WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciągle przysięgała nieistniejącemu Bogu, że nie wróci już do nałogu. Nie, nie, to ostatnia. Ale...Może jeszcze jedna, druga, no i może szósta. Nigdy, przenigdy, nie wrócę do uzależnienia. I tak w kółko i w kółko od przeszło kilku lat. Pojawiały się okresy, w których całkowicie odrzucała papierosy i po raz pierwszy od dłuższego czasu brała głęboki oddech. W końcu nie dostawała zadyszki, kiedy wspinała się na drugie piętro swojego mieszkania. Odnajdywała przebijającą się przez żółć biel na wymęczonych zębach. I nagle palce zaczynały jakoś przyjemniej pachnieć. A potem coś na nowo burzyło się w jej życiu i pierwszą ucieczką jaka przychodziła jej na myśl, najprostsza i najnaturalniejsza, były papierosy. Zawsze, nawet w okresach wyzwolenia, chowała w szafce zapasową paczkę fajek. Tak na wszelki wypadek kryzysu. A kryzysy zdawały się ostatnio pojawiać coraz częściej i częściej.
Cały pobyt we Francji okazał się kancerogenny. Mimo okrutnych słów, które usłyszała od ojca, słów, które niczym kosa wbijały się pod żebro, słów, które odbierały nadzieję i, które odbierały wszelką chęć do życia, liczyła, że jej ojciec wyjdzie z choroby, która go rozkładała. Prawdopodobnie w szybszym tempie niż te wszystkie ciała gnijące pod stertą ziemi, którą co dzień przerzucała. Nigdy nie życzyła mu choroby, a tym bardziej śmierci, która zdawała się powoli świecić w jego oczach. Śmierć wbrew pozorom nie odbierała blasku w oczach, wręcz przeciwnie, pojawiała się w czarnych źrenicach odbiciem głębszej niż zazwyczaj ciemności. Objawiała się szarością dłoni, które powoli zaczynały przypominać długie, szpiczaste palce samej kostuchy. W pewnym momencie, zupełnie znikąd, za plecami pojawiała się kosa, która powolnym tempem zdawała się coraz bardziej zbliżać do swojej ofiary. Stresowała się każdego dnia, każdego dnia modliła się do nieistniejącego Boga o uzdrowienie tylko po to by w chwili polepszenia usłyszeć, że nie jest tu mile widziana. Wypaliła tego dnia całą paczkę. Papieros za papierosem, szlug za szlugiem. Nie ważne jakie, wszystkie już zaczynały smakować tak samo.
Teraz, gdy próbowała się na nowo odnaleźć w Seattle, w mieście, w którym straciła praktycznie wszystkich, których mogła stracić, to właśnie fajki wyciągały do niej pomocną dłoń. Zdawało się, że tylko one jej już pozostały. Zaciągnęła się mocniej do zszarzałych już płuc wydmuchując powoli dym, obserwując jak roznosił się w blasku wschodzącego słońca. Z zamyślenia nad, ewidentnym, bezsensem wyrwał ją głos, który pojawił się zupełnie znikąd. A może to właśnie ona nie zauważyła, że ktoś pojawił się niedaleko niej.
-Jestem dziewczyną, ale nie przejmuj się, nie przeszkadza mi misgendering.- odparła obracając się lekko w stronę, jak się okazało, księdza. Faktycznie zbliżał się powoli pogrzeb, nie powinna jej dziwić obecność duszpasterzy. -Jakbyś dzielił moje życie też byś się zapalał na śmierć. Wiesz, ostatecznie to mój rak płuc, więc też to moja sprawa. Prawda?- zabrzmiała oschle, choć jej ton głosu taki nie był. Był to bardziej głos wyzuty z emocji, jakby cała radość uleciała razem z dymem papierosowym powoli wydychanym z rumianych ust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze i wszędzie unikał wszelkich używek, będąc niezłomnym w świetle każdych prób namówienia go na cokolwiek, co jakkolwiek mogłoby upośledzać jego psychikę.

Narkotyki?
Zarówno twarde, jak i miękkie wzbudzały w nim strach o ewentualną pokutę brania czegoś takiego, toteż trwoga o późniejsze komplikacje zdrowotne przysłaniała i tak niekoniecznie wielką ciekawość. Dodatkowo, kilka razy zdarzyło mu się usłyszeć coś, czego teoretycznie nie powinien słyszeć, z ust ludzi pod wpływem środków odurzających, co zawsze przypominało mu o tym, iż miał zdecydowanie zbyt wiele do ukrycia, aby beztrosko prowokować sytuacje, które mogłyby niekontrolowanie rozwiązać mu język.

Alkohol?
Tyle, ile wypadało wina mszalnego, czasami nawet udając, że je pił, nie chcąc zdradzić się z dość często pojawiającym się odruchem wymiotnym. Niespecjalnie bowiem rozsmakowywał się w alkoholowej goryczy, chyba głównie z uwagi na pamięć, iloma butelkami było niegdyś dekorowane ojcowskie biurko w domowym gabinecie.

Papierosy?
Znajdował ukojenie w wierze, zamiast otumaniającej nikotynie i paru, złudnie odprężających obłokach szarego dymu tytoniowego. Brzydził go ten specyficzny, nieporównywalny z niczym innym zapach, który ciągnął się od wielu mijanych ludzi na ulicach, w tym nawet od niektórych duchownych, świadczących o słabości wobec trudów życia.

A potem co? A potem miał w całej diecezji opinię przeraźliwego nudziarza, z którym ani nie szło się napić, ani zapalić, ani nieprzyzwoicie rozweselić - ba, po kątach słyszał nawet, że cała reszta jego otoczenia wolała na niego uważać z racji tego, iż zawsze był trzeźwy i stanowił potencjalnego donosiciela dla wszelako pojętej "góry", aczkolwiek zdanie innych niespecjalnie go obchodziło. Może czasem bodło tu i tam, jednakże nie na tyle, ażeby sprowokowało w nim jakąś chęć buntu, czy nawet łajdaczenia się. Nie zazdrościł kolegom po fachu, wracającym niemalże na czterech z przeróżnych wesel, chrzcin, czy po prostu, bez okazji, od hojnych w alkohol gościn u wiernych.
To nie było jego życie, ni styl. Zresztą... Śmieszne, że nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z grzechów głównych, co? Najciemniej, jak zwykle, pod latarnią.
- Ach, tak mi głupio, najszczersze przeprosiny... - zreflektował się niemal natychmiast, słysząc w odpowiedzi ewidentnie damski głos, który wymógł na nim wyduszenie z siebie kulawych przeprosin, mimo zapewnień o znikomym obrażeniu blondynki. Skąd jednak miał wiedzieć, że pod tymi workowatymi ubraniami, niczym z budowy, czaiła się kobieta? I to z łopatą u boku, która zmieszała go chyba jeszcze bardziej, ale na tym etapie nie śmiał się jeszcze o nią dopytywać, z uwagi na wcześniejsze faux pas. - Choć w zasadzie... Niekoniecznie twój, ponieważ papierosy mają to do siebie, że szkodzą również otoczeniu. Od biernego palenia również można zachorować - westchnął z początku niepewnie, w tym miejscu rozważając nawet odpuszczenie tematu papierosów oraz powrót na parking, do auta, w poczuciu wstydu, aczkolwiek nieznajoma niejako sprowokowała go do pociągnięcia rozmowy dalej. Gdybym miał twoje życie, zapalałbym się na śmierć, tak?, pomyślał, jakoś mimowolnie uciekając wzrokiem na jeden z boków.
- Cóż... Dlatego właśnie zapytałem, czy denerwujesz się czymś. Wydaje się poważne, skoro przejmujesz się tym bardziej, niż swoim zdrowiem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Używki były proste. Pomagały odciąć się od rzeczywistości, która zbyt mocno atakowała roztargniony umysł i rozedrgane serce. Pozwalały się uspokoić, złapać śmiertelny oddech, który dawał ukojenie mimo niosących za sobą szkód dla całego organizmu. Liane miała predyspozycje do popadania w używki. W jej domu od zawsze obecny był alkohol w stanowczo zbyt dużych ilościach. Z tego też powodu sama rzadko sięgała po tę używkę, z czystego obrzydzenia do tego co procenty robiły z ludźmi. Nie dane było jej spróbować narkotyków, głównie ze względu na to, że nie obracała się w towarzystwie osób chętnych na tego typu zabawy. Z grubsza nie obracała się w żadnym towarzystwie. Często papieros był jej jedynym przyjacielem, jedynym uspokojeniem i wybawieniem. Najprostszym rozwiązaniem wszelkich problemów. Trzy minuty, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Trzy minuty, które pozwalały na rozsupłanie wszystkich zmąconych myśli. Trzy minuty, które rozwiązywały wszystko jednocześnie nie pomagając w niczym konkretnym.
Ignorowała wszelkie oznaki zbyt częstego zażywania papierosów. Nie zwracała uwagi na pożółknięte paznokcie i zęby, ignorowała, że brakowało jej tchu przy wchodzeniu na drugie piętro. Tak było prościej. Wiedziała, że sama sobie szkodziła, ale dawało jej to pewne uczucie emancypacji, decydowania o własnym losie. Mój rak, moja sprawa.
-Nie przejmuj się. Nie ty pierwszy i nie ostatni mnie misgenderujesz.- wzruszyła ramionami zupełnie nieprzejęta tą drobną pomyłką. Faktem było, że w ubraniach pracowniczych łatwo było ją pomylić z mężczyzną, tym bardziej, że jej zawód nie kojarzył się nad wyraz kobieco. Raczej każdy kto myślał o grabarzu miał w głowie obraz rosłego mężczyzny z napiętymi od kopania mięśniami. Jednak czasem pojawiały się wyjątki takie jak ona- drobna, mała dziewczyna, którą szpadel zdawał się przerastać.-Jeśli przeszkadza Ci bierne palenie możesz po prostu odejść kawałek dalej.- zaciągnęła się ponownie papierosem wydychając przed siebie szarawy dym. Prawda była taka, że gdy zaczęła palić była tutaj sama i nie musiała się przejmować żadnym biernym palaczem w otoczeniu. Zazwyczaj, gdy była w grupie, pytała czy nikomu nie będzie to przeszkadzać, jednak tym razem nie spodziewała się towarzystwa. -Cóż, moje życie to nie do końca bajka. A papierosy pomagają. Przynajmniej trochę.- westchnęła gasząc papierosa o stojący obok kosz i wyrzucając po sobie spalony filtr. -Albo udaję, że pomagają. Może to bardziej nawyk niż realne wsparcie. - wzruszyła ramionami sama nie pewna jakimi uczuciami darzyła papierosy w tej chwili. Może to wszystko to było zwykłe przyzwyczajenie, z którym nie potrafiła już walczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć okrutnie nie chciał dać po sobie poznać, tak co do Lianne żywił duże zainteresowanie - w końcu był to pierwszy raz, kiedy spotykał się z grabarką, a jednak ze względu na jego profesję, stanowił raczej częstego gościa wszelkich cmentarzysk. Jako ksiądz prowadzący ceremonię ostatniego pożegnania danej osoby, wielokrotnie nacinał się na ludzi pokroju Gagneux - statystycznie co dwa tygodnie obserwował, jak grabarze dźwigali chociażby trumny i zawsze byli to mężczyźni. W żadnym razie nie chciałby pewnie zabrzmieć w tym miejscu jakkolwiek mizoginistycznie, aczkolwiek prawda malowała się tak, że nie wyobrażał jej sobie z wiecznym łożem na ramieniu, gdyż zmarli mieli swoją wagę sami w sobie, a przecież dokładając do tego drewno i wszelakie ozdobniki około pogrzebowe, matematyka opiewała na naprawdę duże ciężary. Sam nie wiedziałby, czy dałby radę kogoś nieść nawet z kilkuosobową asystą, a co dopiero drobniejsza od niego Lianne. Chociaż chyba z lekka wyższa, co odnotował, kiedy stanął trochę bliżej niej, jednak... Sam fakt. Nie mogę sobie uzmysłowić, jak może machać łopatą i wysilać się przy takiej sylwetce.
- Prawdę powiedziawszy, pierwszy raz spotykam grabarkę, a trochę pogrzebów w życiu przeżyłem - wybąkał onieśmielony, przerzucając wzrok z jej delikatnej buzi na brudną, najwyraźniej niedawno używaną łopatę. Może faktycznie nie ma życia usłanego różami, skoro podjęła się takiej pracy? Nie wierzę, że można to lubić... Brr! Na samą myśl dostaję dreszczy, że mógłbym kopać w ziemi i napotkać na jakieś kości czy inne, wątpliwie przyjemne fanty!
- Poza tym nie odsuwam się od ludzi. To nie mój styl - westchnął, wiedząc, co Lianne miała wówczas na myśli, jednakże nie chciał tak szybko odpuścić sobie tej rozmowy. W końcu wiele rzeczy go brzydziło, aczkolwiek każdorazowo musiał przezwyciężać w sobie negatywne reakcje i tłamsić je gdzieś wewnątrz, aby robić to, co do niego należało. Podawał ręce zarówno narkomanom, alkoholikom, jak i bezdomnym.

Jego profesja nie była dla kogoś, kto brzydził się czynami innych, a dla tych, którzy chcieli od nich uwalniać. W końcu pomagał podobnym do niej - zatraconych w nałogach, nawet na tyle błahych, jak chociażby właśnie uzależnienie od nikotyny. Bo ksiądz zawsze musi być po części psychologiem. Ludzie od tak nie wpadają w sidła złych poczynań.
- To nawyk. Zdecydowanie nawyk. Papierosy nie potrafią dać realnego wsparcia i powinnaś go bardziej poszukać u żywych. Przyjaciele? Rodzina? Nie wiem, z czym się mierzysz i kogo masz obok, bo w zasadzie znamy się od-... - urwał przeciągle, ażeby w tamtej chwili spojrzeć na zegarek. - Trzech minut, ale kościół jest zawsze otwarty. Nie trzeba być nawet gorliwym katolikiem, żeby tam przyjść po pomoc. Ot, St. Anne Catholic Church w dzielnicy Queen Anne, dla przykładu...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSerenity Funeral Home.
ObrazekChristopher przewrócił oczami spoglądając na budynek przywodzący mu na myśl jedną z tych drogich klinik piękności: z zabiegami spa, laserową depilacją, korekcją rzęs, nosa, tkanki tłuszczowej, cycków i wszystkich innych części ciała, które - wbrew temu, co uważały ich właścicielki - najczęściej wcale nie musiały być idealne, by... no, być idealne dla mężczyzn.
ObrazekJak to w Seattle – padało. Christopher, choć nie miał zamiaru długo tak stać na deszczu, niespecjalnie też spieszył się, by wejść do środka, nieco przytłoczony tym, co go mogło go tam czekać. Yael, z nieznanych mu przyczyn, postanowiła – do czasu zakończenia rozwodu – przekazać mu swoje udziały własności domu pogrzebowego. Od momentu, gdy tylko weszła w ich posiadanie, Swanson zastanawiał się, jaka idea jej przyświecała, gdy decydowała się na taki krok, lecz jego ówczesne zdziwienie było niczym w porównaniu z tym, które przyszło, gdy uznała, że to właśnie on będzie najlepszą osobą, by ją zastąpić.
ObrazekMiał tych zmarłych mumifikować, czy jak?
ObrazekWizytę w Serenity Funeral Home odkładał od dłuższego czasu, ale skończyły mu się wymówki, jakimi mógł usprawiedliwiać się przed własną siostrą, więc zdecydował się przekroczyć Rubikon i wreszcie podjechać do zakładu, żeby chociaż poznać pracowników. I drugiego właściciela – Blake’a. Yeal nie opowiadała o nim zbyt wiele, wspomniała jedynie, że „idzie się z nim dogadać”, więc Christopher miał nadzieję, że się „dogada” i zarządzanie całym tym przybytkiem zostawi w jego rękach – przynajmniej do uporządkowania spraw przez Yael i jej powrotu do firmy.
ObrazekPo raz kolejny przewrócił oczami i wszedł do środka, gdzie panowała – nie mógł się pozbyć tego skojarzenia – prawdziwie grobowa atmosfera. Z pomocą jakiejś młodej dziewczyny, której imię wypadło mu z głowy nim zdążyło na dobre wybrzmieć, trafił do biura, w którym, jeszcze niedawno, musiała urzędować Yael.
ObrazekW tym momencie tajemniczego Blake’a nie było nigdzie w zasięgu wzroku, więc Christopher, nie zastanawiając się nad tym wielce, pomaszerował w kierunku właścicielskiego fotela i posadził w nim swoje cztery litery, jednocześnie zarzucając nogi na blat i sięgając prawą ręką po, pierwszą z brzegu, stertę papierów.
Obrazek-Na wszystkich bogów Olimpu, jakie to śmiertelnie nudne – mruknął pod nosem zatapiając się w lekturze dokumentów. Wszystkie z nich podpisane były przez jego siostrę.
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaciągnął się papierosem, jak gdyby szara smuga dymu mogła sprawić, że przestanie czuć tę nieprzyjemną pętle, która zaciskała się coraz mocniej wokół jego szyi, jak tylko zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał powiadomić najbliższych o śmierci - i pogrzebie - Zoey. Niespełna trzymiesięcznej córki, która odeszła tak nagle; w trakcie spokojnego snu, w ciszy, jaka panowała wokół niej, kiedy to z drobnych ust ulatywało - wraz z ostatnim oddechem - życie.
Zacisnął powieki, chowając przed jasnymi promieniami przebijającego się przez chmury słońca oczy; zmęczone ostatnią nocą, poprzednim dniem i swoim osobistym końcem świata. Utratą codzienności, jaką zdążył poznać, polubić, do jakiej chciał się przyzwyczaić. Zmęczony świadomością, że powinien być twardy, a mimo tego czasami czuł, że rozpada się z każdym kolejnym krokiem i wypowiedzianym słowem. Dawniej łudził się, że następne - ewentualne - straty nie zrobią na nim takiego wrażenia; że przywykł, bowiem - jak sądził - stracił już najważniejszą dla siebie osobę, z którą wiązał swoją przyszłość. Ivory, jego narzeczona, odeszła niespełna siedem lat temu, a długo po jej odejściu czuł ból i bezsilność.
To jednak nie równało się z tym, jak miał się obecnie.
Narzucił na głowę duży kaptur czarnej bluzy i przemierzył szybkim krokiem trasę z podjazdu, aż do wejścia w progi Serenity Funeral Home. Wiedział, że nie musi zająć się tym osobiście; że prawdopodobnie wiele osób wolałoby oddać choć ten ciężar na barki kogoś innego. Osoby będącej kimś obcym dla tej, jaka miała opuścić ich na z a w s z e.
Odchrząknął, czując, że jego gardło pokryte jest gryzącym dymem, co nie było niczym dziwnym, skoro od pewnego czasu karmił się jedynie papierosami, odrzucając przy tym - jeszcze odrzucając - chęć sięgnięcia po coś, co mogłoby lepiej uśmierzyć ból i dodać koloru (a nie tylko czerni, bo nic innego już nie było) nowym realiom.
Po cichu - t c h ó r z - przemierzył korytarz i nacisnął na klamkę swojego gabinetu, nie będąc wciąż gotowym na konfrontację ani z Leslie, ani z Travisem, wszak oni bez wątpienia należeli do grona najbliższych jemu i Lottie osób. Nie spodziewał się jednak, że na miejscu - z reguły zajmowanym przez niego - dostrzeże obcego mężczyznę.
Z a r a z, obcego?
Zrzucił z głowy kaptur i ze zmarszczonym w wyrazie konsternacji czołem otaksował ciemnowłosego spojrzeniem.
- Co ty tu, kurwa, robisz? - fuknął, nie zważając na to, że przecież planował przemknąć tu niczym... duch.
- Co? - warknął, robiąc kolejny krok w stronę biurka i wtedy zdał sobie sprawę z tego, że w zasadzie - niewiele go to obchodziło. Równie dobrze na jego biurku mogłaby tańczyć striptizerka i próbować pobudzić do życia jednego z klientów - tak samo by go to obeszło. Machnął ręką w powietrzu i pokręcił głową.
- Nie obchodzi mnie to, wypierdalaj, kimkolwiek jesteś - oświadczył, nieświadomie zaciskając dłonie w pięści, a przy tym starając się skrzyżować z nim spojrzenie.
Pomimo tego, że w tym momencie był zapewne najgorszą osobą, jeśli chodzi o jakiekolwiek konfrontacje z innymi ludźmi i sensowną wymianę zdań i argumentów.
- Ja pierdolę, gościu, głuchy jesteś, czy mam ci pomóc? - Skończyć jak tutejsi klienci, chciałoby się dodać.
Nie, Griffith, stop, za dużo śmierci dookoła. Nawet jak na zakład pogrzebowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekChristopher tak bardzo nie lubił dokumentów i formalności, że - gdy Yael postanowiła przekazać mu, na czas rozwodu, przekazać swoje udziały w domu pogrzebowym - podpisał wszystkie podsunięte mu papiery, ale żadnego z nich nie przeczytał. Oczywiście, gdyby nie była jego siostrą, przestudiowałby je dokładnie jeszcze zanim w ogóle sięgnąłby po pióro, ale miał do niej pełne zaufanie, a nie miał natomiast ochoty zanudzać się nudną, prawniczą gadką. Zresztą, był przekonany, że w Serenity Funeral Home pojawi się może raz lub dwa, wyłącznie po to, by zakomunikować jej stanowisko w jakiejś sprawie. Podejrzewał, że pozbycie się przez nią udziałów miało na celu ochronienie ich przed panem Thrilby, jej - oby jak najszybciej - byłbym mężem.
ObrazekWertowanie dokumentów domu pogrzebowego okazało się zajęciem śmiertelnie nudnym, zaś dyrektorski fotel meblem wyjątkowo wygodnym. Te dwie rzeczy, w połączeniu z nogami bezceremonialnie zarzuconymi na blat biurka, sprawiły, że Christopher bezwiednie wybrał się na przedstawienie w podpowiekowym teatrze. To, co mu się śniło było absolutnie nieistotne dla, mających wkrótce nastąpić wydarzeń, natomiast było ściśle powiązane z jego dobrą sąsiadką, Lavender.
ObrazekGdy, zatem, do biura wszedł Blake, Christopher, zanurzony jeszcze w odmętach swoich snów nie zdążył na czas zareagować na jego słowa. To znaczy - zareagował zrywając nogi z mebla i przenosząc je na ziemię, ale jego mózg był jeszcze zbyt zamroczony przerwanym snem, by na czas przetworzyć wulgaryzmy rzucane pod adresem Swansona.
Obrazek-Obudziłeś mnie.
ObrazekPretensja wybrzmiewająca w tonie jego głosu wydawała się był autentyczna, podobnie jak kryjąca się za nią nuta żalu i tęsknoty za przyjemnymi majakami, których obrazy teraz coraz bardziej zacierały się w jego głowie, by - jak większość snów - niedługo zniknąć z pamięci bezpowrotnie.
ObrazekZiewnął, przeczesał dłonią włosy i zwrócił, jeszcze rozkojarzone po drzemce, oczy w kierunku niegodziwca, który brutalnie wyrwał go z ramion Morferusza (oraz wyimaginowanych objęć Lavender, ma się rozumieć). Niczym niemowlę, choć jeszcze nieco przytępiony, to jednak w dobrym humorze po regeneracyjnym śnie, zamierzał rozładować atmosferę jakimś luźnym żartem, może nawet przeprosić gościa za swoje zachowanie, ale - gdy tylko dostrzegł twarz mężczyzny - momentalnie stracił całą beztroskę i zadowolenie.
Obrazek-Griffith - wycedził przez zęby, jednocześnie, już całkowicie rozbudzony zrywając się z fotela. - Griffith - powtórzył próbując ukryć zaskoczenie. - Tak się składa, że jestem współwłaścicielem tego przybytku. A ty? Przyszedłeś zorganizować pogrzeb dla kolejnej dziewczynki, której to niby-nie-zabiłeś?
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake - aktualnie - zazwyczaj podchodził do ludzi ze sporą rezerwą, bowiem ilość rozczarowań związanych z poprzednimi latami sprawiła, iż rozsądniej było być ostrożnym i nie wyrzucać w eter swojego natłoku myśli. Nie mówić zbyt wiele, nie pokazywać po sobie emocji, nie ujawniać, że coś - czyjś komentarz, artykuł w prasie, kolejny materiał emitowany w telewizji - potrafił wbić następną szpilę w czuły punkt. Było kilka wyjątków, pośród których czuł się swobodnie i potrafił pokazać prawdziwego, szczerego - bez odziania utkanego z warstwy tajemnic- siebie, bez obawy, że dnia kolejnego trafi do niepowołanych uszu.
W tym przypadku to, że mógł być wobec niektórych s o b ą, wyjątkowo nie pomagało. Pokazywanie słabości pośród ludzi, którzy tak dobrze go znali, było zdecydowanie trudniejszym wyzwaniem od tego, by grać przed innymi. Nie od dziś wiadomo, że Griffith potrafił kłamac; przywdziewać różne maski, a stosowanie uników swego czasu mogło wydawać się normą.
Teraz normą - stałą, co bynajmniej nie była pokrzepiająca - było przytłaczające poczucie bezradności, płynnie łączące się z równie silną chęcią pozyskania diabelnie szkodliwych i tak samo nielegalnych substancji, wszak wypalany papieros za papierosem przestało wystarczać.
- Aha - skwitował cicho, krótko, szorstko. Komentarz, jaki wydobył się z ust Chrisa - czysto informacyjny - nie spowodował ani zaciekawienia mężczyzny wobec tego, dlaczego spał akurat w jego gabinecie (przecież mógł w trumnie, tak samo, jak Yael, wtedy może wyłapałby ich pokrewieństwo), ani innych emocji, jakie byłyby związane ze Swansonem.
Nadal czuł złość, rozdrażnienie, gniew i chęć powtórzenia czegoś, czego dokonał tuż po odjeździe medyków wraz ze zawiniętym w kocyk ciałem Zoey Gii Griffith.
Z drugiej zaś strony pozostawała świadomość, że zniszczenia - i wyładowanie się na przedmiotach (bo na ludziach jeszcze nie próbował) dają zaledwie chwilową ulgę. Coś, co trwa kilka sekund, wraz z napływem adrenaliny i... równie szybko przemija, zostawiając po sobie krajobraz jak po wojnie i pustkę.
- Współwłaścicielem - prychnął kpiąco, odruchowo taksując go wzrokiem. O ile było mu wiadomym, to właścicielem - ja na razie, dopóki nie dowie się, co dokładnie zrobi Yael z jej udziałami - był on.
- Aha - powtórzył głucho raz jeszcze - uhm, tak. Pogrzeb. - Pokiwał głową, chyba zbyt energicznie. - Skoro jesteś... współwłaścicielem - wyrzucił z siebie niemalże przez zaciśnięte zęby, wcale nie starając się ukryć grymasu, jaki ukazał się w wyrazie twarzy. - Co proponujesz dla trzymiesięcznego dziecka? Trumna, czy krematorium? Waham się - dokończył, po całym tym monologu wysilając się na uśmiech. Sztuczny, chłodny, taki, który nie ma nic wspólnego ze szczerym zadowoleniem. Najgorsza jednak była nieustanna chęć wyrzucenia ciemnowłosego z gabinetu, najlepiej razem z drzwiami. Albo nawet ścianą, więc z zaciśniętymi pięściami skrzyżował ręce na klatce piersiowej i posłał mu nieustępliwe spojrzenie.
I, kurwa, liczył na szczerą odpowiedź, bo nie miał pojęcia w jaki sposób powinien pochować własną córkę. Obie opcje wydawały się takie niesprawiedliwie brutalne, a wybór spoczywał na jego i Charlotte barkach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek-Tak, współwłaścicielem.
ObrazekNapływ wspomnień związanych z pobytem w więzieniu był zbyt duży, by Christopher mógł zdobyć się na równie kpiący ton, więc tym razem ograniczył się do suchego stwierdzenia faktu, choć - w rzeczywistości - nieco mijał się, w tym wypadku, z prawdą. Choć, formalnie Yael przekazała mu udziały, najpewniej po to, by nie dorwał się do nich, już wkrótce były, mąż, trudno było mówić, że jest współwłaścicielem zakładu. W zasadzie, jednocześnie nim był i nie był, ale Griffith nie musiał znać szczegółów jego umowy - co innego drugi współwłaściciel, który najwyraźniej dzisiaj nie miał zamiaru się tu zjawić.
ObrazekA szkoda, mógłby się zająć pewnym niechcianym klientem.
ObrazekPodświadomie wyczuwał, że jego rozmówca jest dziwnie napięty, ale zwalił to na karb niespodziewanego spotkania. W końcu - sam Christopher czuł się nieco przytłoczony obecnością byłego lokatora zakładu karnego z tak wielu powodów, że trudno było mu teraz skupić się tylko na jednym z nich. Przed oczami, wyciągnięte z zakamarków pamięci, stawały mu obrazy z tego etapu życia, który pragnął zostawić za sobą.
ObrazekCo gorsza, nadal miał przeczucie, iż to, że trafił w to samo miejsce, w którym wyrok odsiadywał Griffith nie było przypadkiem - podobnie jak niespodziewane zarzuty dotyczące przemytu zabytków i teraz, stojąc w Serenity Funeral Home, miał obawy, że za tym spotkaniem również stoi ktoś, kogo bardzo chciał zapomnieć.
ObrazekTocząc wewnętrzną walkę z napływającymi wspomnieniami oraz narastającymi obawami o to, co przyniesie mu najbliższa przyszłość, nie wyczuł, że za pytaniem Griffitha stoi coś więcej niż zwykła próba podważenia jego kompetencji w zarządzaniu tak szczególnym przybytkiem. Uznał je za, charakterystyczną dla rozmówcy, cierpką złośliwość, więc miał zamiar odpowiedzieć tym samym.
ObrazekGdyby, choć przez moment wykazał się, niemałą przecież, wrodzoną inteligencją, najpewniej zachowałby się inaczej. Nie był przecież jakimś zwyrodniałym psychopatą podniecającym się czyimś cierpieniem.
Obrazek-Ogień lepiej zostaw dla siebie, Griffith. Jest kilka rzeczy, za które będziesz płonął wieki, prawda? - grymas na jego twarzy najpewniej miał być uśmiechem, ale niezbyt go przypominał. Wyszedł zza biurka i stanął zaledwie metr, półtora od rozmówcy. - Trzymiesięczne dziecko? To okrutne, nawet jak na twoje standardy. Teraz już nie polujesz pod klubami nocnymi, ale żłobkami?
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wspomnienia odsiadki - i tego, jak wyglądał wówczas jego kontakt z Christopherem - nie miały aktualnie znaczenia w kontekście tego, w jakim celu pojawił się w zakładzie pogrzebowym. Planował jedynie - a może aż - przejrzeć kilka leżących w szufladzie biurka katalogów; przekartkować je starannie (z nieustającym grymasem, jaki byłby obecny na twarzy mężczyzny) i wybrać te trumny, z których - już razem z Charlotte - mieli wybrać jedną. Tą, w której będą zmuszeni pożegnać Zoey Gię Griffith. Wszystko inne mogło poczekać; tak samo, jak wcześniej mógł poczekać sen, posiłek, teatralna gra przed innymi, że jednak i on nie umarł, nawet jeżeli częściowo czuł, że tak właśnie się stało. Kilka czynników sprawiło, iż jego twarz niezdrowo poszarzała, a przekrwione źrenice karmione naprzemiennie nikotynowym dymem i buchającą parą z kubka czarnego płynu, bynajmniej nie dodawały uroku.
- Szkoda - poinformował sucho - wcześniej współwłaścicielką była kobieta, a teraz Serenity straciło jeden z niewielu przyjemnych dla oka punktów zaczepienia. - Wzruszył krótko ramionami, bo pomimo, iż Yael trochę przypadkowo - i tak nawet nie słyszała - zyskała komplement, to patrząc na to, gdzie się znajdowali i jakie osoby znajdowały się głównie w Serenity Funeral Home (spoiler: martwe), tak możliwe, że nawet by nie doceniła na jakie miłe słowa wysilił się jej były kolega z pracy.
Przez myśl mu nie przeszło - ani wtedy, ani aktualnie - że ciemnowłosa mogłaby być spokrewniona z byłym znajomym, bowiem pomimo tego, iż być może kiedyś wpadł w dokumentach na jej panieńskie nazwisko, nie próbował od razu łączyć go z osobą, jaka niegdyś zaszła mu za skórę. Prawdopodobnie zaledwie omiótł jedną z kartek wzrokiem, nawet na dłużej nie zatrzymując się przy tym, że niegdyś mogła nosić nazwisko Swanson.
- Uhm - rzucił pod nosem, co było równie bystrym odzewem jak wszystkie wcześniejsze aha. - Masz rację, dla siebie wybrałbym kremację - skwitował bez dłuższego namysłu (dobrze wiedząc, że nie taki ogień tamten miał na myśli, a jego przewinienia), tym samym mijając ciemnowłosego i bez żadnego zaproszenia, czy innego przyzwolenia, zatrzymując się przy s w o i m biurku.
- Żłobki mają dobrą obstawę. Kręci się przy nich Jackson, podobno teraz poza tym, że wybiera te, co nie są nim zainteresowane, muszą być odpowiednio młodsze - powiedział, nie hamując się przed tym, by nie dodać wyraźnie kpiącego prychnięcia. Zdecydowanym ruchem pociągnął szufladę, wyciągając z niej dwa katalogi prosto od dostawców; zignorował przy tym fakt, że na biurku (i za nim) pojawiło się kilka dokumentów, gdzie widniało jego imię i nazwisko. Dopiero po chwili, kiedy wsunął potrzebne sobie materiały pod pachę, odrobinę drżącą dłonią zaczął zbierać rozsypane faktury i inne umowy.
I to bynajmniej nie tak, że się bał; że nerwy spowodowane sytuacją - i tą konfrontacją - wzięły nad nim górę i odebrany tak potrzebny rezon. Nieprzespane noce zaczęły dawać o sobie znać, ale wciąż ignorował ten fakt, że jeśli dalej tak pociągnie, to ta kremacja nastąpi prędzej, niżeli ktokolwiek mógłby się spodziewać.
...i pewnie spore grono z tych osób mogłoby się ucieszyć.
- Spierdalaj, Swanson. Potrzebuję zostać tu sam - powtórzył jak mantrę, zatrzymując się tuż przed ciemnowłosym i pewnie krzyżując z nim swoje spojrzenie. - I ostatnim, kurwa, co mnie w tej chwili obchodzi jest to, czy jesteś jebanym współwłaścicielem, czy takim samym ścierwem, jak twój przyjaciel, albo jednym i drugim - dokończył, nonszalanckim ruchem ręką wskazując mu drogę do wyjścia.
A jeśli ostatnia opcja była właściwą - może i on będzie miał sposobność by wyprawić pogrzeb dla kogoś dla siebie ważnego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSłowa o współwłaścicielce wreszcie uruchomiły w głowie Christophera mechanizmy odpowiedzialne za kojarzenie faktów. Yael przecież wyraźnie wspominała o niejakim Blake’u jako jej partnerze w interesach i – choć w rozmowach nigdy nie padło jego nazwisko – w momencie, gdy do biura wszedł Griffith, Swanson powinien był skojarzyć jedno z drugim. Na swoją obronę miał tylko to, że – po pierwsze – nie spodziewał się, aby świat mógł być tak mały, a los przewrotny i – po drugie – iż w więzieniu Christopher praktycznie nigdy nie mówił do – na wszystkich bogów Olimpu! – swojego nowego wspólnika po imieniu.
ObrazekW pierwszym odruchu opuścił szczękę tak nisko, że prawie wypadła mu ze stawów i szeroko rozdziawił oczy, w których wyraźnie widoczne było zaskoczenie. Kilka sekund zajęło mu pozbieranie się po zrozumieniu złożoności sytuacji, ale w końcu oszołomienie zostało zastąpione przez narastającą w nim złość. Dziwnym trafem rozwód siostry pokrywał się czasowo z wejściem w komitywę z Griffithem.
ObrazekJezu Chryste, Ozyrysie, Jowiszu i Zeusie.
Obrazek-Ta kobieta, Yael – zaczął zachrypniętym głosem jednocześnie odruchowo zaciskając dłonie w pięści. Wbił paznokcie w skórę, by nie stracić nad sobą panowania. – Ta kobieta jest moją siostrą, Griffith. Na twoim miejscu, mając na względzie stan własnego uzębienia, mówiłbym o niej z większym szacunkiem, bo ona nie jest pieprzonym obrazem w muzeum, żebyś wieszał na niej oko.
ObrazekNiewiele było tematów, które wyprowadzały Christophera z równowagi, ale jakiekolwiek – nawet wyimaginowane – zagrożenie dla jego sióstr, na ogół prowadziło go do myśli o praktycznej weryfikacji tego jak bardzo cierpieli ludzie składani w ofierze bogom, zarzynani na ołtarzu przez kapłanów Majów lub Azteków. Obrazy, jakie pojawiły się teraz w głowie Swansona, a na których widział, przywiązanego do kamiennego stołu, Blake’a Griffitha, były – nie tylko przyjemne – ale wyjątkowo kuszące.
ObrazekA potem były współosadzony wspomniał o Jacksonie.
ObrazekTak, jak początkowo Christopher skracał dystans dzielący go od Blake’a, tak teraz, zupełnie o tym nie myśląc, cofnął się dwa kroki. Swanson domyślał się, że Jackson maczał palce w postawieniu młodemu doktorowi archeologii zarzutów dotyczących przemytu i nielegalnego handlu zabytkami. Miał zaś pewność, że w każdej chwili ten sam Jackson może załatwić mu ponowne zainteresowanie prokuratury – tym razem związane z zabójstwem, za które siedzieć poszedł Griffith.
ObrazekNie wiedząc co powiedzieć, milczał, gdy Blake krzątał się przy biurku. Jedynie jakimś małym, skrawkiem świadomości rejestrował to, co działo się wokół, bo był zbyt zajęty odczuwaniem nieprzyjemnego, lodowego węza sunącego mu po kręgosłupie niczym zwiastun tragedii. Miał ochotę wyjść, spakować się i wylecieć ze Stanów tak szybko, jak tylko to możliwe – tyle, że jego stopy zdawały się być wrośnięte w ziemię.
ObrazekChristopher się bał.
ObrazekWreszcie, udało mu się otrząsnąć z największego szoku i odzyskać władzę w kończynach, wróciła też zdolność rozumienia tego, co działo się wokół. Nerwowo oblizał spierzchnięte wargi i przełknął ślinę próbując nawilżyć, wysuszone jak egipska mumia, gardło. Miał zamiar wyjść, zostawić Blake’a samemu sobie, razem z tymi jego niedorzecznymi żartami o trumnach dla niemowląt, ale – znowuż jego emocje zmieniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednym susem doskoczył do swojego rozmówcy, wspólnika i złapał jego nadgarstek zamykając go w stalowym uścisku.
Obrazek-Jackson. Nie. Jest. Moim. Przyjacielem – wycedził przez zęby, a w jego oczach tliła się chęć mordu. Wyjątkowo brutalnego. – Nie waż się więcej mnie do niego porównywać albo skończysz jak te dziewczyny, które wtedy… - przerwał bojąc się, że powiedział za dużo, ale wznowił monolog po zaledwie sekundzie, kończąc zdanie inaczej niż początkowo zamierzał – których wtedy, podobno-nie-zabiłeś.
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział, co takiego łączyło Yael i Christophera, choć zapewne nawet jeżeli posiadałby tę informację, to poprzednie słowa i tak padłyby z jego ust; możliwe, że wypowiedziałby je tonem jeszcze bardziej kąśliwym i zaczepnym. Bynajmniej nie chodziło o to, że traktował ludzi w sposób przedmiotowy i oceniał ich powierzchownie; pomimo tego, iż jego niedawna partnerka (w pracy rzecz jasna) miała naprawdę przyjemną dla oka aparycję, do tego była inteligentna, to nawet przez myśl mu nie przeszło, aby chcieć od ciemnowłosej czegoś więcej. Problemem nie było również to, że miała męża - o czym Griffith dowiedział się późno. Nie był zainteresowany, bowiem jego uczucia - te, z którymi musiał się oswoić i nauczyć rozróżniać - skupiały się na kimś innym. Zresztą, gdyby nie miał nikogo, z kim wiązałby swoje noce i poranki (a to już bardziej wymowne) to i tak nie należał do mężczyzn, którzy lubili otaczać się wianuszkiem kobiet, serwując im różne, a przy tym tak samo sztampowe i wyświechtane komplementy.
- Uhm - mruknął w zamyśleniu, skupiając się na rzeczach dla niego istotnych, w związku z którymi pojawił się w zakładzie pogrzebowym. - Niektóre kobiety chyba lubią, jak się na nie patrzy jak obraz. - Wzruszył krótko ramionami, wciąż nie widząc w swoim wcześniejszym - ani tym - monologu niczego szczególnie złego. Teraz też miał wrażenie, że tak było; pewne osoby kusiły, uwodziły, intrygowały, wszak chciały to robić, ale na tym należało się zatrzymać. Konkretnej odległości; grubej szybie, jaka oddzielała tylko patrzenie od czegoś więcej. Nie twierdził, że tak było z jego siostrą; skądże, równocześnie podtrzymując swoje zdanie, że przyjemnie się na nią patrzyło.
- Za to ty - podjął nierozważnie, skoro zdążył zanotować zmianę zarówno wyrazu twarzy, jak i całej postawy znajomego. - Brzmisz tak, jak gdybyś lubił swoją siostrę... za bardzo. - Skrzywił się wymownie i pokręcił głową, ale po tej kilkusekundowej wymianie spojrzeń wrócił do zbierania rzeczy z biurka. - Obrzydliwe - dokończył pod nosem z odrazą, bynajmniej nie mając na uwadze niczego związanego z trumnami.
Blake Griffith wpadał w problemy. Często; może nawet za często, ponieważ swoimi słowami, ale i czynami sprawiał, że te lgnęły do niego z zaskakującą intensywnością. Może gdyby dłużej się zastanawiał nad tym, jakie zwroty puszcza w eter, jaką postawę demonstruje, to jego życie - na wielu płaszczyznach - wyglądałoby inaczej.
Czy żałował? ...
- Co do... - Nie dokończył, ze zmarszczonym czołem mierząc wzrokiem najpierw ciemnowłosego, a potem opuszczając wzrok na jego palce. - Odpierdol się, nie wiem, w jakie chore gry grasz z Yael, ale jej tu, kurwa, nie ma - prychnął, równocześnie wyszarpując swoją rękę z jego uścisku, a pięścią drugiej odpychając faceta (dość mocno) przed siebie. Nie włożył w to jednak tyle siły, co w wyrzucane poprzedniej nocy meble, jakie skończyły - między innymi - za oknem.
Westchnął ciężko, nadal z tym samym niezrozumieniem krzyżując wzrok z Chrisem. A potem się uśmiechnął. Ponuro, chłodno, z zaledwie uniesionymi kącikami ust, kiedy wzrok wyrażał wciąż tę samą pustkę.
- Śmiało - powiedział, zachęcająco robiąc krok i rozkładając ręce na boki - na co czekasz? W przeciwieństwie do swojego przyjaciela Jacksona umiesz tylko dużo mówić, a z resztą czekasz na innych? - Uniósł brew, celowo kładąc nacisk na nazwaniu Jacka jego przyjacielem. Uniesiona broda nie wyrażała strachu, a gotowość na to, cokolwiek miało się wydarzyć.
- Poczekajmy - powiedział ciszej, zaciskając szczękę. Miał czas; dużo czasu, na którym już mu nie zależało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekChristopher z natury nie był agresywny. Trudno byłoby tak nazwać człowieka, który już od dziecka pragnął spędzać niezliczone godziny z malutkim pędzelkiem w dłoni, by - pochylony, na kolanach - spokojnymi, delikatnymi ruchami wyrywać ziemi ukryte w niej skarby przeszłości. Ciężko doszukiwać się skłonności do agresji u kogoś, kto stres rozładowuje pisząc książkę popularnonaukową poświęconą świątyniom ku czci Setha na terenach delty Nilu. I nawet zamiłowanie do średniowiecznej sztuki władania mieczem czy długim łukiem nie są wystarczającym powodem, by nazwać wojowniczym kogoś, kto stawia naukę języków obcych, często już wymarłych, ponad kinem akcji. Niełatwo byłoby się doszukać jakichkolwiek oznak chęci do siłowego rozwiązywania konfliktów o człowieka, który jako nastolatek i student poświęcał nauce więcej czasu niż jego koledzy.
ObrazekLudzka natura rzadko jednak bywa jednoznaczna. Historia zna wiele przypadków, gdy najłagodniejsi wybuchali niespotykaną wcześniej agresją.
ObrazekA Christopher, mimo wszystko, do najłagodniejszych nie należał. Z pozoru panujący nad emocjami, najczęściej dusił je w sobie, pozwalał, by gotowały się w nim jak wrzątek pod przykrywką. A wiadomo - jeśli taki garnek zbyt długo pozostaje na ogniu, w końcu wybuchnie.
ObrazekPrzemiczał aluzję dotyczącą jego zbyt bliskich stosunków z Yael - zarzut był tak prymitywny, tak pusty, że sam w sobie nie wywarłby na nim wielkiego wrażenia. Swanson, gdyby nie wcześniejsze wywleczenie na wierzch jego znajomości z Jacksonem, najpewniej prychnąłby lekceważąco i uznał, że Griffith strasznie stępił sobie język żyjąc poza więziennymi murami.
ObrazekTylko, kurwa, ten Jackson.
ObrazekEmocje towarzyszące samym myślom o tym człowieku były, w zdecydowanej większości, pozbawione logiki i napędzane siłą własnego rozpędu. To było błędne koło, perpetuum mobile, którego Chris nie potrafił zatrzymać, a ilekroć próbował - wyłącznie rozpędzał jeszcze bardziej, zbyt obciążony nienawiścią, wstydem i poczuciem winy, by by skutecznie się od niego odciąć.
ObrazekZatem człowiek, nieobecny w jego życiu od wielu lat, wciąż dyszał mu za plecami niczym koszmar.
ObrazekPrawdopodobnie te wszystkie emocje gotujące się wewnątrz Christophera Swansona nie wystarczyłyby do tego, żeby para wodna zrzuciła pokrywkę z garnka. Tym języczkiem u wagi, papierkiem lakmusowym okazała się lekceważąca postawa Blake'a, jego chłodny uśmiech, rozłożone w zapraszającym geście ręce.
ObrazekSwanson nawet nie wiedział, kiedy jego, zaciśnięta w pięść, prawa dłoń wystrzeliła w kierunku twarzy Blake'a.
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake Griffith - być może wbrew pozorom i całej aurze, jaką wokół siebie roztaczał - nie należał do osób lubujących się w konfliktach. Wolał - kiedy było to możliwym - trzymać się gdzieś na uboczu tego, przy okazji nie działając na problemy niczym magnes, choć bez wątpienia to mu w życiu nie wychodziło, a ciemnowłosy zdawał się - często nieświadomie - kierować właśnie tam, gdzie powstawał największy bałagan. Tuż po opuszczeniu więziennych murów jego podejście było nieco inne wobec tego, co motywowało go aktualnie. Jego buńczuczne nastawienie, brak jednoznacznych komentarzy, jakie negowałyby jego rzekome bycie winnym - to wszystko napędzało zarówno ludzi, jak i kolejne plotki, które jak grzyby po deszczu (w końcu byli w Seattle) pojawiały się w przeróżnych zakątkach Szmaragdowego Miasta. Przemieszczanie się karawanem też było swojego rodzaju cegiełką, jaka równocześnie napędzała pojawiające się znaki zapytania odnośnie uniewinnionego, nieco ponad trzydziestoletniego mężczyzny, ale też pomagała mu stworzyć wokół siebie mur, za jakim chciał się schować.
Nie znał Chrisa za dobrze, aczkolwiek to, co o nim wiedział - albo inaczej: co wydawało mu się, że wie - skutecznie sprawiało, iż nie odbierał Swansona za dobrze. Znajomość z Jacksonem zdawała się być mocnym argumentem ku temu, by nie darzyć ciemnowłosego ani gramem zaufania, szczególnie, kiedy w pamięci Griffitha pozostawało wiele komentarzy i lepkich sytuacji mających miejsce w zakładzie karnym; tam - bardzo możliwe - mógł być prowodyrem całego zamieszania. Daleko było mu również do spokojnego, pokornego odbierania haseł, jakie niczym naostrzone szpile, precyzyjnie docierały tam, gdzie miało zaboleć. A bolało za każdym razem, kiedy to był nazywany mordercą kobiety, z którą łączył swoją codzienność.
- A jednak do powiedzenia też już nic nie masz - mruknął kpiąco, po raz kolejny - zapewne tak samo niepotrzebnie - prowokując Christophera do działania. Do słów, jakie mogłyby zagłuszyć emocje, których najzwyczajniej w świecie czuć nie chciał. Cokolwiek było lepszym, od bezsilności i żalu, jakie właśnie odczuwał. Wreszcie: do czynów, a może nawet rękoczynów, do jakich doszło.
Nie zamierzał się bronić. Jeszcze nie.
Lata, podczas których ćwiczył bok, tym razem mogły być uznane za zapomniane; cios zadany przez Chrisa sprawnie spotkał się ze szczęką Blake'a, a cierpki, rdzawy posmak krwi wypełnił usta mężczyzny. Nie wycofał się, nie zastosował żadnego uniku. Ręce, które były jeszcze przed chwilą rozłożone szeroko na boki, zostały opuszczone luźno wzdłuż tułowia. Nie trzymał gardy, nie rozważał tego, jak wykonany cios mógłby najbardziej zaboleć przeciwnika.
- Potrafisz lepiej, Swanson - prychnął, wierzchem lewej ręki wycierając spływającą z wargi krew. Nawet ból - dość masochistycznie - był przyjemniejszą odmianą od bycia w obliczu tragedii bezradnym. - Dalej, Chris, Jack by się nie zatrzymywał - warknął, robiąc krok w jego stronę, przez co niemalże zderzył się ze swoim nowym kolegą w branży. Bez przemyślenia i całkiem automatycznie pchnął go przed siebie, zmuszając przeciwnika do wykonania kilku kroków wstecz.
- Żałuję, że ja się zatrzymałem. Lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby wtedy zdechł - dokończył pod nosem, mając na uwadze spotkanie, jakie odbyło się kilka miesięcy wcześniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekGdyby Christopher miał na chłodno analizować możliwy rozwój sytuacji, największe pieniądze postawiłby na to, że Griffith, rzeczywiście nie będzie próbował odpowiedzieć ciosem na pierwszy cios, ale się zasłoni, postawi gardę lub choćby spróbuje uniknąć uderzenia. Niemal równie prawdopodobne było to, że spróbuje kontratakować, ulegając gotującym się w nim emocjom i odruchom, z których najważniejszy był ten podstawowy, zmuszający do walki lub ucieczki, wynikający bezpośrednio z instynktu przetrwania.
ObrazekNie spodziewał się jednak tego, że po - całkiem niezłym, Chris musiał to przyznać sam przed sobą - uderzeniu, Griffith będzie nadal stał jakby czekał na dalsze lanie.
ObrazekWraz z tym ciosem, uleciała ze Swansona niemała część jego buzującej wściekłości, a umysł - niczym zasnuty mgłą - zaczął dostrzegać coś poza nią. Emocje nie wyparowały, ale przestały mu już kompletnie uniemożliwiać logiczne myślenie.
Obrazek-Żebyś wiedział - warknął zbliżając się się do Blake'a. - Mógłbym z tobą zrobić to, co z Persami zrobili Macedończycy pod Gaugamelą.
ObrazekPierwotnie odepchnięty, teraz dystans skrócił na tyle, że nie było już między nimi miejsca na zamach i okładanie się pięściami, a Christopher czuł na twarzy oddech drugiego mężczyzny. Nachylił się jeszcze bardziej, głęboko patrząc mu w oczy i próbując wyczytać z nich to, co Griffith swoim zachowaniem próbował, jak się Swansonowi wydawało, swoim zachowaniem, spokojem maskować.
ObrazekI wtedy Blake sprowokował go po raz kolejny.
ObrazekMyśl ta zakwitła w głowie Christophera zupełnie niespodziewanie - Griffith wyprowadzał go z równowagi specjalnie. Chciał go wpakować na jakąś minę, to było oczywiste. Skurwiel.
Obrazek-Bardzo dużo nawiązujesz do Jacksona. Czyżbyś za nim tęsknił? - wysyczał, po czym cofnął twarz, wyprostował się, ale nie odszedł ani o krok. Uśmiechnął się za to złośliwie - Wiem, że nie zabiłeś. Ale niewiele to zmieni, prawda? To ty zostałeś mordercą w oczach innych - dodał.
Kiedy oczy otworzyłem
Jakiś żal ogarnął mnie
Łzy po twarzy popłynęły
Zrozumiałem wtedy, że
Zapach murów, widok krat
Wietrze ponieś moją pieśń
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy
Matko moja jest mi źle

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”