WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stwierdzenie mówiące, że powiedzenie czegoś przyjaciółce nie powinno zaliczać się pod złamanie tajemnicy było najprawdziwszą prawdą i z takiego założenia wychodziła właśnie Darby, zjawiając się na tym spotkaniu z myślą, że m u s i się wygadać – i absolutnie nie ma innej opcji. Z reguły nie była dobra w utrzymywaniu sekretów, co wynikało nie tyle z braku chęci, co porywczego temperamentu i zwyczajnej głupoty, przez którą coś, czasami, zdarzyło jej się wymsknąć. Sprawy ważne dla jej przyjaciół podpadały jednak pod całkiem inną kategorię i zostawały szczelnie zamknięte w szufladzie umysłu oznaczonej plakietką ściśle tajne – w tym przypadku nie było absolutnie żadnej przestrzeni na przypadkową pomyłkę. Dzielnie walczyła ze swoją zwykłą niefrasobliwością, unikając potencjalnych wpadek.
Czekając na to spotkanie, Darby odliczała godziny i minuty – aż ją nosiło na samą myśl! Nie potrafiła ukryć podekscytowania w drodze na umówione miejsce (gdy niemalże tanecznym krokiem zbliżała się w stronę baru). Jakże ciężko było jej ukrywać aż tyle emocji, kłębiących się na raz! – które, w dodatku, nie do końca potrafiła zrozumieć. Ostatnimi czasy czuła się niczym zagubione dziecko, rozpaczliwie potrzebujące pomocy z odnalezieniem się w wielkim świecie i usilnie wierzyła, że Phoenix jest jej w stanie udzielić złotych rad; pokładając w niej tym samym niemalże bezgraniczne zaufanie.
Wszelkie czułości, w formie długiego uścisku, czy tego nie do końca trafionego buziaka, musiały dobiec końca, by można było porządnie rozpocząć wieczór. Jakiekolwiek wyjście na miasto było dla Darby o tyle nieprzemyślanym ruchem, że ostatnimi czasy nie było jej stać nawet na wodę – butelkowaną, o finezyjnej nazwie, bo zwykła, w takich miejscach, była na szczęście za darmo (ach, te wspaniałe, amerykańskie zwyczaje). Poe doskonale o tym wiedziała, więc pewnie dlatego od razu przybyła z odsieczą. – Dzięki. Ty również! Wystroiłaś się dla mnie? – rzuciła zaczepny komentarz. Nadal nieco się rumieniła, słysząc jakiekolwiek komplementy; nawet ze strony bliskiej przyjaciółki. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy w stylu jej ubierania zaszły drobne zmiany; a chociaż nie wiązały się z odnowieniem garderoby, bo wszelakich kreacji – przez lata występowania na konkursach piękności – uzbierała całkiem sporo, zaczęła stawiać na te nieco odważniejsze opcje. – Margarita, tak! Mrożona, truskawkowa, z cukrem na brzegach – wyrecytowała, zamawiając tym samym swojego ulubionego drinka, którego – zdaje się – nie piła już całe wieki. Skoro już był w przygotowaniu, śmiało mogła zabrać się za opowieści, ale … zamilkła. Nie potrafiła tak od razu opowiedzieć na głos o tym, co ją męczy. Potrzebowała nieco przybrać na odwadze. – Najpierw ty – powiedziała, tonem zawierającym w sobie prośbę. To mógł być znak ostrzegawczy – Darby nigdy, przenigdy nie miała problemu z mówieniem wszystkiego, co tylko jej na język przyszło. A teraz jednak pojawiła się, iście niepokojąca, chwila zawahania!
<center></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

- A dla kogóż innego miałabym się stroić, Darby? - gdyby takie typowe, serialowe "duuuh" miało przybrać formę fizyczną, to wyglądałoby dokładnie tak jak grymas przebiegający właśnie przez piegowate lico Farrell. Oczy wywrócone, brwi zmarszczone lekko, usta rozszerzone w cieniu zblazowanego uśmiechu, a wszystko wzmocnione wzruszeniem szczupłych ramion, w komplecie oznaczające mniej więcej tyle, co: "czy to nie oczywiste?" - Chyba nie zakładasz, że mogłabym się tu wdzięczyć dla tego przystojniaka na twojej trzeciej, który gapi się na ciebie nieprzerwanie od momentu, w którym przekroczyłaś próg tej knajpy, co? - zironizowała, pochylając się do blondynki z konspiracyjnym szeptem na ustach - Albo dla tego gościa przy barze... Tylko się nie odwracaj! - ostrzegła Walmsley nim ta mogłaby gwałtownym ruchem spalić ich kamuflaż - Nazwijmy go... Wilbur.... który zamówił sobie właśnie lufę dla kurażu i założę się o dwie kolejki margarit, że w ciągu dziesięciu minut się tu pofatyguje, żeby spytać nas, czy jesteśmy siostrami i co robimy później... - zachichotała, rozbawiona trochę tym wyszukanym okrucieństwem, z jakim potrafiła rozpracować skomplikowany plan "Wilbura", z pewnością tworzony przezeń w podpitej już nieco główce w przekonaniu, że jest to plan iście Wybitny (a nie po prostu, nie oszukujmy się, żałosny).
Złożyła niby zamówienie, ale słysząc rozkaz padający ze strony Darby nie mogła zrobić nic innego, niż tylko natychmiast przywołać kelnera ponownie, uśmiechnąć się przepraszająco i oznajmić:
- To ja poproszę jeszcze pięćdziesiątkę wódki z sokiem z cytryny. Najlepiej Smirnoffa, jeśli macie - bo po innych dostawała zgagi i histerii - A jak nie, to cokolwiek, tylko nie Finlandię.
Otrzymawszy zaś zamówienie - szybko, jeszcze przed margaritami, bo barman chyba miał smykałkę do psychologii i w mig zrozumiał powagę sytuacji - wychyliła kieliszek jednym haustem, nawet się przy tym nie krzywiąc.
- Wybacz, co mówiłaś? Że ja pierwsza? Nie ma mowy. Mogę się najwyżej zgodzić, że raz ty, raz ja. Stoi? - poczuła, jak alkohol idzie jej, jak zwykle, w kolana. Wypuściła piekącą chmurkę powietrza przez nozdrza, odgarnęła z czoła niesforny kosmyk włosów i oparła łokcie o blat (o, w geście godnym starego ochlaptusa, nie zaś ledwie opierzonej niewiasty, która na co dzień zajmuje się ratowaniem żyć i rzyci na oddziale intensywnej terapii...) - Dwa słowa. Miles MacCarthy i Bastian Everett. Chociaż to w sumie... - zastanowiła się, bezgłośnie (i bezcelowo) sylabizując wypowiedziane przed chwilą imiona - Cztery. Pięć, jeśli liczyć "i". No, nieważne, Darby. Wpieprzyłam się po uszy. W gówno roku. G-ówno R-oku - rozczapierzyła palce i wykonała dłońmi gest, który miał informować jej towarzyszkę, że to gówno było o-oooo ta-aaaakie duże. I mogło to wszystko brzmieć zabawnie, prześmiewczo, ale w ciemnych tęczówkach Phoenix Grace Farrell czaiło się coś, co należało tylko...
Spalić. Zniszczyć. Złamać.
Ruchem dłoni dała kelnerowi do zrozumienia, że jest gotowa na kolejnego szota.
- Przepraszam cię mała, ale ty dzisiaj prowadzisz i odganiasz wszystkich Wilburów, okay? Pewnie myślisz, że nie mam powodu... - odwróciła głowę, z jakiejś przyczyny niezdolna mówić dalej, jeśliby musiała patrzeć przy tym komukolwiek w oczy - Pocałowałam ich. Obydwu. W sensie... Nie tego samego wieczora. Ale w odstępie... Ja wiem? Dwóch tygodni może? Albo mniej? Darby... Ja pierdolę, Darby. Narobiłam tak strasznych głupot, że...
Że setka wódki z sokiem z cytryny to być musiała chyba dopiero rozgrzewka.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie odwracaj się, nie odwracaj się, nie odwracaj się – kto tak właściwie mówi? I czy serio, całkiem poważnie, Phoenix myślała, że Darby z ciekawości nie spojrzy za siebie? Niby to dyskretnie, ale tak naprawdę wcale nie; bo umówmy się, wrodzonej subtelności absolutnie nie posiadała. Niejednokrotnie brakowało jej taktu i obycia – co stanowiło raczej powszechną wiedzę. Jak można się więc domyślić, Wilbur wyłapał jej spojrzenie, po którym, oczywiście, nastał głośny śmiech ze strony blondynki. – Ups – rzuciła, w kierunku przyjaciółki. – Czy właśnie go odstraszyłam? – na moment przyłożyła dłoń do ust, oczy śmiesznie przy tym wytrzeszczając, bo niekoniecznie przejęła się ewentualnym urażeniem jego uczuć; inaczej zapewne, niż w normalnych okolicznościach. Teraz jednak była z przyjaciółką, chciała spędzić czas tylko i wyłącznie z nią, miały mieć randkę, wiec nikt nie mógł tego zepsuć. NIKT. – Co ty…? – zaczęła, ale Phoenix już zdążyła wlać w siebie kieliszek. – Uhm, może nie powinnam wydziwiać? Jeden, kulturalny drink i całkowicie przerzucamy się na wódkę, co? – zapytała, jako że wcześniej chyba za bardzo wzięła do siebie pojęcie randka. Miała wrażenie, że wygląda również nieco zbyt elegancko, jak na to, że najwyraźniej nie zamierzały skończyć tego wieczoru, stojąc na równych nogach – co samo w sobie niekoniecznie jej przeszkadzało. – Raz ty, raz ja, okej. Może być. Ale wtedy nie mogę być trzeźwa, okej? Nie mogę, Phoe, po prostu nie mogę – pokręciła zamaszyście głową, pokazując przy tym, jak bardzo coś jej leży na wątrobie – i niestety, w tym przypadku, nie były to jeszcze ogromne pokłady wódki. Shit! – Czuję, że będę miała ochotę zapalić papierosa – rzuciła, ni stąd, ni zowąd, bo na co dzień raczej nie tykała takich rzeczy. Gdzieś jednak usłyszała, że to pozwalało uspokoić nerwy i nawet kilkakrotnie spróbowała, aczkolwiek niekoniecznie potrafiła się zaciągnąć. – Czekaj, chwila, stop. Umiem liczyć słowa, daj spokój, ja potrafię, więc nie musisz, ale … Co? Co takiego zrobiłaś? – typowy sposób wypowiedzi, jakim posługiwała się Walmsley; bez jakiegokolwiek ładu i składu. Przyjrzała się przyjaciółce, w głowie próbując sobie co-nieco poukładać, na temat wspomnianych kawalerów, ale … co takiego wyczyniała? – Dobrze. Ale czekaj, że prowadzę samochód? To nie, wiesz, że nie potrafię. Mogę nas co najwyżej poprowadzić do wyjścia i poprosić ochroniarza, żeby wezwał ubera – tyle była w stanie zrobić nawet w nie do końca trzeźwym stanie; znała to dobrze z autopsji.
Kolejne zdanie wypowiedziane przez Phoenix sprawiło, że Darby sama kiwnęła na barmana. Dobry pracownik, na dobrym miejscu, bo dość szybko postawił obok drugi kieliszek i oba napełnił wysokoprocentowym alkoholem. – Ale … dla cze …? – rzuciła bardzo elokwentnie, nie do końca potrafiąc się w tym momencie wysłowić. Wiedziała doskonale, że Farrell miała słabość do obydwu, ale miała wrażenie, że coś jej poumykało. Powinna czuć się urażona, że przyjaciółka chowa przed nią tajemnice? Nie było sensu, by dorzucać niepotrzebne pretensje. – Miles wyszedł z więzienia? – zapytała, w zamian za to. – Jak do tego wszystkiego doszło? – nie zamierzała jej odpuścić, skoro już zaczęła temat.
<center></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

No dobra, mogła się tego spodziewać – już samo powiedzenie komuś „nie odwracaj się!” jest mniej więcej tak samo skuteczne, jak nakazywanie uczestnikom eksperymentów, o których uczyli ją na zajęciach z psychologii w szkole medycznej, którym to (uczestnikom, nie eksperymentom) badacz w kitlu mówił: „nie myśl o niebieskim niedźwiedziu!” (i, zgadnijmy, o czym każdy jeden z owych ludzkich szczurów laboratoryjnych myślał automatycznie? bingo!)... A co dopiero, jeśli mowa była o osobie tak… no, „z natury dynamicznej” (jeśliby sięgać po język dość dyplomatyczny) jak Darby Walmsley.
Na widok nieszczególnie dyskretnej reakcji przyjaciółki, Phoenix spłoniła się lekko rumieńcem (na szczęście stylowo zamaskowanym przez barową ciemność) i na moment przysłoniła oczy dłońmi - zupełnie jak dziecko, które naprawdę wierzy, że zniknie, jeśli dobrze zasłoni powieki i pozwoli rzeczywistości spowić się na chwilę mrokiem.
Po paru sekundach zmobilizowała dzielnie cały swój heroizm i rozcapierzyła palce, łypiąc spomiędzy nich na jasnowłosą towarzyszkę swym mocno podkreślonym kredką, czekoladowym w kolorze okiem.
- Szczerze? – przełknąwszy wciąż przesyconą wódką ślinę, Phoe pochyliła się w stronę Darby z szeptem tak konspiracyjnym jakby wcale nie były parą dwóch millenialnych przyjaciółek szczebioczących o głupotach prywatnych dramatach nad drinkiem, ale tandemem profesjonalnych szpiegów na misji od której zależą dalsze losy Stanów Zjednoczonych (jeśli nie całego świata!) - Mam taką cholerną nadzieję! Kolejny trójkąt miłosny to naprawdę ostatnie… - jęknęła, na ślepo wyciągając dłoń po podsuniętą jej przez barmana kolejkę - ...na co mam teraz ochotę. Z całym szacunkiem, Darby, bo wyglądasz oszałamiająco i normalnie bym się nie zawahała… - Trochę zironizowała, a trochę złożyła przyjaciółce szczery komplement - Ale, sama rozumiesz, co za dużo, to niezdrowo.
A Phoenix w ostatnim czasie aż nader często szamotała się (nawet jeśli jedynie w pół-sennych marzeniach snutych w puściutkim łóżku nad ranem), pomiędzy dwoma kątami jakiegoś przedziwnego trójboku.
- A myślisz, że jaki jest główny cel moich bieżących starań, Darby? No na miłość boską! – oburzyła się żartobliwie, bo przecież nie po to się chodzi na post-apokaliptyczne randki z przyjaciółką, by zakończyć wieczór w przyzwoitej trzeźwości.
- Ale papierosy to pewna śmierć, Walmsley – pogroziła blondynce palcem – Tak samo jak cukier i niewłaściwi mężczyźni. Kiła i mogiła, z naciskiem na… - No właśnie, Phoenix? Bardziej na „kiłę” czy na „mogiłę”? Farrell zawahała się, prowadząc w głowie szybką kalkulację. Pokręciła wreszcie głową, poddana – Na obydwa. Zapomnij, że cokolwiek mówiłam - ucięła, bo chyba żaden był z niej jednak autorytet w kwestii niskocukrowego odżywiania, odpowiednich wyborów z zakresu życia sercowego (pielęgniarka niby, a jednak, przysłowiowo, szewc bez butów chodzi…)
- Dobra, cholera. Do rzeczy. Jedno słowo: Walentynki - wycedziła znad chłodnego brzegu kieliszka - Kurwa, Darby, sama nie wierzę, że to mówię. Czy da się bardziej cliche? - żachnęła się dramatycznie - No, w każdym razie. Kończyłam akurat dyżur, ok? I nie miałam planów. To znaczy… Nie wiem, jak ta ostatnia idiotka wyobrażałam sobie, że może pojadę do Bastiana, tak, jak wiesz, mieliśmy w zwyczaju… Kiedyś. Przed całym tym - Ściszyła lekko głos, jak na grzeczną panienkę przystało - Gównem. Wiesz, tym trzy lata temu. No, i, że zamówimy pizzę, obejrzymy “Teksańską masakrę…”. Jak co roku. Ale przecież nie rozmawialiśmy ze sobą od takiego czasu, że nie mogłam do niego tak po prostu zadzwonić, tak? Jeszcze po tym, w jakich okolicznościach rozstaliśmy się ostatnio… Więc wychodzę z dyżuru, mam iść do samochodu, za oknem burza, sztorm stulecia. I środkiem korytarza zatacza się jakiś facet, nadążasz? I to był, właśnie - trzepnięcie dłońmi w stół, Wilbur aż podskoczył - Jasna-pierdolona-cholera, Miles-pieprzony-MacCarthy! - zaśmiała się krótko, bo gdyby nie to, to pozostałoby tylko rozszlochać się nad wódką jak dziewczyny z sitcomów (a tego jej duma mogłaby nie zdzierżyć).
Zrobiła przerwę na wlanie sobie w gardło kolejnego łyku alkoholu, w międzyczasie wsłuchując się w pytanie przyjaciółki.
- Hmm? Mhm, taa. Już jakiś czas temu. I, z tego co wiem od Maxa, pływał na łodzi rybackiej - wyjaśniła - Ale wiesz, jakoś się nie palił, żeby odwiedzać moich rodziców. Ciekawe czemu! Cóż, z pewnością nie dlatego, że tęsknił za mną… Bo, jak się zaraz dowiesz z mojej opowieści, nawet mnie nie pamiętał. I wtedy, na tym korytarzu… Jezu Chryste... Darby, ja mu nie powiedziałam, kim jestem, czaisz? A potem pojechaliśmy do niego i nie chciał mnie wypuścić… Przez ten sztorm cały, i drzewa na drodze. I śnieg. I dlatego, że był naćpany paracetamolem, a ja nie spałam od dziewiętnastu godzin. I wyciągnął bimber, okay? - Potarła skronie w jakimś takim desperackim ruchu człowieka ostatecznie przegranego i przegraną tą wykończonego do cna - No i samo poszło. Wiesz, jak to jest…
Wiedziała?
Nawet jeśli nie - a Phoe miała szczerą nadzieję, że nie, bo najgorszemu wrogowi nie życzyła chyba przechodzenia podobnych rozterek, a co dopiero swojej ukochanej Darby - to i tak cudownie było tak po prostu z siebie wywalić. A to, co się ostało, zalać procentami.
- Dobra. Teraz ty, taka była umowa. Muszę odpocząć, zamieniam się w słuch. A potem Ci opowiem o akcji z Bastianem, ale do tego to chyba musimy zamówić całą butelkę, Darby… Jak babcię kocham.
A kochała swoją babcię bardzo.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darby posiadała podobną taktykę radzenia sobie z problemami, więc również postanowiła nie odwracać się w tamtą stronę ponownie; była przekonana, że w ten sposób wspomniany mężczyzna po prostu zniknie. Wyjdzie z lokalu, czy też rozpłynie się w powietrzu – tutaj nie była ważna metoda, a cel, o. Ona natomiast nie myślała o niczym innym, jak o względnym spokoju I nie, nie chodziło tutaj o absolutną ciszę dookoła i warunki, w których byłaby w stanie uspokoić chaotyczne myśli, a raczej o to, by nikt przypadkiem nie zawracał im głowy. Nie miała siły na zabawę w kombinowanie, odstraszanie i zbywanie kogokolwiek. Energię oraz te chwile świadomości, kiedy jeszcze nie wypiły zbyt dużo zdecydowanie wolała zainwestować w rozmowę z przyjaciółką.
- Och – mruknęła cicho, tonem głosu sugerując, że ta uwaga mogła ją w jakikolwiek sposób urazić. Kiedy jednak przyjaciółka przyznała, ze wygląda oszałamiająco, uśmiechnęła się dokładnie tak jak wtedy, gdy na jej głowę wkładano diadem, przy kolejnej wygranej w konkursie piękności. – Cieszy mnie, że przynajmniej na to zwróciłaś uwagę. Ale skoro obie już wiemy, ze wystroiłaś się dla mnie, może po prostu … – nah, nie. Niby zaczęła coś mówić sugestywnym tonem i chciała, naprawdę chciała pociągnąć ten żart dalej, ale pomimo nowej pewności siebie, nadal pozostawała tą samą Darby. Absolutnie nie potrafiła zachowywać się prowokacyjnie, w jakikolwiek sposób. W dodatku przy przyjaciółce nieco wstydziła się używania nowopoznanych sztuczek, obawiając się, że ją wyśmieje. Ostatecznie wcale nie była w jej guście; faceci natomiast na wiele rzeczy przymykali oko. Z reguły wcale jej zresztą nie słuchając (przy pierwszym spotkaniu), co w ostatecznym rozrachunku działało na plus.
- Papierosy nie zabiłyby mnie od razu – westchnęła. Cukier oraz niewłaściwi faceci też raczej nie, aczkolwiek przy tym drugim szanse były zdecydowanie większe. Chyba. Jak łatwo można się domyślić, Darby nie znała statystyk, które byłyby w stanie potwierdzić tę teorię. Nie była również mistrzem kojarzenia faktów.
- Phoenix, czekaj, cholera, stop – powiedziała, po tym całym monologu, bo kompletnie – ale to kompletnie – się pogubiła. – Miles, okej, ten Miles, który miał romans z twoją siostrą. Ten, który jechał z nią samochodem i co ty … – tutaj pokręciła palcem w powietrzu, bo niekoniecznie chciała skończyć to zdanie. W którym się kochała, którego nie chciała sobie wybić z głowy, z którym to wszystko było po prostu zbyt skomplikowane. – Rozmawiasz z Maxem? – zaciekawiła się, nie do końca pewna, jak wyglądają obecnie relacje przyjaciółki z byłym narzeczonym siostry. Czy on dowiedział się o Milo? Cholerna Moda na Sukces, za którą niewielkich rozmiarów mózg blondynki niekoniecznie nadążał. – Ale dobra, Miles, o niego chodzi. Jakim cudem cię nie pamiętał? Przez alkohol, czy …? Jezu – westchnęła po raz kolejny, kiwając przy tym głową barmana. Wspaniały, naprawdę. Po wszystkim na pewno wystawi mu dobrą opinię. Najlepszą.
Zawstydziła się, gdy Farrell kazała jej opowiadać. Pochyliła głowę, zamrugała kilkakrotnie, po czym spojrzała z powrotem na przyjaciółkę, z wyrazem twarzy jak u dziecka, które coś nabroiło i niekoniecznie chciało się przyznawać rodzicom. – To idiotyzm, Phoe – przyznała, układając usta w podkówkę. Jej przyjaciółka miała prawdziwe problemy, dorosłe problemy, podczas gdy ona była zajęta bawieniem się w kotka i myszkę z irytującym współlokatorem. – Ale wiem, obiecałam, także … – no dalej, Walmsley, dalej. – Spałam z Chandlerem. Tak, tym Chandlerem. Najbardziej wkurzającym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam. To wszystko jakoś tak … no skomplikowało się, po prostu. Pamiętasz, co mi obiecał? Że nauczy mnie podrywać facetów, da jakieś rady, jeśli chodzi o randkowanie i inne takie? Tak zrobił. A potem wiesz co? Wychodziłam właśnie na jedną z tych randek i prawie mnie pocałował, totalnie mało brakowało, tylko dzwonek do drzwi to przerwał. Nawet nie wiem, czy to był na pewno pierwszy raz, kiedy tak … – uf, jakoś jej lżej było, gdy o tym powiedziała, nawet jeśli akurat tą częścią podzieliła się już wcześniej z Teddy. – Bastian – zarządziła. – Możemy wziąć całą butelkę, proszę bardzo, ale opowiedz o Bastianie, a potem ja wrócę do Chandlera, okej? – musiała się zgodzić. Zwłaszcza, że barman już zbliżał się w ich stronę – czyżby czytał w myślach?
<center></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

Sama Phoenix też już notowała w pamięci - w tym wymęczonym nieskończoną listą obowiązków i zobowiązań notatniczku, który zawsze nosiła przy sobie, blisko, bo pod sklepieniem czaszki - żeby zaraz po zakończeniu dzisiejszego wieczoru napisać dla opiekującego się nimi barmana nie tyle opinię po prostu, co poemat pochwalny, sonet jakiś, na miarę tych średniowiecznych, w których rozkochani miłością bardowie pod niebiosa wychwalają wybranki swoich serc, tylko, że nie na pergaminie, a na yelp.com albo innej stronie zbierającej opinie użytkowników. Oczywiście, jeśli w ogóle będzie w stanie.
Tak czy inaczej, facet z pewnością wiedział co robi - no, a już na pewno o wiele lepiej, niż ona czy Darby, z taką rozkoszą i zaślepieniem sięgające po każdy kolejny nalany im kieliszek czy szklaneczkę. Mówmy co chcemy, ale czy była lepsza metoda na poradzenie sobie z nadmierną ilością trosk? Można było próbować je wypocić na siłowni lub podczas porannego biegu, wynotować w pamiętniku w strumieniu świadomości, idąc za radą terapeuty albo wykrzyczeć w poduszkę, ale w żadnych innych okolicznościach nie milkły tak skutecznie, jak wówczas, gdy je potopić w wódce. Ach, ginęły w niej w krótkich konwulsjach, jak biedne, Bogu ducha winne mrówki topiące się w deszczówce (które, tak swoją drogą, Phoenix za czasów dzieciństwa zawsze obsesyjnie próbowała ratować, podając im źdźbło trawy albo pszeniczną słomkę, po których mogłyby się wspiąć z powrotem na ląd, do bezpieczeństwa).
Słuchając parafrazy, w której Darby starała się podsumować i ogarnąć cały ten chaos bijący z jej wypowiedzi, Phoenix kurczyła się w sobie - tak metaforycznie, jak i dosłownie, spinając szczupłe ramiona i kuląc się na krzesełku. Nie ma co - usłyszenie własnej opowieści z cudzych ust skutecznie uświadamiało jej, w jak ogromne, toksyczne gówno pakowała się na własne życzenie (czyżby? czyżby faktycznie robiła to wszystko świadomie, na złość nikomu innemu niż sobie, a może Ariel miała rację, i winić należało nie ją, a po prostu jej gwiazdy?!). Aż przysłoniła oczy dłońmi, dokładnie tak, jak robiła to czasem mimowolnie podczas maratonów horroru, które z taką lubością urządzali sobie z Bastianem w dawnych czasach (i to bynajmniej nie tylko z okazji Halloween - w końcu każdy pretekst był dobry, żeby trochę powrzeszczeć podczas kolejnej randki z Freddiem Krugerem... ), a podczas których łudziła się, że wszyscy ci seryjni mordercy i zjawy będą mniej przerażający, jeśli oglądani przez palce.
(Nie, nigdy nie zadziałało).
- Tak - potaknęła krótko, tym jednym słówkiem potwierdzając wszystkie ustalenia poczynione właśnie przez Darby. Czy Miles miał romans z Molly? Tak. Czy ona, Phoenix... - krótki ruch ręką w powietrzu, mający zastępować werbalną diagnozę jej stanu emocjonalnego - ...? Tak. Czy, wreszcie, rozmawiała z Maxem? Tak! - Uhm, trudno powiedzieć, Darby... Chyba przez mieszankę leków i alkoholu. I bólu, bo nieźle rozorał sobie wtedy rękę, więc pewnie był skupiony bardziej na tym, niż na fakcie, że ja... - zaczęła, a potem gwałtownie potrząsnęła głową, tym samym wprawiając w lekki ruch okalające jej twarz kosmyki ciemnych włosów - Nie. Wróć. Szczerze? Tak szczerze-szczerze? Myślę, że nie pamiętał mnie przede wszystkim dlatego, że ja dla niego kompletnie nic nie znaczyłam, wiesz? Byłam... - Cieniem. Tłem. Niepotrzebnym nikomu, zbędnym elementem scenografii. Zawalidrogą jakąś, stojącym na naszej trasie przedmiotem, który się przestawia, by ułatwić sobie spacerek do celu... - Nikim, dla niego. Siostrą Molly, w najlepszym razie. A on przecież poza Molly nie widział świata, nie?
Tak, jak Bastian poza mną - krótkie ukłucie żalu w centralnym punkcie serca, szybko stępione kolejnym haustem alkoholu.
Fakt, że Darby płynnie przeszła do tematu Chandlera - jakkolwiek trudnego - Phoenix przyjęła jednak z niemałą ulgą. Ten układ: sekret-za-sekret, był dość komfortowy. Miała przynajmniej szansę, by na moment odetchnąć od własnych kłopotów i skupić się... No, niestety, na tych przyjaciółki.
Kiwała głową, na znak, że owszem, pamięta Chandlera Jonesa - mgliści, bo mgliście, ale mimo wszystko. "Tego wkurzającego Chandlera", "tego upierdliwego knypa", "tego cholernego gościa..."
- Co?! - aż się zakrztusiła, chyba cudem tylko unikając zadławienia - Spałaś z... Co?! Darby, do cholery, wolniej! - poprosiła, teraz sama pogubiona w przeskoku, który to przyjaciółka gładko wykonała w wypowiadanej przez siebie kwestii. Uczył ją podrywać facetów, okay (ach, więc pewnie stąd te powłóczyste spojrzenia, którymi Darby dziś operowała, i outfit działający na obecnych w barze panów jak lep na głupie, ślepawe muszki owocowe...), miała wychodzić... I co dalej?! Jakim cudem to się niby łączyło z faktem, że ktoś zadzwonił do drzwi, i że... spali ze sobą!? - Jestem już stara, wiesz? Potrzebuję wolniej bo nie nadążam. Uczył cię sztuczek. Próbował cię pocałować, i wcale go przy tym nie winię, no okay. I... jakim, przepraszam, sposobem łączy się to z faktem, że wylądowaliście w łóżku?!
Barman, w pocie czoła pracujący na swoje pięć gwiazdek na portalach konsumenckich, postawił przed nimi kolejną rundkę zamówień. A to mogło oznaczać tylko jedno:
- Bastian, dobra, Bastian. Bastian... - imię ukochane, imię wypełniające całe jej wnętrze tak ciepłem, jak i niewysłowionym bólem - Pamiętasz tę akcję sprzed trzech lat? Tę, gdzie Bastek i ja... No wiesz. Wypiliśmy trochę za dużo, i coś nam strzeliło do głowy, no i... ten. - "Ten", ale nie "tamten", bo skończyło się na paru nieporadnych pocałunkach oraz dramacie, który snuł się za Phoe przez kolejne trzy i pół roku - I on mi wtedy powiedział coś strasznie bolesnego, Darby. Powiedział, że nie zamierza być moim pocieszeniem, czy jak to tam... szło. Tak jakby zakładał, że ja... Że ja mogę używać mężczyzn... Nie, nie mężczyzn. Jebać innych mężczyzn! - może trochę za głośno - Jego jako jakiegoś zasranego pocieszenia. A potem zrobiło się jeszcze bardziej interesująco. Bo wiesz, Darby, wpadłam na Bastiana jakoś w czerwcu, i on mi wtedy wyznał, że moi rodzice... Kuuurwa. Że moi rodzice go przekupili, czaisz? Pieniędzmi. Żeby tylko przestał się do mnie odzywać. Moi właśni, cholerni rodzice! A on? On to kupił. Czy raczej... Sprzedał się. Za parę patyków, Walmsley. Za parę pierdolonych patyków! - Phoe myślała dotąd, że już się z tym wszystkim poukładała, ale najwyraźniej wcale nie. Nadal bolało. Może nawet bardziej niż wcześniej - I teraz uważaj. Wychodzę od Milesa, po całej tej akcji... I kto mi się nagrywa na telefon? W walentynkowy wieczór? Zgaduj-zgadula, Bastian! - jęknęła w kieliszek - I potem wiesz, wielki dramat, zawieszenie, niby, broni. A potem był ten sztorm... Ta wichura, jak zwał, tak zwał. I byliśmy u niego. I poszedł prąd. I nie mogłam spać...
Acha, Farrell. I to jest niby wystarczające wytłumaczenie tego, dlaczegoż to znów wylądowałaś w jego ramionach (nawet jeśli jedynie na ułamek sekundy)?
- Odmawiam więcej zeznań dopóki nie dokończysz o Chandlerze.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie zapijanie trosk wcale nie było najbardziej odpowiednim rozwiązaniem, na jakie mogły wpaść i chociaż Darby starała się jak najbardziej ograniczyć takie odruchy, w tym momencie potrzebowała czegoś, co mogło skutecznie pomóc jej zdobyć się na odwagę. Rozmowy o sprawach sercowych bywały trudne – zwłaszcza, gdy życie obu stron było wyraźnie skomplikowane. Wszystko, o czym opowiadały, nie mieściło się w jakichkolwiek utartych schematach. Sama Walmsley miała natomiast problem z rozmawianiem o tego typu problemach; do wynikało prawdopodobnie z niezbyt dojrzałego podejścia do życia. Często (i prawdopodobnie słuszne), miała wrażenie, że nie dorosła jeszcze do własnego wieku, serio. Za bardzo nawalała, gdy sprawy przybierały niespodziewany obrót.
To, o czym opowiadała Phoenix, było natomiast tak niewyobrażalne, że wręcz nie mieściło się w głowie blondynki. Rzeczywiście miała wrażenie, że jej problemy z Chandlerem są w tym świetne jedną, wielką dziecinadą. Może był to znak, by nieco się ogarnąć? By pomyśleć co robi nie tak i jak to zmienić? Może. Aczkolwiek wysuwanie podobnych wniosków przychodziło jej z ogromnym trudem. Darby nie próbowała oceniać przyjaciółki – chciała tylko i wyłącznie ją zrozumieć. Jakoś przetworzyć sobie w głowie wszystko, o czym wspomniała. Przeanalizować. I, cholera, okazać się jakkolwiek pomocną. Wyciągnąć w jej stronę rękę i dać coś, co usunęłoby randkę najgorszej przyjaciółki pod słońcem, za jaką momentami się uważała. Nie dlatego, że brakowało z jej strony starań, ale dlatego, że te starania od czasu do czasu bywały niewystarczające.
- Ugh – podsumowała krótko i niezbyt trafnie, mimowolnie się przy tym krzywiąc. Chwilę później wlała w siebie kolejny kieliszek, myśląc przy okazji i jak tu można być rozsądnym? Krótko – nie można. Wcale nie można. – Głupota, Phoe – stwierdziła żywo, dziwnie przy tym gestykulując; zupełnie tak, jakby w ten sposób próbowała odgonić negatywne myśli. – Nie jesteś nikim. Nie możesz być nikim. Jesteś piękna wspaniała, mądra i najlepsza na świecie. Nie rozumiem, jak ktokolwiek mógłby tego nie widzieć – oznajmiła, całkowicie szczerze. Nie do końca rozumiała relacje pomiędzy Phoenix, Molly, Milesem i Maxem, aczkolwiek nie sądziła, że jej przyjaciółka mogłaby być duchem. Zupełnie nie. Niezależnie od tego, jak fantastyczna wydawała się jej siostra; której Darby nie miała chyba nawet okazji poznać.
Darby wydawało się, że nie lubi rozmawiać o Chandlerze, aczkolwiek jakimś cudem ostatnimi czasy przewijał się przez większość jej rozmów. Jak uporczywa mucha latająca nad uchem i irytująca samą swoją obecnością. Jak wszystko, czego na co dzień starała się uniknąć. Co próbowała olać. Absolutnie tego nie cierpiała. Druga rzecz jest taka, że raz za razem ktoś jej wmawiał, że skoro tak żarliwie snuje opowieści na temat Jonesa, coś prawdopodobnie jest na rzeczy. W to absolutnie nie chciała uwierzyć; wolała olać i zapomnieć. Zignorować. Nawet jeśli wszystkie znaki mówiły, że jej uczucia są dość oczywiste. Nawet jeśli jej zachowanie wręcz krzyczało, że robi z siebie idiotkę. – Zaraz, moment, okej? Spałam z nim, tak. I to była najprawdopodobniej najgłupsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Albo też najlepsza … zależy jak na to spojrzeć, wiesz? – mruknęła. Skoro podobno się wyleczyli, chyba nie powinna mówić, że postąpili źle, prawda? Pozostało jej jedynie cieszyć się z sukcesu. Chyba. – Wyśmiał mnie, gdy wróciłam po jednej z randek, bo przebiegła naprawdę żenująco. No i wtedy zaoferował się również, że mi pomoże, wiesz? Aczkolwiek byłam przekonana, że jedynie sobie żartuje. Ale nie. Nie żartował i nawet można powiedzieć, że osiągnęliśmy względny sukces – stwierdziła. To pozostawało zauważalne – w jej zachowaniu oraz sposobie ubierania. Nie przebiegło jednak tak gładko. jak oboje planowali; przede wszystkim, gdy pojawiło się między nimi niewytłumaczalne napięcie.
- Pamiętam – oczywiście, że pamiętała, bo pewnie Phoe przeżywała tę sprawę przez bardzo długo czas. Darby natomiast, jak zwykle zresztą, oferowała dość nieudolne wsparcie. Zawsze jednak potrafiła wysłuchać – nawet jeśli niekoniecznie przy tym doradzić. – Traktowałaś go tak? To znaczy … nie, na pewno nie, nie wierzę, że tak mogło być. Ale dlaczego ci to zarzucił? Dlaczego w ogóle tak pomyślał? – zapytała. Niezbyt uważnie dobrała swoje słowa i nie chciała, by przyjaciółka zrozumiała ją źle; nie planowała stawiać jej w jakimkolwiek negatywnym świetle. Fakt, że zapytała, był jedynie głupim przypadkiem i zaistniał tylko dlatego, że nie przemyślała tego, jak powinna zareagować. – Czekaj. Czekaj, czekaj. Twoi rodzice zaproponowali mu pieniądze, żeby cię olał … Jezu, przecież to jest nienormalne. Kurwa, tak cholernie … Nie potrafię nawetwyobrazić sobie tego, jakkolwiek skomentować, czy się odnieść. Jak rodzice mogli zrobić coś podobnego własnemu dziecko? Zamiast skończyć zdanie, Darby jedynie pokręciła głową. – Dlaczego? Co im strzeliło do głowy? Nie wyobrażam sobie, żeby istniał jakikolwiek powód, usprawiedliwiający coś takiego. Ani z jednej, ani z drugiej strony – bo Bastek przyjął pieniądze. Bo sam zadecydował, ze to zrobi. Bo nikt go przecież nie zmusił, prawda? To przynajmniej wynikało z wypowiedzi Farrell. – I co? – zapytała, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi, który jak na razie nie nadszedł. Najwyraźniej po raz kolejny obowiązek opowiadania spoczął na Darby.
- Dobra, Chandler. Więc było coś pomiędzy nami, nie wiem. Nie umiem tego określić, wiesz? Takie napięcie dziwne chyba, ze po tym, jak chciał mnie pocałować i odskoczył, unikaliśmy się bardzo długo. No i przyszedł po jakiś dwóch tygodniach. I nie śmiej się teraz, okej? – wzięła głębszy wdech, zanim przeszła do następnej części historii. – Przyniósł u m o w ę. Taką prawdziwą, chociaż kartki były sklejone. Cholera, UMOWĘ! Stwierdził, ze jedynym sposobem powrotu do jakiegokolwiek ładu jest przespanie się ze sobą i musimy to zrobić na konkretnych zasadach, rozumiesz? No i tak było. W pokoju Rosse niby, aczkolwiek przeszliśmy ostatecznie do niego, bo … to nieważne – machnęła ręką, bo rzeczywiście, zmiana lokalizacji stanowiła najmniej istotny szczegół. – Było tragicznie. Naprawdę, najgorszy seks w moim życiu, totalnie. Nie zgrywaliśmy się kompletnie i nie potrafiliśmy … nie wiem. Po prostu. Wydaje się, że jest okej, bo na pewno nie planuję tego powtórzyć – skrzywiła się z niesmakiem. – Ale ostatecznie … nie wiem – dodała na koniec. Czego właściwie nie wiedziała? Cała relacja z Jonesem nadal pozostawała zagadką.
- Co się stało w trakcie wichury? – zapytała, skoro już podzieliła się swoją historią, ponownie przyszedł czas na Phoenix.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002. outfit

Wyjście na miasto. Tak, tego zdecydowanie potrzebował w dniu dzisiejszym, a konkretnie tą wieczorową porą, umawiając się z paczką kumpli na małe spotkanie. Nie wiedział, czy akurat bardzo było mu potrzebne towarzystwo, ale w sumie - czemu nie? Przynajmniej będzie miał do kogo otworzyć jadaczkę, nie wyglądając również na jakiegoś alkoholika czy samotnika, jaki uznał iż samotne wybranie się do baru to najlepsza z opcji na spędzenie wolnego piątku w okolicach godziny dziewiętnastej.
Nie miał zamiaru zaliczać, jak to pięknie spuentowali jego koledzy. Nie planował szukać panienki na jeden wieczór, nie chciał zarywać aby przyprowadzać pannę do swojego miejsca zamieszkania tylko żeby wykorzystać dla swoich celów. Naturalnie, ma swoje potrzeby, ale w sumie… po co? Dopiero co się jako tako - w jego mniemaniu całkowicie, ale nie wierzcie mu w to tak do końca - otrząsnął po rozwodzie i tym wszystkim, co było z nim związane. Jedynie na czym mu zależało to rozluźnienie, wypicie paru piw, chcąc przy okazji posłuchać o tym, co się dzieje na mieście.
Umówili się pod konkretną miejscówką, chcąc wspólnie zająć jeden z lepszych stolików, bo przecież jego kolegom zależało na jeszcze innych rzeczach w trakcie dzisiejszego wieczoru. Gdy już zebrali się całą grupką pięcioosobową wraz z nim licząc, weszli do wnętrza wybierając ten, który w oczach większości okazał się być tym idealnym. Nie miał zamiaru się wymądrzać czy nie wiadomo co mówić, dostosowując się do decyzji, jaką podjęli chłopaki. Posłusznie zajął miejsce na niezbyt długo, bo skoro okazał się być tym, który dzisiaj nie chce odgrywać roli samca alfy, to ma pójść zamówić pierwszą kolejkę. Świetnie. Jakby wiedział, że tak to będzie się przedstawiało, to by nagadał nie wiadomo czego, żeby teraz nie robił za osobistego barmana dla swojego stolika. Chcąc nie chcąc - podniósł cztery litery z krzesełka, jakie dopiero co zajął, mając w planach… przedostanie się do baru. Tak, przedostanie, bowiem tyle narodu się teraz tu zgromadziło, że na pewno trochę czasu mu zajmie, nim zamówi oraz otrzyma napitki, jakie chcieli skosztować na dobry początek.

autor

Awatar użytkownika
32
169

czarna owca seattle (niemalująca malarka)

bezdomność w seattle

elm hall

Post

7 września 2021 roku.


Jestem chaosem.
Łgającym, krzyczącym - wywierającym na innych presję. Często kłamię, klnę i zdradzam. Siebie, bliskich - nie można mi ufać, każdy to wie - to dlaczego ciągle wszystkich zawodzę?
Wzbudzam zazdrość, w kobietach - które chcą być mną, oraz w mężczyznach, którzy chcą mnie mieć. Nie jestem niczego warta i godna. To dlaczego nagle miałam wszystko?


Gdy kocham - to walczę.
Czasem znikam. Czasem unikam.
Czasem nienawidzę.
A czasem nienawidzą również mnie.

Niekiedy przymykam oczy, bo lubię sobie wyobrażać „co by było gdyby...” (m) wybrała dobrze.

Siedząc na przeciwko laptopa, znudzone - ciemne tęczówki Maude McCann Bosworth wpatrywały się w gasnący ekran - co i rusz naciskając jeden z przycisków, w nadziei by do jej łepetyny dotarły kolejne, zdrowe (całkiem przydatne) myśli. Nie lubiła pisać - szczególnie gdy chodziło o nią i własne, w skrycie (oraz usilne!) przechowywane mroczne uczucia, ale Arnold Williams - psychiatra (podobno najlepszy z Seattle, podesłany od upiornie nękającej jej Kaylee Butler) poinformował brunetkę, że... -


cytat: „Aby wyjść z traumy... [(że niby on kurwa zna się na traumach... od dwudziestu lat, siedzi na tym wygniecionym fotelu, który przez jego cielsko niedługo się rozleci i może mi mówić... wciskać, że wie co czuję. PIERPRZENIE i 300 dolarów mniej w kieszeni, ceni się koczkodan jeden(!!!!))]... należy pisać do siebie listy. Może to Pani uznać jako pamiętnik...[...]” -

Mimo początkowego sprzeciwu zdecydowała się dostosować do jego rad i każdego ranka przesiadywała po kilka godzin przy biurku, ze wszystkich sił próbując cokolwiek z siebie wypocić. Niestety, marnie jej to szło - nie była literackim geniuszem, w szkole stroniła od wypracowań; to dlaczego teraz miałoby być niby lepiej?
Koniec tej szopki. Zniesmaczona zerwała się z krzesła, mocnym uderzeniem zamykając klapę urządzenia. Musiała wyjść - wyrwać się z tych czterech ścian, na które nawiasem nadal jej nie stać - a na które po raz czwarty odmówiono jej kredytu. Powinna znaleźć pracę - pokazać, że jest odpowiedzialną - pełną zaangażowania kobietą, a nie bezimienną alkoholiczką, którą się stała najpierw w Nowym Jorku, by następnie wrócić „na stare śmierci” i pluć sobie (jak i innym...) w twarz tym samym przedstawieniem.

Seattle. Och, Seattle jestem królową Twojej hańby - wiem, że się wstydzisz, ale ja już dawno przestałam; za trzy szklanki zimnej (czystej z lodem, mam nadzieję że pamiętasz) whisky, zapomnę nawet jak wyglądam. Zabawnie będzie zobaczyć wtedy przedstawicielkę mojego największego wroga - czyli perfekcyjnej matki (którą powinnam być od trzech lat, za co się nienawidzę - a jednocześnie dziękuję losowi, bo zjebałabym dziecku życie - a wystarczę że jebie je sobie samej i każdemu komu zrobiło się mnie żal i stracili na mnie swój cenny czas) - zapewne popatrzyłaby na mnie ze współczuciem (kocham ten wyraz twarzy - wszyscy [choć tacy różni] patrzą w dokładnie w ten sam sposób); i próbowała odnaleźć choć zalążek dawnej Maude - pobawmy się w to, przecież nie mam już nic kurwa do stracenia.


Do nozdrza zagorzałej fanki speluny dostał się mglisty dym kręconych ruskich fajek (poczuła się jak u siebie); większość twarzy już kojarzyła - od przyjazdu z wielkiego jabłka była tu prawie... co drugi dzień. Jeden z nieopodal siedzących mężczyzn posłał delikatny uśmiech - czyżby przy ostatniej wizycie stał się jej wybrankiem? Kobieta zignorowała ową czynność by nagle dostrzec...


Upiór w barze operze.
Piękn(y) i bestia.
Duchy moich mojego byłych byłego.
Klątwa(?)



Nie zmienił się. Nic. Zero. Wyprostowała plecy, przełknęła głośno ślinę i z pewnością siebie usiadła na miejscu obok rywala, kochanka, męża, wroga, przyjaciela - nieznajomego z tego życia. - Kto Cię tu zapraszał? - brązowe ślepia zogniskowały się na błękicie (bardziej szarym niż zapamiętała i kochała) Barman dostrzegając Bosworth bez wahania postawił przed nią szklankę zapełnioną trunkiem - to chyba oznaczało jedno: Ryder McCann wtargnął na jej terytorium.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby wiedział, że ten wieczór może oznaczać, że nie tylko wynudzi się na śmierć, bo jego kumple prawdopodobnie będą chcieli zaliczać, uprzednio wyłapując ofiarę z jaką się ulotnią z ów dusznego lokalu, to na dodatek jest bardzo duża szansa spotkania kogoś, kogo naprawdę nie chciał widzieć… to w życiu by nie wyszedł z domu gdziekolwiek. Nieświadomy jednak znalazł się tutaj, obecnie czekając w kolejce do baru, mając nadzieję że szybko się dostanie do lady, mogąc zamówić trunki dla siebie i kolegów, w spokojności wracając na swoje miejsce przy stoliku.
Oczekiwania stały się rzeczywistością, na całe szczęście, bo już był gotów wrócić do znajomych, mówiąc że to pierdoli i wraca do domu, mając serdecznie dosyć czekania aż tak długo na to, aby jedynie zamówić alkohol. Oparł się o mebel, przy jakim znajdowali się i inni bywalcy - stali bądź nie - baru, a po drugiej stronie ujrzeć można było dwóch barmanów obsługujących dzisiejszych przybyłych klientów. Zanim jednak udało mu się zamówić cokolwiek, również musiał nieco czasu poświęcić w ramach oczekiwania na to, aby wreszcie któryś z pracowników się do niego przybliżył. Tyle tutaj ludzi… jakby innego baru takiego typu nie było w tym mieście… Nie mówiąc o tym, że też musieli akurat tu trafić. Wszystko przeciwko niemu, a to dopiero początek wieczoru.
Dobrze powiedziane. Początek… początek czegoś, czego tym bardziej nie chce przeżyć. Ani dziś, ani jutro, ani kiedykolwiek indziej. Zakończył ten rozdział, praktycznie pogodził się z tym wszystkim, co go spotkało. Czy naprawdę los musi być dla niego taki okrutny, wręcz się śmiejąc mu prosto w twarz? Na to wychodzi, bo nim się zdołał porządnie rozgościć, znalazł się przy nim ktoś, kogo najmniej się spodziewał. Nie byle kto.
Kobieta. Nie byle jaka kobieta. Jego… dawna muza, miłość, żona… najcudowniejsze światło jego życia do pewnego momentu w codzienności strażaka. Nim stało się coś, czego najmniej w świecie się spodziewał, nie potrafił wyobrazić sobie innej przyszłości, niż właśnie u jej boku. I mimo swoich planów, marzeń… wszystko się zwyczajnie spierdoliło. Przestało mieć jakikolwiek sens to, co układało się w głowie mężczyzny dla tej dwójki. W jednej sekundzie bańka pękła, a on… nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
Tak jak i teraz. Nie miał bladego pojęcia jak się zachować. Zdębiały wpatrywał się parę chwil w swoją byłą, nie odzywając się nawet słowem. Czyżby nie miał odwagi, aby chociaż się z nią przywitać? Nie chodzi o kwestię odwagi. Zwyczajnie był… wstrząśnięty.
Kiedy ona… tutaj… jakim cudem… skąd…
Nawet w myślach nie potrafił sklecić konstruktywnej wypowiedzi.
Parę razy pomrugał specjalnie mocniej powiekami, aby się otrząsnąć, powracając do rzeczywistości. Wziął głęboki wdech, by zarejestrować jak barman bez jakiegokolwiek zająknięcia podaje jej szklaneczkę z whisky. Uniósł aż brew na ów widok, jednakże nie mając zamiaru tego komentować, bo po co w sumie? Nic ich nie łączy, nie wiąże. Toteż nie miał prawa mówić jej co ma robić, a czego nie; dawać jakieś wielce cenne porady życiowe czy cokolwiek innego. W końcu - sam nie był lepszy, tyle że w swoich własnych czterech pustych ścianach.
Dopiero teraz tak naprawdę przypomniał sobie, że coś do niego powiedziała. Szybko przywołał w głowie sytuację sprzed chwili, rzeczywiście rejestrując wypowiedź, która - o dziwo! - była skierowana właśnie do niego. Znów z uniesioną brwią ku górze przyglądał się jeszcze moment kobiecie, ostatecznie decydując się na odezwanie. Mimo wszystko - to by było niekulturalne z jego strony, gdyby odszedł bez słowa, choćby najmniejszego. - Mógłbym zapytać Cię o to samo - tylko czy Ryderowi chodziło tutaj w kontekście miejscówki, w jakiej przyszło im się spotkać, czy raczej ogólnie - mając na myśli powrót do Seattle.
- Barman, dla mnie potrójną kolejkę z dzbankiem pepsi do tego stolika - tu pokazał jednego z kolegów, który podniósł rękę w celu upewnienia, że rzeczywiście McCann ma na myśli całe to towarzystwo zajmujące jeden ze stoliczków. - I do tego pięć piw lanych - dodał, bo przecież nie mogło i tego zabraknąć w zamówieniu. Poza tym, nie chciało mu się chodzić w kółko po kolejne zamówienia, bo więcej by się dzisiaj nachodził niż napił, jakby tak miało to wyglądać. I tak, specjalnie zajął się rozmową z mężczyzną po drugiej stronie, żeby Maude dała mu święty spokój. Czemu jednak czuł, iż tak właśnie nie będzie?
- Żeby nie było, że przyszedłem tu na darmo, to polej Pan teraz dwa szybkie - dopowiedział po chwili przemyślenia. Tak naprawdę nie chodziło o fakt chęci wynagrodzenia sobie w ten sposób tego całego oczekiwania na swoją kolej do baru - bowiem potrzebował na już chociaż odrobinę alkoholu, aby przetrawić fakt przebywania w tym samym lokalu, osiedlu, mieście tej właśnie przedstawicielki płci pięknej, która jak na złość nie zdecydowała się zmienić swojego położenia, nadal znajdując się przy nim przy barze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10

Dzień w pracy był mega dziwny. I stresujący! Nie da się ukryć, że blondynka nie pisała się na żadne wzywanie straży, ewakuacje, bycie w samym środku akcji i tak dalej. Ona po prostu miała spędzić trzy godziny z taką Alisee, farbując jej długie pukle na blond. Później przyciąć, wystylizować i następna klienta. Lubiła tą swoją pracę, dawała jej możliwość kreatywnego wyżycia się, poznania nowych osób i tak dalej. A dodatkowo, nie była to zbyt stresująca praca, co blondynce niesamowicie pasowało.
A jednak tego dnia jednak nic nie szło po jej myśli. Zaczynając od tego, że skończyło się mleko migdałowe w domu, więc musiała wypić kawę z owsianym, którym gardziła, ale to jeszcze nie świadczyło o zbliżającej się katastrofie. Dopiero później zaczęło się dziać, właściwie to pod koniec ostatniej zmiany. Gdyby to było miejsce zbrodni i ktoś kazał jej powiedzieć wszystko co pamięta, to nie byłaby w stanie wiele wnieść do sprawy. Nie wiedziała, kto zauważył, że coś jest nie tak, zadzwonił po służby, straż pożarna przyjechała, ona gorączkowo starała się zmyć farbę z włosów klientki, aby ta nie wyłysiała przez przypadek, potem ewakuacja, a sama nie wiedziała kiedy usiadła na krawężniku, a ktoś swoją sporą ręką zaczął ją uspokajać i powiedział, że najlepiej będzie, jak po wszystkim pójdzie strzelić sobie kielona. W końcu nic złego się nie stało, a ona potrzebowała się odstresować. No i może przestać się mazać, bo jej reakcja była niezbyt odpowiadająca temu, co się stało.
Od słowa do słowa z brunetem, ustalili że zobaczą się o 21 w Georgetown Liquor company, aby się zrelaksować. Blondynka na to przystała, bo dlaczego nie? Przyszła chwilę wcześniej, bo nie chciało się jej wracać do domu po pracy, bez sensu, za dużo czasu zajmuje i jeszcze spotkałaby swoją siostrę, która by o wszystko rozpamiętywała. Dlatego też Jackie trochę się powłóczyła po mieście, a później weszła do wskazanego pubu. Nie wymieniła się numerem z tym strażakiem, Indio, więc usiadła przy barze, zamówiła piwo i czekała na bruneta. Miała nadzieję, że ten jej nie wystawi, bo samotne picie zdecydowanie nie było jej na rękę tego wieczoru. Potrzebowała kogoś, kto swoją, choćby głupią, paplaniną, zajmie jej myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba był jednym z nielicznych ludzi którzy mogli powiedzieć, że lubią swoją pracę. Bycie strażakiem dostarczało mu takiej samej adrenaliny co w wojsku, chociaż za wojaczką przychodziło mu coraz bardziej tęsknić. Cóż, na swoje własne życzenie został wywalony, a raczej przez to że nie potrafił pozbyć się kilku nawyków. Teraz musi zadowolić się tym, co ma, a jednak ani razu z jego ust nie padło użalanie się nad sobą, by stwierdzenie że bycie strażakiem jest przereklamowane. Wiadomo, ściąganie kotków z drzewa to nie jest szczyt marzeń, ale jak trafi się pożar z prawdziwego zdarzenia, jest w swoim żywiole. Tym razem akcja nie była wielka, ale sądząc po reakcji dziewczyny tam pracującej, było to zawalenie się całego wielkiego świata. Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy razem z kumplem przystępowali do gaszenia pożaru, co notabene, nie zajęło im jakoś mega dużo czasu. Miał więc chwilę, by zagadać do młodej dziewczyny, zwalając to na dobre wychowanie, pocieszyć, zapewnić że nic się nie stało i że tak czasami bywa. W sumie to chyba nie wiadomo, które z nich zaproponowało wyjście do baru, przytaknął jednak ochoczo obiecując, że po skończonej robocie stawi się na miejsce.
Nigdy nie przepuszczał okazji do picia w dobrym, seksownym towarzystwie. Mel za takie myślenie pewnie strzeliłaby go w łeb, ale Indio już taki był i powinna się w końcu przyzwyczaić, że na niektóre rzeczy patrzą zupełnie inaczej. Zerknął na zegarek, mrucząc coś pod nosem na temat swojej opieszałości i wszedł do środka, wzrokiem szukając sylwetki blondynki, odruchowym gestem poprawiając mankiety koszuli. By do niej dotrzeć musiał przeciskać się przez dosyć spory tłum bywalców. Dostrzegł nawet dawnego kumpla, któremu kiwnął głową. Przecież to nie on jest dzisiaj jego towarzystwem.
- Jackie, dobrze pamiętam? Wybacz to lekkie spóźnienie, korki. – gówno prawda, stał przed lustrem by doprowadzić się do porządku i wrzucić na grzbiet rzeczy które nie wyglądają jak psu z gardła wyjęte, a jednak strzelił standardowym tekstem zasłyszanym w jakimś tanim filmie romantycznym który z Mel oglądał któregoś nudnego wieczora. Nie przestawał się uśmiechać, gdy ściągnął kurtkę i zajął miejsce obok niej.
- Widzę, że masz już alkohol. Dobrze. – powiedział, gestem przywołując barmana, samemu zamawiając sobie podwójną szkocką z lodem i skupiając całą swoją uwagę na dziewczynie. - Nie chcę wyjść na dupka, ale serio? To aż taka wielka tragedia była, ten minimalistycznych rozmiarów pożar? – uniósł lekko brwi. Bass do taktownych nie należy i czasami powie coś, zanim się nad tym dłużej zastanowi, taki już jego urok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli się nie lubi swojej pracy, to życie jest trudne do zdzierżenia. Serio, można nie kochać swojej roboty, bo to trafia się nielicznym i trzeba być nie małym szczęściarzem, aby coś takiego trafić w loterii. Właściwie, to najwięcej osób ją toleruje i to już jest dobre rozwiązanie. Wszystko jest lepsze niż nienawiść. Jackie lubiła swoją pracę, można tak uśrednić. Pewne aspekty uwielbiała, na przykład taka możliwość kreatywnego wykazania się, wyżycia się. Wymyślanie fryzury, cięcia, dopasowywanie jej do twarzy klienta czy klientki. Mniej lubiła użeranie się z ludźmi, słuchanie wątów, czepianie się i tak dalej. To chyba normalne, że praca ludźmi potrafi być wrzodem na tyłku. Oczywiście, całe dnie na nogach, stanie, ból kręgosłupa też wchodziły w grę, zarobki mogłyby być wyższe, ale blondynka nie zamierzała narzekać. Zawsze mogła nie znaleźć pracy w swoim "zawodzie" i musieć łapać się czegokolwiek, byle tylko mieć pieniądze na czynsz, zakupy i własne zachcianki.
No już bez przesady z tym seksownym towarzystwem. Jackie miała o sobie całkiem niezłe zdanie, uważała się, że jest ładna i tak dalej, ale nie jako seksbomba, czy coś takiego. Nie próbowała na siłę nosić kusych spódniczek czy dużych dekoltów. Jednak ciekawym towarzystwem jak najbardziej mogła być.
-Jackie. Zdrówko-odpowiedziała, przesuwając swoją butelkę w jego stronę, jakby w geście toastu, tylko nie mogła jeszcze tego zrobić, bo brunet czekał na swoją szklaneczkę.
-Cóż, chyba to ja wyszłam na głupka-powiedziała, lekko się może wstydząca, czy krzywiąc na wspomnienie swojego zachowania. Cóż, trochę spanikowała, trochę zdenerwowała się, generalnie nie była z siebie zbyt dumna w tym aspekcie. Cóż, trudno się dziwić, zrobiła nie małą aferę, którą obserwowało sporo osób, w tym strażacy.-Powiedzmy, że nie byłam gotowa na niespodzianki, a w kryzysowych sytuacjach nie radzę sobie najlepiej-powiedziała, chcąc zbagatelizować to swoje zachowanie i robiąc dobrą minę do złej gry. To ostatnie wytłumaczenie było sensowne. W dziwnych, niespotykanych sytuacjach trzeba było umieć się zachować. A Blossom... No nie, nie miała doswiadczenia.-Mam nadzieję, że nie byłam największą panikarą, jaką spotkałeś w życiu?-zapytała z lekkim rozbawieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fakt, człowiek szczęśliwy powie że kocha to co robi i że nie wyobraża sobie lepszego życia. Indio potrzebował adrenaliny którą czuł w wojsku i bycie strażakiem jako tako mu ją zapewniało, chociaż bywają takie dni, kiedy naprawdę tęskni za wojskiem, za wczesnymi pobudkami, ciężkimi ćwiczeniami, ludźmi których znał i którym ufał. Tęskni za chłodnym metalem trzymanego w dłoniach karabinu. Wiedział, że powrotu już nie ma, że teraz musi wszystko układać na nowo, ale marzeń nikt mu nie odbierze.
Cóż, trzeba jedną sprawę wyjaśnić, a mianowicie podejście Indio do ludzi. Ów człowiek nie przepuści żadnej okazji, która może mieć znamiona przyjemnego wieczoru. I potrafi docenić atrakcyjność fizyczną innych osób, nawet jeśli oni tego nie widzą. Jackie była jeszcze młoda, niewiele o życiu (według niego oczywiście) wiedziała, a on z przyjemnością pokaże jej te aspekty, o których zapewne nie miała pojęcia. Podsumowując jednak, była ładną blondynką która potrzebowała drinka (albo kilku) i towarzystwa (Indio nie był dobrym wyborem, ale jak to mawiają, z braku laku...)
- Zdrówko. – odpowiedział i wyciągnął w stronę jej butelki szklankę z alkoholem, posyłając jej jeden ze swoich uśmiechów. Był sobą, był otwarty i zwykle mu się to opłacało. Czasami tylko obrywał po łbie, bo był zbyt pewny siebie.
- Od razu na głupka. Nie przesadzajmy, ale panika w twoich oczach była aż namacalna. – powiedział kiwając głową, nim popił ze swojej szklanki. On się już przyzwyczaił, to był nie pierwszy jego wyjazd, ale dla kogoś, kto nigdy nie stanął w samym centrum takich wydarzeń, może to być wielki szok. I tak dzielnie sobie poradziła, a nagrodą... jest on sam.
- Nieeee, ty zachowałaś zimną krew. Jedna babeczka, która omyłkowo podpaliła szmatkę w kuchni, chciała skakać z okna, mimo że jej syn ugasił pożar, zanim przyjechaliśmy. – powiedział, wspominając tamto zdarzenie. - Ubzdurała sobie, że to zaraz znowu się zapali i chyba godzinę jej tłumaczyłem, że to nie będzie miało miejsca. – wzruszył ramionami. Takie są najgorsze, chociaż ciekawsze (aczkolwiek nieprzyzwoite) historie posiada ze swojego dorobku jako hydraulik. To jednak chyba na inną okazję. - Myślisz że powinienem się obciąć? – rzucił ni z gruchy ni z pietruchy przysuwając w jej stronę łeb by mogła fachowo ocenić ilość kłaków na jego głowie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nastawienie do życia wiele zmieniało, Jackie doskonale to wiedziała. Niestety, z własnego doświadczenia. Wiedziała, że jej siostra niesamowicie działa na jej nerwy i nie potrafiła tego zmienić, nie potrafiła przymknąć na to oko i nawet jak był lepszy moment, to w każdej chwili była gotowa na rozpoczęcie wojny z nią. A może tylko kolejnej bitwy, bo to ich całe życie było wojną? Trudno stwierdzić. Ale Jackie była młoda, naiwna wręcz, o prawdziwym życiu, czy dorosłości nie wiedziała nic. Szczerze mówiąc, może nie przyznałaby się do tego, ale zdecydowanie przydałoby się jej, aby ktoś jej to powiedział. Co prawda nie była aż tak niedoświadczona, bo ma za sobą dwa dziwne związki, które na pewno uderzyły w jej psychikę i charakter, ale w innych aspektach była raczej naiwna.
-Daj spokój. Już nie musisz udawać. Dałam popis, zdaje sobie sprawę z tego-cóż, miała do siebie pewien dystans, ona sama oceniła siebie negatywnie w tej sytuacji, ale były okoliczności łagodzące. No i naprawdę, dziewczyna nie miała najmniejszego zamiaru w tym momencie już myśleć o tym wszystkim. Mogli dla rozluźnienia atmosfery się trochę z niej pośmiać.
-Cóż, w domu to może bym się nie bała, ale gdzieś w ogrodzie czy parku... To już przestaje być takie niezrozumiałe-zaśmiała się. Jeśli sama by ugasiła pożar w kuchni, to nawet nie wzywałaby nikogo do pomocy. Generalnie próbowałaby wszystko sama zrobić, zamiast dzwonić po pomoc i to taką potężną. Czy to było mądre, to trudno stwierdzić, bo pewnie w 9/10 przypadków nic by się nie stało, ale w tym jednym zakończyłoby się to potężnym pożarem, bo pomoc została wezwana za późno.
-Raczej specjalizuje się w damskich fryzurach, ale jestem pewna, że wyczarowałabym Ci coś fajnego na głowie. W zależności od tego co byś chciał-powiedziała nie krępując się ani trochę i wplatając mu dłoń we włosy, lekko je przeczesując. Zupełnie jakby sprawdzała jakie te jego włosy są i jak by się zachowywały podczas strzyżenia, czy jak wyglądałyby już po.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Georgetown”