WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Mimo że jeszcze nie było weekendu, Aurze – już po powrocie z Meksyku – wciąż zostało kilka ostatnich wolnych dni, zanim miała wrócić do pracy. Postanowiła więc je wykorzystać nie tylko na odpoczynek w domowych zaciszu, ale właśnie między innymi na wieczorne wyjście na miasto. Nie była z nikim umówiona, jednak nie stanowiło to dla niej problemu – zamierzała posiedzieć tu trochę, a potem najprawdopodobniej wrócić do domu – taksówką lub pieszo, bo z Ballard na Phinney Ridge nie było daleko. Ruszyła w stronę baru, chcąc od razu zacząć realizować ten plan. W środku było może kilkanaście osób. Większość z nich siedziała w parach lub grupkach przy stolikach, choć już teraz dostrzegała samotną sylwetkę przy barze. Nie zamierzała wracać na to uwagi, ale kiedy oparła się o blat, odruchowo zerknęła w bok, dopiero teraz rozpoznając w mężczyźnie kogoś znajomego.
– Cześć, doktorku – rzuciła głośno z delikatnym uśmiechem, już po chwili pakując się na barowy stołek obok niego. – Czyli jednak czasem wychodzisz ze szpitala. Dobrze wiedzieć, że nie muszę się łamać ani chorować, żeby cię spotkać – zażartowała, sadowiąc się nieco wygodniej. Nie żeby na poważnie zamierzała się tak poświęcać – w gruncie rzeczy ani trochę nie brakowało jej szpitalnej sali (a jeszcze mniej szpitalnego jedzenia), choć towarzystwo Monterrey'a, kiedy tylko miał trochę czasu, by do niej zajrzeć, było sporym plusem całej tamtej sytuacji i pewnie – oprócz wizyt Tottie – sprawiało, że Aura nie zwariowała albo nie wypisała się na własne żądanie. – Wódkę z colą proszę – skierowała te słowa w stronę barmana, który właśnie przesunął się w jej kierunku, a potem, gdy jej drink był przygotowywany, ponownie odwróciła głowę w stronę mężczyzny, do którego się dosiadła, wbijając w niego zaciekawione spojrzenie. – Czekasz na kogoś? – Pytanie padło jednak nie tylko przez wzgląd na ewentualną ciekawość, po prostu Aura wolałaby uniknąć sytuacji, w której nagle zza ich pleców wyłoniłaby się towarzyszka Winterspoona. Rudowłosa wiedziała, że czasem kobiety potrafiły w takich momentach reagować dość... przesadnie.
-
- Kogo me oczy widzą, moja ulubiona pacjentka. – odpowiedział z wielkim entuzjazmem, całkowicie się już prostując i swoją posturę zwracając ku dziewczynie, która bez wahania przysiadła się obok niego. Zmrużył jednak na moment oko i wygiął usta w bok w nieco udawanym zastanowieniu. – Chyba, że jesteś jej siostrą? Albo obie robicie sobie ze mnie żarty? – skrzyżował ręce na torsie, celując w rudowłosą ostrzegawczym, wskazującym palcem. Wytrzymał tak ledwie parę sekund, bo niespodziewane spotkanie odbierał bardzo pozytywnie. Nawet, jeżeli będzie zgubiony w tym, z którą siostrą rozmawia. – Pamiętaj, że nasze apartamenty stoją przed tobą otworem. – uśmiechnął się, lecz tak jak było mu miło spędzać z nią wieczory podczas jej ostatniego pobytu, tak spotykając Aurę w barze, w dużo lepszym, ogólnym stanie było zdecydowanie lepiej. – Dobrze cię widzieć, tutaj, w takim stanie. Mam nadzieję, że z nogą wszystko już okej? – zapytał niczym troskliwy lekarz, ale również znajomy, zakładając za uszy pasemka włosów, które wydostały się z luźno zawiązanego z tyłu głowy koka. – Dla mnie White Russian. – postanowił przetestować wiedzę barmana tego zacnego miejsca, które było rzut beretem od jego mieszkania, a ku jego uciesze, drink był od razu w przygotowaniu. Wiedząc już, że zabaluje tu trochę dłużej, Monty również przysiadł na barowym stołku, przysuwając sobie zaserwowaną szklankę bliżej siebie. – Właściwie, to skończyłem swoje poprzednie spotkanie. Umówiłem się dość wcześnie, bo jak wiesz, każda wolna godzina jest na wagę złota. Przed momentem paliłem papierosa, by przedłużyć sobie mój pobyt o parę minut. Więc zjawiłaś się w idealnym momencie. – przedstawił Aurze sytuację, po czym sięgnął po szklankę, stuknął nią o jej szkło i upił parę łyków napoju, również na bazie wódki. – Dobra, a teraz przyznaj się, jak to się stało, że ostatnim razem miałaś cerę białą niczym śnieżynka, a teraz praktycznie upodobniłaś się do mnie? – z nieco pochyloną głową wyczekiwał odpowiedzi dotyczącej jej karnacji i tego, jak to się stało, że jest śniada, tak jak Monty, który był taki poprzez mieszankę genów. Oczywiście dobrze wiedział, że to zapewne opalenizna, co tym bardziej nastawiało go na jakiś fascynujący opis podróży.
-
– Jesteś czujny, bardzo dobrze – pochwaliła go, dodając do tego skinienie głową. – A Aura mówiła, że w życiu się nie zorientujesz – dodała, wywracając z rozbawieniem oczami i spojrzała w stronę wejścia do knajpy, jakby liczyła, że za moment pokaże się tam druga rudowłosa dziewczyna, będąca lustrzanym odbiciem tej, która teraz siedziała przy barze. Oczywiście, nawet w ich wyglądzie były pewne drobne elementy, które je odróżniały, jednak Whitbread zdawała sobie sprawę, że dla wielu osób, nawet takich, które teoretycznie dobrze je znały, czasem rozróżnienie ich mogło być problematyczne. Czasem próbowały innym to ułatwiać, a czasem... nie. Dlatego Aura w końcu oderwała wzrok od drzwi, przenosząc go na Monty'ego, by ponownie unieść kąciki ust, tym razem w nieco łobuzerskim uśmiechu. – Żartuję. Dzisiaj jestem tutaj bez swojej lepszej połówki – rzuciła pół żartem, pół serio, zaraz potem pokiwała twierdząco głową. – Tak, na szczęście już jest wszystko dobrze. Mogę nawet robić już szpagat, pokazałabym ci, ale nie chcę wywoływać zamieszania takimi wygibasami – zaśmiała się. Po wyjściu ze szpitala, jeszcze przez jakiś czas musiała się trochę oszczędzać (a bywało z tym różnie...) i siedzieć jeszcze na zwolnieniu, ale o tamtych wydarzeniach przypominała jej już tylko blizna na nodze. Z którą wciąż zastanawiała się, czy czegoś nie zrobić – może pomysł o tatuażu, który kiedyś rzuciła jej bliźniaczka, wcale nie był taki zły?
– Mam nadzieję, że to nie żadna nieudana randka, skoro zostałeś tutaj sam, zamiast wyjść razem ze swoją towarzyszką... lub towarzyszem – skomentowała, zerkając na niego figlarnie, bo taki wniosek nasunął jej się sam. Tak czy inaczej – niezależnie od powodów, dla których Monterrey został w knajpie, dla niej okazało się to całkiem dobre, bo dzięki temu przynajmniej nie musiała siedzieć samotnie przy barze, a miała okazję na interesujące spotkanie. Chyba po prostu czegoś takiego potrzebowała tego wieczoru. – Jak na faceta, jesteś bardzo spostrzegawczy – skwitowała, trochę żartując, chociaż sama znała mężczyzn, którzy mogliby nie zauważyć oczywistych zmian w wyglądzie (takich jak chociażby zmiana koloru włosów) innych, po prostu nie przykładając do tego wagi. Na szczęście było ich niewielu. – Pomijając oczywistą rzecz, że upodobniłam się wtedy do waszych białych, szpitalnych ścian to masz rację, zwykle straszę innych swoją bladością. Ale ostatnio złapałam trochę słońca poza Seattle. Wprawdzie nie był to Kapsztad – mówiąc to zerknęła na niego, nawiązując do ich rozmowy w szpitalu – ale też było bardzo przyjemnie. I ciepło. Niedawno wróciłam z urlopu w Meksyku – wyjaśniła w końcu powód swojej niecodziennej opalenizny, upijając trochę swojego drinka.
-
- Nie, to nie była randka. Zwykłe wyjście ze znajomymi, których mimo wszystko również udało mi się zaniedbać. Również, bo nie pamiętam, kiedy ostatnim razem byłem na randce i umówiłem się z kimś. – zrobił zamyśloną minę, choć nie chciał się zagłębiać zbyt mocno w ten temat, bo mógłby się niemiło zaskoczyć, tudzież rozczarować sam siebie. – Ale doceniam troskę. – uśmiechnął się, powracając tym samym do swojego normalnego stanu, upijając niedużą ilość napoju ze swojej szklanki. – Moja droga, spostrzegawczość to moje drugie imię, chociaż tak naprawdę byłoby już czwartym. Poza tym, poniekąd również mi za to płacą. – puścił do niej oko, nie wytrącony z równowagi ciętą ripostą wymierzoną w jego stronę oraz całej populacji męskiej. Słysząc słowa urlop, słońce i Meksyk Monty westchnął nostalgicznie kręcąc głową. – W tym momencie nie odzywaj się do mnie… przez 5 sekund. Kiedy patrzę na swój kalendarz dyżurów i planowanych zabiegów mogę się pożegnać z wakacjami na kilka lat. – wygiął swoje ciało nieco w bok przytrzymując swoją głowę dłonią, ulokowaną na jednym z jego policzków, wspierając się łokciem o bar. – Skoro wizytę u sąsiadów zza południowej granicy masz już za sobą to nie myśl, że ci odpuszczę przyjazd do mnie do RPA. – wskazał na Aurę kciukiem z udawaną, groźną miną, ale uniesiony kącik ust w końcu go zdradził. – No, więc skoro dopowiedzieliśmy sobie wszystko, to opowiadaj, co robiłaś, co widziałaś? Byłaś tam sama? Masz jakieś zdjęcia? – wpatrzony w Aurę, wyczekując odpowiedzi wziął w rękę szklankę ze swoim drinkiem, w pełni gotowy do wysłuchania jej wspomnień z podróży.
-
– To ze względu na pracę i brak czasu? – zainteresowała się zatem i nawet nie pomyślała o tym, że może nie wypadało zadawać tego typu pytań. Zwykle wychodziła z założenia, że jeśli ktoś nie chciałby odpowiedzieć to wyraźna sugestia wystarczy, by przestała pytać. – Nie jestem fanką takich klasycznych randek. Szczególnie tych pierwszych, kiedy zwykle ludzie bardzo spinają się, by jak najlepiej wypaść przed tą drugą stroną, zupełnie zapominając, że czasem najfajniejsza jest spontaniczność i przypadkowość – stwierdziła w zamyśleniu, popijając swojego drinka. Może dlatego sama też w zasadzie nie umawiała się z mężczyznami na randki. Przynajmniej nie określała w takich sposób tych spotkań. Nie korzystała z żadnych aplikacji randkowych, ani nie dawała się wpakować znajomym w randki w ciemno.
– A jakie jest drugie i trzecie? – spytała mimochodem z ciekawości, zaraz potem kiwając delikatnie głową ze zrozumieniem. Pośrednim, ponieważ nie dało się nawet porównywać pracy fryzjerki i lekarza, ale w jakimś stopniu wiedziała, co to znaczy, kiedy ma się napięty grafik. W zasadzie odkąd zaczęła pracę w tym zawodzie, nie korzystała z urlopu. To znaczy – nawet jeśli brała wolne to i tak zwykle wychodziło tak, że zapisywała na ten czas jakieś domowe wizyty, nie mówiąc już o tym, że od przeprowadzki do Seattle, nie opuściła go na tak długo i tak daleko. Przekornie odczekała wspomniane pięć sekund, zanim się odezwała. – To na kiedy mam go sobie wpisać w kalendarz? W jakimś 2026 roku dasz radę wyrwać się na kilka dni z pracy? – zapytała z łobuzerskim uśmiechem, żartując, bo przecież życzyła mu, aby znacznie szybciej miał okazję do odpoczynku. Sama była raczej miłośniczką aktywnego spędzania urlopu, dlatego miasto Puerto Vallarta okazało się dla niej idealną destynacją.
– Nie, byłam tam – zawahała się – ze znajomym. – Wcale nie była pewna, czy to było dobre określenie, ale każde inne pasowało jeszcze mniej. Wyciągnęła telefon i odblokowała ekran, kładąc go na kontuarze pomiędzy nimi, by wyświetlić album. Zdjęć nie było wiele, jednak zrobiła kilka, aby zachować nie tylko w pamięci tamte obrazy. Były to przede wszystkim widoki – plaży i wody, trochę ujęć z gór i fotografie miasta. Najmniej zdjęć pokazywało ją samą na tle tych widoków. – Głównie zwiedzałam miasto, chodziłam po górach. Mają tam wspaniałe szlaki, choć momentami dość trudne. Ale zaradzą temu wygodne buty i rozsądny ekwipunek. No i, jak widać, trochę też wylegiwałam się na plaży. Ogólnie jak kiedyś będziesz zastanawiał się nad kierunkiem wyjazdu to polecam Puerto Vallarta, to naprawdę świetne miejsce – skwitowała, samej także kątem oka zerkając na zdjęcia. – A teraz, dla równowagi możesz mi opowiedzieć kilka ciekawych anegdotek z dyżuru – stwierdziła całkiem poważnie pomimo delikatnego uśmiechu i uniosła szklankę do ust.
-
- Monterrey Felix Nelson. – przedstawił się jej całkowicie pełnym ciągiem imion. – Felix po tacie, Nelson po Mandeli. – objaśnił jej krótko etymologię swoich imion, upijając kolejne łyki. – Ha, ha, pani przemądrzała. – zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie, która zdecydowanie miała dzisiaj świetną passę, jeżeli chodzi o cięty komentarz. Istniała szansa, że był jedyną osobą, jej znajomym, na tej planecie, który jest zaskoczony tym faktem, lecz widział się z Aurą, będącą w pełni sił, całą i zdrową. Niemniej, podobał mu się taki humor. – Myślę, że nie będą mnie potrzebować raczej w jakimś 2062, gdzie sam prawdopodobnie będę niedomagający. Możesz się wtedy do mnie odezwać. – spróbował obrócić jej słowa w żart uśmiechając się z powrotem, choć na dobrą sprawę próba wzięcia urlopu w tym zawodzie to były bardzo trudne negocjacje. – Tak naprawdę jeżeli zgadamy się odpowiednio wcześniej, coś z tego na pewno by wyszło. Moje zaproszenie jest nadal aktualne. I myślę, że jeżeli podobał ci się Meksyk, to Południowa Afryka również będzie. – zareklamował po raz kolejny miejsce, które było mu bliskie tak samo jak Seattle.
Monterrey wychylił się w stronę dziewczyny, by lepiej dostrzec zdjęcia na telefonie, którymi raczyła jego oczy. Słuchał jednocześnie opowieści, po cichu delikatnie zazdroszcząc, ale z drugiej strony dobrze dla Whitbread, że odpoczęła i mogła cieszyć się wspaniałymi widokami.
- Miejsce wygląda naprawdę wspaniale. Na pewno będę miał na uwadze, gdybym planował się wybrać. Byłaś tylko tam i w okolicy, czy zwiedziłaś coś jeszcze, na przykład stolicę? – zapytał prostując się jednocześnie. Słysząc przekazaną mu pałeczkę na ciekawe opowieści tylko się zaśmiał, kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. – Chcesz słuchać o tym, jak babram się w ludzkich wnętrznościach? – upewnił się, że taki właśnie ma zamiar. Zdawał sobie sprawę, że wiele ludzi lubiło o tym słuchać, a przynajmniej pragnęło, ale Monty potrafił wtedy obrzydzić niejednemu ten moment. – Ostatnio miałem ciekawy przypadek, gdy przywieziono do nas dość młodą dziewczynę, która uskarżała się na bóle pleców oraz klatki piersiowej. Zrobiliśmy tomografię, które wykazały, iż jest to niewielki, podłużny, metaliczny przedmiot. Okazało się, że była to igła do szycia czy szpilka. Dziewczyna przyznała się, że projektuje i szyje ubrania i ma ten nawyk trzymania igły między wargami. Była jednak sama zaskoczona, bo wcale nie pamiętała, by połknęła cokolwiek nieodpowiedniego. Na szczęście po operacji ma się dobrze. – sprzedał Aurze jedną ze swoich historii, w odruchu kręcąc słomką po okrągłej ściance szklanki.
-
Chyba po prostu nie warto było cokolwiek zmieniać. Tak było w porządku – na razie.
Rozciągnęła usta w nieznacznym uśmiechu.
– Odezwę się, o ile tylko będę w stanie dojść bez laski dalej niż do własnej łazienki – zapewniła, kładąc rękę w miejscu, gdzie pod skórą powinno bić jej serce. Wierzyła w jego zapewnienia, że RPA też jej się spodoba, nie wątpiła to. Gdyby to było tylko możliwe, nie miałaby nic przeciwko następnej podróży już teraz. I sama nie wiedziała, skąd w niej ostatnio takie zmęczenie Seattle i potrzeba ucieczki w mniej lub bardziej nieznane. – W takim razie jesteśmy umówieni. Na bliżej nieokreślone kiedyś – potwierdziła z błyskiem w oku, który jasno sugerował, że Monty już się z tego nie wywinie. Przez wiele lat, także ze względów finansowych, tak naprawdę nie miała okazji do podróżowania. Spadek, który otrzymały razem z Tottie kilka miesięcy temu rozwiązał przynajmniej ten problem i Aura zamierzała z tego korzystać.
– W stolicy nie. Głównie to miasto i okolice. No i półwysep Punta Mita, bo tam mieszkałam przez ten czas – wyjaśniła pokrótce i wygasiła wyświetlacz telefonu. Niestety, czy jej się to podobało, czy nie – a raczej nie – należało już zejść na ziemię. Zresztą trudno byłoby trzymać się skrawków wakacji w gorącym Meksyku, skoro już po wyjście z lotniska, Seattle powitało ją swoją pochmurną, deszczową pogodą. – Oczywiście, to w końcu znacznie ciekawsze niż babranie się w ludzkich włosach – skwitowała, puszczając mu oczko, a kiedy zdecydował się podzielić z nią jedną z takich historii, oparła brodę na zgiętych w łokciach rękach, przyglądając mu się z zainteresowaniem, ale i rosnącym zaskoczeniem. Próbowała sobie wyobrazić, jak to byłoby nosić w sobie jakąś szpilkę, a że wyobraźnię miała całkiem niezłą, naraz się skrzywiła. – Cholera... dobrze, że jej niczego nie przebiła. Bo... mogłaby, prawda? – zapytała niepewnie; Cóż, ostatni raz tak na poważnie miała do czynienia z biologią jeszcze w szkole średniej, liczyła zatem na to, że nie palnęła właśnie jakiegoś głupstwa. Kiedy nastąpiła zmiana piosenki, a do ich uszu dotarł głos Stinga, Aurze wpadł do głowy pomysł. I nawet spojrzenie w stronę pustego niedużego parkietu (wykorzystywanego chyba głównie wtedy, gdy odbywały się tu koncerty) za barem jej nie zniechęciło. – Lubię tę piosenkę. Wiesz co? Zatańczmy – rzuciła dziarsko, zeskakując ze stołka i jak gdyby nigdy nic wyciągnęła w jego stronę dłoń.
-
- To prawda, mogłoby to wszystko skończyć się dużo gorzej. Igła mogła zablokować się w przełyku. Zakładam, że wtedy od razu odczułaby bóli i trudności z przełykaniem, a gdyby zaczęła się krztusić w domu? Skończyłoby się o wiele gorzej. – nie chciał już popisywać się swoimi mądrościami i wymieniać każdy możliwy scenariusz, lecz wierzył, że miała pogląd na to, z czym między innymi mierzył się na co dzień. – Hej, ale lekarzy każdy o to pyta, a ja chcę poznać jakieś ciekawe historie z twojego salonu fryzjerskiego! Na pewno użeranie się w włosami może być równie fascynujące. – odbił piłeczkę w jej stronę, przybierając postawę gotową do wysłuchania czegoś super. – Swoją drogą to już ten czas, kiedy będę cię musiał odwiedzić, aby trochę dopieścić moje włosy. – zebrał parę kosmyków razem i spojrzał na końcówki, które na pewno wymagały pielęgnacji, choć starał się porządnie zajmować swoimi włosami jak najczęściej.
Zanim usłyszał odpowiedź Sting wbił się im do rozmowy i zafascynował na tyle Aurę, że wpadła na ten genialny pomysł zajęcia wolnej części przestrzeni na czymś, co mogło przypominać jakiś parkiet, służący zapewne do gromadzenia fanów przed sceną, podczas występów na żywo. Monterrey dostrzegł rękę swojej towarzyszki, która spróbowała zabrać go ze sobą. I na pewno nie musiała długo czekać. Wystarczy, iż mężczyzna napił się jeszcze trochę a potem sam podążał za rudowłosą, wprawiając ciało w ruch jeszcze za nim znaleźli się na miejscu docelowym. Akurat nie należał do facetów, którzy podtrzymują ściany budynków, by się przypadkiem nie zawaliły. Szedł na całego, oczywiście nie jakoś szaleńczo, nie mając wewnętrznych blokad, co w innych sytuacjach potrafiło go wpędzać w kłopoty. Nie można też zapomnieć o pitym wcześniej i przed momentem alkoholu, aczkolwiek na pewno nie był on głównym prowodyrem tej śmiałości. Tym razem jedynym kosztem była dobra zabawa, także zgrany z rytmem poruszał niemal wszystkimi częściami ciała, krążąc wokół Aury, do której uśmiechał się bez ustanku. Ktoś odpowiedzialny za muzykę, chyba również przyuważył tą dwójkę, puszczając następne kawałki w podobnym guzie, by tylko impreza trwała dalej. Co raz znajdowali się przy sobie, tańcząc wspólnie. Obserwując Aurę, przypomniał sobie fakt z jej życia o trenowaniu gimnastyki, co było cholernie widać. Jej gibkość naprawdę go zachwycała. Ale nie pozostawał dłużny, również pokazując co nieco. Afrykańskie korzenie dawały o sobie znać i wykorzystywał je bez cienia zastanowienia.
-
No, i rzeczywiście była w pobliżu.
Wchodząc do środka zauważył, że na drzwiach wisi plakat z informacjami o programie tygodnia - dzisiaj miał grać zespół The Mistake, ale nikt nie pofatygował się, by podać informację o stylu lub gatunku tworzonej muzyki. Sean miał nadzieję, że pomyłką nie okaże się zarówno wybór lokalu, jak i umiejętności członków kapeli. Chyba nie zdzierżyłby, gdyby trafił na jakiś pieprzony boysband złożony ze zniewieściałych dwudziestolatków udających licealistów.
Wewnątrz uderzył go zapach charakterystyczny dla tego typu miejsc: tytoniowego dymu (mieli salę dla palaczy, dobry początek) i piwa. Całe szczęście, że przy tym całym biegu cywilizacyjnym niektóre miejsca nadal pozostawały takie same - nawet jeśli szluga można było zapalić tylko w części knajpy - i bez względu na współrzędne geograficzne czuł się w nich jakby nadal był na studiach. Ludzi nie było wielu, występ miał się zacząć za jakąś godzinę. Mimochodem zwrócił uwagę na grupkę czterech, na oko dwudziestolatek, ubranych w sposób, który cieszył jego męskie oko, ale budził przerażenie na myśl o zachowaniu przyszłej córki. Jeśli kiedyś taką będzie miał.
Jeśli będzie miał córkę to zamknie ją w piwnicy do trzydziestego roku życia.
-Cokolwiek, byle ciemne i niezbyt słodkie - powiedział podchodząc do baru i unosząc kartę płatniczą sugerując sposób, w jaki zapłaci za piwo. - Fajne miejsce tu macie - dodał spoglądając na faceta wychodzącego z toalety. Miał brodę, tatuaże i kurtkę z ćwiekami. Znaczy, że nie będzie tu nędznego popu.
-Ehe.
-Ta. Dzięki - wziął piwo będąc pod wrażeniem elokwencji chłopaka za drewnianą ladą. Jednak czasy się zmieniają, kiedyś barman był najlepszym rozmówcą pod słońcem.
Odwrócił się chcąc zająć jakieś miejsce i uderzył w coś ręką, w której trzymał kufel wylewając sporą część jego zawartości.
To coś okazało się być tym kimś: na oko trzydziestoletnią, długowłosą kobieta.
-Kurwa. Znaczy, przepraszam najmocniej!
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Obecność Shepherd w barze w poniedziałkowy wieczór związana była przede wszystkim ze starym znajomym ze szkoły średniej, który miał grać tutaj ze swoim zespołem, aczkolwiek fakt, iż rezygnując z pracy w policji cierpiała na nadmiar wolnego czasu, zbiegł się z tym przedsięwzięciem podziałał tylko na korzyść. W realizacji planu stanął na drodze nieznajomy, czego efekt można było podziwiać na jej koszulce.
W reakcji kilku gapiów dało usłyszeć się wypełniające lokal donośne, zsynchronizowane buczenie, jednak Eileen nawet nie wysiliła się, aby na nich spojrzeć, w związku z czym nie wiedziała, że w napięciu budującym się przy stoliku pełnym kufli z piwem oraz orzeszków (żeby im one stanęły w gardle), czekali na dalszy rozwój wydarzeń. W odróżnieniu do Seana, ona nie musiała rozglądać się po ludziach, żeby stworzyć w głowie ich obraz. A zatem mogłaby przysiąc, że ci, którzy poczuli się tak zaangażowani w dramat rozgrywający się z jej udziałem, nie wyglądali jak zniewieściali chłopcy (przynajmniej w jej odczuciu), a raczej jak typowi samce alfa pod wpływem rubasznych właściwości piwa, we flanelowych koszulach w kratę, z zarostem drwala i ciernistym tatuażem na ramieniu. Do dopełnienia wizerunku prawdziwego mężczyzny i niemożności zakwestionowania ich męskości brakowało tylko koszulki z napisem Instruktor seksu. Pierwsza lekcja gratis, charakterystycznej czerwonej czapeczki republikanina i flagi Stanów Zjednoczonych, pod którą, oczywiście jak na patriotów z krwi i kości przystało, zapewne spali w nocy zamiast kołdry. W rzeczywistości byli zwykłą karykaturą mężczyzny.
— W porządku — zaczęła niepozornie, jak gdyby uczucie mokrego materiału na skórze nie było czymś zgoła nieprzyjemnym, a mający przed momentem miejsce incydent wcale nie miał potencjału na zepsucie reszty wieczoru. — I tak nosiłam się z zamiarem przewietrzenia sutków. Na szczęście zawsze mam przy sobie zapasową koszulkę — dodała, tym razem z niewątpliwym sarkastycznym wydźwiękiem, wzrokiem oceniając wyrządzone szkody. Mimo że często praktykowała i przywykła do specyficznego rodzaju swobody, jaki dawało nienoszenie bielizny w górnych partiach ciała, to nigdy nie zdradzała ambicji, aby zostać Miss Mokrego Podkoszulka. Nie znaczyło to też, że zawsze miała ochotę świecić sutkami, jak w tym przypadku, przed bandą obcych ludzi, tylko dlatego, że jakiś fajtłapa (to ona, nie ja!) nie patrzył, gdzie stawiał kroki.
Na prowodyra całej akcji również nie zdążyła jeszcze zwrócić większej uwagi, ponieważ zajęta była przeczesywaniem wzrokiem pomieszczenia w poszukiwaniu toalety.
-
A potem nastąpił ciąg dalszy wypowiedzi nieznajomej i Sean wiedział, że po pierwsze zmoczenie damskiej bluzki wiąże się z konsekwencjami dalece bardziej poważnymi niż mokry t-shirt na klatce piersiowej faceta, a po drugie, że kobieta niekoniecznie podchodziła do problemu jak do drobnej niedogodności. Słuchając jej odruchowo spuścił wzrok na wspomniane sutki i - choć odwrócił go w tempie godnym zająca uciekającego przed pogonią - na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania. Raz, że zerknął, dwa że zrozumiał jak ofierze jego niezdarności utrudnił przebywanie wśród klienteli składającej się głównie z mężczyzn.
-Jeszcze raz przepraszam - wydukał próbując zebrać myśli. - Proszę wziąć moją kurtkę.
Odłożył kufel na ladę w iście ekspresowym tempie, ale uważając, by tym razem nie uronić ani kropli i - dalece bardziej sprawnym ruchem niż te, które prezentował dotychczas - zdjął szarą, bawełnianą wiatrówkę. Teraz, z czarnego t-shirta, na biust Eileen wpatrywały się cztery pary oczu, wszystkie należące do członków Queen. Jeśli orientowała się w muzyce sprzed blisko pół wieku to mogła rozpoznać - zdaniem niektórych wręcz legendarne - zdjęcie z okładki drugiego studyjnego albumu brytyjskiego zespołu.
Można powiedzieć, że miała koncertową widownię.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Nieznajomy wyglądał na szczerze skruszonego i zakłopotanego, nie tyle samym incydentem, co zapewne sposobem, w jaki podeszła do niego ona. Mimo to nie poczuła się winna zbyt ostrą reakcją, widząc jak kajał się w kolejnych słowach. Z drugiej strony nie zamierzała też nie skorzystać z oferowanej opcji ratunkowej, dlatego bez większego zawahania i namysłu przyjęła okrycie wierzchnie. Więcej było w tym geście przeświadczenia jakoby to jej się zwyczajnie należało, aniżeli wdzięczności za okazaną pomoc.
— Zawsze tak szybko przechodzisz do akcji? — zagaiła z pobrzmiewającą w głosie żartobliwą nutą, jednocześnie przeplecioną drwiną, a kącik jej ust powędrował ku górze w sugestywnym wyrazie, kiedy poniosła wzrok z nadruku widniejącego na męskiej koszulce na linię jego oczu. Robiła przytyk nie tyle do czynności rozbierania samego siebie, jak to przed momentem uczynił, co obcych osób. Jeśli koniecznie chciał pozbawić ją ubrań, wystarczyło zapytać, a nie posuwać się do tak radykalnych metod...
-
Miał nadzieję, że uda im się dogadać na tyle, by podała mu papierosy schowane w lewej kieszeni.
-Na ogół lepsze rezultaty odnoszę wlewając alkohol w kobietę, a nie wylewając go na nią - pozwolił sobie na zaczepkę odpowiedzieć w podobnym tonie, gdyż a) nie chciał być nieustannie w defensywie i b) wydawało mu się, że dalsze uniżone przepraszanie może nieznajomą tylko bardziej wkurzyć. - Skoro jednak już resztę wieczoru spędzisz w mojej kurtce to może, w ramach przeprosin, pozwolisz postawić sobie kolejkę. Albo ile ich tam będziesz potrzebowała. Przy okazji, jestem Sean - wyciągnął do niej rękę w taki sposób, żeby w razie zignorowania, wskazać nią miejsce przy barze.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Brzmi jak uczciwy układ. — Kiwnęła głową, początkowo bez większego przekonania, kontrolnie zerkając w kierunku baru. — Zdaję się na ciebie. Zaskocz mnie — rzuciła mu wyzwanie, wymyślone naprędce, które było bardzo niemądre, gdyż zawierało wiele błędów racjonalnego postępowania i występowało przeciwko wszelkim przestrogom. A zatem zaproponowany przez nią plan działania, z zupełnie innym przyświecającym jej w chwili wypowiadania ów kwestii, mógł skończyć się znacznie gorzej niż tylko mokra koszulka. — Eileen — zrewanżowała się tym samym, ściskając jego dłoń, po czym bez słowa poprzedzającego zamiary, oddaliła się w przeciwną stronę, bo do toalet. Tam najpierw zamknęła się w jednej z kabin i ściągnęła z siebie przylegającą do skóry część garderoby, w zastępstwie zakładając na siebie kurtkę nieznajomego. Zasunęła suwak, oceniając pobieżnym wzrokiem finalny efekt (nieco przydługie rękawy, dużo luzu), wyszła z kabiny i stanęła przed lustrem. Nad umywalką wycisnęła koszulkę z piwa, tę samą czynność powtarzając w przypadku końcówek włosów (później zweryfikuje prawdziwość teorii, jakoby ten alkoholowy napój z dodatkiem chmielu miał zbawienny wpływ na włosy). Przed dołączeniem do najprawdopodobniej czekającego, pozostawionego samego sobie Andersona, przewiesiła koszulkę przez drzwi kabiny, nie dbając o to, co może się z nią stać zanim po nią wróci.
— A więc Shawn — zagaiła, gdy już zorientowała się, że ten nigdzie nie odszedł - pewnie nie chciał wyjść bez swojej własności i zawartości jej kieszeni - a niezależnie od tego, czy ta mała pomyłka została poczyniona celowo, czy też nie, w brzmieniu pozostawała raczej nie do wychwycenia. — W skali od 1 do 10, myślisz, że jak bardzo pijany opuścisz to miejsce? — Pytanie to nie uderzało za bardzo w prywatę, za czym nie przepadała w rozmowach z ludźmi, ale poza tym, że było dosyć bezpośrednie, to jednocześnie wydawało się idealne na przełamanie lodów. Zajęła miejsce obok i oparła skrzyżowane ręce na blacie.
-
Mówiąc krótko, ucieszyło go, że Eileen nie kazała mu schować się w drugim kącie lokalu.
Kiedy wróciła, jego uwadze nie uszło, że przekręciła jego imię, ale nie był pewien czy było to przypadkowe - co biorąc pod uwagę nieustanny szum rozmów w lokalu - wydawało się całkiem możliwe, czy też celowe.
-Wszystko zależy od tego jak trudne pytania będziesz zadawać - odpowiedział unosząc kąciki ust tak wysoko, że wokół oczu potworzyły mu się zmarszczki. - Nie wiedziałem co pijasz, więc na początek zamówiłem to - wskazał ręką na barmana niosącego im tacę z dwudziestoma kieliszkami w różnych kolorach, po dwa w każdym. - Pomyślałem sobie, że możesz nie mieć ochoty na więcej piwa - wzruszył niewinnie ramionami tak teatralnie, że mógłby to odgrywać na Broadwayu. - Zasady są proste: jedno z nas zadaje pytanie, a drugie albo odpowiada i pije albo pije podwójnie i nie odpowiada. Zatem, Elaine, czekasz tu na kogoś?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"