WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
— Przemyślę to — odparła nieco wymijająco. Próbowała go spławić, choć podejrzewała, że nie będzie to proste. Wiedziała już, jak zawzięty potrafił być Darwin. Szczerze mówiąc, chyba nie znała większego uparciucha, niż Johnson.
— Oczywiście, że uwielbiam panoramy. Po prostu nie jestem największą fanką drogich restauracji. Wolałabym, gdybyśmy razem coś ugotowali. Zadbałabym o to, żebyś mnie nie otruł — rzuciła z rozbawieniem i ukradkiem spojrzała mnie w oczy. — Wiesz, jestem trochę typem staroświeckiej romantyczki. Wątpię, żebyś dał radę to znieść. Lubię zaglądać innym w dusze i poznawać ich prawdziwe ja — odparła i upiła łyk wina. Te słowa były najbardziej prawdziwą rzeczą, która padła dziś z jej ust. Nie sądziła, że tak bardzo się przed nim otworzy, ale skoro byli na randce to stwierdziła, że fajnie byłoby poruszyć jakiś bardziej poważny temat. Trochę go testowała i była ciekawa, jak zareaguje. Stwierdziła, że nie zaszkodzi go sprawdzić i ostatecznie ocenić, czy był warty jej uwgi.
-
– Powiem Katie, żeby przesłała ci mój numer, kiedy się zdecydujesz – puścił jej oczko, przechylając delikatnie głowę. Nie zamierzał naciskać. Dzisiaj był zaskakująco nienachlany i uroczy. Widział, że to całkiem nieźle działało na jego towarzyszkę, więc takiej właśnie linii zamierzał się trzymać.
– Razem coś ugotowali? Gdybym cię od razu zaprosił do siebie, to prawdopodobnie natychmiast byś wyszła, Eleno. Chociaż może następnym razem pokażę ci moje umiejętności w gotowaniu. Robię obłędną carbonarę – powiedział z uśmiechem, bo faktycznie było to jego popisowe danie. Uwielbiał kuchnię włoską, a że mieszkał sam, to potrafił to i owo upichcić.
– Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, jestem w stanie znieść całkiem dużo – powiedział z delikatnym uśmiechem. – Czyli ja jestem wyjątkiem? No, chyba że uważasz że arogancki pozer to moje prawdziwe ja – stwierdził z rozbawieniem. – Jesteś pełna sprzeczności, co? Nie chcesz oceniać po okładce, ale mimowolnie i tak to robisz – przechylił głowę, celując w nią widelcem, bo na pewno już od jakiegoś czasu pachnące dania stały przed nimi.
-
— Jestem wegetarianką, więc jeśli kiedyś Cię odwiedzę, będziesz musiał trochę bardziej się wysilić — odparła i delikatnie przygryzła dolną wargę. Prawdę mówiąc, jego osoba coraz bardziej ją intrygowała. Była ciekawa, jaki Darwin był prywatnie.
— Teraz to Ty jesteś przewrażliwiony. Nie znasz mnie, nie jestem jakąś szczególnie wylewną osobą. Cenię sobie prywatność i tak dla swojej informacji nie próbowałam Cię oceniać. Po prostu ufam swojej intuicji. Wiesz co, kończymy tą randkę. Byłam naiwna myśląc, że nie jesteś taki zły — mruknęła i sięgnęła po torebkę. Rzuciła pieniądze na stół, a następnie udała się w kierunku windy, aby opuścić lokal. Darwin skutecznie podniósł jej ciśnienie i nie miała ochoty na to, aby dłużej przebywać w jego towarzystwie.
-
Z takim komunikatem, późnym popołudniem, opuściła kancelarię. Wracała do mieszkania ukontentowana obrotem sprawy, mimo że pozostawała ona niewiadomą. Rozwikłanie zagadki, mimo podjęcia pierwszych prób w tej kwestii już w chwili odczytania treści finalnego skojarzenia, odłożyła na moment, w którym swobodnie, nieskrępowana będzie mogła oddać się wewnętrznej wymianie myśli. Mimo wszystko te wciąż krążyły wokół rozwodu. Fakt, że w drodze powrotnej, każde czerwone światło, każdy najmniejszy postój, oddalały ją od tego działania, potęgował w niej kłębiącą się od środka niecierpliwość.
Jeśli Yael pragnęła poczuć się jak w niebie, czyli najbliżej chmur, zazwyczaj brała długą, gorącą kąpiel pełną olejków eterycznych, koniecznie z dużą ilością piany, a potem, cóż, udawała się do łóżka. Miała jednak solidne podstawy, aby sądzić, iż mężczyźnie nie chodziło o żadną z tych rzeczy, gdy zapisywał tę krótką wiadomość na kartce papieru i musiała szukać powiązań gdzie indziej. Na szczęście nie widniała nigdzie informacja, że nie może korzystać z kół ratunkowych, dlatego pod presją upływającego czasu, która wyjątkowo niekorzystnie działała na jej wyobraźnię, skorzystała z jednego, w dodatku to bez większych oporów.
Ostatecznie udało się trafić na jakiś trop. Do samego końca, bo w momencie przekraczania progu budynku, a nawet restauracji, miała wątpliwości. Co jeśli nie trafiła ze swoimi przypuszczeniami, a nieznajomy czekał we właściwym miejscu, zapewne będąc przekonanym, że skoro się nie pojawiła, to znaczy, że musiała wypiąć się na rozwinięcie tak osobliwej, ale obiecującej znajomości? Z drugiej strony, gdyby faktycznie tak było, gdyby z jakiegoś powodu (innego niż obojętność) nie mogła dotrzeć do celu, to nawet nie miała jak mu o tym powiedzieć. Jednak najbardziej obawiała się tego, że dając wciągnąć się w dalszą grę, wykazała się wyłącznie głupotą i naiwnością godną rozemocjonowanej nastolatki, której brakowało piątej klepki, przez co nie potrafiła racjonalnie ocenić sytuacji. Wrażenia towarzyszące okolicznościom spotkania z pewnością miały w sobie coś z tego specyficznego rodzaju ekscytacji, jaką emanowała nastolatka, ale żywiła nadzieję, że to jedyny wspólny element.
Ekran telefonu wskazywał godzinę 20:58. Za dwie minuty wszystko zostanie przesądzone. Na razie pozostało jej czekać, a resztę czasu przeznaczyła na dyskretne (zbyt ostentacyjne mogło ściągnąć uwagę niepożądanych osób) rozejrzenie się po wnętrzu, w którym się znalazła, za wskazówki mając jedynie hasła takie jak Old Fashioned, nine precisely oraz chmury. Te ostatnie, ciemne, skłębione wysoko na niebie, dało podziwiać się zza rozpościerających się na całej długości szyb, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że prawdopodobieństwo wystąpienia pomyłki było małe. Przynajmniej takie pocieszające myśli zajmowały teraz jej głowę.
-
Żałował, że na notatce nie zostawił numeru telefonu albo po prostu, zwyczajnie - jak na dorosłego człowieka przystało - adresu i godziny. Jeśli Yael się nie zjawi, prawdopodobnie nigdy się nie dowie czy to dlatego, że ich zabawę w poczekalni potraktowała jako miłe wypełnienie czasu i nic więcej, czy też - przez jego dziecinność - czekała w innym miejscu. Prawdopodobnie długo gryzłyby go wyrzuty sumienia, iż w tej drugiej sytuacji kobieta poczułaby się przez niego oszukana. Zdecydował, że jeśli będzie dane im się ponownie spotkać, zachowa się mniej nieszablonowo i wprost da jej namiar na siebie.
Dręczony niewesołymi myślami zmierzał w kierunku Space Needle, wieży widokowej wyraźnie odcinającej się na panoramie miasta i jednocześnie jednego z jego najbardziej charakterystycznych i bardzo popularnych miejsc - przynajmniej według przewodników turystycznych. Kotłujące się na niebie stalowo-granatowe chmury doskonale oddawały charakter jego dywagacji
Zdecydowanie radośniejsze były refleksje dotyczące samego spotkania, sposobu w jaki do zaproszenia na nie w ogóle doszło, a przede wszystkim zaś pierwszoplanowej bohaterki tej sztuki. Jeszcze przed południem był absolutnie przekonany, że ani ten dzień, ani nawet nadchodzące tygodnie nie będą owocowały w szczególnie ekscytujące wydarzenia, a jednak los postanowił udowodnić mu, że się mylił. Bez względu na to, w jaki sposób miało przebiec to spotkanie (randka?) nie uważał, by mógł być to czas stracony, bo nawet jeśli okażą się osobami niemającymi wielu wspólnych tematów i zdecydują się grzecznie pożegnać i nigdy więcej do siebie nie odzywać, uważał ten dzień za wspaniały, emocjonujący epizod.
Wchodząc do restauracji pozwolił zaprowadzić się do zarezerwowanego dla nich stolika, zaś w miarę szczegółowy opis kobiety, na którą czekał (poparty skromnym napiwkiem) dawał mu szansę na to, by miał możliwość podejść do niej przed obsługą. Czekając na Yael zerknął we własne odbicie w szybie i odruchowo sprawdził czy nie musi poprawić ubioru, zdecydowanie bardziej stosownego do sytuacji niż ten, jaki miał na sobie w kancelarii. Czarne skórzane buty, granatowe spodnie i elegancka, choć nadal nieco casualowa, marynarka w tym samym kolorze oraz o ton jaśniejsza gładka koszula prezentowały się całkiem przyzwoicie. Przynajmniej w jego oczach, co absolutnie nie było wyznacznikiem czegokolwiek. Na swoją obronę mógł mieć tylko tyle, że nie wiedział jak - w opinii kobiety, na którą czekał - mężczyzna powinien ubierać się w takie miejsca, więc postawił na najbardziej uniwersalny i jednocześnie reprezentacyjny zestaw, jaki przyszedł mu do głowy.
Zauważył ją od razu, choć ona sama nie miała tej szansy wobec niego. Niejako mimochodem dostrzegł długie i atrakcyjne nogi, ale jego uwagę przyciągnęły przede wszystkim oczy. Zawsze zwracał na nie uwagę, a w tych miał okazję dostrzec już inteligencję, poczucie humoru i lekką zalotność, zaś teraz do tego zestawu dołączyły także odmalowana w nich ledwo zauważalna niepewność podszyta nutą ekscytacji. Wstał, by do niej podejść i zaprowadzić ją do stolika. W ręce trzymał bukiet róż - białych na znak dobrych intencji - z zamiarem wręczenia ich Yael. W bukiecie znajdował się przezornie umieszczony bilecik z jego imieniem i numerem telefonu. W drodze do restauracji zastanawiał się, w jaki sposób się przywitać i postanowił postawić na staroświeckie, ale zawsze aktualne rozwiązanie - wyciągnięcie dłoni w taki sposób, by kobieta mogła ją uścisnąć lub podać do pocałunku.
-Yael, - powiedział, gdy się zbliżył - cieszę się, że przyszłaś. Sean - zdradził jej swoje imię.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Miała wielką ochotę zapytać, czy to naprawdę się dzieje. Ilość przeszkód, jakie generowało powierzone sobie nawzajem zadanie sprawiała, że wydawało się ono iście wymagające, w najlepszym wypadku. W najgorszym - nierealne. Jednak powstrzymała się od jakichkolwiek werbalnych środków przekazu, w obawie, że zamiast potwierdzenia, otrzyma zaprzeczenie, a wtedy zderzenie z ziemią nie tylko nastąpi przedwcześnie, ale okaże się być bolesne. Obawiała się, że odzywając się teraz, zburzyłaby całą wyjątkowość i tak krótkiej chwili, a wraz z nią otoczkę budowanej wspólnie tajemniczości. Dlatego przygryzła tylko wargę w mimowolnie cisnącym się za usta uśmiechu, przyjęła bukiet i podziwiając ich piękno, podążyła za mężczyzną. Odstawiła kwiaty na stolik, zdjęła płaszcz, zawiesiła go na oparciu krzesła, po czym usiadła.
— To... to — nieprawdopodobne — chyba pomyślność i osobliwość dzisiejszego dnia nam sprzyja — zawyrokowała z cichym śmiechem, jednocześnie nie mogąc odegnać napływających kaskadą myśli dotyczących tego, jak te wszystkie elementy będą oddziaływać wraz z wybiciem północy, czyli kolejnego dnia. Dalej będą tak intensywne? Czy w ogóle będą? — Chociaż szczerze mówiąc, mam pewne opory przed spoglądaniem w dół — przyznała i, na przekór własnym słowom, opuściła wzrok, jak gdyby nagle uprzytomniła sobie, na jak niepewnym gruncie się poruszała, dosłownie i w przenośni. Gruncie przyprawiającym o dreszczyk emocji, ale jednak niepewnym.
— Dlaczego akurat to miejsce? — zagadnęła po chwili, bynajmniej nie po to, by kwestionować wybór, a wiedziona ciekawością. Dlaczego akurat w chmurach? Miała swoje przypuszczenia i zważając na fakt, jak dobrze jej szło w tej kwestii do tej pory, zapewne traf były celny, ale jednak wolała mieć pewność wynikającą z jego słów; zapragnęła być bliżej dokładnego momentu, w którym pomysł zaświtał mu w głowie. Tak, jakby samo powodzenie w rozwiązaniu zagadki nie wystarczyło.
-
Pozwolił swojej towarzyszce zająć miejsce i po chwili sam usiadł naprzeciwko niej spoglądając w jej oczy i szukając w nich wskazówek dotyczących tego, jakie emocje mieszają się wewnątrz jej. Bał się, że mógłby znaleźć w nich coś innego niż sam odczuwał, jednak wypowiadane przez nią słowa zdawały się ten strach, niepewność odsuwać w cień. Jednocześnie jednak wzbudziły w nim inny lęk, bowiem oto, może nie wprost, ale prosiła go o to, by odsłonił przed nią sposób myślenia prowadzący do zaproszenia jej w to miejsce. To, co dotychczas było jedyną nicią łączącą ich dwoje, tą dziwną, niewypowiadaną intymnością związaną z grą w skojarzenia, teraz miało przejść próbę, być zweryfikowane pod kątem jej wyobrażeń, a on nie chciał ich zawieźć, chciał udowodnić, że wszystko, co było dotychczas nie może zostać nazwane jedynie dziwnym zbiegiem okoliczności.
-Nie podałaś skojarzenia dla słowa jedwab - zaczął starając się, by nie zadrżał mu głos. - Jedwab jest delikatny i lekki, może być jak pościel, którą człowiek przykrywa się po całym dniu, która oddziela go od spraw przyziemnych. Jest niepospolity, na swój sposób wyjątkowy, niebanalny i być może nieco wyszukany. To miejsce... - spojrzał za okno, gdzie kłębiła się stalowa masa obłoków - W tym miejscu jesteśmy otuleni chmurami jak pościelą oddzielającą nas od tego, co w dole, co jest zwyczajne i pospolite, tu możemy pozostać zamknięci jak w magicznej bańce - odwrócił wzrok od nieba i po raz kolejny tego wieczora spojrzał Yael w oczy. - W końcu, jesteśmy w chmurach.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Ciekawy sposób myślenia — przyznała z subtelnym zarysem uśmiechu na ustach, co ewidentnie świadczyło o tym, że sposób ten naprawdę jej się podobał. Zresztą przedsmak dał już w poczekalni, więc również w obecnej sytuacji nie powinna być zaskoczona. A jednak nadal pozostawała pod wrażeniem tego, jak bardzo udało im się zgrać na tej płaszczyźnie i jeśli cokolwiek przemawiało przez nią w nieco większym natężeniu, którego nie udało się powstrzymać, było to właśnie to.
— Zatem czy tu panują jakieś inne, specjalne zasady? — Dająca o sobie znać na każdym kroku niecodzienność tego zdarzenia zupełnie naturalnie nakłoniła ją do wypowiedzenia tego pytania na głos, gdy z taką ochotą chłonęła każdy jego element. To byłoby całkiem sensowne, jednak ona osobiście nie miałaby nic przeciwko, gdyby po raz kolejny, to oni tworzyli je na bieżąco, w zależności od przebiegu spotkania. Do tej pory nie wychodziło im to najgorzej i całkiem nieźle się w tym odnajdowali.
-
-Nie wydaje mi się, żeby narzucenie jakichś zasad miało sens, skoro ostatnio dobrze nam poszło bez ustalania jakichkolwiek - powiedział z uśmiechem. Rzeczywiście, kilka godzin temu po prostu improwizowali i zaprowadziło ich do oszklonej restauracji ponad miastem. - Chociaż... może mam jedną propozycję: tym razem mówmy więcej niż ostatnio.
Nie doczekał się odpowiedzi, bowiem w tym momencie do ich stolika podszedł kelner niosąc menu oraz entrée - ciepłe, chrupiące bułeczki z masłem ziołowym. Neutralnie, plus dla szefa kuchni.
-Czy życzą sobie państwo coś do picia?
-Chablis byłoby odpowiednie - odpowiedział Sean jednocześnie spoglądając na ciemnowłosą, szukając w niej reakcji na jego wybór wina do starterów, po czym w jednym słowie, zwerbalizował to dotychczas nieme pytanie o to czy wybór ten akceptuje czy też ma ochotę na coś innego. - Yael?
Chwilę później elegancki mężczyzna dostarczył im do stolika naczynia z wybranymi przez nich napojami pozwalającymi, pod pretekstem zwilżania gardła, kupić sobie chwilę na odpowiedź i zostawił ich ponownie samych. Dodatkowo byli już wyposażeni w kartę dań jako wymówkę do spuszczenia wzroku i milczenia, gdyby taka potrzeba nastała ze względu na niekomfortową ciszę lub inne niezręczności wynikające z tego, że - w gruncie rzeczy - kompletnie się nie znali.
-A ty jakie zasady byś ustaliła, gdyby miały tu obowiązywać jakieś szczególne? - wrócił do wątku sprzed chwili. - Przestrzegałabyś w ogóle reguł czy zakłóciła spokój pragnących ciszy klientów kancelarii prawnej?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Zdam się na ciebie — odparła w odpowiedzi na wybór ich trunku, posyłając kelnerowi przelotny uśmiech, co by potraktował tę kwestię za rozstrzygniętą. Tym bardziej, że Sean zdawał się włożyć sporo inicjatywy w doprowadzenie tego spotkania do skutku, więc była ciekawa, jak jego zapał ma się chociażby w przypadku doboru alkoholu. Yael, jako zwolenniczka wina, zwraca uwagę na takie szczegóły, dlatego uznała, że kierunek, jaki obrał jej towarzysz, niejako podpowie jej, jaki jest i rzuci jakieś światło na jego gust. Nie wszystko da się zawrzeć w słowach. Czasem te nie oddają prawdziwej natury danego zjawiska i posłużenie się nimi wręcz psuje cały efekt.
— No dobra, trochę mnie przejrzałeś — oznajmiła, przybierając na twarzy kącikowy uśmiech, co najmniej tak, jakby została przyłapana na gorącym uczynku, ale w jakimś stopniu czerpała z tego przyjemność. — To było podchwytliwe pytanie, ponieważ osobiście uważam, że w wielu przypadkach, najlepszą częścią znajomości zasad jest znajdowanie sposobów na ich łamanie — dodała, spoglądając na niego zza karty dań. Nie, nie był to z jej strony żaden test, gdyż zdążył się już zorientować, że poniekąd stosowała się do tych słów. Chociaż może był?
-
To była prawda: Sean nie czuł się dobrym mówcą, niespecjalnie potrafił wyrażać swoje myśli i emocje, szczególnie te drugie, ale za to lubił i - jak mu się wydawało - chyba też potrafił słuchać innych. Jeśli już zaczynał mówić to na ogół znaczyło, że wypił przynajmniej jedną butelkę wina albo ma naprawdę bardzo kiepski humor. Zasada ta, oczywiście, nie dotyczyła kwestii stricte zawodowych, w których to sprawach musiał strzępić język i po kilka godzin.
Znaczy - jeszcze inaczej, bowiem on sam nie potrafił tego ani opisać, ani ubrać słowa nawet dla własnego użytku - jego myśli i emocje opierały się często na pojedynczych słowach, skojarzeniach, urywkach zdań, których nie potrafił uporządkować, a jeśli już mu się to udało to na ogół zamykał to w krótkiej i zwięzłej definicji, jakiej się trzymał nawet, gdy ta była nie do końca zgodna z prawdą. Choć na zewnątrz był raczej poukładany i systematyczny, wewnętrznie często szargały nim uczucia, których nie był zdolny jednoznacznie zdefiniować i właśnie z tego powodu rzadko o tym mówił lub mówił niewiele - bo nie wiedział jak, a nie chciał też być źle zrozumiany. Na ogół w rozmowie trzymał się neutralnych, łatwych do uszeregowania tematów lub próbował obrócić zagadnienie w żart czy też zwyczajnie uciąć dyskusję. Elen wielokrotnie mu powtarzała, że jeśli chodzi o dręczące go sprawy, nie jest małomówny, ale wręcz nic-niemówny.
-Łamanie można by zastąpić słowem "obchodzenie" i wtedy zabawa staje się przednia - skontrował. - Przykładowo, wyobraźmy sobie kancelarię prawną, gdzie w poczekalni wisi tabliczka z napisem "prosimy zachować ciszę". Niegłośna wymiana pojedynczych słów nie łamie reguł, a jednak wszyscy wiedzą, że może też nie być z nimi zgodna.
Sean na moment zatrzymał spojrzenie na oczach Yael - po raz kolejny już tego wieczoru - i ujął szklaną nóżkę w palce, po czym w geście toastu wzniósł kieliszek z białym, lekkim winem - co do zasady najlepszym do przystawek, o ile te nie były na occie winnym, oczywiście.
-Za to niezwykłe spotkanie - powiedział, po czym lekko przechylił głowę na lewą stronę jakby się nad czymś zastanawiał. - Powiedz, czym, oprócz gry w skojarzenia, na co dzień zajmuje się Yael? No i, przede wszystkim, z czym kojarzy jej się jedwab?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— I było warto — skwitowała bez żadnych wyrzutów sumienia. Zresztą, za co? Za wprowadzenie trochę kolorów do nudnego i szarego życia tych sztywniaków z poczekalni? — Chyba pierwszy raz wyszłam z kancelarii w mniej bojowym nastroju niż zwykle. — Żartobliwym wydźwiękiem tych słów próbowała odsunąć od siebie zaprzątającą ją myśl, że wizyty w tym miejscu były tak częste, że powoli wpisywały się w jej codzienność. Ze swojej strony robiła wszystko, aby temu przeciwdziałać, ale nie zawsze przynosiło to upragnione skutki.
— I za prawilne obchodzenie zasad — dorzuciła od siebie porozumiewawczo, unosząc kieliszek, po czym upiła większy łyk, nie zważając na to, że jej wypowiedź była raczej oksymoronem. — Od razu rzucasz mnie na głęboką wodę — powiedziała z rozbawieniem, albowiem samo pytanie o to, czym na co dzień się zajmuje miało duży potencjał do tego, żeby popaść w słowotok, a nawet jeśli lubił słuchać, nie świadczyło o dobrym usposobieniu monologującego. — Jestem w trakcie specjalizacji medycznej. Prowadzę małą fundację wspomagającą głównie studentów tego kierunku. Finansujemy ich studia, zaopatrujemy w najpotrzebniejsze rzeczy, moja mama przeprowadza dokształcające warsztaty. Wiadomo, jak wymagająca jest to ścieżka kariery, a my w miarę możliwości chcemy zapewnić godne warunki każdemu. — Uśmiechnęła się z lekkim roztargnieniem, nie chcąc brzmieć jak ktoś wysoce uprzywilejowany, choć zapewne tak właśnie jest. Sęk w tym, że starała się wykorzystywać ten fakt do dobrych celów, obejmujących szerokie grono osób. — A wolny czas spędzam z moimi kotami. We trójkę możemy już urządzać imprezy — zaśmiała się niemal beztrosko, choć wyznanie to wcale nie było dalekie od prawdy.
— Jedwab — mruknęła przeciągłym tonem w zastanowieniu, opierając brodę na dłoni i szukając odpowiedniego określenia — kojarzy mi się z wieczorną rutyną. Przyjemny dodatek do czegoś przyziemnego — odparła, podając mu skrót wcześniejszych rozmyślań w tym temacie.
-
Nawiązanie do bojowego nastroju przy wychodzeniu z kancelarii przypomniało mu o pierwszym słowie, jakie wypowiedziała rozpoczynając grę w skojarzenia. Jego przeczucie o tym, że Yael właśnie przechodziła przez rozwód zaczynało już graniczyć z pewnością, jednak nie czuł, by był to właściwy moment na rozpoczynanie tego tematu. Nawet, jeśli w tej kwestii mieli przynajmniej kilka wspólnych punktów.
Dalszej części jej wypowiedzi słuchał z rosnącym zainteresowaniem i podziwem, bowiem rzeczywiście okazywała się być nietuzinkową kobietą. Zdawał sobie sprawę z tego, że studia medyczne, a później już sama specjalizacja potrafią na nowo zdefiniować pojęcie przemęczenia i niewyspania oraz braku wolnego czasu, a ona tego ostatniego znajdowała na tyle dużo, by jeszcze prowadzić fundację dla studentów jej kierunku. On sam mógłby zdefiniować się jako średnio zaawansowanego pracoholika, ale w tym wypadku musiało chodzić o coś więcej niż wyłącznie oddanie pracy.
-To jest niesamowite, że znalazłaś czas na prowadzenie fundacji w trakcie robienia specjalizacji medycznej, bo wasze dyżury to, jeśli dobrze słyszałem, czasami prawdziwe maratony. Ja sam nigdy nie byłem z tych, którzy w pracy odrabiają swoje osiem godzin i zapominają o niej zamykając drzwi biura, ale nie wiem czy podjąłbym się jeszcze tak rozbudowanej działalności dodatkowej - uniósł kieliszek i odruchowo nim zakręcił jednocześnie wąchając wino, po czym upił łyk. - Fakt, będąc dyrektorem marketingu nowojorskiej korporacji byłem zaangażowany w najróżniejsze akcje CSRowe, ale poniekąd wynikało to ze stanowiska.
Nie wszyscy odbierali to tak, jak Sean, który naprawdę poświęcał tym działaniom wiele czasu i energii - zdecydowanie więcej niż by od niego oczekiwano. W Firefly był właściwie o krok od zasiadania w zarządzie firmy i prawdopodobnie, gdyby nie odszedł wcześniej, najpewniej szeroko otwarto by mu te uchylone drzwi do gabinetu na najwyższym piętrze. Zresztą, kiedy składał wypowiedzenie to taka propozycja się pojawiła. Realia były takie, że zamiast osobiście doglądać wszystkich akcji i ciągle naciskać na pomoc młodym i niedoświadczonym, ludziom stawiającym swoje pierwsze kroki w karierze zawodowej, mógł po prostu wydawać polecenia co ma być zrobione, a później oglądać kolorowe wykresy.
-Oprócz rybek akwariowych nigdy nie miałem żadnego zwierzaka - zaśmiał się. - Trzy koty wydają się być już całkiem dużą zgrają. Jeśli zaś chodzi o wieczorną rutynę... powiedziałbym, że książka - zakończył z zawadiackim uśmiechem.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Jestem pewna, że gdyby nie moja mama i jej wieloletnie doświadczenie, nie dałabym ze wszystkim rady — przyznała z pokorą, albowiem Yael nigdy nie miała problemów z dzieleniem się zasługami z tymi, którzy w jakimś stopniu na nią wpłynęli, nie tylko na etapie szkolnictwa, ale przede wszystkim dorastania. Już w szczególności dotyczyło to rodziny. — Poza tym to nic trudnego, kiedy robi się to, co się lubi. W momencie, w którym się to odkryje, wszystko wydaje się łatwiejsze. Kluczem jest też dobra organizacja. — Wzruszyła nieznacznie ramionami, jakby mówiła co najmniej o podbijaniu legitymacji szkolnych, choć może właśnie umiejętność zastosowania się do własnych słów sprawiała, że mogła opowiadać o pracy lekarza tak swobodnie. — I oczywiście masa wyrzeczeń, brak życia towarzyskiego, nieprzespane noce — zażartowała, nie chcąc wyjść na jakąś zarozumiałą znawczynie, jednocześnie nadając rozmowie zbyt patetycznego wydźwięku.
— Jesteś z Nowego Jorku? — podłapała z wyraźnym ożywieniem malującym się na jej twarzy. — Uwielbiam to miasto o tej porze roku. Zimą chyba nawet bardziej. Wszystko jest wtedy takie klimatyczne — rozmarzyła się, zarysowując palcem kontur kieliszka i odpływając na moment w swoich rozmyślaniach. — W takim razie co cię przywiało do Seattle? — dodała z nie mniejszym zainteresowaniem, zaraz po tym jak chwyciła szkło w dłoń i przystawiła do warg, upijając kolejny łyk.
— Może najwyższa pora nadrobić braki? — zasugerowała, unosząc przy tym brwi. Nie ma nic lepszego niż powrót do domu po ciężkim dniu, w którym zawsze od progu wita cię czworonożny kompan. Często tylko ta myśl działała na nią pokrzepiająco. — Och, nie. Koty mam dwa. Przy trzech zyskałabym już status starej panny z kotami. Chociaż nie żebym miała coś przeciwko temu — przyznała nonszalancko i zupełnie szczerze. Dla Thirlby byłoby to chyba jednym z najcenniejszych osiągnięć, tym bardziej, że w obecnej sytuacji z rozwodem, wręcz wyczekiwała tego zaszczytnego tytułu.
-
-Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział kiedyś, że jeśli będziesz robić to, co lubisz to nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu. Może jest to trochę zbyt optymistyczna opinia, ale w dużej mierze miał rację. A jeśli chodzi o brak życia towarzyskiego to noc jeszcze młoda. Popracujemy nad nim. - tym razem pozwolił, by ostatnie zdanie zawisło w powietrzu, gdy on upijał wino z kieliszka.
Kartę dań przeglądał już tylko machinalnie, całkowicie skupiony na Yael. To, co będzie jadł nie miało większego znaczenia, a gdyby kelner przyniósł mu coś innego niż zamówi, najpewniej nie zorientowałby się, że kuchnia pomyliła talerze. Zaczynał odnosić wrażenie, choć już nie tak samo intensywne jak za pierwszym razem, że we dwoje zanurzeni są w jakiejś bańce odcinającej ich od otaczającego świata.
-Wydaje mi się, że ten wspaniały klimat świąteczno-zimowego Nowego Jorku zauważają wszyscy z wyjątkiem nowojorczyków - zaśmiał się lekko. - No, przynajmniej z wyjątkiem mnie. Nie wiem co jest bajecznego w metrowych zaspach śniegu na ulicach zakorkowanych nawet wtedy, gdy pogoda ich nie zwęża. Zawsze byłem zdania, że prawdziwa magia kryje się w domu, bez względu na to czy jest on w Nowym Jorku czy Castle Rock.
A potem poczuł nieprzyjemne mrowienie. Nie miał zamiaru kłamać, ale nie miał pojęcia jak Yael zareaguje na to, że do miasta - tak realnie - przywiódł go rozwód. Jeśli sama przez to teraz przechodziła, spodziewał się, że radosna, intymna atmosfera spotkania pryśnie. Z drugiej strony, była zorganizowaną i pragmatyczną kobietą, więc możliwe, że przejdzie ponad tym tematem nie zastanawiając się nad tym dłużej.
-Musiałem zmienić otoczenie. Powiedzmy, że uznałem, iż nowy początek gdzieś na drugim końcu Stanów, jak najdalej... - westchnął - jak najdalej od tego, co już uschło będzie całkiem niegłupim pomysłem. Złożyłem wypowiedzenie, znalazłem maklera, który inwestuje pieniądze, jakie mi zostały po podziale majątku, zapakowałem się do samochodu i pojechałem na drugie wybrzeże zacząć na nowo. Pewnie trudno uznać to za mądre, prawda? - uśmiechnął się krzywo.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"