WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powrót do randek, o ile randką można było to nazwać, był równie przejmujący co powrót na amerykańską ziemię. Czuła się jakby stąpała boso po nieznanym lądzie. Minęło wiele czasu od kiedy ostatnio z kimś się spotkała. A wtedy była to jej dawna miłość, wielka udręka i złodziejka serca, piękna i okrutna w swojej dobroci, kochana lecz bezwzględna- Ariana. Oddała jej całe swoje życie i do tej pory potrafiła oddawać jej swoje posklejane na ślinę serce, kiedy tylko ta o to prosiła. Dużo łatwiej byłoby ją zupełnie zignorować, nie pozwolić by znowu mieszała w jej życiu, jednak słabość jaką Liane darzyła tę kobietę sprawiała, że nie była w stanie jej odmawiać. Kiedy tylko na nowo pojawiała się w jej życiu francuska była gotowa oddać jej wszystko byleby zatrzymać ją na chwilę dłużej aniżeli poprzednim razem. Zupełnie jak głupia, zakochana nastolatka. Może prawda była taka, że Liane nigdy nie wydoroślała.
We Francji nie w głowie były jej romanse. Oddała całą swoją uwagę pracy na farmie, która pochłaniała każdy jej dzień. Skupiała się na zwierzętach, roślinach, skupach, cerowaniu, pakowaniu i sprzedaży. W międzyczasie między jedną a drugą myślą przenikał lęk o ojca leżącego w szpitalu. Całkiem długo nie było wiadomo co właściwie mu dolegało. Tym bardziej nie było wiadomo jak wiele zajmie jego powrót do zdrowia. Nie spodziewała się, że spędzi we Francji aż pół roku, ale nie była w stanie zostawić matki samej z obowiązkami, które przerastały nawet Liane.
Zjadał ją delikatny stres. Ta przerwa od randek czy spotkań zwykłych z ludźmi innymi niż handlarze, kupcy, lekarze i rodzice sprawiała, że nie do końca wiedziała jak ma się zachować. Pojawiła się w miejscu spotkania chwilę przed czasem co było do niej zupełnie nie podobne. Zazwyczaj wchodziła z gwiazdorskim opóźnieniem tłumacząc się jakąś całkowitą głupotą, w którą i tak nikt nie wierzył. Tym razem jednak było inaczej. Może to stres związany z ponownym rozpoczynaniem randkowego życia, a może to chęć spędzenia czasu z kimś nowym sprawiły, że pojawiła się pod akwarium na dziesięć minut przed spotkaniem. Wsunęła rękę w kieszeń skórzanej kurtki i odnalazła w niej sponiewieraną paczkę papierosów, która powoli już się kończyła. Znowu paliła zbyt dużo, ale nie umiała z tym walczyć. We Francji już nawet nie miała sił kryć się przed matką. Czuła że aura Seattle wręcz zmuszała ją do palenia. To miasto wywierało presję. Cichy zgrzyt odpalanej zapalniczki przerwał ciszę mąconą jedynie chłodnymi podmuchami jesiennego wiatru. Szybkie zaciągnięcie się i zapalniczka na nowo powędrowała do kieszeni. Teraz pozostawało jedynie czekać, aż na horyzoncie zamajaczy sylwetka osoby, z którą miała się spotkać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

dwa Powrót na ziemię - po całym dniu (całym, to znaczy: od ósmej trzydzieści, gdy dzwonek szkolny uporczywym jazgotem obwieścił nastoletniej gawiedzi, że oto pora wtłoczyć ciała rozespane w ramy systemu na krzesła niewygodne, i za ostre kanty klasowych pulpitów, do szesnastej zero-zero, gdy dzwonek ten sam fajrant i ulgę na najbliższe naście godzin, z wyjątkiem tych spędzonych nad pracami domowymi na jutro, obwieścił) spędzonym z głową w chmurach też był nie lada wyzwaniem. I przed wyzwaniem takowym Onyx stali właśnie, ze snów na jawie snutych wybudzić się na tyle próbując, by z dziewczyną z tindera, z którą spotkać się mieli lada moment, móc przeprowadzić przynajmniej względnie sensowną konwersację (nie upokarzając się przy tym bardziej, niż byłoby to absolutnie konieczne).
Na biologii (lekcja pierwsza) umysł Rosenkranz zaprzątały myśli o nowym albumie Billie Eilish. Na historii (druga z lekcji) - o nowym rodzaju karmy dla szynszyli, bogatej w białko, ale ubogiej, podobno, w błonnik. Na wuefie (lekcja trzecia), Onyx nie myśleli, zbyt skupieni na instynkcie przetrwania strasznego meczu piłki ręcznej, by angażować jakiekolwiek procesy poznawcze, zaś lekcja czwarta i piąta (angielski, rozszerzony, a potem jeszcze ta nieszczęsna fizyka) upłynęły im na obsesyjnym przeglądaniu wirtualnego profilu Liane, i głowieniu się nad tym, jak to możliwe (i czy, w ogóle!), że taka laska jak jasnowłosa Francuzka nie tylko nie odrzuciła ich zaczepki, ale także prędko zasugerowała spotkanie...

Opuściwszy szkołę, Onyx zahaczyli o dom w pośpiechu - po to, jedynie, żeby obszerną bluzę z suwakiem zmienić na obszerną bluzę-kangurkę, a luźne, i przydarte na kolanach spodnie z brązowego sztruksu zastąpić parą takich o identycznym kroju, i dziurach w analogicznych punktach, tylko z jasnego jeansu uszytych, oraz opróżnić plecak z podręczników i zeszytów - i puścili się pędem w stronę Pike Place Market. Tylko cudem unikając zderzenia z jakimś świrem, kurwa! nieodpowiedzialnym jegomościem na miejskiej hulajnodze, znajdowali się coraz bliżej celu. I czym lepiej widzieli majaczący w oddali budynek Akwarium, tym bardziej czuli, jak dłonie wciśnięte w kieszeń bluzy drżą im w neurotycznym tańcu.

Trzeba. Było. Zostać. W. Domu.
  • Co to za pomysł w ogóle, Onyx? Odbiło Ci - na randki chodzić? Ty? W Seattle? I to z tindera jeszcze...
    • Na pewno nie przyjdzie! Albo spieprzy gdzie pieprz rośnie gdy tylko Cię zobaczy. Albo wyśmieje Cię, albo okaże się, że pracuje w jakiejś organizacji charytatywnej, i spotyka się z Tobą jedynie z litości, albo...
Metry dzielące Onyx od budynku przyjęły wymiar dwu-, a zaraz potem jedno- cyfrowy. I teraz Rosenkranz mieli już pewność, że ich randka nie tylko się stawiła, ale także - och, obawa to racjonalna i uzasadniona w dobie internetowego romansowania! - wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciach.
Jeśli - z papierosem nonszalancko zwieszonym w kąciku ust, i włosami targanymi lekko podmuchami wichru - nie lepiej.
  • O cholera.
Onyx przełknęli ciężko, nerwowo, zeskakując ze swojej sfatygowanej już nieco, życiem doświadczonej deskorolki. Odchrząknąwszy, wolnym krokiem ruszyli w stronę blondynki, starając się utrzymać na twarzy niewyraźny, nerwowy dość uśmiech. Wdech-wydech.
  • I na pewno się nie zorientuje, że ŻENADA to Twoje drugie imię, a na randce byłxś w życiu tyle razy, że potrzeba palców raptem jednej dłoni, by je zliczyć...
- Hej? - głos nieludzkim wysiłkiem powstrzymany od drżenia przebił się przez zawodzenie wczesnojesiennego wiatru - Liane, tak? J-jestem... Jestem Onyx. Byliśmy c-chyba umówieni?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szary dym powolnie opuszczał jej płuca by zatańczyć wraz z delikatnymi podmuchami wiatru, który wkradał się też między blond kosmyki nieumiejętnie zakręcone za uchem. Nie była pewna czy palenie rzeczywiście ją rozluźniało. Teraz był to już bardziej szkodliwy nawyk niż faktyczna pomoc w odstresowaniu, którą niegdyś przynosiły skrycie popalane za kanciapą papierosy. Czasami nadal miała wrażenie, że powinna się skrywać, nie pokazywać publicznie swojego, bądź co bądź, uzależnienia. Czuła się jak mała dziewczynka, która z ciekawości podkradała ojcu fajki, choć prawda była taka, że już od dawna nie była małą dziewczynką.
Chwile oczekiwania ciągnęły się w powolną nieskończoność, a papieros trzymany między wargami zdawał się nie kończyć. Nie lubiła czekania, może dlatego wszędzie pojawiała się spóźniona. Łatwiej było znaleźć wytłumaczenie pojawienia się kilka minut po czasie nić stać z niekończącym się tabunem myśli. Co jak się nie dogadają? Co jak będzie drętwo? Co jeśli zupełnie nie przypadną sobie do gustu? A co gorsza...Co jeśli faktycznie się sobie spodobają? Pytania się mnożyły, a odpowiedzi znikąd nie przychodziły.
Gdy skwiercząca końcówka papierosa zbliżyła się nieubłaganie do pomarańczowego filtra Liane spostrzegła majaczącą, wcale nie tak daleko, postać, która wydawała się być osobą ze zdjęć. Wyrzuciła nerwowo pozostałość po fajce do stojącego nieopodal śmietnika, nerwowo wsunęła ręce w kieszenie i czekała, aż nieznajoma podejdzie na tyle blisko by okazać się znajomą. Słońce już powoli zachodziło, w końcu zbliżała się nieubłaganymi krokami szara jesień, a promienie w delikatnym tańcu oświetlały twarz zbliżającej się osoby.
Zapomniała już jak bardzo odzwyczaiła się od tego irytującego uczucia, które wżerało się w klatkę piersiową i kuło prosto w odsłonięte, rozdygotane serce. To stres uderzał coraz mocniejszymi falami, gdy tylko Onyx zbliżali się do niej. Uderzenie za uderzeniem przypominające, że choć organizm wyniszczony to nadal funkcjonuje i to, o dziwo, lepiej niż by się tego spodziewano.
-Hej, SEA!- wypaliła z większym entuzjazmem niż by się po sobie spodziewała nawiązując do pierwszej wiadomości na Tinderze, którą otrzymała od Onyx. Może to wcale nie był taki głupi pomysł ostatecznie.-Tak, tak to ja. Dobrze widzieć, że to ty, a nie jakiś stary dziad. Wiesz, z tinderem nigdy nie wiadomo- uśmiechnęła się szczerze patrząc w oczy Onyx i analizując ich wygląd. Nie w sposób namolny czy obleśny, a jedynie patrząc jaką przybiera mimikę próbując odgadnąć czy stresuje się równie mocno co Liane.-Co u was?- dodała jakby nie chcąc przekierować ich nóg w stronę akwarium a pozostawiając ich dwoje na razie na zewnątrz chcąc wybadać grunt pod swoimi nogami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kilka miesięcy wcześniej - w tym okresie ich życia, w którym uznali, że chyba ich powołaniem jest jednak studiowanie psychologii (dawno, i nieprawda - potem nastąpiła faza zoologii, szkoły teatralnej, i jeszcze jakaś mrzonka, że może w sumie to raczej... medycynę?) - Onyx natknęli się w Psychology Today na obszerne opracowanie, traktujące o różnych rodzajach nawyków i przyzwyczajeń. Te - a i nałogi, mówił autor, można by wrzucić do tej kategorii - tak zwane konstruktywne, jak i destruktywne. Takie, które osobie danej korzyści przynoszą oraz te, co - zwykle po czasie - okazują się nie tyle sprzyjać, co szkodzić im w zasadzie.
Wziąć by można, dla przykładu, takie palenie właśnie - z początku akt fajny, bo i niejednokroć dorosłość i niezależność mający podkreślać, zdolność i prawo do decydowania wyłącznie o sobie, symbol TOTALNEJ EMANCYPACJI (w stylu: "mój rak płuc to moja sprawa"), wyznawanej zazwyczaj w okresie nastoletnim. I, no nie da się ukryć, fajnie jest najpierw. Dobrze to wygląda - papieros nonszalancko między palce, a potem i wargi, wetknięty. Rozluźnia - kłąb dymu w płuca stresem ściśnięte wchłonięty na jednym, krótkim wdechu. Drżenie rąk opanowuje cudownym sposobem - od razu człowiekowi lepiej na sercu się robi.
Ale potem zaczyna na jaw wychodzić, że i minusy nawyk taki ma swoje. Już kwaśny, gryzący zapach, co w każdą tkaninę się weżre złośliwie, pominąwszy... Okazuje się bowiem, że organizm do wszystkiego zdoła się przyzwyczaić i to, co pomocne nam było, nagle nie przynosi ulgi wcale, a czasem i tylko stres pogłębia.
Innym przykładem zaś mogła by być gadatliwość - na tym Onyx znali się zdecydowanie lepiej, niż na fajkach - która czasem przydaje się, gdy lody należy pierwsze przełamać, koty za płoty przysłowiowe puścić. Człowiek - tu: Onyx Rosenkranz we własnej osobie - paplać zaczyna. Mówić cokolwiek ślina na język naniesie, ciszę niezręczną wyrazami łączonymi z sobą dosyć przypadkowo wypełniając. I znowu, jak z paleniem właśnie, fajnie jest - ale do czasu. Bo zaraz można zacząć się we własnej wypowiedzi plątać, i głowić do tego, czy ta druga strona ma nas już dość, czy wytrzyma jeszcze chwilę, a w ogóle... to co ja takiego przed chwilą powiedziałxm?
Świadomi, że to ich przywara - no, to właśnie, żeby stres ilością słów niesłychaną starać się przegonić, słowotoku śmiesznego dostając za każdym razem, gdy się czuli skrępowani - Onyx poprzysięgli sobie, że będą na dzisiejszej randce trzymać język za zębami.
I z tym postanowieniem zatrzymali się przed Liane, jak i ona konstatując, że faktycznie - na całe szczęście! - oko w oko stoją z osobą ze zdjęcia, nie zaś jakimś przerażającym internetowym prześladowcą, który na resztę życia zamknie ich teraz w zatęchłej piwnicy.
- Hej, terminal 3! - podchwyciwszy nurt, w jakim Liane ich przywitała, Onyx uśmiechnęli się nieco szerzej i z marną namiastką pewności siebie (aha, jasne!).
Czy byli zdenerwowani? A i owszem (tym bardziej zresztą, im dłużej na Liane patrzyli - a wyglądała, co w przypadku tindera dość rzadkie, nawet lepiej niż na profilowych zdjęciach).
Czy oznaczało to, że pora najwyższa nadeszła, by podświadomie złamać złożoną sobie obietnicę, i zacząć paplać trzy po trzy? Jak, cholera jasna, najbardziej.
- Wow, no, faktycznie! Kurczę, wyobraź sobie, że faktycznie okazałoby się, że jestem jakimś... No nie wiem, creepem jakimś po prostu, który był w tym samym samolocie i... eee... dostał obsesji na twoim punkcie? - Scenariusz był to raczej mało prawdopodobny, ale z drugiej strony... Wystarczyło zamarudzić do drugiej, trzeciej nad ranem, powtórki sensacyjnych programów o dramatach z życia wziętych na Discovery Channel oglądając, by wiedzieć, że nie takie rzeczy przytrafiały się ludziom! - W sumie i tak nie jest źle, bo umówiliśmy się w miejscu publicznym, więc może udałoby ci się uciec, ale co, jeśli jednak nie... Tu nawet żadnego CCTV tak za bardzo chyba nie ma, nie? - rozejrzeli się przelotnie, starając się dostrzec w pobliżu kamery publiczne; bezskutecznie - No, chyba zmierzam do tego, że mimo wszystko... Może to dobrze, że ja, to jednak ja.
Myśl prawie złota. I nie zawsze przez Onyx wyznawana.

Przestąpiwszy z nogi na nogę, co pewnie i u nich poddenerwowanie w uroczy dość sposób zdradzało, Onyx unieśli zziębnięty wiatrem palec, jednocześnie poprawiając wsuniętą pod lewą pachę deskorolkę.
- Umm... Wszystko... Hm, wszystko spoko u mnie - wzruszenie ramion. Śmieszny był to kontekst - teoretycznie nie widzieli Liane po raz pierwszy, bo przecież byli w tym samym samolocie... A z drugiej strony dopiero teraz okazję mieli, by zamienić ze sobą więcej niż przelotne parę słów w wolnym korytarzyku między siedzeniami - A ty? I... hm... wchodzimy? Czy jednak zmiana planów?
Słowem: może jednak chcesz uciekać?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W paleniu było coś iście... filmowego. Wydawało się takie nonszalanckie. Może Onyx miała rację, że palenie było oznaką emancypacji. Dowód prawdziwej wolności okazywanej w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Dobrowolne skazywanie się na śmierć by udowodnić wszystkim wokół, że to ostatecznie jest jej śmierć i jej decyzja. Miała skłonność do nałogów- po ojcu, alkoholiku. Całe życie obserwowała jak procenty zabijały w nim życie, aż w końcu wylądował w szpitalu, bez wiedzy czy kiedykolwiek z tego wyjdzie. Obiecała sobie, że nigdy nie stoczy się do tego poziomu, że nigdy nie uzależni się od czegoś do tego stopnia by nie widzieć bez tego życia. Do momentu... Wystarczył ten jeden papieros zapalony na szkolnej palarni wśród nastoletniej gawiedzi, ten jeden buch za dużo.
Przechodziła różne etapy uzależnienia. Czasami rzucała na krótszy i dłuższy czas, wracała do poprzedniej formy, nie dostawała zadyszki wchodząc na drugie piętro. Odnajdywała próbującą walczyć o swoje miejsce biel na pożółkłych zębach. Paznokcie wracały do poprzedniego stanu. Jednak zawsze w dolnej szufladzie biurka trzymała zapasową paczkę fajek. Na wszelki wypadek kryzysu. A te ostatnimi czasy pojawiały się coraz częściej. Wstyd było przyznać, że czasami jedna paczka starczyła ledwo na jeden dzień.
Uśmiechnęła się, gdy Onyx podchwycili jej przywitanie. Nadal uważała to za niesamowite, że rozpoznali się, mimo że w samolocie siedziało dużo więcej osób. W Onyx było coś co sprawiało, że wybijali się z tłumu, nawet jeśli nie chcieli. Raz rzucili się w oczy i zostali zapamiętani, choć Liane nie spodziewała się, że kilka dni później przyjdzie im spotkać się po raz kolejny.
-Może nie zdarzył mi się jeszcze creep z samolotu, ale mam parę historii o dziwakach z tindera, którzy przychodzili licząc, że, chociażby, pokaże im stopy w zamian za pieniądze.- zaśmiała się na wspomnienie wszystkich niepokojących ludzi, którzy przewinęli się przez jej historię randkowania. Może nie była długa, bo minęły ledwo dwa lata od kiedy rozstała się z Byłą, ale zdecydowanie owocna w dziwne i niekomfortowe spotkania. Tym razem, poza początkowym skrępowaniem, nic nie wskazywało na niekomfortowość. -Palę tyle, że prędzej bym się zakaszlała na śmierć niż odbiegła gdzieś dalej.-zaśmiała się niby dystansując się od własnego uzależnienia, nadając mu ton wyboru aniżeli nałogu, z którym nie potrafiła walczyć. A może nawet nie umiała.
Spytanie czy wszystko w porządku było tak automatyczne, że Liane nie przewidziała, że zostanie spytana o to samo. Nie chciała kłamać, a z drugiej strony nie chciała na pierwszej randce wywlekać wszystkich swoich rodzinnych problemów. Przełknęła nerwowo ślinę i siląc się na nonszalancję odparła: -Teraz już lepiej niż pięć minut temu.- dodała do tego lekki uśmiech by w pewien sposób dodać też pewności siebie Onyx, którzy wydawali jej się lekko zestresowani całą sytuacją. -Jasne, chodź! Chyba, że masz pomysł na inne spędzenie wieczoru, chętnie cię wysłucham.- ruszyła powolnym krokiem w kierunku wejścia do akwarium. -Dlaczego akurat Seattle? Bo jesteś z Kanady, prawda? Co cię tu sprowadziło?- dopytała z czystej ciekawości znów zapominając, że prawdopodobnie przyjdzie jej opowiedzieć też swoją szarą historię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W reakcji na słowa, w których Liane zawarła jedną ze swoich (wątpliwie przyjemnych, jakby się nad tym dłużej zastanowić) tinderowych historii, brwi Onyx pokonały krótką trasę ku sobie, zbiegając się i marszcząc u nasady drobnego, i lekko zaróżowionego chłodem nosa w wyrazie głębokiej konsternacji.
- Serio!? - zafrapowali się, ale nie z tej przyczyny, której można by się spodziewać - I dużo ci chcieli zapłacić? Kurde, aż chyba muszę powiedzieć znajomym, mam kilka kumpeli, które podobno robiły takie rzeczy za darmo... - żachnęli się ze śmiechem, przypominając sobie kilka zasłyszanych gdzieś w gronie przyjaciół historii o randkowych eksperymentach, którym poddawali się jej dalsi, i bliżsi znajomi - A wiesz... - z krótkim chrząknięciem przypomniawszy sobie, że nie wolno im przedwcześnie wyjść z roli dwudziesto-jednolatków, a więc i, zapewne, studentów (tym samym przyznając się do metrykalnego kłamstwa), Onyx skinęli lekko głową - Wszyscy jesteśmy przecież tylko biednymi studentami. Takie rzeczy się ceni.
Chociaż - student, czy nie - Onyx pewnie w pierwszej reakcji na podobną propozycję zwialiby gdzie pieprz rośnie, niezależnie już nawet od tego, jaka pieniężna stawka stałaby na szali.
-Raczej fajki, czy też inne rzeczy? - kolejne słowa Liane także wzbudziły coraz większą ciekawość Onyx. Faktycznie - Francuzka pachniała papierosowym dymem; nie w odstręczający sposób jednak, co raczej w taki, który dowodzi, że do niektórych osób papierosy niestety po prostu pasują. Onyx akurat nie wpasowywali się przy tym do owej grupy, gdy już przychodziło co do czego zdecydowanie chętniej sięgając po prostu po skręta - choć i te okazje nie zdarzały się często.

Zapewnienie Liane, że ma się lepiej, niż jeszcze chwilę temu, niespodziewanie dodało Rosenkranz pewności siebie, której ewidentnie potrzebowali, by poczuć się bardziej komfortowo, a więc i nawet uśmiechnąć nieco szerzej, z rosnącym entuzjazmem przystając na propozycję.
- Noc jest jeszcze młoda! - rzucili, podążając krokami Blondynki w stronę szerokich wahadłowych drzwi, za którymi kryła się obietnica oceanicznej przygody (w wyobraźni Onyx budynek akwarium krył w sobie ósmy, i jeszcze kilka kolejnych cudów świata; jak było naprawdę? - to się miało właśnie zweryfikować!).
Wewnątrz budynku panował lekki półmrok, przecinany ciepłym światłem rozmieszczonych po skosie lamp. Podłoga już od progu miała chyba imitować coś na kształt oceanicznego dna - ciemne linoleum zdobiły gdzieniegdzie jasne ciapki i fluorescencyjne kształty, które w zamyśle architekta winny kojarzyć się pewnie z piaskiem i drobnymi muszelkami. Przekroczywszy próg, Rosenkranz rozejrzeli się z zainteresowaniem, głodnym wzrokiem mierząc pomalowane na głęboki antracyt ściany, na których zawieszono tablice informacyjne, zdjęcia morskich stworzeń, i kilka tandetnych nieco, acz i niepozbawionych osobliwego uroku, ozdób kojarzących się z życiem w oceanie.
Lekko dotknąwszy ramienia Liane, Onyx wskazali jej okienko kasy biletowej, w której ewidentnie znudzona, młoda pracowniczka, żuła gumę i czekała na potencjalnych klientów przybytku. Nie dało się ukryć, że dzisiejszego popołudnia w Akwarium nie było tłumów.
- Hmm, w sumie nic ciekawego. Moi rodzice rozwiedli się jakiś czas temu, a mama jest teraz z takim gościem imieniem Steve... - zaczęli w odpowiedzi na zadane im pytanie, pilnując się, żeby przypadkiem nie stracić kontroli, i już na starcie nie przytłoczyć Gagneux nadmiarem irrelewantnych szczegółów - Więc koniec końców stanął przede mną wybór, czy zostać w Kanadzie z moim nudnym ojcem, czy przyjechać tutaj, z moją neurotyczną matką. No i wiesz, jakoś tak wyszło, że padło na to drugie. Chyba wydawało mi się, że to będzie przygoda... - wyjaśnili z krótkim chichotem, który jednocześnie nie zdradzał, czy założenie to znalazło potwierdzenie w rzeczywistości, czy też nie - Nadal w sumie nie tracę na to nadziei. Ale nie da się ukryć, że brakuje mi kilku rzeczy - i osób, pomyśleli w automatycznym odruchu. Nie zamierzali jednak zaczynać znajomości z Liane od opowiadania jej o innych osobach, na miłość boską. Woleli zatem skoncentrować uwagę na blondynce - A ty? Mówiłaś, że spędziłaś ostatnie miesiące we Francji, nie? Ale na stałe mieszkasz tutaj? Od dawna?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdziwienie Onyx w pewien sposób rozbawiło Liane. Musieli nie być świadomi na jak wielu rzeczach można zarobić jeśli tylko pozna się odpowiednią osobę. Sama nieraz dostawała mniej lub bardziej nieodpowiednie propozycje czy to za pośrednictwem tindera czy aplikacji bardziej nastawionych na one night stand. Przez ostatnie dwa lata nabrała całkiem niezłego rozeznania w szerokim wyborze aplikacji randkowo-seksualnych. Stanowczo zbyt często ich używała popadając wręcz w swego rodzaju uzależnienie od krótkotrwałych relacji, które miały zagoić rozkołatane serce.
- Z pięć dyszek szło wyciągnąć. Generalnie jak dobrze sobie ustawisz profil to możesz zarobić niezłą kaskę na mniej lub bardziej seksualnych rzeczach. Ludzie mają dziwne fetysze i są gotowi dobrze za nie płacić. Chociażby, raz zagadał do mnie ziomek, który chciał żebym pozwoliła mu się położyć w grobie i zasypywała go ziemią. Bo wiesz, pracuje jako grabarka. - zaśmiała się pod nosem na wspomnienie tamtego mężczyzny. -Czasami, gdy jest u mnie krucho z kasą żałuję, że tego nie zrobiłam bo chciał nieźle zapłacić. Jednak ryzyko utraty pracy odwiodło mnie od tego pomysłu.- w myślach już wyobrażała sobie Blake'a, który przyłapuje ich na tym dziwnym akcie i niepocieszony nieprofesjonalizmem Liane zwalnia ją z Serenity. Na to nie mogła sobie pozwolić jakkolwiek kusząca wydawała się propozycja tamtego człowieka.
W trakcie opowieści Liane zdążyli dotrzeć do budynku i zatopić się w oceanicznej głębinie niebieskich ścian i wszechobecnego półmroku. Praktycznie nie było ludzi w koło, można by wręcz pomyśleć, że byli tu z Onyx sami. Tylko oni i podwodne stwory pływające w wielkich akwariach. Liane uśmiechnęła się krótko, gdy na jej ramieniu spoczęła ręka Onyx. Ewidentnie nie bali się dotyku, a więc też początkowe skrępowanie powinno powoli ustępować. Gagneux kupiła dwa bilety w kasie od niezbyt zadowolonej ze swojego nudnego życia ekspedientki i razem z Onyx przekroczyli pierwsze bramki by w pełni zatopić się w fluorescencji i błękicie ścian.
-Przykro mi to słyszeć- powiedziała na historię Onyx związaną z rozwodem rodziców.-Mam nadzieję, że to się nie odbiło mocno na Was.- dodała mając szczerą nadzieję, że Onyx radzili sobie z tą, bądź co bądź, niełatwą sytuacją.-Niektórych rzeczy niestety zawsze będzie brakować.-wiedziała to z własnego doświadczenia. Nigdy nie przestanie tęsknić za kawą i papierosem na tarasie domku rodzinnego tuż u podnóży Alp. Widoku gór za oknem i zapachu tego świeżego, górskiego powietrza, które w niczym nie przypominało zapachu wielkiego miasta.
Zapytana o przeszłość przełknęła nerwowo ślinę. To był ten moment, którego zazwyczaj starała się unikać. Nie dlatego, że historia sama w sobie była bolesna i nadal dosyć świeża, a raczej dlatego, że bardzo często stanowiła swoisty mood breaker.
-Aktualnie mieszkam tu na stałe. Od trzech lat. Pochodzę z Francji, z takiej małej wioski na granicy z Włochami. Przeprowadziłam się tu trzy lata temu w pogoni za miłością. Byłam ze swoją dziewczyną w związku na odległość, który okropnie nas obie męczył, więc postanowiłam wziąć los w swoje ręce i to zmienić. No, ze swoją byłą dziewczyną, warto dodać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Aquarium”