środku z radości, chociaż nie było tego jeszcze po niej widać, a więc Chet mógł odnieść wrażenie, że niespodzianka się nie udała. Ale szczerze? Jordie była zachwycona tym faktem. Wysiadła więc z samochodu i zamknęła za sobą drzwi, rozglądając się najpierw po okolicy, a dopiero potem świdrując wzrokiem niesamowicie wyglądający dom, aż jej wzrok padł w końcu na bruneta, który w końcu do niej podszedł, wyraźnie niepewny jej reakcji. Jeszcze jedynie przez chwile trzymała go w tej niepewności, po czym szeroki uśmiech zagościł na jej buźce i właściwie nie była już w stanie ukryć radości, która niemal rozpierała ją od środka. – Chet… ten dom jest przepiękny – wydusiła z siebie w końcu, zerkając to na budynek, to na bruneta, aż w końcu dosłownie wpadła w jego ramiona – Naprawdę chcesz żebyśmy razem zamieszkali? – spytała, chociaż właściwie było to oczywiste, skoro sam wyszedł z inicjatywą i przywiózł ją tu dzisiaj, pod konkretny adres, który miał teraz należeć do nich. Uśmiechnęła się szeroko i odchyliła głowę, by spojrzeć w jego oczy, gdy rączkami objęła go w pasie. – Bo ja chcę tego bardzo – przyznała, tym razem już całkiem szczerze i bez owijana w bawełnę, bo chyba nadszedł odpowiedni moment na to, aby nie tylko o tym porozmawiać, ale i przyznać się do własnych odczuć w tej kwestii. I co więcej, jej reakcja była bardziej niż klarowna, bo naprawdę biły od niej podekscytowanie i radość. Zaśmiała się znowu cicho i spojrzała kolejny raz na dom, nawet z lekkim niedowierzaniem. – Nawet nie marzyłam o tak cudownym miejscu. Naprawdę moglibyśmy tutaj zamieszkać? Właściwie myślałam, że moglibyśmy coś wspólnie wynająć, jakieś mieszkanie na przykład, ale dom… to jest nawet więcej niż pragnęłam – pokręciła z niedowierzaniem głową i spojrzała na niego lekko pytająco – Ale… możemy sobie na niego pozwolić? A… właściwie jak sądzę, czy Ty możesz? Bo mnie na pewno na niego nie stać – pokręciła głową z lekkim ukłuciem rozczarowania, bo w zasadzie to miał być przecież ich dom, ale brunetka nie dysponowała takimi funduszami, aby mieć tutaj jakikolwiek swój wkład i chyba w jakimś stopniu było jej z tego powodu przykro. A może nawet głupio – bo przecież chcieli coś swojego, a w istocie kupno domu spadłoby jedynie na barki Chestera. I to istotnie byłby głównie jego dom, ale… czy mogłaby narzekać na ten stan rzeczy? Przecież tak naprawdę chcieli razem zamieszkać i nieistotnym było to gdzie i czyją to będzie własnością – byle razem.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Zapewne fakt, że nie potrafili otwarcie mówić ze sobą o swoich pragnieniach i potrzebach, był sygnałem, że coś w tej relacji nie do końca funkcjonowało tak, jak powinno; sygnałem, który oni konsekwentnie ignorowali, odwlekając jakiekolwiek rozmowy na te bardziej wiążące tematy, i licząc na to, że - co? Że te sprawy rozwiążą się same? Przecież filozofia "jakoś to będzie" dawno przestała mieć zastosowanie w praktyce; przecież przekonali się już, że bycie we dwoje to ciągła praca nad tym, aby ten związek mógł działać. Dużo łatwiej było jednak rzucać pustymi słowami, chociażby wtedy u jej ojca, gdy to jego, a nie siebie nawzajem, zapewniali o tym, że chcą razem zamieszkać, że taki jest plan, że do tego właśnie zmierzają. Tymczasem jednak trudno było orzec, czy w ogóle gdziekolwiek zmierzali, czy tylko stali w miejscu, czekając na to, co nieuniknione - bo cofnąć się nie mogli, ruszyć naprzód się obawiali, więc - stali. Mając jednocześnie tę świadomość, że jeśli zaraz czegoś nie zrobią, to to dziecko złapie ich nagle w momencie, gdy nie będą na jego przybycie przygotowani. I choć mogliby wtedy na szybko zadecydować o tym, że zamieszkają wspólnie przykładowo w domu Chestera, to - chyba on sam wcale tego nie chciał. A raczej: nie robiło mu to może większej różnicy, ale trochę inaczej sobie wyobrażał tę ich wspólną przyszłość. W miejscu, które byłoby ich wspólnym domem i w którym razem napisaliby ten kolejny, zupełnie nowy rozdział w swoim wspólnym życiu. A może też w jakimś stopniu brunet chciał oddzielić wszystko to, co było, grubą kreską - bo skoro już tak wiele miało się zmienić, to dlaczego by nie zmienić wszystkiego? Już raz przecież to właśnie zrobił - w momencie, gdy wrócił do Seattle, porzuciwszy wcześniejszą pracę. I obecnie również, przeglądając oferty biura nieruchomości, zaczął przy okazji rozglądać się powoli za nową i lepiej płatną pracą. Problem polegał jednak na tym, że Chet zbyt mocno chyba przywykł do decydowania o wszystkim samemu; że nikogo innego nie brał w swych decyzjach pod uwagę i również tych zmian, jakie miały dotyczyć ich obojga, lub właściwie: trojga - jego, Jordie, oraz wkrótce także ich dziecka - z brunetką nie konsultował. I trudno powiedzieć, czy rzeczywiście było to z korzyścią dla niej, czy jednak wynikało z jego egoizmu. Koniec końców bowiem chciał dla niej dobrze. Tylko nie zawsze odpowiednio to wszystko egzekwował. Wyczekując więc teraz jakiejś konkretniejszej reakcji ze strony Jordie, mężczyzna skinął nieznacznie głową, gdy te słowa nasz dom, wciąż brzmiały nieco dziwnie - ale miło-dziwnie, i w tym momencie oboje już chyba pragnęli odnaleźć to właśnie miejsce, które owe słowa by opisywały. Co dla Chestera w dość oczywisty sposób wiązało się z kupnem, a nie wynajmem, bo chociaż wynajęte mieszkanie może i byłoby wspólne, to tak naprawdę nie byłoby ich. A oni nie byliby tam tak do końca u siebie. Nie mogliby urządzić go według własnego uznania, a każdą większą zmianę musieliby konsultować z właścicielem, na co Chet nie miał najmniejszej ochoty. Może po prostu był już za stary na to, by się w to bawić. I w pewnych sytuacjach takie rozwiązanie wcale nie okazywało się opłacalne. Przez moment przyglądał się ciemnowłosej, zanim wysiadła z samochodu, lecz nie był w stanie rozszyfrować, co właściwie sobie obecnie myślała - mimo iż rozczytywanie ludzi na ogół przychodziło mu bez większych trudności, a swego czasu wręcz w sporej mierze na tym właśnie polegała jego praca, to chyba stracił tę cenną umiejętność w momencie, gdy jego trzeźwy osąd przysłoniły uczucia względem Jordie. Z lekką niepewnością podszedł do niej, samemu omiatając okolicę przelotnym spojrzeniem, bardziej jednak w chwili obecnej zainteresowany tym, co ona o owym miejscu sądziła. Być może sama potrzebowała chwili, by ułożyć to w swojej głowie po tym, jak Chet ją zaskoczył, lecz gdy w końcu na jej twarzy wykwitł radosny uśmiech, brunet odetchnął z ulgą i odwzajemnił ten wyraz, pozwalając, by Jordie wpadła mu w ramiona, którymi otoczył zaraz jej drobne ciało. - Jasne, że chcę - potwierdził bez cienia zawahania, zachęcony ku temu i uspokojony jednocześnie jej reakcją, która, wraz z jej słowami, nie pozostawiała już raczej wątpliwości co do tego, iż posiadali w tej kwestii zgodność i oboje pragnęli tego samego. A w każdym razie: do pewnego stopnia. Chet nie przywiózł jej tu jednak po to, żeby pokazać jej ładny dom, na który nie będzie ich stać; umiał liczyć i co nieco już sobie wcześniej wykalkulował, łącznie z tym, że z jego obecnymi źródłami dochodu: z pracy i z baru - gdzie jako samozwańczy właściciel to on rozporządzał pieniędzmi, rzecz jasna uczciwie - oraz z kwotą po sprzedaży własnego domu, oszczędnościami i ewentualnym kredytem, ta konkretna nieruchomość spokojnie powinna znaleźć się w zasięgu jego możliwości nawet bez wkładu ze strony Jordie, bo oboje zdawali sobie sprawę z tego, że jej sytuacja finansowa nie była do końca ustabilizowana. I Chet nie miał z tym najmniejszego problemu - czego ona sama najwidoczniej jednak nie podzielała... Jego uśmiech nieco przygasł, a brwi zbiegły się ku sobie, gdy wyczuł chyba jej intencje, wobec czego nie pokwapił się już, by wyjaśnić brunetce czy było ich - lub też: jego - na ten dom stać, czy też nie, bo większym obecnie dylematem okazało się to, czyj właściwie byłby to dom. - Ma to dla ciebie znaczenie? To znaczy... nie musisz się zgadzać, to ma być nasza wspólna decyzja i... powinienem był najpierw zapytać cię o zdanie - przyznał i pokręcił lekko głową, wycofując się o krok, by móc swobodniej spojrzeć brunetce w oczy; wcale nie dlatego, że nagle miał zwyczajnie ochotę kompletnie się stąd ewakuować i zapomnieć o sprawie... - Jeśli nie będziesz czuła się dobrze z tym, że wziąłbym na siebie większość kosztów, to możemy wybrać coś mniejszego. Chcę, żebyś traktowała to miejsce jak swoje. I żebyś była tam szczęśliwa - dodał, autentycznie wręcz zmartwiony tym, że Jordie miałaby zamieszkać razem z nim w domu, który byłby dla niej niczym więcej niż piękną klatką. Nie tego dla niej chciał; a mimo to - mimo iż wiedział, że nie była ona kobietą, która dałaby się w takowej zamknąć, poświęcając się wychowywaniu dziecka i pozwalając, by facet ją utrzymywał - to, jak to mężczyzna, Chet nie pomyślał nawet o tym, że taki układ mógłby Jordanie nie odpowiadać. Że mogłaby nie być zadowolona z tego, iż chciał zrobić dla niej coś miłego, czego być może w ogóle nie potrzebowała. Czy to dlatego, że lubiła być samowystarczalna; czy też dlatego, że nie ufała mu na tyle, by czuć się w takim miejscu bezpiecznie, nie posiadając wciąż z tyłu głowy myśli, że gdyby coś poszło nie tak, zostałaby bez dachu nad głową, bo ten dom praktycznie należałby do Callaghana. Nie mógł mieć jej jednak tego za złe. Może po prostu zbyt pochopnie przeszedł do działania; nikt wszak nie powiedział, że wszystkie jego impulsywne decyzje były bezbłędne i może po prostu ta - taka nie była. Dlatego nie zaproponował póki co, aby weszli do środka; bo nie miało sensu oglądanie domu, którego i tak by nie kupili. Lub inaczej: którego kupna nawet by nie rozważali. Mimo że perspektywa zamieszkania tutaj wydawała się całkiem ekscytująca. Przez chwilę.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ona także nie w ten sposób wyobrażała sobie ich wspólną przyszłość – nie na zasadzie, że jakoś to będzie i że gdy ewentualnie dziecko się pojawi, to na przykład zamieszkają szybko w jego domu, by jakoś to ogarnąć. Nie tak to bowiem miało wyglądać, chciała wiedzieć na czym stoi i jak właściwie wygląda ich relacja – a do tego potrzebowali także szczerej rozmowy. A możliwe, że przede wszystkim tego, aby określić wreszcie swoje wzajemne pragnienia i postrzeganie całej tej sytuacji, jaki i tego jak to miało właściwie wyglądać dalej. Póki co tkwili biernie w miejscu i obawiali się chyba ruszyć dalej, z obawy o to, że znowu coś mogłoby pójść nie tak, coś mogłoby się popsuć przed samym finałem – czyli przed porodem, a wtedy z ich wspólnych planów nic by już nie zostało. Owszem, mogli mieć przecież inne wyobrażenia co do niektórych rzeczy, ale jeżeli nie zaczną o tym mówić, to chyba nie będą w stanie stworzyć trwałego związek, a nawet odrobiny fundamentu, który pozwoliłby im myśleć o przetrwaniu tej relacji i w ogóle rodziny, którą mieli – i chcieli, razem tworzyć. Jordie zaś pragnęła, by mieli jakieś swoje miejsce na ziemi, takie wspólne, w którym mogliby się naprawdę poczuć jak u siebie – nawet jeżeli ostatecznie nie miałaby mieć w to żadnego wkładu finansowego. Realnie patrząc – nie mogła mieć, bowiem nie miała takich funduszy, które pozwalałaby jej na inwestowanie, plus też nie była chyba zbyt dobrym materiałem na kogoś, komu udzielono by kredytu. Co innego, gdyby zapewne byli małżeństwem – młodym, z perspektywami, wtedy zdecydowanie mogliby zrobić coś wspólnie i mieć poczucie, że to naprawdę należy do nich, bo istniało coś takiego jak wspólnota małżeńska, więc – tak, wtedy Jordana na pewno miałaby poczucie, że ostatecznie kiedyś nie zostanie na lodzie. Bo chociaż teraz wierzyła w to, że wszystko się ułoży i że oni również wszystko przetrwają, bo przecież była teraz na takim etapie, że naprawdę chciała spędzić z Chet’em resztę życia, to istotnie nie mogła mieć co do tego żadnej gwarancji. I on także nie mógł jej zapewnić, że kiedyś nie zostanie z niczym – ale, kto nie ryzykuje ten traci, prawda? Bynajmniej Jordie nie zamierzała teraz gasić jego zapału i nie zamierzała również myśleć o tym co mogłoby być kiedyś, bo tak jak nie mogła tego przewidzieć, tak nie miała też na to żadnego wpływu. Należało cieszyć się tym co tu i teraz, a myśl o tym, że mogliby razem zamieszkać i to w tak pięknym domu, który co więcej Chet sam dla nich wybrał i sam wyszedł z inicjatywą jego kupna, napawała ją ogromną radością. Poczuła, że zrobili wspólnie kolejny krok, nawet jeżeli Chester ostatecznie robił to wszystko sam: sam o tym myślał, sam o tym zdecydował i sam znalazł dom – to i tak czuła, że robił to dla niej. Dla nich. Oczywiście zdrowy i dobrze funkcjonujący związek to przede wszystkim dobra komunikacji i konsultowanie najważniejszych decyzji, także tych związanych ze wspólnym mieszkaniem, ale nie – nie mogła mieć mu za złe tego, że postawił ją przed faktem dokonanym, bo spełniał jej marzenia, więc mogła się jedynie cieszyć. I w rzeczy samej kupno domu jawiło się znacznie lepiej niż wynajęcie mieszkania, bo dopiero wtedy mogliby naprawdę być na swoim i nie baczyć na kogoś innego – na właściciela, który o wszystkim by decydował. Teraz właścicielem tej nieruchomości byłby właśnie Chet, a to – nawet jeżeli nie do końca wpisywało się w wizję Jordany, to i tak było o wiele lepszą opcją. Poza tym – ufa mu, a jeżeli opieramy się na zaufaniu, to zdecydowanie trzeba patrzeć pozytywnie w przyszłość. Pokręciła więc zaraz szybko głową, gdy Chet nagle nieco się zdystansował po jej słowach. – W sensie… tak, właściwie powinniśmy o tym porozmawiać i dojść wspólnie do jakiegoś rozwiązania, ale ja naprawdę jestem zachwycona tą niespodzianką – uśmiechnęła się delikatnie – I to nie tak, że mi to przeszkadza. Tylko trochę się zdziwiłam i chyba stąd to pytanie, bo chciałam się upewnić, że jest on w naszym… Twoim zasięgu finansowym. Ale też pewnie nie zabrałbyś mnie tutaj bez upewnienia się w tej kwestii – wyjaśniła zaraz, znając już nieco Chestera w tej kwestii, więc właściwie mogła mieć pewność, że sprawdził wszelkie kwestie finansowe i przywożąc ją tutaj, był pewien, że będzie mógł ów dom zakupić. Uśmiechnęła się nieco szerzej, słysząc jego słowa i zrobiła znowu kroku ku niemu, by móc pogładzić dłońmi jego tors i spojrzeć w jego oczy z bliższej odległości. – I być może lubię być samowystarczalna, ale to co teraz dla mnie robisz, naprawdę dużo dla mnie znaczy. Nie stać mnie na taki dom i zapewne doskonale o tym wiesz, ale… na pewno traktowałabym to miejsce jak swoje, jeżeli zamieszkalibyśmy tutaj razem. Najważniejsze jest dla mnie to, że będę tutaj z Tobą… a tam gdzie będę z Tobą, będę szczęśliwa – uśmiechnęła się ciepło i wspięła się odrobinę na palach, by dosięgnąć jego usta, które krótko musnęła swoimi, pozwalając by kąciki jej ust uniosły się jeszcze nieco wyżej, oczy zaś rozbłysły wesoło – Jestem strasznie podekscytowana, możemy go zobaczyć w środku? – wskazała ruchem głowy na budynek, z wyraźną radością wymalowaną na twarzy. Sięgnęła więc po męską dłoń i sama pociągnęła go w stronę drzwi, pragnąc naprawić sytuację, którą najpewniej chwilowo trochę zepsuła. Nie miała jednak na myśli niczego złego, więc brunet źle odebrał jej słowa, niepotrzebnie też wycofując się ze swojego pomysłu i nabierając wątpliwości. – Naprawdę tutaj pięknie – rozejrzała się jeszcze po okolicy, po czym obróciła się znowu przodem do bruneta i przylgnęła odrobinę do jego ciała swoim, uśmiechając się promiennie – To najlepsza niespodzianka, wiesz?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Istotnie Chet nie mógł zagwarantować, że zawsze wszystko pomiędzy nim i Jordie będzie tak idealne jak teraz - przynajmniej z pozoru - i że po drodze nie pojawią się żadne trudności; ani że będą razem już na zawsze, bo oboje wiedzieli doskonale, że w życiu te sprawy różnie się układały. Mógł co najwyżej dołożyć wszelkich starań, aby było jak najlepiej. Ale jeśli o czymkolwiek mógłby ją obecnie zapewnić, to właśnie o tym, że nawet gdyby im nie wyszło i gdyby się rozstali - to nie zostawiłby jej z niczym. Mieli wszak już pewne doświadczenie - zarówno dobre, jak i gorsze - i chociaż momentami wydawało się, że Chet tylko rujnował jej życie, jak chociażby wtedy, gdy częściowo z jego winy brunetka straciła pracę, to nawet wówczas gdy było między nimi tak źle, że absolutnie nic nie zapowiadało ocieplenia tych relacji, Chet sam zaoferował jej pracę w barze, by przynajmniej w taki sposób wspomóc ją w problemach finansowych, jakie nagle pojawiły się w jej życiu. I również ostatnio, gdy Jordie z nim zerwała, co dawało mu wszelkie powody ku temu, by w geście zapłaty wyrzucić ją zarówno ze swojego życia, jak i z baru - brunet nigdy nawet nie zamierzał tego robić. To ona postanowiła odejść, uciec i się od niego odciąć; lecz w chwili obecnej oboje chyba dojrzeli już na tyle, by nawet w przypadku ewentualnego rozstania, umieć się odpowiednio zachować, nie podejmując tak pochopnych decyzji. Nawet jeśli nie ze względu na siebie nawzajem, to ze względu na to dziecko, które będzie łączyło ich już zawsze. I Chet nie miał wątpliwości co do tego, że niezależnie od sytuacji między nimi, nie wyrzuciłby matki swojego dziecka z domu, nawet gdyby ten na papierze należał do niego. Poza tym wierzył w nią oraz w to, że kiedy już Jordie ukończy studia, znajdzie sobie świetną pracę i nie będzie musiała być od nikogo zależna. I choć coś w jego głowie lubiło podsuwać mu czasem najczarniejsze scenariusze, to w tym momencie znacznie wolał jednak skupić swoje myśli na tych pozytywnych aspektach: na tym, że zamieszkają razem, że wspólnie stworzą dom dla swojego dziecka; aniżeli na tym, jak rozwiążą swoje problemy w momencie, gdy ich miłość się skończy. Choć i o tym czasem należało pomyśleć, i Chet, jako pragmatyk oraz realista - z malutką skłonnością do pesymizmu - także miał tego świadomość. Skinął lekko głową, uśmiechając się jeszcze trochę bez przekonania. - W porządku. To miała być niespodzianka, ale nie zamierzam niczego robić za twoimi plecami. I nie musimy się na nic decydować, jeśli nie będziesz tego chciała, tak? - powtórzył, bo to nie tak do końca, że postawił ją przed faktem dokonanym. Nie kupił tego domu za jej plecami, nie przywiózł jej tu i nie oznajmił: "jutro się wprowadzamy". Po prostu pragnął zrobić jej miłą niespodziankę, dlatego umówił ich z agentem nieruchomości, ale nie było to w żaden sposób wiążące, niczego jeszcze nie podpisywał, za nic nie płacił, i w każdej chwili mogli się wycofać, nawet nie wchodząc do domu. Chociaż z drugiej strony brunet domyślał się, że tak nie będzie: że Jordana będzie obawiała się zrobić mu przykrość. Ale też nie chciał, żeby godziła się na coś, czego wcale by nie chciała, tylko po to, żeby uniknąć zrobienia mu przykrości. Był dużym chłopcem, poradziłby sobie z tym zawodem, nawet jeśli faktycznie podejmował tu pewne ryzyko - względem Jordie właśnie, i tego, jak ona na to wszystko zareaguje - i był bardziej ostrożny niż zwykle; ale i chodziło o coś znacznie większego niż niespodzianki, jakie jej zwykle robił. Chodziło o decyzję, jaka rzutowałaby na być może kolejne lata ich życia. - I nie martw się pieniędzmi, nie zabierałbym się za to, gdybym nie był pewien, czy mnie na to stać - uciął temat trochę na zasadzie: nie zaprzątaj sobie tej ślicznej główki finansami, i choć on sam nie widział nic nadmiernie złego w tym, że wolał, aby Jordie skupiła się raczej na rozmyślaniu, jak urządzi ich nowy dom, aniżeli na tym, jak długo jeszcze będą - lub właściwie: Chet będzie - go spłacać; to jej samej wcale nie musiało się to podobać. Mimo to jej dalsze słowa brunet skwitował już tylko lekkim skinieniem głowy, a po tym, jak Jordie musnęła jego usta, na powrót wykrzesał z siebie uśmiech, gdy i jej buźka się rozpromieniła. Owszem, nie zaczęli najlepiej, przez co jego początkowy entuzjazm znacznie przygasł, ale pozostawało mieć nadzieję, że wycieczka po ich potencjalnym, nowym i wspólnym domu, zetrze to niezbyt przyjemne pierwsze wrażenie. - Zdecydowanie - zgodził się na obejrzenie domu w środku, i ruszył za Jordaną, gdy złapała go za rękę, kierując się do drzwi wejściowych. Tam czekała już na nich kobieta, na oko po czterdziestce, w nudnym, szarym stroju i nisko upiętych blond włosach.
- Państwo Callaghan? - powitała ich wystudiowanym uśmiechem, znając tylko nazwisko Chestera, bo to on kontaktował się z biurem.
- Właściwie tylko pan Callaghan - odchrząknął, zerkając ukradkiem na Jordie, posyłając zaraz jednak kobiecie lekki uśmiech świadczący o tym, że nie miał jej za złe tej drobnej pomyłki.
- Och, przepraszam! Margaret Chapman - przedstawiła się i uścisnęła kolejno ich dłonie. - Zapraszam do środka - skinęła w kierunku,w jakim po chwili ruszyła sprężystym krokiem. Chet odnalazł na powrót dłoń Jordie, którą wcześniej na moment wypuścił ze swojej, by teraz wraz z nią wejść do domu. Przeszli przez dość typowy przedpokój, ze schodami na piętro i drzwiami najpewniej do łazienki, lecz w pierwszej kolejności Margaret zaprowadziła ich dalej, w głąb domu. Cały parter natomiast stanowił właściwie otwartą przestrzeń, łączącą salon z kuchnią i jadalnią; uwagę mogły przykuć ładne, drewniane podłogi, duże okna, zapewniające sporą ilość dziennego światła, i równie duże, przeszklone drzwi prowadzące na taras, zaś samo wnętrze mogło sprawiać wrażenie tym bardziej przestronnego, że poza szafkami kuchennymi, zabrakło tu dodatkowych mebli, jakie miałyby za zadanie ocieplić i uatrakcyjnić wnętrze w oczach potencjalnych kupujących, którzy tym razem musieli uruchomić własną wyobraźnię, by dostrzec możliwości jego urządzenia po swojemu. Widocznie ten dom miał sprzedać się sam. - Proszę się rozejrzeć - zachęciła ich Margaret, dając im chwilę na obejrzenie każdego kąta; co też właśnie robili, przechadzając się po pomieszczeniu. Chet jednak wstrzymał się z wydawaniem opinii, dopóki nie zrobi tego Jordie; zerkając na nią co jakiś czas, ciekaw jej reakcji nie mniej niż Margaret, która ukradkiem nieustannie ich obserwowała. - Wnętrze jest pięknie oświetlone, przestronne, ale przytulne, z ładnym widokiem na ogród. Z pewnością dzieci będą miały się gdzie bawić. Macie państwo dzieci?

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Najprawdopodobniej właśnie to mogło być dla nich drogą do sukcesu – staranie się wzajemne o to, by ta relacja miała prawo bytu i by trwała znacznie dłużej niż kilka miesięcy, by potencjalnie kłótnie czy sprzeczki nie sprawiły, że zakończą to na co tak długo pracowali – zwłaszcza, gdy już na świecie pojawi się ich dziecko. Wtedy zdecydowanie nie będą mogli działać już tak pochopnie i nie będą mogli podejmować decyzji myśląc tylko i wyłącznie o sobie: w takiej sytuacji należy myśleć tylko i wyłącznie o dziecku, więc zdecydowanie będą musieli wiele kwestii w sobie przewartościować. Kwestią sporną pozostawało to czy aby na pewno są na to gotowi, ale na pewno podejmą właśnie wszelkie starania, aby to mogło się udać. Bo chcą, aby się udało i co do tego nie mieli już chyba żadnych wątpliwości, nawet jeżeli czasami jeszcze pojawiała się niepewność bądź drobny brak zrozumienia, wynikający głównie z braku dobrej komunikacji, ale to wszystko było do wypracowania – mogli to zmienić i poprawić, jeżeli tylko się postarają. W tym wypadku Chet jednak oferował jej nawet więcej niż mogłaby pragnąć – dawał jej poczucie bezpieczeństwa, był przy niej i wspierał na każdym kroku: nawet wtedy, gdy ich drogi chwilowo się rozchodziły. Zawsze był obok, aby tylko zadbać o jej dobro i pomóc jej w walce z przeciwnościami losu, które czasami były również i jego wina. Oferował jej prace, ratował życie – i to dosłownie, więc bez wątpienia Jordie mogła czuć się pewnie u jego boku, wiedząc, że nigdy nie zostawiłby jej na lodzie, bo istotnie nawet wtedy, gdy nie było między nimi dobrze, on nadal o nią dbał i zawsze o niej myślał. To znaczyło dla niej więcej niż cokolwiek innego, więc nawet pomimo faktu, że lubi być samowystarczalna, nie czuła się źle z tym, że to on brał na siebie wszelkie kwestie finansowe, by zapewnić im miejsce na ziemi, w którym stworzą razem rodzinę. Chciała tego – chciała tego właśnie z nim, więc zamierzała mu na to pozwolić, ciesząc się ty, że i on tego chciał i że nadal o niej w tym wszystkim myślał: bo chciał, aby była szczęśliwa, ale prawdą jest także to, że Jordana również myślała o jego szczęściu na każdym kroku i chociaż czasami obawiała się tego czy będzie w stanie to szczęściu mu dać, to dostrzegała te wszystkie zmiany, które w nich zachodziły i czuła, że są one efektem także jej obecności. Wiele wzajemnie od siebie czerpali – także tych pozytywnych aspektów, uczyli się nieustannie, wspólnie odkrywali to co nowe i dotąd nieznane: ekscytowali się każdą wspólnie spędzoną chwilą i Jordie miała poczucie, że Chet przy niej naprawdę się otworzył: częściej się bowiem uśmiecha, częściej mówi o sobie i co najważniejsze, wpuszcza ją wreszcie do swojego życia, co najlepiej zobrazowało spotkanie z jego matką. Teraz są już na kompletnie innym etapie – dlatego też Halsworth wiedziała, że nie zostawiły jej z niczym, nawet wtedy, gdy byliby „po prostu parą”, tym bardziej więc nie zrobiłby tego, gdy będzie już matką jego dziecka, a to przecież było najistotniejsze. Dlatego zdecydowanie pożałowała tej swojej małej chwili zawahania i niepotrzebnego wręcz pytania, którym chyba zgasiła nieco jego zapał i entuzjazm, a zdecydowanie nie to było jej zamiarem. – Wiesz, że uwielbiam Twoje niespodzianki. Po prostu chodzi mi o to, że chyba naprawdę musimy częściej ze sobą rozmawiać i jeżeli… chcemy być rodziną, to powinniśmy wiele aspektów ustalać i omawiać wspólnie, tak? – spojrzała na niego nieco niepewnie, pragnąc zorientować się czy aby Chet podziela jej tok myślenia – I cieszę się, że podejmiemy decyzję co do domu wspólnie, wtedy na pewno będę czuła, że to także moje miejsce na ziemi. Nasze – uśmiechnęła się ciepło, odczuwając nie tylko radość, ale i spokój – coś czego nie czuła już dawno. Miała wrażenie, że naprawdę zmierzają w dobrym kierunku i to był dokładnie ten moment, na który oboje chyba długo czekali. – Zdecydowanie wolę finanse zostawić Tobie, o ile będę mogła zająć się urządzeniem naszego domu, bo wnioskując po wystroju Twojego obecnego domu, chociaż jest oczywiście bardzo uroczy, to zdecydowanie brakuje w nim kobiecej ręki – szturchnęła go lekko, żartując sobie mimo wszystko, by rozluźnić jeszcze nieco bardziej atmosferę. Na pewno jednak nie chciałaby przesadzić nadmiernie z kobiecymi dodatkami chociażby, ale z pewnością wnętrze wynajmowanego właśnie przez nią mieszkania było o wiele przytulniejsze niż cztery kąty, typowo męskiego domu Callaghana. Dlatego to był priorytet – miało być przytulnie, bo to ma być miejsce, w którym będą czuli się dobrze – zarówno oni, jak i ich dziecko. I Aldo oczywiście! Tak wiec w końcu Jordie znowu poczuła wszechogarniającą ekscytację, gdy udali się w stronę wejścia, gdzie nagle jej wzrok padł na nieznajomą, która serdecznie ich przywitała. Słysząc jak określiła ich w tej chwili – jak małżeństwo, co więcej posługując się wyłącznie nazwiskiem Chestera, uśmiechnęła się nieco skrępowana, zerkając na bruneta w momencie, w którym wyjaśnił to drobne nieporozumienie. Aczkolwiek Jordie nie mogła powiedzieć, że jej się to nie podobało – państwo Callaghan brzmiało bardziej niż dobrze i chyba pierwszy raz zdała sobie właśnie z tego sprawę. Ostatecznie jednak i Jordie ciepło uśmiechnęła się do kobiety, nie mając jej absolutnie za złe tego sformułowania, po czym uścisnęła jej dłoń. – Dzień dobry, Jordana Halsworth – przedstawiła się w gwoli ścisłości, by następnie mogli ruszyć tuż za nią do wnętrza domu. Rozglądając się już od niemal samego progu, z ogromnym zachwytem podziwiała to co ukazywało się jej oczom, niemal nie zwracając uwagi na to co mówiła do nich agentka nieruchomości. Ścisnęła nieco mocniej męską dłoń, gdy znowu te ich dłonie się odnalazły i trzymając się za nie, przemierzali przedpokój, wędrując za kobietą – spoglądała na ściany, na piękne schody prowadzące na piętro i na drzwi, które póki co skrywały za sobą tajemnice. Uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy dotarli do kuchni, połączonej z jadalnią oraz salonem, co stanowiło otwartą przestrzeń, a że póki co były tu wyłącznie jakieś meble kuchenne, wszystko było doprawdy przestronne. – Pięknie tutaj – odparła z zachwytem, rozglądając się z niemałą ekscytacją wymalowaną na twarzy i zerknęła na Chestera, chcąc zobaczyć i jego reakcję – Drewniane wykończenie daje taki cudowny klimat, a te fantastyczne okna tyle światła. Poza tym przestrzeń jest wolna i wszystko można samemu urządzić. I taras – wskazała z wyraźną radością na drzwi, prowadzące właśnie na wyjście na taras i potem wprost do ogrodu, gdzie też pociągnęła lekko za sobą bruneta, by mogli i tam zajrzeć, gdy Margaret pozwoliła na krótką chwilą rozejrzeć się w spokoju, chociaż nadal ukradkiem ich obserwując. Gdy odezwała się jednak, wymieniając zalety tego domu, w momencie, gdy wyszli na moment na taras, by zobaczyć także urokliwy i wcale nie taki mały ogród, spojrzała na agentkę.
- Nie mamy dzieci… jeszcze – uśmiechnęła się delikatnie – Jedno jednak jest już w drodze – dodała, tym razem wcale nie zamierzając się z tym kryć, w końcu i tak sporo osób już o tym wiedziało, a oni nauczyli się o tym mówić – raczej z dumą niżeli z obawą. Instynktownie pogładziła dłonią swój nadal niemal całkiem płaski brzuszek, ale z wyraźną czułością, jakby istotnie czując, że rozwija się tam już nowe życie. – Dlatego właśnie zależy nam na przestrzeni i takim pięknym ogrodzie. Będzie idealny dla dziecka… i dla psa – spojrzała niemal od razu na Chet’a, przypominając sobie, że przecież Aldo także jest członkiem ich rodziny i musieli pomyśleć również o jego swobodzie w nowym miejscu – Będzie zachwycony, mając tyle miejsca do biegania – zaśmiała się cicho, kolejny raz omiatając wzrokiem ogród.
- Fantastycznie, gratuluję – uśmiechnęła się ciepło na wieść o dziecku – I to prawda, ogród wymiarowo jest absolutnie wystarczający, zarówno dla dzieci, jak i dla psa. Spokojnie staną tutaj również przeróżne dziecięce atrakcje, można urządzić ogród według własnego uznania, również dekorując go kwiatami. Daje naprawdę wiele możliwości, tak jak taras, który można zagospodarować, by móc spędzać w nim długie, przyjemne wieczory – zadeklarowała, perfekcyjnie opisując sprzedawany obiekt, niemal każdym słowem zachęcając do jego kupna.
- Już widzę go oczami wyobraźni – zaśmiała się znowu Jordie, rozglądając się po póki co pustej przestrzeni i ostatecznie zatrzymała jednak wzrok na brunecie, którego objęła lekko rękami w pasie, skupiając wzrok na jego twarzy na dłużej. Milczał bowiem do tej pory i to jedynie ona wydawała przeróżne opinie, ekscytując się tym co widzieli. – A Tobie jak się podoba? Co myślisz o wnętrzu i ogrodzie? Bo niewiele mówisz i nie wiem czy to efekt zachwytu czy być może jednak coś jest nie tak – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, wyczekując jednak jego odpowiedzi, podobnie zresztą jak pani Chapman, która chyba lekko się nawet spięła, nie wiedząc czy aby zachwyt Jordie pokrywa się ze zdaniem Chestera i czy aby przypadkiem nie przemknie jej przed nosem okazja do sprzedaży domu. Jordana jednak była absolutnie na tak, nawet jeżeli nie widzieli jeszcze wszystkiego, chciała więc upewnić się co o tym wszystkim myślał teraz Chet – chociaż istotnie domyślała się, że miejsce to przypadło mu do gustu, skoro właśnie tutaj ją dziś przywiózł.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Mówi się, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, i w przypadku Chestera niejednokrotnie już okazywało się to prawdą. Odkąd bowiem był z Jordie - a nawet: odkąd tylko ją znał - robił wszystko, żeby ją uszczęśliwić, momentami może nawet na siłę, i choć jego intencje pozostawały dobre, to często zabierał się do tego w nieodpowiedni sposób, przez co jego działania przynosiły odwrotny - lub w najlepszym przypadku nie do końca oczekiwany - skutek. I wciąż chyba nie docierało do niego, że Jordie najszczęśliwsza była po prostu wtedy, gdy przy niej był; wciąż nie potrafił przekonać samego siebie, że to w istocie było wystarczające. I że on był dla niej wystarczający. - Masz rację - przyznał ze skinięciem głowy, bo doskonale wiedział, że ten związek - ta rodzina - nie mógł istnieć bez niezbędnej szczerości i otwartości, i bez dzielenia się ze sobą swoimi odczuciami, obawami, potrzebami. Że nieporozumień można było uniknąć właśnie poprzez rozmowę, a nie unikanie jej. I że powinni konsultować ze sobą wszystkie decyzje, jakie mogły zaważyć na życiu zarówno ich obojga, jak i ich dziecka - bo obecnie to już nie był tylko on, ale oni. Tylko że niektóre rzeczy wciąż trudno mu było zrealizować, nawet pomimo tej świadomości. Obecna sytuacja pokazywała jednak, że przejście bezpośrednio do działania nie zawsze było najlepszym pomysłem, i że życia chyba nie dało się przeżyć samymi impulsywnymi posunięciami. I choć może dotarło to do niego dosyć późno, to chyba najważniejsze, że - dotarło. I że zamierzał uczyć się na własnych błędach, zamiast je powielać. Słysząc zaś po chwili uwagę Jordie co do wystroju jego aktualnego domu, brunet uśmiechnął się już całkowicie szczerze i swobodnie. Między innymi za to właśnie uwielbiał pannę Halsworth - że zawsze wiedziała, jak z nim rozmawiać; że umiała rozluźnić atmosferę, kiedy zachodziła taka potrzeba; i że kiedy on coś psuł, ona potrafiła to naprawić. - Zgoda, ty wszystko urządzisz, żeby było przytulnie i jak w domu - przystał na jej propozycję z nutką rozbawienia w głosie, świetnie zdając sobie sprawę również z tego, że w jego obecnym lokum trudno było poczuć tak zwane ciepło domowego ogniska, i nazwanie go uroczym już samo w sobie było raczej żartem, niż szczerą opinią. Tam wystrój miał być przede wszystkim praktyczny - Chet zaś osobiście preferował niezbędny minimalizm, i uważał, że wszelkie dodatkowe ozdoby czy powierzchnie mebli, które nie były mu absolutnie niezbędne do życia, służyły wyłącznie temu, by gromadził się na nich kurz, i utrudniały sprzątanie, stanowiąc tylko kolejne przeszkody, z jakimi trzeba było się uporać podczas chociażby odkurzania. A on wolał ułatwiać sobie życie, niż je komplikować - wbrew pozorom - co nie zmieniało faktu, że był skłonny zdać się na gust Jordany, i to w jej gestii pozostawić wybór mebli czy ozdób. Generalnie kobiety czerpały z tego chyba znacznie większą przyjemność, i Chet szczerze liczył na to, że faktycznie w ten sposób Jordie będzie mogła poczuć się jak u siebie, bo koniec końców tylko na tym mu zależało. Dlatego też był tak ciekaw jej opinii odnośnie domu, w jakim się właśnie znaleźli, bo nawet jeśli wnętrze w znacznej mierze pozostawało puste, ściany białe, z kontrastującymi, czarnymi ramami okien - co akurat samemu Chesterowi w zupełności odpowiadało, ale gdyby Jordie zażyczyła sobie pomalować ściany na inny kolor, to również to zrobiłby bez szemrania - a całość na razie odrobinę surowa; to mężczyzna spodziewał się, że w głowie panny Halsworth tworzyły się już pewne wyobrażenia co do tego, jak mogliby owo wnętrze urządzić. Podążył tuż za Jordie na taras, gdy pociągnęła go za rękę, i tam rozejrzał się po terenie za domem, milcząc póki co i ograniczając się jedynie do kiwnięcia głową w geście stanowiącym zgodę ze wszystkim, co mówiła Jordie, wypowiadając się chociażby na temat ich dziecka; choć mimowolnie przez głowę Chestera przebiegła myśl, że teraz już chyba przy każdej okazji wszyscy będą ich pytać o to, czy są małżeństwem i czy mają dzieci. I mimo wszystko cieszył się, że obecnie nie obawiali się już tych pytań tak, jak jeszcze niedawno. Właściwie nawet trochę bardziej Chet obawiał się właśnie pytania o jego opinię - bo często nie potrafił jej wyrazić tak jak należy, i często zbyt mocno tłumił entuzjazm gdzieś w sobie, a z drugiej strony - może i lepiej byłoby, gdyby Margaret nie zorientowała się za szybko, że prawdopodobnie oboje byli w tym domu zakochani od pierwszego wejrzenia, bo wówczas nie byłaby już zbyt skłonna do negocjowania ostatecznej ceny. Mimo to brunet uśmiechnął się zaraz i objął pannę Halsworth ramieniem, muskając przelotnie wargami jej skroń. - Wszystko jest tak. Jest idealnie, będziesz miała co urządzać i dekorować, a pies zdecydowanie będzie miał gdzie biegać. Chociaż nie mam pojęcia, kto miałby się zajmować tym ogrodem - przyznał z rozbawieniem, bo o ile koszenie trawy nie było zbyt trudnym wyzwaniem, to te wszystkie pozostałe zabiegi pielęgnacyjne dla roślin czy chociażby przycinanie krzewów, znajdowały się już poza obszarem jego własnych kompetencji, i nie sądził też, by Jordie posiadała w tej materii jakieś większe pojęcie. Z drugiej zaś strony - nikt nie kazał im sadzić kwiatów; tych kilka drzewek, które już tu rosły, również przyjemnie się prezentowało i dostatecznie zachęcało do spędzania czasu na powietrzu.
- Atutem jest też spokojne i przyjazne sąsiedztwo, to idealne miejsce do wychowywania dziecka, w okolicy wprowadza się coraz więcej młodych rodzin - Margaret wtrąciła zaraz, wyraźnie rozluźniona ich pozytywnymi opiniami; przechodząc dalej, by zaprezentować im resztę domu. - Tu mamy łazienkę, kolejna jest na piętrze - pozwoliła im się krótko rozejrzeć po pomieszczeniu: niewielkim, lecz w zupełności wystarczającym, by zmieścić tam nawet sporą kabinę prysznicową; choć w gruncie rzeczy wiele do oglądania tam nie było, skoro w późniejszym czasie i tak całość wyremontowaliby według własnego gustu. Dalej znalazła się jeszcze niewielka pralnia, jak to w amerykańskich domach. - A tutaj garaż. Jest sporo miejsca, jeśli lubi pan majsterkować - przechodząc dalej kobieta zwróciła się do Callaghana, który wcale aż tak wielkim entuzjastą majsterkowania nie był, więc zbył ją jedynie kurtuazyjnym uśmiechem. - Z kolei na górze będzie coś dla pani. Zapraszam - zaśmiała się tajemniczo i poprowadziła ich wreszcie schodami na piętro, gdzie w pierwszej kolejności zaprezentowała im główną sypialnię - sporych rozmiarów pomieszczenie, w którym, znów, musieli sobie jedynie wyobrazić ogromne, podwójne łóżko. - Proszę sobie tylko wyobrazić te poranki, kiedy będzie państwa budzić wspaniały wschód słońca, a dzięki bezpośredniemu wyjściu na balkon będą państwo mogli zaraz po przebudzeniu zaczerpnąć świeżego powietrza. No i jest ta piękna, duża garderoba. Czyż nie marzyła pani o takiej? - Margaret aż zaświergotała zachwycona w kierunku Jordie, na co Chet tylko zaśmiał się pod nosem. Mimo iż samo pomieszczenie z całą pewnością nie było aż tak duże jak w bardziej bogatych domach, to i tak brunet domyślał się, że każda kobieta dałaby się pokroić za taką komnatę dla jej butów i sukienek. Nie bez powodu poprzedni właściciele postanowili wydzielić część przestrzeni właśnie na ten cel.
- Wygląda nieźle. I pewnie nieźle można się rozleniwić, mając taką sypialnię - zawyrokował z uśmiechem, zaglądając przy okazji również na balkon, z którego roztaczał się nie mniej uroczy widok na resztę osiedla. Prawda była taka, że Chet nie przywykł do długiego wylegiwania się w łóżku, chociaż było to zapewne uzależnione od tego, że dawniej zawsze spieszył się rano do pracy i dopiero przy Jordie zaczął faktycznie odnajdować przyjemność w tych wszystkich leniwych porankach i śniadaniach do łóżka - zwłaszcza gdy nie kończyło się to tylko na jedzeniu. Po chwili z sypialni przeszli dalej do łazienki - okazalszej niż ta na dole.
- Okno w łazience zapewnia naturalne światło, a metraż pozwala na wstawienie dużej, komfortowej wanny - Margaret niemal wyrecytowała, ni mniej ni więcej wyrażając to, co przyszło na myśl i samemu Callaghanowi, gdy wymienił z Jordaną tylko porozumiewawcze spojrzenie, zgadując, że i w jej główce przywołało to wizję tak lubianych przez nich wspólnych kąpieli, które mogliby w tej łazience uskuteczniać, jednak zachowując teraz tę uwagę dla siebie. Pewne rzeczy raczej wypadało przemilczeć w towarzystwie obcej osoby, jaką była agentka nieruchomości. - Wszystkie pomieszczenia są przestronne i ustawne, dają naprawdę wiele możliwości aranżacji - kobieta kontynuowała, prowadząc ich do kolejnego, równie opustoszałego, co niemal cały dom, pokoju. - Na przykład jako pokój dla dziecka - uśmiechnęła się ponownie, sądząc zapewne, że kiedy zobrazują sobie tę wizję łóżeczka oraz tupot dziecięcych stópek, nie będą w stanie zrezygnować z kupna tego domu.
- I jak, widzisz już tu gdzieś łóżeczko? - brunet podjął zaraz z nutką rozbawienia, ale i ciekawości. Wiedział bowiem, że kobiety były z zasady bardziej sentymentalne i to pewnie tym w sporej mierze kierowała się Jordana w swojej ocenie - w odróżnieniu od Callaghana, który nieco bardziej skupiał się również na tych praktycznych detalach, jak chociażby tym, czy dach nie przeciekał - czyli coś, na co kobieta raczej nie zwróciłaby nawet większej uwagi, jeśli tylko sufitu czy ściany nie szpeciłby ogromny zaciek. Dlatego ponownie otoczył Jordie ramieniem, chcąc również skłonić ją do tego, by popuściła wodze fantazji, bo i jemu zależało na tym, aby ciemnowłosa faktycznie zapragnęła tu zamieszkać, i aby ujrzała w tym domu miejsce, gdzie chciałaby wkrótce wychowywać wraz z Chesterem ich dziecko.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Jordana w żaden sposób nie miała mu za złe tego, że się starał – wręcz przeciwnie, uwielbiała wszystko co robił – co robił dla niej – a przy tym po prostu doceniała nawet najdrobniejszą nawet zmianę, jaka w nim zachodziła. Chociaż oczywistym jest, że nie zamierzała zmieniać go na siłę, w ogóle nie o to w tym chodziło: jednak pewne kwestie musiały ulec zmianie, bo Chet musiał nauczyć się z nią rozmawiać, musiał w ogóle wpuścić ją do swojego życia i co najważniejsze, musiał w końcu zacząć liczyć się z kimś poza sobą – bo teraz mieli tworzyć zgrany duet. W tym wszystkim nie mogł decydować samodzielnie i nie mógł wiecznie myśleć tylko o tym co dobre dla niego – właśnie w związku z tym doceniała to, że chciał ją uszczęśliwiać i że zależało mu na tym, aby szczęśliwa była, czego ostatecznie ona także pragnęła dla niego. Całość zawsze oscyluje wokół tego, czy to właśnie Jordie będzie szczęśliwa, ale prawdą jest, że i ona wielokrotnie miała wątpliwości co do tego czy aby na pewno jest odpowiednią kandydatką dla niego – czy on jest i czy będzie mógł być szczęśliwy z nią: bo przecież i o jego szczęście w tym wszystkim chodzi. I nawet jeżeli początkowo miała co do tego wątpliwości, tak teraz – przede wszystkim widząc te pozytywne zmiany, które w nich zaszły, zaczynała wierzyć, że mogą wiele dobrego dla siebie zrobić – i to wzajemnie. Może więc nie wszystko jeszcze w tym układzie funkcjonowało jak należy, ale przynajmniej starali się i próbowali zdziałać cuda – sprawić, by to wyglądało dobrze i by ta wspólna przyszłość malowała się w jasnych barwach. I chociaż obecnie Chester znowu zadecydował trochę za nią – bo nie podjął nawet rozmowy na temat wspólnego mieszkania, a jedynie wybrał dom samodzielnie i po prostu ją tu przywiózł, to i tak pozostawało to nadal piękną i miłą niespodzianką, a nie przykrym zaskoczeniem. Jordie była niemal zachwycona faktem, że sam wyszedł teraz z tą inicjatywą i że naprawdę chciał, aby razem zamieszkali, co znaczyło dla niej więcej niż to czy w ogóle o tym porozmawiali czy też nie. Poza tym nie odebrał jej możliwości wyboru, bo nadal kwestia ostatecznej decyzji leżała również po jej stronie – więc tak czy inaczej pomyślał o niej, jednocześnie sprawiając jej tak wspaniałą niespodziankę, dzięki której poczuła się chyba po prostu pewniej. A ten krok, który właśnie wykonywali do wspólnej przyszłości, jedynie otwierał im drogę do tego, by właśnie zaczęli rozmawiać – snuć wspólne plany i wspólnie urządzać to urocze gniazdko, które będą nazywać domem. Poczuła więc ulgę, gdy brunet znowu się rozluźnił i zaczął ewidentnie cieszyć tym wszystkim co zorganizował – dostrzegając zapewne niemałą radość dosłownie wypisaną na buźce Jordie. Tym większą, gdy padło stwierdzenie – jak w domu, bo chyba naprawdę dopiero dochodziło do niej, że wreszcie będą mieli dom – i to wspólny. Bynajmniej nie zamierzała ona jednak zbędnie go zagracać czy nadmiernie dekorować, bo jedynie chciała nadać mu odrobinę kobiecej ręki i przede wszystkim chciała, aby był nieco bardziej przytulny, zwłaszcza z uwagi na pojawienie się dziecka. Jednakże styl mieli chyba całkiem podobny, bo minimalistyczny wygląd domu Chester jej się podobał, tyle, że jedynie bardziej by ociepliła to wnętrze i chyba byłoby wtedy idealnie – dlatego też będzie miała okazję uczynić to najpewniej właśnie tutaj. Ale tak, aby oboje byli zadowoleni, bo przecież i tu będzie się liczyło także jego zdanie. Ale aż czuła ogromną ekscytację na myśl o nadchodzących zakupach – na myśl o tym, że będzie mogła wybrać wszystkie meble by udekorować wnętrze, by wszystko było dokładnie tak jak tego zapragną i to rzeczywiście sprawiało jej jeszcze większą radość. Właściwie już w tej chwili, gdy to sobie uzmysłowiła, zapomniała o tym, że dom będzie należał formalnie wyłącznie do Chet’a, bo liczyło się jedynie to, że ostatecznie stworzą go razem niemal od zera i będzie ich – a nie tylko jego. Więc tak, już poczuła się tu jak u siebie i to zdecydowanie było po niej widać. Uśmiechnęła się więc jeszcze szerzej, gdy i brunet wyraził pozytywną opinię o domu i ogrodzie, pokiwała na to ochoczo głową i zaśmiała się nawet na wspomnienie o ogrodzie. – To prawda, jest idealnie. I w zasadzie nie znam się zbytnio na ogrodnictwie, ale też nie musimy sadzić tutaj nadmiernie dużo kwiatów. Nawet teraz ogród prezentuje się pięknie, ale zawsze też moja siostra może coś doradzić, bo sama amatorsko interesuje się kwiatami i ma piękny ogród – uśmiechnęła się do niego, ale jedynie podsuwając taką propozycję, bo ostateczną decyzję podjęliby raczej później. I to dużo później, bo priorytetem i tak byłoby urządzenie wnętrze, potem zaś dopiero ogrodu – ewentualnie. Aczkolwiek Jordie chyba marzyła o tym, aby mieć tu jednak trochę kwiatów, które zdecydowanie stanowiły serce tego miejsca i dodawały jeszcze więcej uroku, gdy spędzaliby tutaj sporo czasu. Póki co nie martwiła się więc o to, kto zajmowałby się roślinkami, zapewne jakoś by sobie poradzili, a jeżeli nie, to zawsze można było zorganizować jakieś wsparcie. Uśmiechnęła się do Margaret, gdy wspomniała o przyjaznym otoczeniu i licznych rodzinach z dziećmi, lekko jednak chyba oszołomiona tym, że za moment mieli mieszkać na przedmieściach, wśród typowych rodzin z dziećmi – jako rodzina, jak jedni z nich, co jeszcze jakiś czas temu jawiło się jako istna abstrakcja. Gdy więc ruszyli dalej, zaabsorbowała się oglądaniem wnętrza i łazienki na dole, w której kobieta na moment zostawiła ich samych. – Już widzę tutaj dużą, przeszkloną kabinę, taką od ściany do ściany – wskazała z rozmarzeniem na miejsce, w którym mogła stanąć faktycznie przestronna kabina, w której spokojnie mogliby zmieścić się we dwoje – W końcu nasze wspólne prysznice absorbują nieco miejsca – dodała półszeptem, z lekkim rozbawieniem wspominając to co chociażby wyczyniali pod prysznicem ostatnio, podczas weekendowego wyjazdu. Dlatego taka kabina i tu była zdecydowanie punktem obowiązkowym, ale za to tutaj mogli zrobić ją wedle własne uznania i nieco bardziej dostosować ją do swoich ulubionych zajęć pełnych rozkoszy. Zaśmiała się znowu cicho, dostrzegając znaczące spojrzenie bruneta i na zawołanie Margaret, opuścili łazienkę i ruszyli wraz z nią na górę. – Coś dla mnie, brzmi intrygująco – zawyrokowała Jordana, nie mogąc by się wręcz doczekać, by zobaczyć resztę, przez co chyba nieświadomie nieco mocniej ściskała męską dłoń. Wchodząc do głównej sypialni, która miała być ich królestwem, odetchnęła aż cicho z wrażenia, widząc to przestronne i pełne światła wnętrze, w dodatku wraz z balkonem, na który mogłaby zaraz po przebudzeniu wyjść w piękny, słoneczny poranek. – Zdecydowanie już sobie to wyobraziłam – rozmarzyła się niemal, spoglądając zaraz z uśmiechem na Chet’a, który mógł jedynie chłonąć jej radość i podekscytowanie, bo naprawdę nie była w stanie ich ukryć nawet na sekundę. – Tu mogłoby stanąć duże łóżko, co pozwalałoby nam spoglądać niemal wprost w okna i budziłyby nas promienie słońca. A latem wyjście wprost na balkon – zgadzając się z Margaret, wskazywała dłonią kolejne miejsca w pomieszczeniu, niemal mając już w głowię zarys tego miejsca i sam pomysł na to, jak chciałaby je urządzić. Oczy jednak rozbłysły jej bardziej, gdy kobieta poprowadziła ich do miejsca na garderobę. – Jest miejsce na garderobę – spojrzała z ekscytacją na Chestera, uśmiechając się szeroko, a potem weszła do środka i rozejrzała się – Cudownie. Zawsze marzyłam o garderobie – pokręciła z niedowierzaniem głową, na myśl o spełnieniu jednego ze swoich małych marzeń. Garderoba zaś tutaj, była niemal jak pół jej mieszkania, wiec nieporównywalna była przestrzeń tego domu, do miejsc, w których pomieszkiwała Jordie. Garderoba pozostawała więc jej niespełnionym marzeniem – jak chyba każdej kobiety, tym większa była więc jej radość na myśl, że teraz mogłaby ją mieć. Gdy Margaret wyszła i ruszyła dalej, ciemnowłosa z radością wpadła wprost w ramiona Chestera i objęła go za szyję, całując krótko, acz soczyście w usta, by wyrazić chociaż odrobinę w ten sposób swoje zadowolenie. – Jest idealnie – mruknęła cicho do niego, ciesząc się ogromnie, po czym ujęła znowu jego dłoń i powędrowali za kobietą, niemniej ciekawi pewnie jeszcze ostatnich pomieszczeń w tym domu – którym akurat teraz była kolejna, ale przestronniejsza łazienka. Wymieniła z brunetem porozumiewawcze spojrzenie na wspomnienie o wannie i uśmiechnęła się z lekka zaczepnie, myśląc dokładnie o tym samym co i on. – Duża, wolnostojąca wanna przy samym oknie – wskazała ruchem ręki, dosłownie już ją tam widząc: wannę i ich w tej wannie, gdy wieczorem mogliby sobie leżeć w wannie pełnej piany i obserwować rozgwieżdżone niebo – ciesząc się chwilą tylko we dwoje. Idealne wizje rodziły się więc w jej głowie i jedynie bardziej zachęcały ją do tego miejsca. Tym chętniej przeszła więc do następnego pomieszczenia i uśmiechnęła się ciepło, gdy kobieta zasugerowała, że to mógłby być pokój dla dziecka – i tak, to powinien być pokój dla ich dziecka, bo przy tym znajdował się blisko ich sypialni. Gdy więc Chet objął ją ramieniem, odchyliła głowę i uśmiechnęła się teraz do niego, obejmując go ręką w pasie. Pokiwała ochoczo głową i rozejrzała się po pokoju. – Widzę wszystko co mogłoby się tutaj znaleźć. Piękne łóżeczko tam przy ścianie, obok przewijak i śliczna szafka. Tam w kącie wygodny fotel, na tej ścianie jakaś urocza dziecięca dekoracja, może tapeta albo jakaś śliczna lampka, a tutaj… dużo miejsca na inne drobiazgi i mnóstwo zabawek – wyrecytowała z wyraźnym entuzjazmem, śmiejąc się także cicho pod nosem. Nie, zdecydowanie nie musiał jej dwa razy namawiać, bo te wizje niemal same tworzyły się w jej głowie, co znaczyło ni mniej ni więcej, że już czuła się tu jak u siebie – że już widziała to oczami wyobraźni. Wtuliła się więc w niego nieco bardziej, nadal wpatrując się we wszystko, by utkwiło to w jej pamięci na dobre.
- Dom jest przystosowany dla rodzin z dziećmi, przy tym absolutnie nowoczesny i zadbany. Przestronny, doskonale doświetlony – warunki dobre również dla posiadających zwierzęta. Obecny właściciel zadbał również o to, by był ustawny, ale i pusty – co pozwala Państwu na zaaranżowanie go wedle własnego uznania i to właściwie od zaraz – oznajmiła Maragret, wyraźnie rozluźniona i zadowolona tym, iż dom naprawdę im się podobał. A Jordie jedynie spojrzała na Chet’a, wysłuchując jak kobieta jeszcze zachwalała system grzewczy i inne techniczne sprawy, a gdy podzieliła z brunetem spojrzenie, uśmiechnęła się szerzej. – Jest niesamowity, prawda?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Jedno jak dotąd było pewne: oboje byli szczęśliwi, mogąc uszczęśliwiać się nawzajem; a widok uśmiechniętej, rozmarzonej Jordie, gdy wyobrażała sobie w głowie to ich rodzinne gniazdko - oraz ich wspólne życie tutaj - był czymś, co Chet oglądał z nie mniejszą radością i ulgą, bo to najlepiej świadczyło o tym, iż owa niespodzianka nie okazała się aż tak chybiona, jak przez chwilę mogło się wydawać; acz z drugiej strony, mężczyzna nie miał wątpliwości, że nie mniej Jordana cieszyłaby się, zwiedzając jakieś skromne mieszkanko, w którym po prostu mieliby zamieszkać razem. I chociaż do tej pory nie myślał on zbyt wiele o przyszłości, zwłaszcza gdy wszystkie jego dotychczasowe plany runęły wraz z odejściem z FBI i w momencie powrotu do Seattle brunet doprawdy nie miał pojęcia, co będzie teraz z jego życiem; to obecnie miał powód i motywację - w postaci Jordie oraz ich dziecka - by jednak zacząć patrzeć na pewne kwestie w nieco szerszej perspektywie. By nie tylko myśleć o tym, gdzie będzie co najwyżej za tydzień, ale za rok czy nawet za kilka lat. I to właśnie dom był taką inwestycją na lata - lub przynajmniej niemą deklaracją, że faktycznie Chester pragnął dzielić swoją przyszłość z Jordie, i być przy niej nie tylko teraz, ale również za kilka miesięcy, gdy ich dziecko przyjdzie już na świat, jak i - jeśli tylko zdołają ze sobą wytrzymać - za parę lat. I że nie bał się już kroku tak wiążącego, jak wspólny zakup domu - gdzie wynajem wciąż jawiłby się jako coś tymczasowego i niepewnego. Wysłuchując natomiast jej wizji odnośnie urządzenia wnętrz, Chet szybko zorientował się, że planowanie wystroju istotnie będzie dla Jordie przyjemnością, a że wizje ich obojga w niemałym stopniu się ze sobą pokrywały, to mógł ze spokojnym sumieniem zdać się w pełni na gust brunetki, bo choć żaden mężczyzna nie przyznałby tego na głos, to i jemu żyło się lepiej w przytulnym i ładnie urządzonym miejscu. I choć w pewnym sensie były to tylko mury, a Chet nie chciał, by stali się oni jedną z tych par, które z czasem po prostu osiadają w domu, nie mając ochoty nigdzie się stamtąd ruszać i praktycznie nigdzie ze sobą, ani osobno, nie wychodzą - co wprawdzie wydawało się mało prawdopodobne w ich przypadku, nawet jeśli rutyna z czasem może dopaść każdego - to pragnął zapewnić zarówno Jordanie, jak i dziecku, miejsce gdzie czuliby się bezpiecznie, pewnie i spokojnie. Które by ich nie pochłonęło, ale do którego mogliby wracać - czego nie posiadali obecnie, żyjąc pomiędzy jego, a jej mieszkaniem. - Podoba mi się. A z taką bujną wyobraźnią i tyloma pomysłami może powinnaś przy okazji stworzyć jakiegoś bloga o urządzaniu domu i zostać kolejną Marthą Stewart - skwitował z rozbawieniem jej przemyślenia co do kolejnych pokoi, lecz żeby mimo wszystko nie zabrzmieć, jakby się z niej naśmiewał, pogładził zaraz dłonią ramię Jordie, wciąż ją obejmując. Zdawał sobie jednak sprawę, że takie zajęcie pasowało raczej do kobiety spełniającej się w roli mamy, nie pracującej, a cierpiącej na nadmiar wolnego czasu, do którego to portretu Halsworth nijak nie pasowała - ale skoro tak ją ten temat pasjonował? A Chet czasami próbował subtelnie podsunąć jej jakiś pomysł na nią - choćby i nietrafiony - bo chociaż oczywiście wspierał brunetkę we wszystkich jej wyborach, to nie życzył jej, aby wiecznie tkwiła w tym cholernym barze jako kelnerka. Póki co jednak niedługo i ona będzie taką mamą, która z uwagi na dziecko będzie raczej musiała na jakiś czas zrezygnować z pracy, acz znając ich oboje, trudno liczyć na to, że ich dziecko okaże się na tyle bezproblemowe i spokojne, by Jordana miała czas na dodatkowe zajęcia. Nawet jeśli nie miała być w opiece nad nim osamotniona. Uśmiechnął się, gdy Jordie uznała dom za niesamowity, i kiwnął głową. - Będzie. Kiedy będzie nasz - uznał w odpowiedzi, ruszając zaraz wraz z ciemnowłosą za agentką nieruchomości, która pokazała im resztę domu, raz jeszcze opisując im i wychwalając każdy jego aspekt, a następnie odpowiedziała również na ich pytania i objaśniła wszystko odnośnie samego procesu zakupu takiej nieruchomości. I choć wszystko wskazywało na to, że już teraz mogli stwierdzić, iż byli wstępnie zainteresowani ofertą, to Chet, nie chcąc wypowiadać się za Jordie ani w żaden sposób na nią naciskać, tym razem nie zdecydował się już na żadną deklarację. Zamiast tego podziękowali więc Margaret i powściągając entuzjazm dyplomatycznie uznali tylko, że muszą jeszcze omówić ten temat na spokojnie, zastanowić się, i wtedy dopiero wspólnie podjąć decyzję oraz poinformować o niej pracownicę biura nieruchomości, jaka wydawała się może nieco rozczarowana, ale mimo wszystko wyrozumiała. Zapewne zdawała sobie też sprawę z tego, że skoro spodziewali się dziecka, to niejako ograniczał ich czas i nie było ich stać na zbyt długie poszukiwania domu. Taka zresztą była prawda, choć oczywiście nie tylko dlatego chcieli razem zamieszkać. W końcu zatem pożegnali kobietę i wrócili do samochodu, ponownie pozostając już sam na sam. - I co o tym myślisz? - zagaił, gdy pomiędzy nimi rozległ się znajomy śpiew silnika, a brunet wycofał auto z podjazdu pod domem, i zerknął na pasażerkę. - Nie pytam, czy chcesz tu zamieszkać. To tylko jeden dom, nie musimy się spieszyć z decyzją, możemy obejrzeć inne, które ci się spodobają - dodał zaraz, sięgając do Jordie ręką w poszukiwaniu jej dłoni - bo przy niej miał zwykle niemałą trudność z utrzymaniem obu na kierownicy, mimo iż tym razem chciał raczej okazać jej wsparcie bardziej niż po prostu położyć łapsko na jej udzie. I mówił szczerze: bo właściwie powinni obejrzeć inne domy, by móc rzetelnie wybrać ten, który stanie się ich wspólnym gniazdkiem na, prawdopodobnie, kolejne lata. A Chet był już teraz szczególnie ostrożny i nie chciał w żaden dodatkowy sposób wpływać na Jordie - mimo że poniekąd znał już jej zdanie na temat miejsca, które właśnie odwiedzili; i mimo że sam także je podzielał.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Zdecydowanie najważniejszy w tym wszystkim był fakt, że mieli owe miejsce zamieszkiwać właśnie razem – niezależnie więc od tego czy to miałoby być niewielkie mieszkanie w centrum czy taki urokliwy dom na przedmieściach, to Jordie i tak byłaby przeszczęśliwa. Nie chodziło bowiem w żaden sposób o miejsce, a o to, że Chet chciał z nią dzielić życie i że chciał z nią zamieszkać, tak jak i ona sama tego chciała. Mimo więc braku potencjalnej komunikacji między nimi w tej sprawie, ostatecznie wszystko rozegrało się dokładnie tak jak powinno – a może i nawet lepiej, bo w ostateczności Chet przecież sprawił jej wspaniałą niespodziankę i to także mocno doceniała. Niespodzianka zaś oscylowała wokół dwóch tematów, bo raz, że w ten sposób przekazał, że chce, aby wspólnie zamieszkali, to dwa, właściwie od razu pokazał jej dom jak z marzeń, który chciał dla nich kupić. Szybko więc zapomniała o tym, że nie było jej stać na jakiś własny wkład i że istotnie nie mogli go kupić wspólnie, jak i o tym, że nie zdołali wcześniej o tym porozmawiać i podjąć tej decyzji wspólnie. Tak naprawdę jeszcze mnóstwo wspólnych decyzji przed nimi, chociażby właśnie tych, które dotyczyć miałyby aranżacji wnętrza ich nowego domu, bo chociaż istotnie miała się tym zająć właśnie Jordana, to i tak pragnęła, aby to miejsce było przytulne i odpowiednie dla nich wszystkich: dla niej, dla Chet’a, dla Aldo i oczywiście dla ich dziecka. Dlatego to wspólne podejmowanie decyzji musiało w końcu wejść im w nawyk, musieli rozmawiać i decydować wspólnie, by potem nie stwarzać sobie na drodze niepotrzebnych problemów i nieporozumień. Tym samym jednak Chester faktycznie sprawił, że Jordie zaczęła czuć się pewniej – w ten niemy sposób zakomunikował, że zaczął myśleć o nich w znacznie szerszej perspektywie – nie w granicy kilku miesięcy, ale lat, które mieliby wspólnie spędzić jako rodzina właśnie w takim domu, który był inwestycją długoterminową. Mimo, że zapewne oboje i tak nadal obawiali się tego wszystkiego co była tak nowe i nieznane, wewnętrznie zapewne nadal odczuwali przeróżne obawy, to mimo wszystko pragnęli razem być i troszkę po omacku, ale dzielnie brnęli do przodu, starając się o tym przekonać siebie wzajemnie. I chyba udawało się im to w dobrym stopniu, bo kto by jakiś czas temu powiedział, że Ci dwoje będą dzisiaj myśleć o założeniu rodziny i planować kupno domu? Zapewne nikt – a tym bardziej nie oni, gotowi będąc raczej wyśmiać takie sugestie, niżeli wziąć je za prawdziwe. Los jednak bywa na tyle przewrotny, że nawet ta niepozornie szalona, uwielbiająca wolność i zabawę dwudziestokilkuletnia dziewczyna zdoła tak szybko dojrzeć i spojrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy. Chociaż oczywiście nadal bardzo daleko jej do bycia dojrzałą – tak w stu procentach i do bycia matką również, to jednak pewne instynkty zaczynały już budzić się w niej do życia i to właśnie było najlepszym podłożem tych zachodzących w niej zmian. A dom, który mieli razem stworzyć miał być właśnie tym miejsce, które emanowałoby spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, które było im niezmiernie potrzebne – miejscem, do którego chcieliby wracać i w którym chcieliby spędzać razem czasem. Nawet jeżeli ostatecznie to tylko mury, to nie mogły one też pochłonąć ich bez końca, ale i Jordie i Chet tak bardzo obawiali się rutyny, że nawet jeżeli jakaś drobna ich ostatecznie dopadnie, to na pewno oboje zrobią wszystko, by to właśnie ona nie pochłonęła ich bez końca. – To prawda – uśmiechnęła się do niego uroczo, myśląc o tym dokładnie w ten sam sposób, bo teraz ten dom jest piękny, ale całkowicie niesamowity będzie dopiero wtedy, gdy będą mogli już nazwać do swoim. Gdy będą w nim mieszkać i stworzą w nim rodzinę. Całkowicie więc oszołomiona, ale niezmiernie szczęśliwa, powędrowała więc nadal tkwiąc w objęciach bruneta, za agentką nieruchomości, które raz jeszcze niespiesznie oprowadziła ich po wnętrzu, dodając jeszcze co nieco do swoich wcześniejszych wypowiedzi i pozwalając im obejrzeć jeszcze wszystko na spokojnie. Jednocześnie tłumacząc jak miałby wyglądać sam proces kupna oraz wszelkie formalności, które były przy tym wymagane. Nie zdecydowali się jednak na ostateczną deklarację, co chyba rozczarowało odrobinę Margaret, ale chyba nie chcieli podejmować tej decyzji zbyt pochopnie, więc podziękowali jej za wszystko, prosząc jednak o czas do namysłu. W końcu musieli przecież podjąć rozmowę w tym temacie i zdecydować się na coś wspólnie – nie zaś na szybko i będąc odrobinę postawionym pod ścianą, chociaż sam pomysł był doprawdy cudowny. Odetchnęła wiec cicho, gdy wsiedli już do samochodu, pozostając sam na sam. – Ten dom naprawdę jest przepiękny – oznajmiła, wyglądając jeszcze przez okno samochodu, gdy brunet już odjeżdżał z podjazdu, a ona mogła ostatni raz spojrzeć na budynek, by i jemu lepiej się przyjrzeć, bowiem wcześniej była zbyt zaskoczona i zbyt przejęta tym wszystkim co się działo – Aż nie chce mi się wierzyć, że moglibyśmy tutaj zamieszkać – dodała, kierując tym razem wzrok na bruneta, gdy odjechali na tyle, że budynek nie był już widoczny, a przed nim rozpościerała już tylko przyjemna i urokliwa okolica, dość podobnych domków, które zapewne zamieszkiwały rodziny z dziećmi, które to kiedyś mogliby nazywać sąsiadami. Uśmiechnęła się, dostrzegając męską dłoń i sama sięgnęła do niej swoją, aby złączyć ich palce w uścisku, opierając się wygodnie o siedzenie i cały czas spoglądając w męski profil, który cieszył jej oczy nieustannie. – Chciałabym tutaj zamieszkać – stwierdziła, muskając delikatnie kciukiem jego dłoń – I właściwie wiem, że nie musimy się z tym spieszyć, ale jeżeli mam być szczera, to dla mnie ten dom jest idealnym wyborem. Może faktycznie powinniśmy obejrzeć jeszcze jakieś inne żeby wybrać to najlepsze miejsce… ale prawda jest taka, że wybrałeś ten dom, bo na pewno wpadł Ci w oko i Ci się spodobał, tak? – zagadnęła, wpatrując się w niego i gdy zerknął na nią na moment, przez co podzielili spojrzenie, uśmiechnęła się znowu delikatnie – Teraz spodobał się także mi i to chyba w równym stopniu, jak Tobie, więc… decyzja wydaje się oczywista. Jednak jeżeli mielibyśmy czas, to moglibyśmy zobaczyć także inne miejsca, o ile nikt nie podkupi tego. Ile właściwie mamy czasu na decyzję? – spytała w końcu, poniekąd jakby wyrażając chęć obejrzenia innych miejsc, ale jednocześnie będąc kompletnie zachwyconą tym domem, na tyle, że nie chciałaby nagle go stracić – A Ty co o tym myślisz? Wolałbyś jeszcze obejrzeć inne miejsca?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

To wszystko wciąż było ich wspólnym doświadczeniem - nowym dla nich obojga, bo i Chet nigdy nie dopuścił do siebie żadnej kobiety na tyle blisko, i na tak długo, by w ogóle móc zacząć myśleć i snuć jakiekolwiek plany o dzieleniu ze sobą domu. I nawet jeśli zasadniczo zamierzał dać Jordanie wolną rękę w kwestii urządzenia wnętrza, to nie zamierzał zostawić jej z tym samej. Po prostu logicznym wydawał się tu pewien podział obowiązków - ona wybierze meble, które on zmontuje; ona wybierze kolor farb, jakimi on pomaluje ściany. Ewentualnie zatrudni do tego ludzi, choć jako mężczyzna posiadał na tyle umiejętności, by pomachać wałkiem czy pędzlem, oraz by poskręcać parę śrubek. Nadal też służył swoją opinią w wyborze chociażby mebli, a brunetka znała go już z pewnością na tyle dobrze, by wiedzieć, ze gdyby coś mu się nie podobało, to nie omieszkałby jej po prostu o tym powiedzieć. Czekały ich więc wspólne zakupy, wspólne przeglądanie katalogów meblowych - bo ten dom miał być w równym stopniu jego, jak i jej. - Cieszę się, że ci się podoba - przyznał szczerze, bo dokładnie na taką reakcję liczył, przywożąc ją tu dzisiaj. - Ale możemy zamieszkać gdziekolwiek zechcesz - dodał zaraz, pragnąc dać Jordanie do zrozumienia, że nie musiała dowierzać lub nie dowierzać; że Chet chciał spełnić jej życzenia i zapewnić jej taki dom, o jakim marzyła, nawet gdyby miało go to niemało kosztować. I że, gdyby tylko był w stanie, to dałby i zrobiłby dla niej wszystko. Dla niej - oraz dla ich dziecka; bo to on czuł się odpowiedzialny za to, aby niczego im nigdy nie zabrakło. I gdyby tak się stało, byłoby to jego osobistą porażką. Uśmiechnął się do niej, gdy przyznała, że chciałaby zamieszkać w tym domu, i pogładził delikatnie wierzch jej dłoni. - Jasne, spodobał mi się ten dom i jak dla mnie, moglibyśmy tu zamieszkać, a właściwie poza kuchnią, łazienką czy odświeżeniem pozostałych pokoi, nie wymaga jakiegoś gruntownego remontu, który ciągnąłby się miesiącami - chociaż nie wiem, jak ty to widzisz - zerknął na nią pytająco, bo może Jordie uzna, że chciałaby też wymienić wszystkie podłogi, okna, wyburzyć lub dobudować jakąś ścianę czy przemalować elewację. Generalnie jednak dom był w dobrym stanie i mógł się obejść bez tak dużej ingerencji, by wciąż jednak mogli go urządzić po swojemu i by czuć się tu jak u siebie. - Nie sugeruj się tym, że cię tu przywiozłem, to nie znaczy, że koniecznie musimy go kupić, chodziło mi po prostu o to, żeby jakoś... ruszyć z miejsca i w końcu się za czymś rozejrzeć. Nie chcę, żebyśmy później żałowali tego wyboru, albo tego, że nie zobaczyliśmy więcej domów. Nie powinniśmy się spieszyć, chociaż właściwie... mamy czas, dopóki ktoś inny się nie zdecyduje. Moglibyśmy jeszcze na dniach pooglądać coś innego, nawet gdyby po tym tutaj już żaden dom nie miał się okazać tak idealny, i wtedy podejmiemy decyzję, dobrze? - spojrzał na nią z ukradkowym uśmiechem, zanim na powrót utkwił swoje spojrzenie w drodze przed nimi. Zakup nieruchomości to, mimo wszystko, nie było coś, na co powinni decydować się pod wpływem impulsu czy chwilowej euforii i zachwytu nad pierwszym domem, jaki zobaczyli. Oczywiście mogło okazać się tak, że faktycznie każde kolejne lokum będą przyrównywać do tego i żadne mu nie dorówna; ale przynajmniej nie będą mieli sobie za złe - lub raczej: Jordie nie będzie miała mu za złe - że nie dali sobie wyboru, gdyby przypadkiem wpadła im później w oko jakaś lepsza oferta. Ale przy tym nie powinni też nadmiernie zwlekać, aby ktoś inny nie zgarnął im tego idealnego domu sprzed nosa. Na moment zamilkli więc, zapewne na spokojnie przyswajając sobie w głowach to, co właśnie widzieli, jak i tę perspektywę dzielenia domu ze sobą nawzajem, i dopiero po chwili brunet odchrząknął i zerknął ponownie na pasażerkę. - Wiesz, że kiedy kupimy nowy dom, będziemy musieli zaliczyć seks w każdym pomieszczeniu? To nasz obywatelski obowiązek - wzruszył bezradnie ramionami, posyłając pannie Halsworth rozbawiony uśmiech, by na moment odciągnąć ich myśli od tych odpowiedzialnych decyzji; mimo iż bynajmniej nie żartował i z całą pewnością Jordie dobrze o tym wiedziała. Zresztą lubili wspólnie odkrywać nowe miejsca i zapewniać sobie nowe doznania, więc i ta zasada jawiła się jako kolejna wspólna przygoda, a jednocześnie argument za tym, że wspólne mieszkanie wcale nie będzie czymś nudnym - nie w ich przypadku, skoro oboje obawiali się i unikali tej nudy jak ognia, i z całą pewnością wiedzieli, jak skutecznie urozmaicić sobie życie, by nie dopadła ich rutyna. Póki co jednak na to się nie zapowiadało; przeciwnie - kolejne dni miały być szczególnie ekscytujące, kiedy to przyjdzie im obejrzeć kolejne domy i zdecydować się ostatecznie na zakup któregoś z nich, by móc wreszcie razem zamieszkać oraz rozpocząć wspólnie ten kolejny, zupełnie nowy, a wyczekiwany już chyba przez nich oboje, rozdział ich życia.

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”