WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
Pewne rzeczy w życiu były nieuniknione - jedną z takich rzeczy było poznanie rodziców lub rodziny osoby, z którą pragnęło się związać swoją przyszłość, i choć nikomu przy zdrowych zmysłach do takiego spotkania się nie spieszyło, to czasem okoliczności wymuszały je znacznie wcześniej, niż miałoby to miejsce normalnie. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że gdyby nie nieplanowana ciąża, związek Jordie i Chestera pozostawałby obecnie na zupełnie innym etapie; bo choć ów drobny wypadek nie wpłynął na to, co do siebie czuli - a nawet jeśli, to tylko utwierdził ich w przekonaniu, ze pragnęli być razem i pragnęli mieć dziecko, niekoniecznie już-teraz, ale na to akurat nie mieli już żadnego wpływu - to znacznie zmienił ich sposób postrzegania owej relacji. Bo wkrótce nie będą już tylko we dwoje, i nie będą tylko parą - lecz rodziną. Małą, trzyosobową rodziną - która jednak nie była tak do końca odrębną jednostką, a poniekąd również częścią ich dotychczasowych rodzin, jakie teraz miały powiększyć się o nowego członka, wobec czego nie mogli dłużej odwlekać podzielenia się ową nowiną ze swoimi bliskimi. A raczej: mogli, ale czy cokolwiek by to zmieniło? Czy za miesiąc lub dwa Chet chętniej poznałby ojca Jordany; a ona lepiej przygotowałaby się na to, aby poznać matkę Callaghana i by przyznać się przed własnym ojcem, że była w ciąży z człowiekiem, z którym nie planowała w najbliższym czasie brać ślubu? Może. A może nie. Prawda była taka, że oboje chyba nie mieli dłużej ochoty niczego ukrywać - a po tym wszystkim, co już w ostatnim czasie przeszli, zasługiwali na to, by móc wreszcie w pełni cieszyć się sobą, swoim związkiem oraz tym, że wkrótce będą mieli dziecko. I by zacząć wreszcie o tym myśleć, a nie tylko omijać temat, jakby mieli go w ten sposób odroczyć. To jednak było już niemożliwe i niezależnie od wszystkiego fakty były takie, że za jakieś pół roku zostaną rodzicami. I lepiej, aby dotarło to do nich wcześniej niż później. Mimo wszystko siedząc teraz za kierownicą, w drodze do domu ojca Jordany, Chet starał się nie myśleć nadmiernie o tym, co ich tam czeka. Poza tym sama obecność brunetki na siedzeniu obok działała na niego kojąco i sprawiała, że był względnie spokojny - czego ewidentnie nie można było powiedzieć o niej samej, gdy brunet złapał ją w końcu za rękę, próbując dodać jej otuchy. - To ja się powinienem denerwować - i odrobinę faktycznie się denerwował; bo w tych okolicznościach, gdy za chwilę miał poznać ojca swojej kobiety, każdy by się denerwował - ale mimo tego lekkiego stresu, Chet starał się zachować pokerową twarz, licząc na to, że jego spokój udzieli się również pannie Halsworth. Ale najwidoczniej nic z tego. - Ale to wciąż twój tata, i pewnie nie potrafi się na ciebie długo gniewać - dodał, zamykając jej drobną dłoń w swojej w pokrzepiającym geście; bo chociaż sam nie poznał jeszcze jej ojca i nie miał pojęcia, jak ten zareaguje nie tylko na partnera swojej córki, ale i przede wszystkim na wieść o ich dziecku, i nie chciał też robić brunetce jakichś złudnych nadziei, bo z dwojga złego lepiej, aby miło się zaskoczyła, aniżeli rozczarowała - to próbował mimo wszystko pozostać dobrej myśli co do tego, że ewentualny gniew czy żal ze strony jej ojca okaże się jedynie początkowym szokiem i szybko minie, tak jak zresztą miało to miejsce w przypadku ich samych, bo przecież dobrze pamiętali, jaką widok testu ciążowego wywołał w nich obojgu reakcję. Chester sam jednak do końca nie wiedział, czy Jordie obawiała się także o to, czy on sam będzie potrafił się zachować; wiedziała wszak najlepiej, że bywał porywczy, ale z całą pewnością nie zamierzał wszczynać kłótni z jej ojcem. Wiedział, jak ważna była dla niej rodzina i mimo wszystko zależało mu na tym, aby jakoś się z mężczyzną dogadać - właśnie ze względu na nią. I tylko na nią. Dla niego samego nie miało aż tak wielkiego znaczenia to, czy ojciec Jordie go polubi - ba, był wręcz przekonany, że tak nie będzie, przynajmniej z początku, a później - Chet zwykle jeszcze tracił przy bliższym poznaniu, więc odpowiedź nasuwała się sama. Zresztą w jego własnej rodzinie konflikty były praktycznie na porządku dziennym - ale nie chciał wciągać w równie toksyczne relacje Jordany oraz ich dziecka. Tylko czy papa Halsworth będzie podobnego zdania i czy zdoła postawić szczęście swojej córki ponad swoimi przekonaniami, to się miało dopiero okazać. - Bez obaw, obiecuję, że przyjmę to wszystko z rezerwą i nie oświadczę się nagle tylko po to, żeby zadowolić twojego ojca, dobrze? - uśmiechnął się ukradkiem, chcąc nieco uspokoić pannę Halsworth, choć nie przemyślał do końca tego, że ów dobór słów mógł nie tylko wcale jej nie uspokoić, co wręcz wzbudzić w niej podejrzenie, że nie miała co w ogóle liczyć na to, iż kiedykolwiek doczeka się z jego strony pierścionka i deklaracji miłości do grobowej deski. Ale chyba - o ile było Chesterowi wiadomo - wcale tego od niego nie oczekiwała, w czym po raz kolejny utwierdziły go jej słowa. Choć oczywiście mógł się w tej kwestii mylić; wszak w tym przypadku ewentualny ślub oznaczałby nie tyle spełnienie dziewczęcych marzeń Jordie o pięknej, białej sukni i hucznym przyjęciu - o ile takie marzenia posiadała - co po prostu pewne poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa; świadomość, że Chet był w tym związku obiema nogami, a nie tylko jedną, wciąż gotowy do ucieczki, kiedy tylko zacznie robić się trudniej. Bo przecież nie mogło zawsze być tak pięknie i łatwo; świat tak niestety nie działał. - Ale czemu miałby być na ciebie zły? To twoje życie, a on powinien cię wspierać. Zresztą - reakcji mojej matki też się obawiałaś, a ostatecznie poszło lepiej niż myślałaś, tak? - posłał jej ukradkowy uśmiech, zanim ponownie przeniósł swoje spojrzenie na drogę. - Ale może trzeba było wcześniej ustalić, co w takiej sytuacji zamierzamy powiedzieć, jeśli już... pojawi się temat wspólnego mieszkania i całej reszty - dodał ostrożnie, gdyż jak dotąd nie uzgodnili żadnego wspólnego stanowiska co do tego, czy i kiedy ewentualnie mieliby razem zamieszkać - oraz gdzie mieliby zamieszkać. Nie rozglądali się za wspólnym gniazdkiem, zamiast tego tylko nocując na zmianę to u niej, to u niego, i chyba trochę po prostu żyjąc z dnia na dzień, w przeświadczeniu, że na snucie konkretniejszych planów mają jeszcze czas. I o dziwo nawet podczas podobnej wizyty, jaką złożyli wcześniej matce Chestera - a która z założenia była tą lżejszą i łatwiejszą - udało im się uniknąć większości z tych niełatwych kwestii, gdyż kobieta okazała się wręcz poruszona do łez wizją nowego członka rodziny, i sprawy formalne nie miały już dla niej większego znaczenia. Zresztą pani Callaghan nigdy nie grzeszyła pragmatyzmem - to było raczej domeną mężczyzn. Jej w zupełności wystarczyła zatem świadomość, iż jej syn był szczęśliwy i że wreszcie, po trzydziestu trzech latach, zamierzał się ustatkować i założyć rodzinę, bo wydawało się, że ten moment nigdy nie nadejdzie. I nawet jeśli kobieta początkowo mogła podejrzewać, że to wszystko działo się tak nagle, bo działo się ze względu na dziecko, to były pewne rzeczy, jakich Chet nigdy nie był w stanie ukryć przed własną matką - i wystarczyło jej zobaczyć, jak brunet patrzył na Jordie, by zorientować się, że nie była ona dla niego żadną przypadkową dziewczyną, która złapała go na dziecko, i że to, co czuł, było szczere, nawet jeśli sam chyba jeszcze nie ze wszystkiego zdawał sobie sprawę. Nie sądził natomiast, że - po tych wszystkich zapewnieniach i deklaracjach, że mu ufała - Jordie wciąż mogła mieć jakieś obawy odnośnie jego samego, oraz tego, czy spotkanie z jej ojcem znowu czegoś między nimi nie popsuje. I czy po tym wszystkim, co już między nimi zaszło - on znowu nie stchórzy. Choćby od kolejnej osoby Chet miał znów usłyszeć, że nie był dla Jordany wystarczająco dobry i że na nią nie zasługiwał - to sam przecież dobrze już o tym wiedział. Ale się starał - i naiwnie łudził się, że to wystarczy. Odwzajemnił po chwili uśmiech, zatrzymując samochód na światłach; a Jordie zapewne zdążyła się też zorientować, że brunet starał się stosować do jej delikatnych uwag odnośnie jego zbyt szybkiej jazdy - wszak siadając za kierownicą, brał odpowiedzialność za bezpieczeństwo jej oraz dziecka, chociaż wciąż musiał momentami przypominać sobie o tym, by zwolnić nieco nogę z gazu - co przy jeździe po mieście było odrobinę łatwiejsze niż na prostej drodze, która wręcz prosiła się o to, by wyciągnąć z tego samochodu nieco więcej. - Będzie dobrze, damy radę, tak? - odrzekł nieco banalnie, ale potwierdzając tym samym, że istotnie byli w tym razem i że niezależnie od przebiegu owego spotkania Halsworth mogła na niego liczyć. Nawet jeśli wcale miało jej to nie przekonać. Nachylił się więc ku swej pasażerce, pozwalając, by ich usta spotkały się w czułym pocałunku, zanim ponownie opadł plecami na oparcie i ruszył z miejsca, by po chwili skręcić w odpowiednią ulicę, a następnie - zajechać pod wskazany mu przez Jordie dom. Zgasił silnik i wyjął kluczyk, ale przez kilka ładnych sekund żadne z nich nawet nie ruszyło się z miejsca, próbując chyba jak najdłużej odwlec to, co było nieuniknione. Chociaż szczerze - Chet chciał po prostu mieć to już za sobą. Odetchnął głęboko, spoglądając na Jordie. - Całkiem... ładny dom. Gotowa? - niezależnie jednak od tego, czy byli gotowi, czy nie - musieli stawić czoła temu, co ich czekało, a wiele wskazywało niestety na to, że nie będzie to wcale zbyt łatwa i przyjemna wizyta. Nawet pomimo drobnego upominku, jakim miała być butelka dobrej whisky, którą Chet dzierżył już po chwili w jednej dłoni, gdy, wysiadłszy z samochodu, drugą dłonią chwycił Jordie za rękę i ucałował jeszcze przelotnie jej skroń, kierując się wraz z brunetką do paszczy lwa drzwi jej rodzinnego domu.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Dziesięć lat - mężczyzna powtórzył niby to w zadumie, i skinięciem głowy zaprosił ich dalej. - Czyli... jesteś trzydziestotrzyletnim kawalerem? Rozwodnikiem? - podjął zaraz, nie siląc się na subtelności. A Chet - domyślał się już, do czego to zmierzało, choć chyba spodziewał się, że ta kwestia wypłynie nieco później.
- Kawale-
- Czy to nie trochę dziwne? Pewnie nie spieszyło ci się do związków, tak? - wtrącił ponownie pan Halsworth, nie pozostawiając już nawet złudzeń co do tego, jak zapatrywał się na wybranka swojej córki, który przez trzydzieści trzy lata swojego życia nie zdążył się ustatkować, co pozwalało mieć wątpliwości odnośnie tego, czy Jordanę traktował poważnie. I szczerze? Wszystko to było prawdą: a Chet był facetem, który przez długi czas unikał stałych związków i nie pozwalał nikomu się do siebie zbliżyć - ani nie pozwalał sobie do nikogo się zbyt mocno przywiązać. Ale prawdą było też to, czego Halsworth chyba nie dostrzegał - że zależało mu na Jordanie, jak jeszcze nigdy nie zależało mu na żadnej innej kobiecie.
- Chyba po prostu... nie miałem wcześniej czasu na związki, jeśli o to chodzi. Miałem... wymagającą pracę - wyjaśnił cierpliwie, choć tej cierpliwości wcale nie miał wiele, co zdawało się sugerować porozumiewawcze spojrzenie, jakie wymienił z brunetką. Nie lubił bycia ocenianym przez pryzmat tego, czy postępował zgodnie z utartymi schematami, ale z drugiej strony - był na to gotowy i wiedział dobrze, że to bynajmniej nie był koniec. O dziwo jednak zamiast kolejnego pytania - o to, czym brunet był dotychczas tak bardzo zajęty i dlaczego obecnie już zajęty nie był - jedyną reakcją, jakiej doczekali się teraz ze strony gospodarza, było kwitujące temat kiwnięcie głową.
- Wybaczcie moją bezpośredniość, to wszystko z troski - mężczyzna nieco się w końcu zreflektował, pewnie widząc niezadowolenie na twarzy córki; ku zdumieniu, ale i uldze bruneta, któremu coś jednak podpowiadało, że było to tylko chwilowe przerwanie ostrzału - niewygodnymi pytaniami. - Jordie, pokaż swojemu... chłopakowi, gdzie jest łazienka i siadajcie do stołu.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- To jak długo się znacie? Nie byłaś zbyt wylewna w swoich opowieściach – wytknął córce, zerkając to na jedno to na drugie, chociaż tym razem jakby nieco spokojniej niż wcześniej, nadal jednak wyraźnie przyglądając się Chesterowi nieco badawczym spojrzeniem.
- Nieco ponad rok – przyznała zgodnie z prawdą, upijając łyk wody.
- Żadnych byłych żon, żadnych dzieci? – uniósł sugestywnie brew ku górze, niby kierując pytanie znowu do Chestera, ale tym razem zerkając znowu wymownie na Jordie. Jakby mocno chciał się upewnić, że Chet nie niósł za sobą żadnego bagażu. Oczywiście nadal insynuował to co miało miejsce kiedyś, to co skończyło się dla niej źle – miał prawo się martwić, ale też nie powinien ciągle jej o tym przypominać.
- Tato… przestań, proszę. Chet nie ma byłej żony, nie ma dzieci – jeszcze, chciała dodać, ale póki co się powstrzymała – Ciężko pracował, miał trudny zawód, który kosztował go wiele wyrzeczeń, okej? – posłała znowu ojcu ostrzegawcze spojrzenie, na co pokiwał jedynie głową, pozwalając, by na moment znowu zapadła chwila ciszy, w trakcie której mogli się delektować przepysznym posiłkiem, który przygotował.
- W takim razie chętnie posłucham o tym jaki to był zawód, jak i o tym czym zajmujesz się obecnie. Bo oczywiście pracujesz? – przeniósł badawcze spojrzenie na bruneta, wyraźnie zaciekawiony tematem jego życia zawodowego, więc chyba tym razem nie uda im się z tego pytania wymiksować, ale było ono zapewne podstawowym punktem na liście jej ojca. Pokręciła więc jedynie delikatnie głową i nim brunet podjął temat, zerknęła na niego, śmiejąc się cicho. - Widzisz, zdecydowanie nie przejęłam talentu kulinarnego po tacie – zażartowała dla rozluźnienia atmosfery, ale to trwało zaledwie chwile, bo istotnie ojciec domagał się odpowiedzi, więc chyba nie mieli wyboru. Chwilowe przerwanie ostrzału, doprawdy było chwilowe i chociaż obecne pytania i tak były dość typowe, to zapewne niedługo miały nadejść te mniej wygodne, na które też musieli być gotowi.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Właśnie, kochanie, wydaje mi się, czy ostatnio schudłaś? - podjął, zupełnie jakby wiedział o tym, że teraz to Chet dokarmiał jego córkę i najwidoczniej nie spisywał się w tym najlepiej. Niemniej brunet pokiwał tylko głową, niejako zgadzając się z jego słowami, choć ten sojusz okazał się być tylko chwilowy - mimo iż tym razem mężczyzna zaczął swoje przesłuchanie jakby nieco ostrożniej. I tym razem Chet pozwolił pannie Halsworth przejąć pałeczkę - a raczej: ubiegła go ona swoją odpowiedzią, zanim zdążył przełknąć kęs jedzenia, wobec czego sam pokręcił tylko głową. Ojciec jednak nie dawał za wygraną, a skoro poruszył już temat ewentualnej byłej żony czy dzieci, i otrzymał odpowiedź przeczącą, postanowił drążyć dalej: - Ale zamierzasz mieć dzieci? - zapytał prosto z mostu, zwracając się już do Chestera i chcąc chyba upewnić się, że jego córka nie tkwiła w związku bez dalszych perspektyw; co w innych okolicznościach - gdyby ich dziecko nie było już w drodze - zapewne okazałoby się nieco kłopotliwe dla całej trójki i wówczas Chet oznajmiłby pewnie, że jeszcze nie myśleli z Jordie o dzieciach, lecz obecnie okazało się paradoksalnie prostym pytaniem. Mimo to brunet zerknął jeszcze na Jordie z uniesioną nieznacznie brwią, jakby próbował w ten niewerbalny sposób ustalić, czy był to odpowiedni moment na zrzucenie bomby, z którą tu przyszli. Lecz nie zamierzał robić tego za nią - wszak rozmawiali z jej ojcem i to Jordana znała go najlepiej i wiedziała, jak z nim postępować. I to ona powinna mu powiedzieć, że zostanie dziadkiem. Ostatecznie więc Chester odchrząknął tylko i skinął lekko głową.
- Tak - potwierdził krótko. Prawda była taka, że Chet był obecnie w takim wieku, gdzie zarówno nadmierny bagaż w postaci nieudanego małżeństwa czy dzieci, byłby równie ciężki, co i całkowity brak bagażu - bo na tym etapie oczekuje się raczej, że człowiek swoje już przeżył. W przeciwnym razie musiało być z nim coś nie tak - i pewnie było, niejedno. Ale chyba zupełnie nie to, czego można było się spodziewać. Gdy mężczyzna zatem ponownie poruszył kwestie zawodowe, odrobinę zaskakując Chestera swym subtelnym - o dziwo - pytaniem o to, czy nie był przypadkiem jakimś trzydziestoletnim obibokiem bez pracy - Chet napił się jeszcze i z delikatnym uśmiechem pogładził lekko wolną dłoń Jordie - na stole, po bożemu - mimo wszystko doceniając jej próby załagodzenia sytuacji. - Ty też sobie nieźle radzisz - stwierdził, zanim powrócił spojrzeniem do jej ojca i podjął: - Jakiś czas temu się... przebranżowiłem. Pracuję jako informatyk w Seattle Times. I prowadzę bar w Belltown - odparł, licząc na to, że taka ilość informacji okaże się zadowalająca i Halsworth puści w niepamięć kwestię jego dawnej pracy, bo szczerze, Chet nie miał teraz najmniejszej ochoty o tym opowiadać. Nie obchodziło go to, czy komuś - w tym przypadku ojcu Jordany - mogła imponować jego robota w FBI; uważał to nie tylko za zamknięty rozdział, co i pewną porażkę, o której mówienie pewnie nigdy nie będzie dla niego proste.
- Prowadzisz? Jesteś managerem..?
- Właścicielem - brunet uściślił zaraz, troszkę zawłaszczając sobie teraz to, co właściwie dzielił z rodzeństwem; co chyba nawet spotkało się z aprobatą drugiego mężczyzny, mimo iż ten nie wyraził jej na głos, zamiast tego zwracając się ponownie do córki:
- Belltown? Czy ty też gdzieś tam nie pracujesz?
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- A więc dobrze radzisz sobie w kuchni, tak? Cieszę się, że dbasz o moją małą dziewczynkę, przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że nagle zainteresuje się gotowaniem – odparł pan Halsworth, spoglądając na Chestera jakby z nutką… uznania, a to na pewno było przełomem w całej tej sytuacji.
- No już nie taką małą, tato – pokręciła z dezaprobatą głową – Ale to prawda, Chet zaraził mnie trochę zamiłowaniem do gotowania i nadal jest mi dłużny kilka lekcji gotowania – uniosła palec wskazujący w jego stronę, jakby nagle przypominając sobie, że przecież mieli razem gotować i że istotnie miał jej zdradzić kilka tajników, ale do tego wspólnego gotowania jeszcze nie doszło. Ale co się odwlecze…
- W takim razie mogę mieć nadzieję, że w końcu nieco przybierzesz na wadze, bo niedługo nam całkowicie znikniesz – ojciec spojrzał na Jordie i nawet ciepło się do niej uśmiechnął, jak zwykle wypominając jej to, że jest tak chudziutka, ale jednakże żartobliwie – bo już doskonale znane były w całej rodzinie te ich wzajemne dogadywanki, podobnie jak to zresztą było także w przypadku jej siostry bliźniaczki – bo istotnie geny miały takie same. Tak czy inaczej Jordie niemal zakrztusiła się wodą, gdy nagle z jego ust padło pytanie o dzieci, chociaż miała nadzieję, że nieco odwróciła jego uwagę gotowaniem – nic bardziej mylnego jednak, bowiem jej ojciec miał najwyraźniej cały arsenał pytań i nie zamierzał odpuścić, dopóki całego go nie wystrzela. Spojrzała wtedy od razu na bruneta, niemal od razu odczytując to niewerbalne pytanie, które jej zadał, ale była tak zaskoczona tym pytaniem, że póki co nie zdecydowała się przekazać mu nowiny. Za to była ciekawa odpowiedzi Chet’a, ale w tej sytuacji… odpowiedź nie mogła być inna, prawda? Tym bardziej byłoby dziwnym, gdyby teraz powiedział, że nie chce, a za moment przyznali, że tego dziecka się spodziewają. Upiła kilka kolejnych łyków wody, gdy Chet odpowiedział twierdząco na pytanie ojca i gdy temat znowu zszedł na pracę, odrobinę odetchnęła. Chociaż ten znowuż – tyle, że subtelnie – insynuował pewne kwestie, które mogłyby mieć miejsce – bo Chet przecież mógł być trzydziestoletnim facetem, który obecnie nic nie robił. Na szczęście zdecydowanie nie należał do tego grona. Gdy więc miała miejsce krótka rozmowa na temat obecnego zajęcia Callaghana, Jordie próbowała co nieco zjeść z tych pyszności, które przygotował jej ojciec, ale miała już na tyle ściśnięty przez nerwy żołądek, że było to niezmiernie trudne.
- Tak, bo tak się składa, że obecnie pracuje w barze, który należy do Chet’a – wyjaśniła, zgodnie z prawdą zresztą, pomijając jednak te nieprzyjemne zdarzenia, które miały miejsce w poprzedniej restauracji i z poprzednim szefem – To naprawdę świetnie miejsce, prowadzi je razem ze swoim rodzeństwem. Mam lepsze godziny pracy i wszędzie blisko, bo to centrum, więc przynajmniej mogłam bardziej skupić się na studiach – wyjaśniła, doskonale wiedząc również o tym, że jeżeli tylko coś pomagało jej w studiowaniu, to ojciec tym bardziej to doceniał. Pokiwał więc głową z wyraźnym zadowoleniem przyjmując to wiadomości to wszystko co usłyszał. I Jordie nieco odetchnęła z ulgą, sięgając pod stół, gdzie pogładziła delikatnie męskie udo – tak nie po bożemu, bo w ukryciu.
- To bardzo dobrze, wiesz, że powinnaś skupić się przede wszystkim na studiach.
- Tak… skupiam się, ale… niedługo to będzie nieco trudniejsze – zaczęła niepewnie i odchrząknęła cicho, zastanawiając się jak ma o tym powiedzieć. Jak jej to w ogóle przejdzie przez gardło. I czy aby to już na pewno odpowiedni moment?
- Trudniejsze? Chyba nie zamierzasz zrezygnować? – oburzył się nieco jej ojciec, ale pokręciła szybko głową, zerkając na Chet’a, a potem znowu na swojego rodzica. Odetchnęła cicho, odkładając na moment sztućce i usiadła prosto, spoglądając wprost na ojca.
- Nie zrezygnuje ze studiów, ale… jest coś o czym muszę… musimy Ci powiedzieć.
- Chyba nie jesteś w ciąży? – zaśmiał się nagle, pierwszy raz odkąd właściwie zaczęło się to spotkanie i spojrzał na nich oboje z wyraźnym rozbawieniem, istotnie sądząc, że żart był przedni, ale widząc ich miny, szybko zmienił wyraz twarzy, jakby z lekkim przerażeniem uzmysławiając sobie co może zaraz usłyszeć. A Jordie jedynie ścisnęła nieco mocniej dłoń Chet’a, pragnąc chyba dodać sobie w ten sposób odwagi.
- Jestem w ciąży, tato.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Och, to... cóż... zaskoczyłaś mnie - przyznał, nie będąc nawet w stanie ukryć zdumienia, jakie spowodowały słowa Jordany. - Domyślam się, że to nie było planowane... - popatrzył po nich z dezaprobatą, dochodząc do dość oczywistego w tym momencie wniosku. Jasnym - dla niego? - wszak wydawało się to, że Jordie powinna mieć obecnie inne plany, jak chociażby ukończenie studiów właśnie - a nie zostanie matką. Z drugiej zaś strony: to już się działo i nie było odwrotu. - To kiedy ślub? - wbił po chwili swoje spojrzenie w Chestera, jakby oczekiwał lub spodziewał się, że ten przyszedł tu prosić go o rękę jego córki. Czy to możliwe, że był aż takim tradycjonalistą?
- Nie planujemy ślubu - brunet odrzekł spokojnie, bynajmniej nie uginając się pod ciężarem niedoszło-teściowego spojrzenia, choć przy tym wciąż nie wypuszczając kobiecej dłoni z tej swojej.
- Słucham? - Halsworth znów popatrzył po nich kolejno, marszcząc gniewnie - uniesione dotąd w zdumieniu - brwi. - Nie chcesz się ożenić z moją córką? - zapytał, w oczywisty sposób to w brunecie upatrując winnego za taki stan rzeczy, co zaledwie na ułamek sekundy sprawiło, ze i jego brwi ponownie drgnęły nieznacznie ku górze. W gruncie rzeczy jednak wolał samemu wyjść na tego złego, który zapewne nie chce ślubu, niż żeby ojciec gniewał się na Jordanę.
- Nie powiedziałem tego. Ale teraz mamy ważniejsze sprawy i nie uważamy, żeby ślub był nam do czegokolwiek... niezbędny - wyjaśnił ostrożnie ważąc słowa, co i tak nie spodobało się ojcu Jordany, który z głośnym brzękiem odłożył sztućce, coraz bardziej niezadowolony z tego, co słyszał; lub z tego, że Chet wypowiadał się w imieniu jego córki, która - w opinii pana Halsworth - miała pewnie inne potrzeby w tym momencie, i ślub był jedną z nich.
- Jak wy to sobie wyobrażacie? Jordie?!
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- Nie, nie planowaliśmy tego… - przyznała cicho, nie odrywając wzroku od osoby ojca – Dla nas to też był duży szok, ale stało się i chcemy, a właściwie musimy sobie z tym poradzić. I chcemy być w tym razem – przyznała, aby ojciec miał świadomość, że Chet nie zamierzał jej z tym zostawić i że planują wychować dziecko razem i w ogóle być razem – czyli generalnie tak jak należało. Niemniej jednak była w stu procentach pewna, że w końcu padnie pytanie o ślub i padło, nawet o wiele szybciej niż przypuszczała. Wypuściła głośno powietrze z płuc, spoglądając szybko na bruneta, bo i jej ojciec utkwił na nim swój wzrok, zapewne dokładnie na to licząc – na to, że nie tylko zamierzali powiedzieć mu o dziecku, ale że Chet zamierzał prosić go o rękę Jordie. Bo ślub w jego mniemaniu był tu kwestią oczywistą, więc czuła, że to nie będzie łatwa przeprawa i nie pomyliła się, widząc oburzenie swojego rodzica po tym jak brunet jasno oznajmił, iż nie planują brać tego ślubu. Słysząc swoje imię i uniesiony nieco głos ojca, przeniosła na niego szybko wzrok i przełknęła ślinę, milcząc przez chwile.
- Nie zamierzamy brać ślubu… teraz – powtórzyła, potwierdzając słowa Chestera – Wychowamy dziecko razem i będziemy razem, ale nie weźmiemy ślubu dlatego, że ono pojawi się na świecie. Proszę Cię, zrozum nas – spojrzała na niego błagalnie, ale jego mina ewidentnie nie wskazywała na coś co chociażby stało koło zrozumienia.
- To jakaś kpina? Czy kolejny żart? Znalazłeś młodą dziewczynę, zrobiłeś jej dziecko i teraz nie potrafisz wziąć na siebie odpowiedzialności?! – wytknął zaraz podniesionym głosem, celując palcem w bruneta, jasno wskazując na jego winę w tym wszystkim – Namieszałeś mojej córce w głowie na tyle, że sama też nie chce ślubu, zapewne dlatego, że Ty go nie chcesz – dodał zaraz, twierdząc, że jego mała dziewczynka nie byłaby do tego zdolna. Że na pewno marzyła o tej białej sukni, o rodzinie i o wartościach, które wyniosła z tego domu. Chciał w to wierzyć i to było widać gołym okiem.
- Tato! Przestań… to nie wina Chet’a. Nie jest w tym sam, jakbyś zapomniał. To nasza wspólna decyzja, a ja nie jestem gotowa na to, by brać ślub. Nie jestem też gotowa na bycie matką, ale na to nie mam już żadnego wpływu, więc… będziemy mieli dziecko, ale nie weźmiemy z tego powodu ślubu – powtórzyła kolejny raz, wzdychając cicho.
- Nie tak Cię wychowywaliśmy z matką… i nie sądziłem, że tak mnie rozczarujesz, że właśnie Ty. Mama byłaby tak samo rozczarowana – wytknął, wytaczając w tej chwili zdecydowanie najsilniejsze działa, bo nie tylko wskazywał na swoje rozczarowanie jej zachowaniem, ale wspomniał właśnie o jej mamie, a przecież wiedział jak ważna dla niej była i zawsze będzie. Dlatego niemal zaszkliły jej się oczy na samą myśl o tym, że byłaby – rozczarowana. Obserwowała więc jedynie, jak gwałtownie podnosi się od stołu, niemal uderzając w niego dłońmi.
- Nie mów tak… - mruknęła cicho, powstrzymując łzy, które cisnęłyby się jej do oczu – Mama by mnie zrozumiała i wsparłaby mnie w moich decyzjach. Dlaczego nie możesz zrobić tego samego?
- Bo moja córka się tak nie zachowuje! Dziecko to odpowiedzialność, a Wam najwyraźniej jej brak. Nie tego się po Tobie spodziewałem - pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą wymalowaną na twarzy. A na twarzy Jordie widniały jedynie smutek i rozczarowaniem - ale tym jak ojciec zareagował i jak się do niej odnosił. Chyba dawno nie widziała go tak wkurzonego, więc tym bardziej było jej przykro po tym co usłyszała. Wiedziała już, że... nie zrozumie.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Wszystko - poza ożenieniem się z nią - mężczyzna zauważył niezadowolony, na co Chet pokręcił tylko nieznacznie głową, powstrzymując się przez wywróceniem oczami, niczym dzieciak, który dostaje burę od rodzica, i to nawet nie swojego. - I co dalej? Czyje nazwisko będzie miało to dziecko? I jak niby ma wyglądać to wasze "bycie razem"? Z tego co wiem, nie mieszkacie razem.
- Będzie nosiło moje nazwisko, oczywiście... - brunet odrzekł bez zawahania, ale mimo wszystko zerknął zaraz na Jordie, by upewnić się, że ona sama nie miała co do tego żadnych obiekcji, bo choć o tym również nie rozmawiali, to Chesterowi wydawało się oczywiste, że dziecko będzie miało nazwisko po swoim ojcu. - I zamierzamy... niedługo razem zamieszkać - dodał nieco tylko ostrożniej, tak jak to wcześniej uzgodnili - uzgodnili, że powiedzą jej ojcu, a nie, że tak faktycznie zrobią.
mama na pełen etat
i narzeczona Chet'a
columbia city
- To wszystko co mówi Chet, to prawda. To nie było dla nas łatwe, ale ułożyliśmy sobie te wszystkie sprawy, postanowiliśmy, że chcemy być razem, szczerze rozmawialiśmy i będziemy rodziną niezależnie od tego czy weźmiemy ślub czy nie. A na pewno nie weźmiemy go teraz – oznajmiła, niemniej stanowczo niż brunet, chociaż chwilowo obawiała się jego stanowczego tonu, wręcz bez grama pokory, co pewnie mogło jej ojca jeszcze bardziej zdenerwować. – Dlatego też postanowiłam nie rezygnować ze studiów i ich nie przerywać, bo wiem, że mogę liczyć na Chet’a i na jego pomoc. I mam nadzieję, że uda mi się to pogodzić – dodała jeszcze, próbując nieco udobruchać ojca właśnie studiami, bowiem to wykształcenie i dla niego było ważne, wiec w całej tej sytuacji mogło załagodzić jego zszargane nerwy. W końcu jego córka nie zamierzała zrezygnować z nauki na rzecz posiadania rodziny, mimo tak młodego wieku. To chyba oznaka dojrzałości, tak? Będąc więc dojrzałą, a przynajmniej próbując, nie zamierzała mówić o tym, że chciałaby, aby ten ślub miał miejsce – kiedyś, aby Chet poczuł, że chce z nią być tak naprawdę, nawet jeżeli sam papierek nie mógł zmienić ich uczuć. Wpłynąłby raczej właśnie na kwestie formalne, bowiem bez ślubu – Chet istotnie mógł po prostu to wszystko zostawić – ją i dziecko, przy okazji pozbywając się jej z baru i tym samym odciąć to wszystko grubą kreską. Jordie mogła zostać z niczym, a raczej właśnie tylko z dzieckiem, nie mogąc liczyć nawet na jakieś zabezpieczenie w razie takiej sytuacji. To oczywiste, że obecnie nie chcieli o tym myśleć, że nawet nie brali pod uwagę rozstania, bo dopiero co się zeszli i planowali wspólną przyszłością, ale… ryzyko pozostawało nadal w grze. A bez ślubu Jordie nie mogła być pewna niczego i wiedziała doskonale, że między innymi o to również chodziło ojcu. Tyle, że właśnie zrobił ją dobitnie swoimi słowami i samym wspomnieniem matki, czego w istocie się po nim nie spodziewała. A może też po prostu ciężko było jej teraz panować nad emocjami przez szalejące hormony, więc te oczy nieco się jej załzawiły i poczuła ukłucie żalu, jednocześnie będąc jednak wdzięczną brunetowi za ratunek i przerwanie ojcu dalszych wypowiedzi. Może nawet zareagował zbyt ostro, ale powiedział samą prawdę i nie mogłaby się z tym nie zgodzić. Ścisnęła więc jedynie porozumiewawczo mocniej jego dłoń, którą nieświadomie nadal tak kurczowo trzymała, aby dodać sobie otuchy. Spojrzała jednak na niego nagle, gdy powiedział jak bardzo mu na niej zależy i napotykając jego wzrok, uniosła kąciki ust ku górze, najwyraźniej wzruszona tym co właśnie usłyszała. Przeniosła więc w po chwili wzrok na ojca i westchnęła cicho.
- Tato, nie jestem już dzieckiem. Może nie tak sobie to wszystko planowałam, ale stało się. Chet jest dla mnie bardzo ważny i nasze dziecko również, nie wyobrażam sobie, że moje życie mogłoby teraz wyglądać inaczej. Z nikim nigdy nie byłam tak szczęśliwa – przyznała, ponownie spoglądając na bruneta, gdy ten uśmiech na jej buźce był znacznie pogodniejszy i co więcej, emanował szczerością, która pokrywała się z jej słowami. Była szczęśliwa w każdej chwili, którą z nim spędzała, a teraz była szczęśliwa nawet podwójnie – nawet jeżeli pierwszy szok tak mocno wpłynął na ich relacje, to teraz byli już na dobrej drodze do tego, by cieszyć się tym stanem błogosławionym. Westchnęła jednak znowu, gdy ojciec skomentował kolejny raz to, że Chet nie chce się z nią ożenić, po czym spojrzała to właśnie na swojego rodzica, to znowu na bruneta, gdy ten niemal od razu odpowiedział, że dziecko będzie nosiło jego nazwisko. Podzieliła z nim spojrzenie, po czym kiwnęła głową, nieco jednak zaskoczona tym faktem – bo sama chyba nawet o tym nie myślała do tej pory.
- Oczywiście, że tak. W końcu chcemy być razem i Chet uzna swoje dziecko, dając mu nazwisko – pogładziła dłonią męskie udo, dając mu do zrozumienia, że zgadza się z tym faktem i absolutnie nie ma nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie – sama tego właśnie chciała, bo to i dla niej wydawało się być całkowicie naturalną rzeczą. Nawet jeżeli ona sama nie będzie nosiła jego nazwiska, z uwagi na brak ślubu, to chciała, aby nosiło je ich dziecko. – I mamy już na oku całkiem fajne miejsce, ale nie chcemy zapeszyć. Niedługo na pewno razem zamieszkamy – potwierdziła, całkiem swobodnie przy tym kłamiąc, chociaż oczywiście musieli w ogóle porozmawiać na ten temat, bo kwestia wspólnego zamieszkania akurat była dość istotna. Póki co jednak musieli opierać się na kłamstwie, więc należało przedstawić fakty tak, aby ojciec w nie uwierzył.
- No dobrze… powiedzmy, że rozumiem, ale… nadal nie popieram kwestii z brakiem ślubu. Powinniście to jeszcze dobrze przemyśleć, zwłaszcza Ty Jordie – wskazałam palcem na córkę, spoglądając na nią znacząco – Bez ślubu nie masz gwarancji niczego, a słowa to tylko słowa. Oczywiście nie życzę Wam żebyście się rozstali, ale uważam, że ślub byłby tutaj najrozsądniejszym rozwiązaniem – dodał jeszcze, przystając w miejscu i spoglądając to na jedno to na drugie, w końcu jednak zawieszając wzrok na córce, wzdychając – Jestem rozczarowany… bo powinnaś teraz studiować i cieszyć się życiem, a nie myśleć już o zakładaniu rodziny, ale… to nie znaczy, że się od Ciebie odwrócę – stwierdził jeszcze, tym razem już łagodniejszym tonem głosu.
- Tato… ja naprawdę się cieszę, że tak się stało. Może nie byłam na to gotowa, ale… to będzie nasze dziecko – spojrzała na Chet’a, uśmiechając się delikatnie – I nie wyobrażam sobie mieć tego dziecka z nikim innym, więc… po prostu chcę być teraz naprawdę szczęśliwa. Z nimi. A na wszystko inne naprawdę przyjdzie jeszcze czas – przeniosła znowu wzrok na ojca, mając na myśli oczywiście ślub i inne kwestie formalne. Kiedyś. Bo nawet jeżeli ostatecznie teraz, gdyby hipotetycznie Chet zechciał się oświadczył – powiedziałaby tak, to nie zamierzała wywierać żadnej presji. Nie chciała ślubu z uwagi na ciąże, tylko z uwagi na to, że Chet sam właśnie tego by chciał. Póki co więc zamierzała po prostu się cieszyć z małych rzeczy i z tego, że ma go u swojego boku, wierząc, że tak już po prostu zostanie.
- Ale liczę też na Ciebie - spojrzał tym razem na Chestera - Na to, że jednak za jakiś czas staniesz na wysokości zadania i zrozumiesz, że ślub to dobre rozwiązanie. Że właśnie wtedy dasz mojej córce poczucie bezpieczeństwa. Mojej córce... i wnukowi - powiedział, pierwszy raz nazywając tak ich dziecko, co rozczuliło chyba i jego i Jordie, bo w jego ustach zabrzmiało to naprawdę wzruszająco. Jakby sam nadal ważył te słowa, ale jednocześnie jakby godził się z faktami, co napawało Jordanę teraz sporą dawką nadziei - na to, że jednak będzie dobrze.
programista
narzeczony jordany
columbia city
/ zt x2