WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tyci? Widać było, że na jego twarzy pojawiło się lekkie rozbawieniem bo oboje wiedzieli, że to nie byłoby tylko tyci ale nie drążył już tematu. Znał Connie na tyle dobrze by wiedzieć, że obiłaby w przeszłości wszystkie laski które posuwał jej były mąż gdyby o tym wiedziała, a co dopiero jego potencjalne laski. Zresztą, on nie tylko Enzo by za takie coś zamrodował – jakkolwiek nie był właśnie typowym zazdrośnikiem to mimo wszystko gdyby spotkał swoją kobietę z kimś innym w dwuznacznej sytuacji… niech się Katherine cieszy, że dowiedział się o tym od kogoś, a nie złapał ją w łożku z kimkolwiek!
– Zapamiętam, pilnować żeby twoja córka nie wyszła w ciągu trzech lat za mąż – przewrócił z lekkim rozbawieniem oczami, ale rozumiał to. Uważał, że wzięcie ślubu w młodym wieku to tak naprawdę koniec życia, młodości i całej reszty i po prostu nie ma się z czym spieszyć. – Ale myślę, że jeśli ją zrani to ona sama sobie z nim świetnie poradzi – nie wątpił, że młoda Tagliente by skopała komuś tyłek ale nie wiedział jeszcze, że najmłodszy Russell wykazywał zachowania… agresywne. Niby każdy wiedział, że charakter Christine i Jacksona w połączeniu to mieszanka wybuchowa, ale jednak… no nie podejrzewałby, że zrobiłby jakiejkolwiek kobiecie krzywdę.
– To, ze się kłóciliśmy nie oznacza, że Cię nie kocham, Constance – powiedział lekko poważniej niż chciał, by to zabrzmiało. – Ale może właśnie to lepsze rozwiązanie? Zrobić to spontanicznie? – ostatnie zaręczyny zaplanował z dokładnością co do minuty, a małżeństwo okazało się klapą bo jego żona rozkładała nogi przed pewnie każdym w Los Angeles. – Znam, ale nie znam się na rozmiarach palca, a jakby powiedział Thei albo Rose to by ci powiedziały co planuje – zaśmiał się mimowolnie. Wiedział jakie są kobiety, chociaż faceci też nie byli lepsi – Nick i Joe rozmawiali o wszystkim nim Nicholas odjebał, a nawet i z Chrisem w tym samym kierunku to szło, nie? Uśmiechnął się, gdy powiedziała, że myśli o nim poważnie i kciukiem przesunął po jej dolnej wardze.
– W takim razie który byś chciała? – poruszył brwiami. Nie mogli stąd wyjść bez pierścionka i chociaż domyślał się, który chciała to i tak wolał być pewny. Miał być idealny. A jeśli żaden nie był wystarczająco dobry to był gotów zamówić jakiś spersonalizowany, serio.
– Vittoria to oczywistość. Jakbym nie był gotowy to nie zabrałbym jej z nami na pierwszy wspólny weekend – co prawda wtedy też działał trochę pod presją Enzo, ale nie musiał brać Vi. Sam chciał i widocznie ten ruch się jak najbardziej opłacił. – Wszystko w swoim czasie. Najpierw pierścionek, potem cała reszta – trochę od dupy strony to robił, ale serio, to wydawało mu się najbardziej słuszne po ich niepowodzeniach w małżeństwa. Gdy usłyszał tak aż westchnął patrząc na nią z czułością. – Przyzwyczajaj się do tego nazwiska, kiedyś będziesz je nosić – zaśmiał się, przyciągając ją bliżej i pocałował odrobinę namiętnie, ale przede wszystkim z czułością. Zatem za chwilę poszli po pierścionek i gdy go dostali, Nick sięgnął po jej dłoń i delikatnie go wsunął na jej palec.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widząc to jego rozbawienie, na pewno wzruszyła niewinnie ramionami. Co prawda Constance nie była szczególnie zazdrosną osobą, ale jednak… No byłaby zdecydowanie w stanie się z jakąś pobić, gdyby położyła łapy na jej Nicku. Inna sprawa, że Nickowi ufała i wierzyła, że nie dopuściłby do takiej sytuacji.
– Tak, dokładnie tak. Po prostu nie chcę, żeby skończyła jak ja – powiedziała cicho, bo jednak zostanie trzydziestoparoletnią rozwódką z nastolatką i wnukiem w drodze było średnią opcją, nawet jeśli na jej drodze pojawił się Nick, to umówmy się że po pierwsze, miała szczęście, a po drugie… Cóż, nie był to do końca przypadek, tak? Nie uważała co prawda, żeby wzięcie ślubu młodo było końcem życia czy młodości. Po prostu chciała, by Max i Vi mieli pewność, że chcą ze sobą spędzić życie. – Och, to na pewno. Osobiście uczyłam ją strzelać – zaśmiała się pod nosem, bo oczywiście Vi potrafiła się bronić. Była z tego całkiem dumna.
– Wiem, ja też cię kocham kiedy mnie wkurzasz, ale chodzi mi o to, że oświadczyny tuż po kłótni to… – urwała, bo właściwie to może faktycznie było lepsze rozwiązanie – zrobić to spontanicznie? Sama nie miała pewności. Uśmiechnęła się uroczo. – Może. Nie wiem – wzruszyła ramionami, ale zaraz pokręciła głową z niedowierzaniem. – A co, może to planowałeś? – zapytała z rozbawieniem. Tak czy siak, faktycznie wskazała na pierścionek, który najbardziej jej się spodobał i spojrzała na Nicka.
- Cóż, wyjazd z Vi był jeszcze kiedy nie do końca ci na mnie zależało – zauważyła całkiem słusznie, ale zaraz pokiwała koniec końców głową, chociaż nie dowierzała nadal w to, co się właśnie wydarzyło. – Ale to dopiero za jakiś czas – zaśmiała się cicho i pewnie odwzajemniła ten pocałunek, a kiedy pierścionek znalazł się już na jej palcu, ponownie go pocałowała, a resztę dnia spędzili po prostu ciesząc się sobą.

ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten dzień nie mógł się skończyć dobrze, a świadczył o tym już fatalnie rozpoczęty poranek. Ciężko było stwierdzić, czy pierwszym pechowym elementem były nieszczelne okna, przez które wdzierał się zimny powiew dmącego doń wiatru, czy może hałas spadających z okien, ceramicznych doniczek, które od godziny 6:33 (to wtedy jej wpółotwarte oczy natknęły się na elektroniczny zegar), w niedzielny poranek, który skutecznie pokrzyżował dalsze plany związane z drzemaniem do południa. Horrendalna, gargantuiczna wręcz i ponadprzeciętna wściekłość, wezbrała w niej, gdy wciągu kilkuminutowej walki o spokój i ciszę za sprawą dociśniętej do ucha poduszki, wypchanej gęsim pierzem, do drzwi zapukała sąsiadka. Jedynie cichy jęk wydobył się z ust zmęczonej Panam i ten dźwięk właśnie sprawił, że postanowiła nie ruszać się z wycieraczki, nacierając z kolejną turą głośnego stukotu knykci o mahoniowe drzwi.
Musiała wstać. Narzucając jedynie na siebie cienki, muślinowy szlafrok, który miał zakryć wystające spod przydużego t-shirtu pośladki, odziane jedynie w skąpe figi z wesołym nadrukiem w kolorowe świnki. Problem okazał się wagi potężnej. Pani, mieszkająca po drugiej stronie korytarza, nie potrafiła obsłużyć pilota od telewizora. Mimo dantejskich scen rozgrywających się w jej głowie, Pam z sercem na dłoni, posłusznie zgodziła się pomóc obywatelce, jako reprezentantka stróżów prawa.
Nic nie zapowiadało dogodniejszych warunków do dalszego spania, a i dmący wiatr się nasilał. Najsensowniej i zupełnie zdrowo rozsądkowo było wstać i niedomykające się okno odpowiednio zabezpieczyć, nie pozwalając żeby chodnik pod jej oknem został w całości pokryty ceramicznym, potłuczonym dywanem w różnych odcieniach rudości.
Wzdrygnęła się. Zimny dreszcz przebiegł po osłoniętej jedynie wełnianym swetrem skórze., kiedy kolejny podmuch wiatru uderzył w elewację budynku. Łzy napłynęły jej do oczu, przez chwilę rozmazując obraz świata pod nią i przed nią. Kolejny podmuch, tym razem silniejszy zakołysał jej ciałem mocniej niż ten poprzedni. Ułamek sekundy, w którym toczyła walkę z równowagą, desperacko próbując złapać się okiennej framugi, nie wystarczył, bo już leciała w dół. Zawisnąwszy na gałęzi, spróbowała przedostać się na inny parapet albo chociaż na gałąź pod nią. Jedna po drugiej, powoli na dół i może to by się udało, gdyby nie ten cholerny wiatr sabotażysta, wprawiający jej kończyny w mimowolny taniec.
Utknęła w punkcie bez wyjścia.
- Pomocy? - żałosny jęk wydobył się z jej ust, kiedy zauważyła rozmazany kontur, nadchodzący z naprzeciwka. Ktoś musiał przyjść jej z odsieczą, bo sama nie wydostanie się spośród gałęzi, to było jasne. Chyba, że pękną pod jej ciężarem, ale nie było to najprzyjemniejsze rozwiązanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szmaragdowe miasto jej służyło. Było ciemne, okalane deszczowymi chmurami sezonu jesiennego i nieokiełznane, a i tak czuła się, jak w domu, bardziej niż kiedykolwiek. Wcześniej nie spodziewała się, że przeprowadzka do nowego miejsca może zmienić tak wiele – nie tylko pod kątem otoczenia, ale również jej własnego myślenia. W końcu była wolna. Skupiała się na pracy i samorozwoju, pozostawiając za sobą miłosne dramaty, raz po raz rozrywające jej serce na strzępy. Zniknęła nawet delikatna opalenizna, początkowo nieustannie przypominająca o pierścionku zaręczynowym, który niegdyś zajmował specjalne miejsce na serdecznym palcu lewej dłoni.
Wspomnienie Garretha, choć nadal wyraźne i nasycone wieloma kolorami, teraz nawiedzało ją rzadziej. Z czasem przestała rozpatrywać ich relację w smutnej definicji utraconej miłości, której nikt ani nic nie będzie w stanie zastąpić. Znienawidziła go całą sobą i to chyba właśnie nienawiść pozwoliła zrozumieć szatynce, że również zasługuje na szczęście czy inne cholerstwo; takie samo, jakie on ostatecznie odnalazł u boku poprzedniej prawie żony. Nie szukała go jednak na siłę, bo po wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich lat, niemal całkowicie utraciła zdolność ufania.
I czy można ją za to winić?
– Stańmy pod tamtym oknem – dłonią wskazała na ubrudzoną szybę wbudowaną w stary blok. – Musimy mieć dobry kadr – w pracy dostawała różne tematy. Czasem nagrywała materiał o cudownych dzieciach, geniuszach rodem z Pięknego umysłu, czasem o zwierzętach, które przebywały kilka tysięcy kilometrów, aby odnaleźć swoje rodziny, a czasem trafiały jej się takie, jak ten; mieszkańcy bloku zmuszeni do eksmisji, bo nie płacili czynszu za mieszkania, w których zalęgły się pluskwy i inni, nieproszeni goście. Podejrzewała, że właściciel sam podłożył je lokatorom, bo podpisane umowy obowiązywały jeszcze przez jakiś czas, a na horyzoncie pojawił się kupiec, który zaproponował mu sporą sumę za zakup nieruchomości.
Pieprzony oszust.
– Pani White, kiedy po raz pierwszy zgłosiła pani właścicielowi, że powinien zająć się tym problem? – zapytała, uważnie obserwując nieco posiwiałą kobietę.
– Prawie rok temu i nic z tym nie zrobił. Wydałam prawie wszystkie oszczędności na pozbycie się tego… – Audrey mówiła chaotycznie, w wielkich emocjach, ale to właśnie emocji potrzebuje amerykańska publiczność.
Tylko że Elena już nie słuchała. Wpatrywała się w postać sunącą w jej stronę, w sylwetkę, której nie mogłaby pomylić z żadną inną. Ciemne pukle powiewające na wietrze, czekoladowe tęczówki jakby zamglone, dłonie wsunięte w kieszenie jeansów.
Co on tu, kurwa, robi?
Nawet nie poczuła, że jej wargi rozchylają się w akcie zaskoczenia – do pionu postawił ją dopiero operator kamery, rzucając krótkim: wszystko w porządku?. Nawet Audrey zamilkła i wykorzystała moment przerwy na odpalenie ostatniego papierosa z paczki.
Odpięła mikrofon z płaszcza i oddała go kamerzyście, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę nieproszonego gościa. Usta, teraz już zaciśnięte w cienką linię, zwiastowały wybuch gniewu, którym zamierzała go obdarować – to jedyne, na co mógł liczyć.
– Jak mnie znalazłeś? – stanęła w bezpiecznej odległości, metr, może półtora od niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Seattle.
Z pewnością nie można napisać, że Garreth Hadfield był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Albo w odpowiednim miejscu. Nie powinien tutaj przyjeżdżać tuż po skończonej misji, a do swojego rodzinnego miasta, gdzie matka z utęsknieniem czekała, oddychając z ulgą, gdy samolot transportujący jej syna do ojczyzny bezpiecznie wylądował na amerykańskiej ziemi. Nawet nie przeprosił, zadzwonił i krótko wyjaśnił, że ma coś do zrobienia nim wróci na Alaskę, bo faktycznie tak było. Miał tutaj coś do zrobienia, coś czego nie potrafił zamknąć w żadnych sztywnych ramach, nie miał pojęcia jak się za to zabrać, ani co powiedzieć, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z przeszłością. Przecież podobnie jak Elena, tak i on czuł się złamany (nie mylić z załamany), gdy kobieta z dnia na dzień postanowiła odejść. Gdy Gemma pojawiła się w ich wspólnym życiu, wywracając je do góry nogami, nie był wzorem idealnego narzeczonego, niemniej pochopnie wyciągnięte wnioski i rzucanie w twarz argumentami, których finalnie nie pozwoliła mu obalić było dość słabym zagraniem. Elena Doherty podjęła decyzję za nich oboje, pchnęła go na chwilę w ramiona kobiety, której już nie kochał. Nie wtedy, gdy wróciła po dwóch latach nieobecności do Homer, ani w żadnym innym momencie wspólnego życia. Gemma była przeszłością, powracającą jak bumerang, ale wciąż przeszłością odkreśloną grubą, czerwoną kreską.
Po to przyjechał, aby stanąć naprzeciw brunetki i wreszcie przestać się winić nawet jeśli miałby za to oberwać w mordę nie raz i nie dwa. Namierzenie kobiety nie było wbrew pozorom takie trudne - jedna noc w wynajętym na chwilę apartamencie, kilka telefonów i niezbyt dokładny risercz. Znalazł ją. Nie znał planu dnia, wiedział gdzie mieszka i że nie zmieniła numeru telefonu, a tyle mu wystarczyło. Dzisiejsze spotkanie było zupełnie przypadkowe. Przemierzał ulice jesiennego Seattle, aby zabić czas i przygotować się na nieuchronne - z telefonem przy uchu, Ethanem próbującym wyperswadować mu idiotyczny pomysł z głowy i akompaniamentem mijających go aut. To gdzieś pomiędzy rzuconym przez przyjaciela kurwa a oszalałeś - dostrzegł ją. Zatrzymał się w pół kroku, przyglądał z chodnika po drugiej stronie ulicy, wreszcie wciskając czerwoną słuchawkę, by przerwać połączenie, kiedy i Elena go spostrzegła.
Uśmiechnął się mimowolnie na swój sposób, wywracając oczami, gdy ignorując jadące auta pędziła przez jezdnię. - To nie było takie trudne - odpowiedział, nie odrywając od niej wzroku. Z pozowaną nonszalancją odgrywał rolę spokojnego faceta, chociaż przyśpieszne bicie serca utrudniało mu opanowanie rozedrganych dłoni. - Seattle? Co ci do cholery odbiło, Elena? - zapytał, ignorując współpracowników Doherty bacznie im się przyglądającym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Elena od ponad roku uparcie trwała w swoich przekonaniach. Dzień, w którym Gemma wróciła, był jednym z najgorszych w życiu reporterki. Choć od długiego czasu nie wspominał o niej często, czuła, że wciąż pojawia się w jego reminiscencjach. Utracona miłość, śmiertelna choroba, narzeczona niepodejmująca walki i wybierająca śmierć – brzmi, jak całkiem niezły scenariusz do dramatu romantycznego, prawda? Jak mogła udawać, że nie widzi spojrzeń, które ukradkiem rzucał w stronę ciemnowłosej? Jak mogła wierzyć, że tylko oddawał jej pudła ze starymi rzeczami i przypadkiem spędził w jej towarzystwie te kilka godzin za dużo? W opinii Garretha wybuchy zazdrości były bezpodstawne, a w jej, doskonale uzasadnione. W pewnym momencie bezsilność wzięła górę i zdała sobie sprawę, że nie może dłużej tak żyć. Postrzegała się jako egoistyczną sukę, bo nie potrafiła cieszyć się szczęściem kogoś, kto wygrał walkę z nowotworem.
Dusiła się i wiedziała, że on również.
Zablokowała go wszędzie; na portalach społecznościowych, adres mailowy, nawet numer telefonu. Nie tylko nie chciała, aby Hadfield się z nią kontaktował, ale próbowała też powstrzymać samą siebie w chwilach, najczęściej alkoholowej, słabości. Tym bardziej była zdziwiona, że teraz stał naprzeciw, w całej swojej (przystojnej) okazałości i… Właściwie, co? Czego od niej chciał?
– Nic mi nie odbiło – rzuciła poirytowana, nie odrywając wzroku od ciemnych tęczówek Garretha. – Przykro mi, ale co robię i gdzie to robię, nie jest już twoją sprawą – machnęła ręką, niedbale, jakby na siłę chciała mu pokazać, że już go nie potrzebuje. Że świetnie sobie radzi, a jego obecność zakłóca jej perfekcyjnie ułożony rytm codzienności. – Wracaj skądkolwiek przyjechałeś, ja muszę wracać do pracy – delikatne skinienie głową miało zasygnalizować mu, że istotnie jest zajęta – Audrey miała wprawdzie jeszcze trochę papierosa do spalenia, ale najwyżej przymusiłaby staruszkę do wyrzucenia niedopałka na ziemię nieco wcześniej. Zauważyła, że operator kamery nie spuszcza z nich wzroku, co mogło oznaczać tylko jedno – wieczorem czwarte piętro budynku KING5 będzie wiedziało o jej byłym.
– To jest moje miejsce – rzuciła jeszcze, ponownie skupiając uwagę na twarzy bruneta. Nie byli w przedszkolu, nie zamierzała rzucać tekstami rodem z gangsterskich filmów, ale… Musiał wiedzieć, że to jej bezpieczna przestrzeń i nic tego nie zmieni.
Starała się grać kartami bycia twardą i niezależną wersją panny Doherty, ale prawda była zgoła inna – serce biło jak szalone, a żołądek już dawno zawiązał się w ciasny supeł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się prawdopodobnie w ten sposób ściągając na siebie jeszcze większy gniew ze strony Eleny, ale nie potrafił tego powstrzymać. Nie zmieniła się w ogóle. Obawiał się, że może jej nie pozna, że jest teraz zupełnie inną osobą, że się nie porozumieją, że nie odezwie się do niego, nie zareaguje, nie skomentuje jego obecności, ale to wszystko było zupełnie bezpodstawne. Wciąż była tą samą osobą, z którą połączył go najpierw gorący romans, a później płomienne uczucie, niegasnące pomimo upływu czasu. Ciskała w niego spojrzeniami, jakby pragnęła go zasztyletować, brakowało tupnięcia nogą i wymachiwania przed twarzą nazbyt energicznie dłonią, aby dopełnić obrazu, do którego przecież swego czasu całkiem przywykł.
- Przyjechałem na urlop. Należy mi się - odparł, wsuwając dłonie do kieszeni dżinsów, bo chociaż nieco się uspokoił, to i tak czuł ogarniający go chłód - nie wiedział tylko czy z racji jesiennej aury czy bardziej z powodu nerwów. - To nie ja do ciebie podszedłem, Elena - zauważył tylko, patrząc ponad jej głowę na Audrey, która przypominała mu kogoś, chociaż nie potrafił powiedzieć kogo. To dziwne uczucie towarzyszyło mu ostatnio dość często. W obcych ludziach wyczuwał albo zauważał podobieństwa do osób ze swojej przeszłości - mniej lub bardziej odległej. - To ty mnie zaczepiłaś, ty się do mnie odezwałaś, ty nadal ciągniesz rozmowę. Ja podziwiam widoki, bo muszę przyznać, że całkiem tu ładnie - rozejrzał się dookoła na powrót skupiając czekoladowe tęczówki na twarzy brunetki, u której, jak domniemał, poziom wściekłości właśnie wzrastał podczas, gdy on, choć nie powinien, całkiem dobrze się bawił. Jakby nic złego się między nimi nie wydarzyło. Tak jak przeszło dwa lata temu, kiedy się docierali (i równie często ścierali).
- Zablokowałaś mnie. Czemu zachowujesz się jak dzieciak? Po prostu spakowałaś walizki i postanowiłaś, że przeprowadzisz się setki kilometrów od domu, od wszystkiego co znajome i twoje - położył nacisk na ostatnie słowo, nadając mu ton podobny do tego, który ona przed momentem przyjęła, chcąc dać mu jasno do zrozumienia, że naruszał jej przestrzeń i prywatność. - Jesteś uparta i ZAWSZE wszystko wiesz lepiej, nikogo nie słuchasz. Jest tylko twoja racja, niczyja inna - prawdopodobnie nie tak miała wyglądać ta rozmowa, aczkolwiek zazwyczaj plan jest boleśnie weryfikowane przez życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiłaby nic nie powiedzieć, zignorować fakt, że pojawił się po drugiej stronie ulicy, wiele tysięcy kilometrów od domu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zawsze miała swoje pięć groszy do dodania – to cecha, którą odziedziczyła po matce i która przydała jej się w wielu sytuacjach.
– Nie wątpię – słyszała, że w pewnym momencie wrócił na front, ale nie znała powodu tej decyzji. Niejednokrotnie zastanawiała się, czy wszystko z nim w porządku, wspomnieniami wracając do dnia, w którym jego samolot rozbił się podczas misji. W pewnym momencie zrozumiała, że nigdy nie zapomni emocji, które jej wtedy towarzyszyły; strachu, niemocy i przytłaczającego smutku, bo była pewna, że go straciła. Przełknęła ślinę i zadarłszy podbródek, wzrok wlepiła w zachmurzone niebo, tak jakby to właśnie ono miało jej pomóc w wydostaniu się z obecnego położenia. Twierdził, że zupełnie się nie zmieniła i pewnie miał rację. Elena z kolei miała dokładnie takie samo zdanie o nim – uśmiechał się w ten sam, charakterystyczny dla siebie sposób i chował ręce do kieszeni, kiedy robił się nerwowy. Nadal miał talent do przekształcania sytuacji tak, aby dochodząc do końca dyskusji na jakikolwiek temat, to ona wyglądała na tę dziecinną i niestabilną.
– Jak zwykle, mistrz odwracania kota ogonem. Mam wierzyć, że twój spacer akurat w tym miejscu to czysty przypadek? Nie znamy się od wczoraj, Garreth. Gdybym do ciebie nie podeszła, z pewnością zrobiłbyś to za mnie, a ja nie życzę sobie, żeby ekipa zaznajamiała się z moją przeszłością – kamerzysta wprawdzie wciąż bacznie ich obserwował, ale nie mógł słyszeć, o czym rozmawiają. Wzrok ponownie przeniosła na bruneta i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Nawet grubszy materiał płaszcza nie zneutralizował bólu wbijających się w skórę paznokci. – Żyjemy w czasach social mediów, więc zablokowanie osoby, z którą nie chcesz mieć kontaktu, jest jedyną szansą na pozorną wolność. Nie wiem, czego się spodziewałeś. Że będę przymykać oko i udawać, że nie widzę, co dzieje się dookoła mnie? – brutalnie szczerą odpowiedź przypieczętowała ciszą przerywaną jedynie dźwiękami samochodowych klaksonów i przechodniów. Nie zamierzała mówić głośno, że widok jego i niezłomnej Gemmy każdego dnia łamałby jej serce na nowo. Przeczesała palcami czekoladowe pukle, oblizała spierzchnięte wargi językiem, aby finalnie głośno westchnąć.
– Posłuchaj, jeśli naprawdę przyjechałeś tu tylko na urlop, to… Droga wolna – machnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, bo przecież miał rację – nie posiadała absolutnie żadnych praw do Seattle i nie mogła mu nic narzucić. Mogła natomiast (i zdecydowanie powinna) wytyczać granice. Teraz starała się narysować między nimi niewidzialną, grubą linię, którą Hadfield będzie respektował, mimo tego, że nigdy nie był najlepszy w te klocki. – Po prostu nie mogę cofać się do punktu wyjścia – tylko tyle i nic więcej. – Muszę wracać – zrobiła krok w tył, czując nieprzyjemny ucisk w okolicach serca. Swobodne oddychanie nagle stało się niezwykle ciężkim zajęciem.
Okazało się jednak, że Garreth chciał czegoś więcej. Czegoś, czego ona już nie potrafiła mu dać.

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skrawki wstającego słońca bezskutecznie próbowały przebić się przez zaciągnięte rolety. Ciemność oblepiała pokój w niewielkim pokoju, którego ściany w niemalże każdym calu pokrywały notatki. Te mniej lub bardziej udane, które odtwarzały swoistą sekwencję postępu jaki w ciągu ostatnich tygodni poczyniła, po swoim niedawnym odkryciu. Choć sen wprawdzie miała głęboki, to dźwięk nadchodzącej wiadomości, momentalnie ją wybudził. Na noc nigdy nie wyłączała dźwięku, żyjąc w przeświadczeniu, że w każdej chwili i o każdej porze mogłaby być potrzebna. Zupełnie jakby żyła dla innych, a nie dla siebie samej.
W pierwszej chwili, mrużąc wzrok, zajęła się rozszyfrowywaniem zagadki zawartej w skrótach młodzieżowego slangu. Bo chociaż była jeszcze w kwiecie wieku, jej dusza była stara, leciwa i pozbawiona chęci zapoznawania się z obowiązującymi trendami. Była oderwana od rzeczywistości, żyła we własnym, pokręconym świecie. Może to właśnie to wpłynęło na ciąg niefortunnych decyzji.
Ach! Dotarło do niej wreszcie co za tymi słowami się kryje, ale gdzieś koło głowy, trąbił jej alarm. Brzmiało to niemal, jakby przyjaciółka była gdzieś przetrzymywana. Ubrała się czym prędzej, wymieniając flanelowy dół piżamy na dżinsy, ale górę pozostawiając bez zmian. Narzuciła jedynie skórzaną kurtkę, gotowa objechać samochodem nawet i cały stan, dopóki nie odnajdzie tej pijaczki żywej i zdrowej.
Zbliżając się pod podany w wiadomości adres, z daleka widziała, w którym z okien mogłaby znaleźć swoją zgubę. Jak się jednak chwilę później okazało, ta - zwiała. Objechała więc okolicę, nie przyspieszając powyżej dwudziestu kilometrów na godzinę, bo w tych ciemnościach, wystarczyła chwila nieuwagi, a trop się urwie (żeby chociaż jeszcze jakiś był...). Ale! Kolorowa, nabuzowana grupka, wyglądała jakby wyrwana żywcem z imprezy, o którą przed chwilą zahaczyła. Zapytani, wyznaczyli jej dalszy kierunek poszukiwań. I wreszcie dotarła na klatkę schodową, na której niewielka postać, oparta o schody kiwała się w przód i w tył.
- Żyjesz? - to pierwsze pytanie na jakie wpadła. No bo wyglądała jakby znajdowała się na granicy życia i śmierci, z przewagą w tą drugą stronę. - Mam wodę, napij się. Zabiorę Cię do jakiejś kawiarni zanim odstawię do domu, ale chyba tą drogę przejdziemy pieszo, co? - słabo jakby jej obrzygała tapicerkę.
<center>...</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit Za każdym razem, kiedy z jakiegoś powodu musiała znaleźć się w dzielnicy South Park, czuła się niekomfortowo. Szczególnie jeżeli dane miejsce znajdowała się niedaleko jej dawnego miejsca zamieszkania - tak jak teraz. Chciała jak najszybciej pozałatwiać swoje sprawy i wrócić do bezpiecznego rejonu, czyli do jakiejkolwiek innej dzielnicy. Za każdym razem, gdy szła znajomymi uliczkami, miała wrażenie, że zaraz natknie się na kogoś znajomego. Może będzie to dawny sąsiad, może ktoś ze szkoły, może jakiś dzieciak (teraz już dorosły), z którym bawiła się wieczorami? To wszystko, i wiele więcej, zostawiła za sobą ładne dziesięć lat temu i naprawdę nie chciała do tego wracać, wręcz powrotu się obawiała. Do niczego nie było jej to potrzebne. Obecne życie jej odpowiadało, było lepsze, jak zupełnie inny świat. Natknięcie się na kogoś, kto należał do przeszłości mogłoby tylko niepotrzebnie otworzyć stare rany i zachwiać równowagę, nad którą bardzo ciężko pracowała.
Odetchnęła głęboko, po czym wyszła z banku, w którym zamykała swój stary rachunek i rozejrzała się dyskretnie, by zaraz ruszyć sprężystym krokiem, skąpaną w słońcu (chyba wyjątkowo) uliczką. Auto zaparkowała przecznicę dalej, bo o dziwo trudno było o wolne miejsce parkingowe. Kiedyś nie było tu aż takiego ruchu - być może mniej osób było stać na samochód.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Spokojnie, nawet bym nie chciała — stwierdziła z zawadiackim uśmieszkiem. To nawet nie było obraźliwe, tyle że Song miała pewną zasadę - seks a potem koniec znajomości. Mimo że Bossworth nie był jej najlepszym ziomeczkiem, to nie chciała urywać sobie ewentualnego znajomego do poszalenia, skoro tak czy siak było ich całkiem niewielu — po prostu nie jesteś w moim typie — dodała, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. To nie było tak, że miała coś przeciwko, ale nie lubiła ze znajomymi. O ironio, w taki sposób zrobiła z Jinem, a teraz popatrzcie na nią po tych paru fabułach, dalej z nim sypiała, a co gorsza mogła powiedzieć, że chodzi na randki.
— Jak jesteś to nie, ból podobno sprawia im przyjemność nie? — spytała, unosząc jedną brew. Może była jednak jakaś niedokształcona, że nie potrafiła ogarnąć tak prostych rzeczy. W końcu do jej głowy przez alkohol weszły wątpliwości, czy masochista na pewno lubi ból i czy to nie ma jakiegoś ukrytego dna — Sirius, ale ja naprawdę jestem suką, więc jaka różnica? — zagadnęła, upijając większy łyk whiskey, a na jej twarzy pojawiły się charakterystyczne alkoholowe, azjatyckie rumieńce — to póóóójdzieeemy w melanż — powiedziała wielce zadowolona z siebie i dużym uśmiechem na twarzy. Może nawet zrobi sobie jakiś tatuaż? Ostatnio się nad tym zastanawiała, może robienie go po alkoholu nie jest czymś rozważnym, ale to nie jest ważne.
— Nie, na chuj to komu? — spytała ciut zbulwersowana, bo ona nie widziała w tym najmniejszego sensu — odizolowanie się od ludzi jest łatwiejsze, przynajmniej żaden chujek cię nie zrani — powiedziała całkiem poważnym tonem, może to był jej jedyny moment szczerości i odkrycia się od dawna. Zaraz upiła trzy większe łyki, by potem nalać szklankę sobie do pełna — no jest POPIERDOLONE — krzyknęła Song, bo normalni ludzie się tak nie zachowywali — ja nie lubię miłych typów, są obleśni — dodała z wykrzywioną miną. Nie, nie chciała miłości jak z bajki, jedyne co chciała od chłopaka to bolca, a potem najlepiej by zniknął — typie, a ty byś napisał do dziewczyny po seksie "co robisz"? — aż znowu uniosła głos i wywróciła oczyma — przecież to żałosne — bo co potem miała napisać? Sram? Pracuję? Jestem na innym bolcu? Tak, Song miała bardzo spaczony umysł, ale to musiało tak się zadziać. Nie miała tradycyjnego, szczęśliwa życia jak większość ludzi.
— Nie, nie zniszczymy świata — powiedziała kobieta, kiedy już dogoniła Siriusa swoimi mniejszymi nogami — my go rozpieerdoolimy!!! — krzyknęła, klaszcząc dłonie, gdy akurat wychodzili z klubu — Ale najpierw szlug — powiedziała Song, kiedy weszli do jakiegoś randomowego zaułku. Wzięła fajkę do ust, częstując wcześniej Bosswortha, a następnie ją zapaliła. Z najciemniejszego kątu wyłonił się on, Roman, łowca szparek, który po nieudanym związku zaczął ćpać. Był klientem Song, któremu już parę razy odmówiła. Zasadniczym i najważniejszym zadaniem każdego dealera było sprzedanie towaru, by dostać za to hajs. Typek go nie miał i dlatego pluł się do dziewczyny. Pewnie normalnie by go nawet nie zauważyli, ale zaczął szeptać jakieś dziwne czary pod nosem. Czyżby wzywał dla siebie wsparcie?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#81 kontynuacja/po loży w klubie

Pod tym względem byli podobni, bo Sirius również uważał, że przejście ze swobodnej znajomości do znajomości z benefitami było niedorzeczne. Taki rozwój akcji prędzej czy później wiązał się z całkowitym zakończeniem relacji, która akurat w przypadku Siriusa i Jimin przynosiła obopólne korzyści – pomijając fakt, że mogli ze sobą w miarę swobodnie rozmawiać, to łączył ich przede wszystkim biznes.
Nie szkodzi – zaśmiał się. Song również nie była w jego typie, chociaż oczywiście nie mógł zaprzeczyć jej urodzie. Była ładna. Miała błyskotliwe spojrzenie, kształtne usta i smukłą talię, ale biorąc pod uwagę okoliczności, prawdopodobnie na dłuższą metę nie potrafiliby się dogadać. Oboje byli temperamentni, co w niedalekiej przyszłości wiązałoby się z licznymi konfliktami. Poza tym Sirius wciąż miał w głowię Melusine, więc znajdował się w zbyt wczesnym etapie, aby myśleć o seksie z innymi kobietami.
Podobno – wzruszył ramionami, przy czym upił ze szklanki alkohol. W rzeczywistości nie był bezpośrednio związany z tym tematem, więc odpowiadał bardziej intuicyjnie, aniżeli na podstawie doświadczeń. – Przestań drążyć. Mieliśmy się dziś zabawić – przypomniał. Miał wrażenie, że za bardzo zaczęli zagłębiać się w tę rozmowę i zapomnieli o priorytetach. Dzisiejszy wieczór miał być pełen wrażeń i złych, nieodpowiedzialnych decyzji, a tymczasem spędzali czas nad rozwlekaniem życiowych sentencji. To było na tyle niedorzeczne, że w końcu z ust Azjatki padła konkretna decyzja na która oboje prędko przystali.
Myślę, że prędzej czy później będziesz potrzebowała miłego chłopca – wytknął z przekorą, odnosząc się do wszystkiego, co właśnie powiedziała Jimin. Sirius tym razem wypowiadał się zgodnie z tym, co sam przeżył od początku roku. Jego związek z Melusine zaczął się w podobny sposób, jak związek Jimin i Jina. W skutek braku rozsądku skończyli w łóżku. – Jeżeli by mi się podobało, to tak – odpowiedział zgodnie z własnymi przekonaniami, nie widząc w intencjach chłopaka niczego złego.
W tamtym momencie zniszczenie świata wydawało się niebywale kuszącą opcją. Oboje borykali się z dylematami, które w ich mniemaniu były niebywale trudne i żmudne. Potrzebowali wytchnienia. Właśnie kulturalnie palili papierosy w okolicznym zaułku, wymieniając się doświadczeniami odnośnie producentów, kiedy do ich towarzystwa dołączył jakiś niechlujny mężczyzna. Sirius nie zadawał się z miejscowym marginesem, dlatego nie kojarzył osobnika. W pierwszym momencie go zignorował, kontynuując wywód na temat czerwonych Malboro; w drugim wyjrzał za ramię Jimin, gdzie Roman momentalnie rozmnożył się w oczach. Obok niego znalazła się piątka, niemal identycznych mężczyzn, spoglądających na Azjatkę z niezdrowym uporem.
Znacie się? – zapytał. Próbował połączyć kropki, jednak ostatecznie nie zdążył, bo tęgi brunet ruszył ku nim, wydając z siebie bliżej nieokreślony krzyk. Sirius pod wpływem impulsu złapał go za kark i odepchnął, uprzednio wyrzucając z dłoni niedopałek. Następnych dwóch napastników było nieco szybszych. Doskoczyli do Boswortha i odciągnęli go od Jimin, do której prędko podszedł Roman. W dłoni dzierżył rozbitą butelkę.

autor

P o l a

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#81 kontynuacja/po loży w klubie

Pod tym względem byli podobni, bo Sirius również uważał, że przejście ze swobodnej znajomości do znajomości z benefitami było niedorzeczne. Taki rozwój akcji prędzej czy później wiązał się z całkowitym zakończeniem relacji, która akurat w przypadku Siriusa i Jimin przynosiła obopólne korzyści – pomijając fakt, że mogli ze sobą w miarę swobodnie rozmawiać, to łączył ich przede wszystkim biznes.
Nie szkodzi – zaśmiał się. Song również nie była w jego typie, chociaż oczywiście nie mógł zaprzeczyć jej urodzie. Była ładna. Miała błyskotliwe spojrzenie, kształtne usta i smukłą talię, ale biorąc pod uwagę okoliczności, prawdopodobnie na dłuższą metę nie potrafiliby się dogadać. Oboje byli temperamentni, co w niedalekiej przyszłości wiązałoby się z licznymi konfliktami. Poza tym Sirius wciąż miał w głowię Melusine, więc znajdował się w zbyt wczesnym etapie, aby myśleć o seksie z innymi kobietami.
Podobno – wzruszył ramionami, przy czym upił ze szklanki alkohol. W rzeczywistości nie był bezpośrednio związany z tym tematem, więc odpowiadał bardziej intuicyjnie, aniżeli na podstawie doświadczeń. – Przestań drążyć. Mieliśmy się dziś zabawić – przypomniał. Miał wrażenie, że za bardzo zaczęli zagłębiać się w tę rozmowę i zapomnieli o priorytetach. Dzisiejszy wieczór miał być pełen wrażeń i złych, nieodpowiedzialnych decyzji, a tymczasem spędzali czas nad rozwlekaniem życiowych sentencji. To było na tyle niedorzeczne, że w końcu z ust Azjatki padła konkretna decyzja na która oboje prędko przystali.
Myślę, że prędzej czy później będziesz potrzebowała miłego chłopca – wytknął z przekorą, odnosząc się do wszystkiego, co właśnie powiedziała Jimin. Sirius tym razem wypowiadał się zgodnie z tym, co sam przeżył od początku roku. Jego związek z Melusine zaczął się w podobny sposób, jak związek Jimin i Jina. W skutek braku rozsądku skończyli w łóżku. – Jeżeli by mi się podobało, to tak – odpowiedział zgodnie z własnymi przekonaniami, nie widząc w intencjach chłopaka niczego złego.
W tamtym momencie zniszczenie świata wydawało się niebywale kuszącą opcją. Oboje borykali się z dylematami, które w ich mniemaniu były niebywale trudne i żmudne. Potrzebowali wytchnienia. Właśnie kulturalnie palili papierosy w okolicznym zaułku, wymieniając się doświadczeniami odnośnie producentów, kiedy do ich towarzystwa dołączył jakiś niechlujny mężczyzna. Sirius nie zadawał się z miejscowym marginesem, dlatego nie kojarzył osobnika. W pierwszym momencie go zignorował, kontynuując wywód na temat czerwonych Malboro; w drugim wyjrzał za ramię Jimin, gdzie Roman momentalnie rozmnożył się w oczach. Obok niego znalazła się piątka, niemal identycznych mężczyzn, spoglądających na Azjatkę z niezdrowym uporem.
Znacie się? – zapytał. Próbował połączyć kropki, jednak ostatecznie nie zdążył, bo tęgi brunet ruszył ku nim, wydając z siebie bliżej nieokreślony krzyk. Sirius pod wpływem impulsu złapał go za kark i odepchnął, uprzednio wyrzucając z dłoni niedopałek. Następnych dwóch napastników było nieco szybszych. Doskoczyli do Boswortha i odciągnęli go od Jimin, do której prędko podszedł Roman. W dłoni dzierżył rozbitą butelkę.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niepodważalnym faktem było to, że gdy ludzie spotykali się ze sobą wcześniej, czy później nawiązywali więź. Nawet w czasie pijackich rozmów, czy najzwyczajniejszego palenia papierosów. Jest przysłowie, że uzależnienie łączy. Było niesamowicie prawdziwe. Ludzie imprezując, też mówili o intymnych szczegółach swojego życia. Tego nie dało się przeskoczyć, choć Song musiała przyznać Siriusowi rację. Pora na prawdziwą zabawę. W klubie, kasynie, lub jakimkolwiek miejscu, gdzie przestaną rozmawiać na trudne tematy. Takich kwestii trzeba było jak najszybciej pozbywać się z mózgu. Nie były one nikomu potrzebne do życia.
— Czy chłopca, czy dziewczynkę nie będą mi potrzebni. Związki ssą. Wcześniej, czy później przynoszą tylko ból — rzuciła luźno, wzruszając ramionami. Sama też kiedyś w głowie miała Meluzynę, ale zraniła ją, więc odeszła w głęboką niepamięć. Przejmowanie się relacjami z innymi, według Song było najzwyczajniej w świecie niezdrowe. Ludzie to chuje. Jimin mogłaby napisać prawdziwy referat, dlaczego ludziom nie powinno się w żaden sposób ufać — Ale serio tak byś do niej napisał? — spytała całkiem poważnym tonem. Pisanie do dziewczyny która się spodobało, ok, ale pisanie w sposób nędzny... Tego już nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć — Faceci serio są żałośni — prychnęła, wywracając oczyma Song. Sama potrafiłaby wymyśleć znacznie więcej lepszych tekstów na podryw, gdzie wiadomo byłoby od razu co odpisać. Ji nie lubiła owijania w bawełnę, pewne rzeczy powinno mówić się jak krowie na rowie.
— Niedoszły klient — zdążyła mruknąć krótko, kiedy zaczął już iść w ich stronę solidny atak. Song nie zdążyła zorientować się, co się zadziało z Serkiem, ale sama chwyciła za swojego wiernego przyjaciela - gaz pieprzowy. Kiedy tylko Roman znalazł się w odpowiedniej odległości psiknęła go w twarz, by zaraz kopnąć go w twarz. To był właśnie ten moment, w którym mogła podziękować uniwerkowi za dobieranie samodzielnie wychowania fizycznego.
— Cześć Roman — powiedziała głośno, patrząc na jego osiłków — dalej jesteś żałosny i nie masz kasy? — a zaraz postanowiła jeszcze dodać — Uroczy jesteś — wyćwierkała Jimin, a z kieszeni swoich spodni zdążyła wyjąć nóż. Była pewna, że te tępe osiłki też je mają.

autor

sometimes all you can do is lie in bed and hope to fall asleep before you fall apart
Awatar użytkownika
30
162

przelewam siebie na płótno

prowadzę antykwariat

elm hall

Post

Nie powinna pić wina przed wyjściem z galerii, ale po ciężkim dniu pełnym wyjątkowych zjebów, odwiedzających to miejsce celem chyba tylko wkurwienia jej do tego stopnia, że znajdowała się o krok od morderstwa, coś jej się od życia należało. W nagrodę. Za to, że nikogo nie zajebała.
Kiedy więc zegar wybił szóstą, z ulgą podeszła do drzwi, przekręciła w nich klucz i dwustronną kartkę z "otwarte" zamieniła na "zamknięte". Gdyby to od niej zależało, obok dorysowałaby jeszcze wyciągnięty środkowy palec, ale pech chciał, że nie do niej należała, a właściciel niejednokrotnie zarzucał jej, że za mało się uśmiecha. W takich momentach Panam zagryzała wargi i powstrzymywała się od przypomnienia mu, że cały dzień zapierdziela za marny grosz (no dobra, niekoniecznie taki marny), jakiś czas temu straciła niedoszłe dziecko w wypadku, rozwiodła się i jej życie generalnie jest gównianne, a on siedzi na dupie na Malediwach albo gdzie tam go poniesie i nie robi nic poza liczeniem pieniążków.
Czerwone światło, sygnalizujące "stop" biło wyraźnie po oczach, ale zaślepiona połową butelki wina i zwyczajowym codziennym wkurwem, nie zauważyła go, robiąc pierwszy krok na jezdnię. Nie widziała go też robiąc drugi i trzeci. Dopiero przy czwartym, gdy samochód nadjechał zza rogu, a kierowca w ostatniej chwili nacisnął hamulec, pisk opon wybudził ją z letargu. W ostatniej chwili uskoczyła w bok, potykając się o krawężnik. Jedna noga splątała się z drugą, tworząc coś na wzór pokracznego tańca i gdy wystarczyło chwycić się latarni, ostatniej deski ratunku przed uderzeniem o chodnik - nie wyszło, znowu za późno. Leżała. Skąpana w tym świetle zdradzieckich promieni, wciąż czerwonych, zbita o płytę chodnikową, leżała na wznak, patrząc się w ciemniejący nieboskłon. Na kilka sekund jakiś szum wkradł się do głowy podstępem i kręciło się lekko. Przed oczami biało się zrobiło aż w końcu zgasło i żadne to słońce, a reflektory samochodu, który opuścił bogu ducha winny kierowca.
- Uważałbyś, mogłeś mnie zabić! - nie kwapiąc się wcale do spojrzenia w bok, wypluła swój zarzut raczej w kierunku nieba. Zarzut zupełnie bezpodstawny, bo wszak to ona weszła na jednię w krwistej poświacie. Niemniej teraz było jej już jakoś wszystko jedno. I nawet pokusiłaby się o stwierdzenie niech się dzieje wola nieba, gdyby nie zawisła nad nią twarz, która wbrew wszelakim prośbom kierowanym ku górze, nie należała do nikogo obcego. Twarz, na którą spoglądała tak często, że któregoś dnia zaczęła jej nienawidzić. Twarz byłego męża.
There used to be a time you took all my light
Like nothing was left to find ☾ ☾ ☾

autor

lena

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”